słońce forsuje tafle bieli
mozolnie przedziera się
przez kłębowisko myśli
pajęczyną apatii oplecione
więc zagrać na nosie codzienności
uciec z żelbetowego labiryntu blokowisk
prosto w rozpostarte ramiona zieleni
oczy nasączyć błękitem
z wiatrem zatańczyć
aż otworzą się do lotu
przywiędłe pragnienia
i poszybują w bezkres
przestrzeni
wygrać z szarością