z zastygłych w pamięci starych fotografii
wynurzają się bosonogie sny
pełne zawilców i płatków śniegu
gdzie zielone bramy czasu
jeszcze otwarte w rumianych buziach
i grubych pajdach razowego chleba
najsmakowitszych
nieskażone pejzaże ogrodów przeszłości
mrugają do rozbieganych ścieżek
biedronek motyli i kropelek rosy
unosząc aż po chmury
dziecięcy świat rozśpiewania
niezwykłość codzienności
miękka przytulność
w której sam Bóg
wyrzeźbił babcię Mariannę
cichą i łagodną niczym polny kwiatek
która troskę codziennej szarości
nosiła w zielonych dłoniach ukojenia
zabliźniała stłuczone kolana
i drobne grzechy dzieciństwa
w cieniu czasu
w zapachu ziółek
w sepiowym kąciku
jak żółty kwiatek dziewanny
z różańcem i bukietem słońca