Nieformalny, niezależny i nietrwały ruch Occupy Wall Street pokazał, że tradycyjne media oraz dynamicznie rozwijające się serwisy społecznościowe mogą zostać wykorzystane przez uczestników protestu nie tylko jako narzędzie promowania akcji, lecz także jako instrument wywierania nacisku. Seria wystąpień demonstrantów z Wall Street, którym towarzyszyła bierna okupacja wejść do gmachów tworzących nowojorskie centrum finansowe, opierała się w gruncie rzeczy na emocjonalności tłumu ; w pewnym sensie umożliwiała upust emocji pod okiem czujnych policjantów, ochroniarzy budynków i przeróżnych służb. Demonstracjom towarzyszyły hasła antysystemowe, antykapitalistyczne i antykonsumerystyczne.
To nie terroryści, ekstremiści, religijni radykałowie i polityczni szarlatani wymierzyli policzek autorom międzynarodowego ładu ekonomicznego – w dodatku na Wall Street uchodzącej za światową stolicę kapitału. Spokój uporządkowanych pracowników centrum finansjery zburzyli na kilka tygodni demonstranci wyrażający swoją złość i oburzenie – wynikające być może z frustracji związanej z kryzysem finansowym, choć, równie dobrze, z niezadowolenia wzmocnionego przez dyskurs medialny. Czy „okupanci" Wall Street wyrażali coś ponadto?
Wydawać by się mogło, że ruch Occupy Wall Street jest porcją świeżego powietrza, które pod koniec upalnego lata – w sierpniu 2011 roku – wdarło się do gabinetów bankierów (z reguły zamkniętych na problemy zwyczajnych ludzi). Jednak za ulicznymi wystąpieniami, chętnie relacjonowanymi przez prasę i źródła internetowe, nie stał żaden pomysł, program, a nawet ideologia. To zmusza do namysłu, jaka była natura spontanicznego „tłumu" na Wall Street, a także jaką rolę w podtrzymywaniu jego żywotności miały media. Te wydarzenia medialne, za sprawą powszechności środków masowego przekazu, były żywo (i „na żywo") relacjonowane .
Ostatnio dyskutuje się pogląd, według którego rozproszone społeczności, zwłaszcza internetowe lub organizujące się za pośrednictwem Internetu w świecie realnym, posiadają zdolność do tworzenia tak zwanych rojów (poprzez analogię do występujących w przyrodzie tymczasowych gromad owadów) . Tym samym popularna teoria sieci społecznych, tłumacząca sposoby rozpowszechniania się idei w społeczeństwie, znalazła nieoczekiwanie swoją kontynuację. Teoria Marka Granovettera wskazywała na pewną prawidłowość – silne więzi między jednostkami znajdującymi się w określonej sieci społecznej nie wpływają zasadniczo na jakość przekazywanych informacji, gdyż są zwykle podobne (jeśli nie tożsame) ze względu na „siłę" oddziaływania wewnątrz takiej sieci. Natomiast słabe więzi w zasięgu sieci zapewniają jej członkom dostęp do większej ilości informacji, spowodowany znacznym oddaleniem (przestrzennym, czasowym, społecznym, kulturowym czy technicznym) poszczególnych jednostek i mniejszą siłą ich wzajemnego oddziaływania.
Należy zatem przyjąć, iż spontaniczne i „rojowe" ruchy podobne do Occupy Wall Street w początkowej fazie (w momencie konstytuowania się takiej grupy) dysponują szerokim i unikalnym zakresem informacji. Dojrzewanie grupy-roju powoduje ustanie wzrostu ilości oraz jakości informacji, którymi dysponują jej członkowie – „siła" oddziaływania między nimi rośnie. Zatem doniesienia prasowe poświęcone wystąpieniom oddolnego ruchu ukazują w jakimś stopniu nieaktualny stan rzeczy – z perspektywy wagi i jakości informacji istotne było zarzewie protestów, natomiast ich przebieg, najczęściej relacjonowany przez prasę, także portale internetowe, zupełnie nieistotny. Prasa ma bowiem tę właściwość, że uzyskane informacje poddaje obróbce (redakcyjnej lub technicznej), a zatem przekazuje je z pewnym opóźnieniem. Taka forma zapośredniczenia również zaciera ślad pierwotnej informacji, będącej „własnością" – w tym przypadku – samych protestujących.
Adam Majewski
Uczestnicy ruchu Occupy Wall Street (źródło: Wikipedia).