Wiersze Edwarda Zymana czytałem w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku, w takich czasopismach jak „Nowy Wyraz”, „Odra”, „Opole”, „Tygodnik Kulturalny”, „Współczesność”. Debiutował w 1971 roku zbiorem Dialogi pierwsze. Siedem lat później wydał arkusz poetycki Dzień jak co dzień, a w roku 1979 drugi tomik Co za radość żyć. Opatrzył go mottem dedykowanym przyjaciołom – gatunkowi wymierającemu: „musisz nauczyć się znowu wszystkiego: słów, dźwięków, prawie całego języka, gdyż jest to czas, kiedy słowa muszą być precyzyjne i nowe; nie dotyczą ciebie – lub tylko pośrednio, dotyczą natomiast bólu poznawanego tak, jak poznaje go większość ludzi – wstrząs, a potem ciemność. (Elizabeth Jennings).
Wbrew tytułowi Co za radość żyć, zawarte w tomiku wiersze nie są pochwałą rzeczywistości, lecz demaskacją jej wynaturzeń, podstępnego wyalienowania, zakłamania i uprzedmiotowienia związków międzyludzkich. Podmiot liryczny z dużą swobodą ośmiesza ją i szydzi z niej. Daje wiele przykładów na dewaluacje podstawowych wartości. W jednym z wierszy konstatuje: należy się bać nie okrucieństwa, przebiegłości i podstępu, lecz pozornej łagodności i dobroci – „jej wykrętnej twarzy” i gestów „zbyt dobrze ułożonych”. Zauważa, że szczelnie zamykamy się nie tylko przed drugim człowiekiem, ale także przed samym sobą, co doprowadza do psychicznej ułomności. Dwulicowość będzie zawsze własną-cudzą twarzą. Bez możliwości zrozumienia popełnionych błędów, bez uświadomienia sobie chwil słabości, niestałości uczuć i niefrasobliwości, niemożliwe jest zerwanie z zakłamanymi stereotypami i podjęcie szczerych relacji z ludźmi. Podmiot liryczny pisze o tym z pasją i szczerością, językiem klarownym, jednoznacznym, bez wyszukanych porównań i metafor.
Po powstaniu w Polsce ruchu społeczno-politycznego „Solidarność” w sierpniu 1980 roku, Edward Zyman został przewodniczącym NSZZ „Solidarność” w Katowickiej Rozgłośni PR i redaktorem wydawanego poza cenzurą „Tygodnika Katowickiego”. Aresztowano go zaraz po wprowadzeniu stanu wojennego. Przebywał w więzieniach i ośrodkach odosobnienia. Usunięto go również z pracy w „trybie specjalnym”. W 1981 roku wydał tomik wierszy W czyim obcym domu, dwa lata później wyjechał do Kanady.
Po czterech latach pobytu w nowym miejscu zamieszkania opublikował tomik wierszy Jak noc, jak sen; kolejne: Z podręcznego leksykonu w 2006, Jasność w 2011; tom felietonów U Boga każdy błazen w 1987, Poemat współczesny w 2014, tom pamfletów krytyczno-literackich Metamorfozy głębin Twoich. Polonijny parnas literacki w 2003, Mosty z papieru. O życiu literackim, sytuacji pisarza i jego dzieła na obczyźnie w 2010.
Wydawał książki biograficzne, utwory dla dzieci i młodzieży. Redagował tomy prozy, wspomnień i zbiory poezji. W londyńskim „Pulsie” i nowojorskim „Przeglądzie Polskim” publikowano jego prace krytyczno-literackie, wiersze i prozę. Jest wiceprzewodniczącym Fundacji Władysława i Nelli Turzańskich i członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.
Urodził się w 1943 roku w Dobromierzu. Ukończył socjologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. W obecnym roku przypada 40-lecie jego debiutu książkowego. Kilka miesięcy temu wydał dwie kolejne własne książki: zbiorek bibliofilski Z dziecięcej fabryki złudzeń i tom wierszy Bez prawa azylu.
W utworach zamieszczonych w Z dziecięcej fabryki złudzeń nie ma dziecięcej magii czy epatowania egzotyką. Bohater liryczny opowiada o beztroskich zabawach w swoim mieście. Pasjonował się grą w szczypiorniaka, dwa ognie, bawił się z kolegami w złodziei i policjantów, oglądał filmy z Gérardem Philipem i Chaplinem w głównej roli, a nade wszystko większość czasu spędzał z kolegami w tajemniczych zakątkach podwórzy, parków i ogrodu ojców Franciszkanów. W latach pięćdziesiątych robili psikusy starszym osobom stojącym w kolejkach do sklepów, dokuczali starej hrabinie „obrzydliwymi numerami”, której majątek przejęła „sprawiedliwa władza ludowa w imieniu robotników oraz inteligencji pracującej”. Docierały do nich wiadomości o likwidowaniu prywatnego handlu, o zamykaniu „wrogów ludowej władzy i światowego pokoju”, o generale Andersie, że koniecznie chciał przybyć na białym koniu, by zburzyć nowy ład i porządek. Tych dzieciaków fascynowała piosenka o powrocie Polaków do Wilna, choć za jej publiczne śpiewanie wsadzano dorosłych do więzienia.
Podwórkowych przyjaciół jednak bardziej interesowały urodziwe koleżanki i popisowe numery chłopaków z innych ulic. Dojrzewali „przy skocznych dźwiękach pieśni masowych”, takich jak „Ukochany kraj” i „Budujemy nowy dom”, nie wiedząc, że owe beztroskie dzieciństwo odejdzie niebawem w przeszłość.
Gdy byli już uczniami szkoły średniej, podkochiwali się w długonogiej Alicji, oglądali rosyjskie filmy. Najbardziej zaskoczył ich krwawy poznański czerwiec 1956 roku.
Po upływie półwiecza bohater liryczny przegląda zdjęcia z tamtych lat:
Waldek W. zmarł na zawał serca
Iwan ożenił się po latach z koleżanką
z klasy Krzysztof ukończył prawo
Andrzej M. właściciel pierwszego
w R. oryginalnego małego fiata
zapił się na śmierć o innych nic
nie wiesz
(...) podwórko
trwa niezmienione choć nikt
już nie gra na nim w piłkę nie
śpiewa zakazanych piosenek Wilno
i Lwów można odwiedzić w każdej
wolnej chwili ucichły głosy
zatarły się twarze ...
Edward Zyman wyjął fragmenty o ludzkim złu z wiersza Unde malum? Tadeusza Różewicza i z wiersza Obrazy z życia Laquedema Andrzeja Bursy i umieścił jako motta w swoim tomiku Bez prawa azylu. Jego bohater liryczny zapragnął się uwolnić od peerelowskich zwyrodnień i zasmakować z druhami nowego życia na amerykańskim kontynencie.
(...)
Wraz z oddalającym się skrawkiem ziemi,
o którym myśląc,
używaliśmy wciąż dużych słów,
blakły twarze wrogów i przyjaciół,
zacierały się zdarzenia, które jeszcze wczoraj
nie schodziły z pierwszych stron gazet ...
(Nadzieja; sprzed lat)
W innym utworze bohater wyznaje, że jego trudny związek z własnym krajem nie miał charakteru kryzysu, lecz „był labiryntem bez wyjścia”. Nie spełniły się marzenia o „wzajemnej wolności od siebie”, może więc da się „odetchnąć pełną piersią złudzeń na obcym kontynencie”. Tu nawiązał kontakty z kilkoma pobratymcami, którzy już wcześniej dali się porwać podobnym marzeniom.
Okazało się, że „wytęskniony świat wolności”, choćby ten znad Jeziora Ontario, „żyje własnym życiem” i wcale na nich nie czekał. Bohater liryczny i jego przyjaciele czują się tutaj nadal obcy.
Poznali dobrze smak ziemi niczyjej;
ufność z jaką witała ich przed wielu laty okazała się
gestem na pokaz, jednym z jej wielu kaprysów,
który poprawia samopoczucie tubylców. Starannie
wyuczony uśmiech na każdą okazję, budzący kiedyś
tak wielkie nadzieje, od dawna przestał ich zwodzić.
Są sami ...
(Ziemia niczyja)
Należą do garstki osób, którzy nie zapomnieli, skąd przybyli i którzy dochowują wierności pierwszym znaczeniom słów. Są niemodni, bo nie skreślają z pamięci swojej przeszłości. Ulica Roncesvalles w Toronto należąca od wielu pokoleń do ich rodaków dobrze wpasowała się w świat złudzeń tubylców.
(...)
pozostałaś ich sercem i mózgiem;
dom boży obok banku, gazeta prawdy pełna,
parę zatłoczonych knajp, księgarnia
którą odwiedza zabłąkany przybysz i kilka
biur podróży z ich kuszącą ofertą do Ziemi Świętej
lub na słoneczną Kubę, ulubione miejsce
spragnionych wolności rodaków.
Większości z nich wystarczy tutaj bigos i schabowy, innym potrzebne są złudzenia – „powszechnie dostępna wartość tej ziemi wybranej” i „zgrabne chwyty polityczne”. Wrażliwe osoby na wartości duchowe czasem ujrzą tajemniczy sens swojego bytu w spacerze kruków po zaśnieżonym ogrodzie.
Nowi mieszkańcy w Mississagua zalali betonem tereny codziennych wypraw szpaków, wiewiórek, szopów i lisów, a także sady i błonia wypełnione kwiatami. Bohater liryczny mówi tak:
(...)
Dziś czworonożni wygnańcy dzielicie
mój los, pokonując lękliwie łakome jęzory
autostrad, umykając znanym traktem, który wiedzie
was donikąd, podążacie także moją drogą;
nasz świat odwrócony na drugą, bezsensowną
stronę nie różni się niczym: stajemy przed głucho
zatrzaśniętą bramą swojego lecz obcego
domu.
A tym domem jest letniość, uboczność, przypadek, nieproszona wizyta. Nowa ojczyzna spełnia jednak podstawowe zasady współżycia: nie wali w środku nocy do drzwi, nie grzebie w intymnych zapiskach, nie wzywa na rozmowy, „pozwala żyć pełną wolnością”. A stara ojczyzna? Była „zaborcza i zazdrosna”, „zawłaszczała dzień dzisiejszy i historię”, „nagradzała jednych i wykluczała drugich”, „stanowiła obowiązujące wzory wierności i zdrady”.
Wczytując się uważnie w każdą frazę tomiku Bez prawa azylu, zadawałem sobie retoryczne pytania. Czy emigrant buduje swój los na ruchomych piaskach? Czy jeszcze mieszkają w jego pamięci bliskie mu osoby, które zostawił w ojczystym kraju? Czy łatwo daje się zjadać przez toksyczne idee przyfruwające z różnych stron świata? Co mu daje wirtualna i „telewizyjna papka” w nowym miejscu zamieszkania?
W rozdziale Mikołaj Gogol kreuje rzeczywistość wiersze takie jak Śmieci, Rewizor, Ojczyzna, Synonimy współczesne mówią o zaśmiecaniu nie tylko przestrzeni materialnej odpadami, również o zaśmiecaniu myśli i uczuć - nienawiścią, cynizmem i butą.
W rozdziale Stary Bóg czeka bohater liryczny posłużył się morzem jako „wielką metaforą swojego losu” do opowiedzenia o fizycznej i duchowej kondycji osoby żyjącej już częściej wspomnieniami. Dywaguje o niedogodnościach, o złudzeniach, o próbach wykorzystywania sprzyjających okoliczności, o kierowaniu próśb do śmierci, by jeszcze poczekała ze swoimi wyrokami.
(...)
nadchodzi czas spowiedzi której nie udźwigną żadne
znane słowa; może tylko nieokiełznany żywioł
mógłby coś wyrazić, maleńką część prawdy
wyprowadzić z toni mało przejrzystych w których
jesteś sobą; ja, na poły martwy, znam wyrok,
którego żadna siła nie może uchylić: ani wszechpotężny
Eros, ani zaklęta moc w słowie tak bardzo mi posłusznym,
ani głębia pysznej wiedzy, ani sprawność mięśni
co skutecznie drwi z upływu czasu;
(...)
ktoś obcy wniknął w moje chore ciało,
proszę: pomóż mi, pozwól pogodzić się z sobą,
z moim pięknym ale trudnym życiem; nie gaś
małego światełka, które połyskuje w dali, miga
coraz słabiej ustępując czerni.
(Nad wielką wodą)
Lions Bay (Zatoka Lwa) musi być przepiękna i nieskażona ludzką zachłannością niszczenia, skoro bohater liryczny poświęcił jej uroczy tryptyk. Znalazł w niej absolutną ciszę, miłosne szepty morza, doskonałe dzieło Stwórcy pełne tajemnic i rozśpiewanych ptaków w leśnym starodrzewie pnącym się po skałach ku niebu.
Kolejną ozdobą tego tomiku są wiersze o miłości cichej i nieśmiałej, cudownie wpisujące się w klimat zymanowskiej poezji. Najskromniejszy z nich cytuję:
przychodzisz w nocy, gdy cisza
znierealnia wszystkie dzienne sprawy, gdy sen
jak kochanka bierze mnie w ramiona; tak ty
dajesz znać o sobie zbyt mocnym uściskiem, który
nie pieszczotę znaczy, lecz jej przeciwieństwo; a jednak
twój rytm pośpieszny przenika do wewnątrz, pulsuje
światłem ciepłym i przyjaznym; zaprasza do długiej,
łagodnej podróży; czuję twój miękki dotyk,
nadzwyczajną jasność którą wypełnia
najpiękniejsza fraza, nagłe tchnienie wiersza;
obecny w tobie, w jednym błysku słowa
pojawia się w pełni.
To uczucie jest bliskie uczuciu do kobiety; wiersze podobne w tym klimacie, nastroju i w tej skali poetyckiej mądrości czytałem w ostatnich tomikach wierszy Czesława Miłosza i Jarosława Iwaszkiewicza, w To i w Mapie pogody.
W życiu duchowym Edwarda Zymana zaznaczyło swoją obecność wielu ludzi pióra. W tomiku Bez prawa azylu zaistnieli w znakomitych wierszach: Kazimierz Głaz, Marek Kusiba, Wacław Iwaniuk, Roman Sabo, Bogdan Czaykowski, Florian Śmieja, Irena Habrowska- Jellaczyc, Jerzy Korey-Krzeczkowski, Krzysztof Kapuściński i Józef Baran.
Poeta posługuje się często frazą różewiczowską, dzięki kondensacji ekspresji osiąga efekty zaskakujące. Podczas pierwszego czytania wzbudziły we mnie szczery śmiech, mają w sobie głęboko ukrytą kpinę, ironię i szyderstwo z ludzkiej głupoty.
Na okładce i wewnątrz książki zostały wykorzystane reprodukcje lalek-rzeźb Joanny Dąbrowskiej. Ich oczy przyciągają swoim smutkiem, zdziwieniem i głębokim zamyśleniem. Dużo jest jednak w tych lalkach prawdziwej kobiecości. Artystka swoimi postaciami szokuje, zawstydza, kusi i otwiera widza na nowe doznania estetyczne.
1. Edward Zyman, Z dziecięcej fabryki złudzeń, Polski Fundusz Wydawniczy w Kanadzie, Toronto 2018
2. Edward Zyman, Bez prawa azylu, Polski Fundusz Wydawniczy w Kanadzie, Toronto 2018, Stowarzyszenie Literacko-Artystyczne „Fraza” Toronto-Rzeszów, 2018