Archiwum

Blaszane pudełko

0 Dislike0
Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

– Widzę, żeś już spakowana.
– Tak, jestem gotowa. Na wszystko.
Dwie kobiety rozumiały się bez słów. Zresztą o czym tu mówić, wystarczyło spojrzeć: torba podróżna pełna, na stole dokumenty, skierowania, recepty. Obok fiolki z lekarstwami, inhalator. Na drzwiach, na drewnianym wieszaku, płaszcz i kapelusz, Hilda w drogę zawsze zabierała nakrycie głowy, tak samo zresztą, jak jej matka i babka. Ale po co blaszane pudełko, które wprawdzie zamknięte, ale jednak stało obok, czyżby do szpitala chciała także zabrać jego zawartość ?
– Dzwoniła Moniką jutro nie może przyjechać. Coś im wypadło. Sama zamówiłam taksówkę, na wpół do ósmej – Hilda starannie i powoli dobierała słowa jakby chciała ukryć niepokój. – Tobie zostawiam kwiaty i kota, chociaż kot jest nasz, wspólny i nie powinnam się o niego martwić. Monika ma klucze do mieszkania pewnie zechce tu przenocować, jak przyjedzie, a tobie zostawiam swoje, wiszą na haczyku.
Zofia podążyła za jej wzrokiem i dostrzegła że istotnie, wszystko jest na swoim miejscu. Zresztą wiedziała o tym od dawną przecież spotykały się często, a odkąd obie żyją samotnie, odwiedzały się codziennie. Także i teraz, mimo spóźnionej pory, przyszła zobaczyć, czy Hilda nie potrzebuje czegoś, a właściwie chciała z nią pobyć choć trochę, pocieszyć, dodać otuchy swojej osiemdziesięcioletniej przyjaciółce, która jutro jedzie do szpitala gdzie – być może – czeka ją trudna operacja.
– A blaszane pudełko chcesz zabrać ze sobą ?
– Nie, zostanie tutaj. Ale przed odjazdem musiałam do niego zajrzeć.
To było wszystko, co dwie stare kobiety chciały sobie powiedzieć. Zresztą Zofia znała zawartość pudełka i mogła sobie wyobrazić godziny przed swoim tu przybyciem, w czasie których Hilda siedzi nad rozłożonymi na stole zdjęciami, kartkami pocztowymi i listami, nad skromną biżuterią i innymi drobiazgami, którym z jakichś powodów nadała wyjątkowe znaczenie. Odtąd, ukryte w blaszanym pudle po herbacie, przechowywały pamięć miejsc i ludzi, zapachy domów, atmosferę chwil, z których składa się życie. A Hilda, przez całe lata swojego żywota, nagromadziła ich wiele; teraz, przed wyjazdem, chciała się z nimi pożegnać ?
W jesienne wieczory, gdy czas dłużył się niepomiernie, oglądały wspólnie skarby z owej blaszanej szkatułki. Była tam pożółkła fotografia jeszcze sprzed wojny ( Photograf Trapp – Kolberg ), na której rodzice i babką ubrani odświętnie, trzymają maleńką Hildę. Była też inna, zrobiona po wielu latach, gdzie dorosła Hildą już z mężem trzyma na kolanach maleńka Monikę, a zdjęcie na odwrocie ma pieczęć zakładu : R. Wiśniewski – Kołobrzeg i jeszcze jakiś nieczytelny napis ołówkiem, którego treści nikt inny, poza starymi kobietami, nie jest już w stanie odczytać. Była jeszcze w blaszanym pudełku ślubna obrączka po zmarłym mężu, grubą niezdarnie zrobiona ze złota kupionego na bazarze zaraz po wojnie, kiedy handel szlachetnymi kruszcami stał się procederem zakazanym, także listy, dokumenty. Guzik od służbowego uniformu. Talia tarota. Kasowane znaczki pocztowe z Hitlerem i Bierutem. Kolczyki, dwie spinki do mankietów, kilka listów od rodziców, związanych osobno wyblakłą wstążeczką a wśród nich ten ostatni, z pożegnaniem. Zbiór przedmiotów, który nie sprawiał wrażenia szczególnej dbałości o dobór, a jednak pojedyncze egzemplarze, po odłożeniu do pudełka doznawały jakiegoś niezwykłego wyróżnienia : odtąd zaświadczały o czyimś kiedyś istnieniu, łączyły ze sobą odległe czasy i miejsca zdarzeń, ocalały chociaż fragment świata, który minął.
Szczególnym sentymentem Hilda darzyła niepozorny naszyjnik z bursztynu. Zwykłe okruchy, nanizane na grubą nić były pierwszym prezentem od chłopaka który później został jej mężem i dzięki któremu poczuła że nadal jest u siebie, choć w koło sami obcy. Dlatego nie wyjechała z innymi, jak jej rodzice, kiedy już można było wyjeżdżać, a jantarowe cacko zakładała na święta lub wyjątkowe okazje. Dopiero gdy mąż umarł, naszyjnik powędrował do blaszanego pudełka i leżał tam, obdarzony największą czułością choć coraz częściej przywoływany, bo czas upływał i tylko rzeczy przypominały młodość, miłość, ludzkie szczęście.
Było już późno, czas na sen, więc pożegnały się serdecznie. Następnego dnia rano ostatnie słowa otuchy, dyskretny znak krzyża, o potem zaczęły się dla Zofii godziny oczekiwania, niepewności. Wreszcie pod wieczór wiadomość, której kobieta nie chciała przyjąć. Dopiero telefon od Moniki, że matka nie przeżyła operacji, utwierdził Zofię w przekonaniu, że stało się najgorsze i przypomniał boleśnie, jak bardzo jesteśmy bezradni. Po kilku dniach był jeszcze list, a w nim informacją że kremacja zwłok i pogrzeb odbędą się daleko, w mieście, gdzie mieszka Monika z rodziną także wiadomość, że sprawy po zmarłej przyjedzie uporządkować dziewiętnastoletnia Kasia, córka Moniki, razem ze swoim chłopakiem.
Rzeczywiście, przyjechali w oznaczonym dniu. Kiedy Zofia zeszła do nich ze swojego mieszkania, chłopak już nosił w czarnych, foliowych torbach na śmieci rzeczy, które należały dotąd do Hildy : jej kapelusze, bieliznę, pościel; tak sumiennie wrzucał do worków zawartość szafy, komody i szuflad, jakby postanowił, że po dotychczasowej właścicielce nie powinien pozostać najmniejszy ślad. A zapytana o blaszane pudełko Kasia odparła ze śmiechem:
– Pani Zofio, tam nie było nic ważnego. Na fotografiach jacyś starzy ludzie w śmiesznych strojach, ani to pokazać komu, bo obciach, ani rozpoznać. Wiosną zrobi się tu malowanie, zawiesi nowe firanki i będzie fajowe miejsce na wakacje. Przyjedziemy cała paczką, będzie super, pani Zofio!

Wydawca: Towarzystwo Inicjatyw Kulturalnych - akant.org
We use cookies

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.