Czyż definicją samotności stać się nam może PUSTY APARTAMENTOWIEC? – zastanawiała się PANI EGUCKA.
Że co? Że brak w nim LUDZI? Przecież ich przebywanie w nim lub nie, bo GDZIEKOLWIEK, podlega zasadzie NIEOZNACZONOŚCI – zatem nigdy nie wiemy – się nie dowiemy czy ten APARTAMENTOWIEC pusty – LUDZIE mogą być wszędzie; mają ANIMĘ, więc muszą stale trwać w RUCHU, bo to DUSZA stale człowiekowi RUCH nadaje, mu go serwuje – napędza – pocieszała samą siebie PANI EGUCKA. Z ojcowskiej biblioteki przecież księgi czytywała – czytała, tymi wywodami PLATONA o ANIMIE się epatowała:
że ta ANIMA nadaje ciału życie, bo sama życiem jest, że wyklucza śmierć ze swej natury, jest więc NIEŚMIERTELNA bo ISTOTA ŻYCIA polega na SAMORUCHU... proszę! Jakże się to zgadzało z tym, czego PANIĄ EGUCKĄ uczyli profesorowie na jej chemicznych studiach – nawet w temperaturze ZERA BEZWZGLĘDNEGO – 273 stopni Celsjusza RUCH nie ustaje... te drgania własne... taaak... PLATON... skąd on to wszystko wiedział! Że gdyby ruch DUSZY ustał choć na chwilę, to ustałyby ruchy zewnętrzne, gdyż te opierają się na ruchu psychicznym – ruchy kosmiczne i ziemskie by ustały (podziwu godne! Zdumiewała się PANI EGUCKA), zapanowałaby MARTWOTA – totalny BEZRUCH!!! PANI EGUCKA natychmiast (taki SONGPROTEST przeciwko tej MARTWOCIE!) wykonała trzy skrzyżne siady, podnosząc się w górę z wyciągniętymi do przodu rękoma, aby ten ruch zamanifestować – go uszanować, istnienie swej ANIMY potwierdzić; RUSZAM się, więc JESTEM – ustaliła zadowolona.
ANIMA... wiecznie żywa... a więc: PERPETUUM MOBILE istnieje! – wykrzyknęła PANI EGUCKA zadziwiona! Ach, ten PLATON – skąd on to wiedział, że to, co z zewnątrz poruszane ma KONIEC – głosił; ANIMA się sama porusza – tym samym jest WIECZNA! – dziwiła się. Jak ten PLATON. PANI EGUCKA. Zatem powoli... powoli... dzięki temu zadziwieniu – zdziwieniu też filozofem się stawała.
Jednakże TO pytanie: skąd on TO wiedział – nadal ją prześladowało; ależ! To jasne! Zapewne wszystko się stało – stawało za sprawą szczególnych właściwości jego MÓZGU! Osobliwego! Danego – też to wyczytała... Ta biologia MÓZGU ją zajmowała – intrygowała – jedynie paru wybrańcom losu? Danego? DLACZEGO? Te FALE TETA emitującego...
Wszystko, co poruszane z zewnątrz ma KONIEC – jak dooobrze! – westchnęła PANI EGUCKA, bo właśnie ukończyła w swej bibliotece tych ksiąg odkurzanie (biblioteka oddzielała w jej EUROKUCHNI Z SALONEM ową kuchnię; PANI EGUCKA nie zawsze miała ochotę dogadzać swej fizjologii... wnętrza kuchni obserwowanie... na lodówkę spoglądanie... brrr... może i jakoweś nocne podjadanie?), zatem kurzawką z okna ostatni raz pomachawszy... ksiąg uszanowanie ukończyła i bezduszną nieruchawą ŚCIEROKURZKĘ do kosza z praniem wrzuciła, by Stasia od św. ZYTY się jej zmniejszaniem entropii na tym trójwymiarowym świecie tam w górze zachwycała...
Przysiadła przy swoim biureczku – tym, przerobionym z maszyny do szycia marki PHENIX – nieee... dzisiaj już kurzem – prześladowcą jej pełnego dziwacznych przedmiotów salonu – się nie będzie zajmowała, swoje, na cześć porządnickiej Stasi od św. ZYTY, zadania domowe odrobiła, no i dobrze, bo inaczej – bez tego Stasinego porządkowania drugą WIRGINIĄ WOOLF by się stała, u której na stole zawsze pełno obrzydliwych świństewek się walało (też gdzieś to wyczytała); teraz PANI EGUCKA takie obrzydliwości FASFUDAMI zwała... nieee... ależ! Tych FASFUDÓW nie jadała: przerażała ją myśl, że w papierkowcach je skrywających, cała zgroza ich chemicznych właściwości się czaiła. FASFUDOWCY... KUPA szarych papierzysk i plastikowe kubeczki – Stasia od św. ZYTY biadała.
Tak, tak! „POSPOLITOŚĆ SKRZECZY” – PANI EGUCKA zacytowała, rozważać o tej ANMIE, FALACH TETA?! PLATONIE, przeszkadzała.
Otrząśnijmy się z naszej małości – ciału podległości – zdecydowała PANI EGUCKA. Tak więc PLATON! – skąd on o tej ANIMIE tyle wiedział – się ponownie zastanawiała.
Oczywista. Filozofem był. DZIWIĆ się musiał i to profesjonalnie?! Zapewne! Bo z tego kosmicznego zadziwienia – zagubienia tą obroną ANIMY, jej duchowości i nieśmiertelności się zająwszy, podziwu godną, nas pouczającą przestrzeń nam ukazał... Św. AUGUSTYN też tą wydeptaną przez PLATONA drogą kroczył, a stąd już o krok do ALCHEMIKÓW, bo oni św. AUGUSTYNOWI nie przeszkadzali... ANIMA przecież obraz ABSOLUTU w sobie zawierała, odblaskiem ABSOLUTU była.
Swym TRZECIM OKIEM PANI EGUCKA teraz stronice ksiąg z ojcowskiej biblioteki penetrowała – niestety: tylko pamięcią doń sięgała; ojcowski księgozbiór z rąk GALARETY w ręce GOSPOCHY przeszedłszy, dla PANI EGUCKIEJ stracony? Nie, bo z jej ANIMY – SERCA nie wydarty... Czyżby to on na dnie jej serca? – ponownie rozważała, ale ciągle pewna nie była – znowu się wahała.
Ów OBRAZ ABSOLUTU – rozgorączkowana nowymi pomysłami PANI EGUCKA zza biureczka się zerwawszy, biegała teraz – zapewne ten RUCH DUSZY ją nosił – wynosił? Po jesionowych klepkach posadzki salonowej NA BOSAKA – jak mawiała Stasia od św. ZYTY.
ZDZIWIENIE PLATONA? To zapewne za mało, by ZMIENIAĆ – ZMIENIĆ siebie... Ha! Ha! Jakaż tu recepta potrzebna... ALGORYTM... SERCA ludzkie KAMIENNE, SERCA OŁOWIANE? A może i ŻELAZNE – najgorsze, bo przez rdzę zżerane... a nawet jeszcze gorzej! PALONE – KREMOWANE, by nikt się nie dowiedział, ileż w nich zła było, bo DOBRO teraz obśmiane – obśmiewane...
Nawet, a może zwłaszcza, to zło przez FASFUDOWĄ LITERATURĄ wynoszone – wychwalane, profesorskimi recenzyjkami namaszczane! To – nie bójmy się powiedzieć głośno – PORNO – przez słynnego polskiego seksuologa FASFUDEM! Właśnie – FASFUDEM zwane. PORNO – SZTUKI zaprzeczenie – jak mawiał malarz (artysta przecież) GESKI, kiedy wielbiciele jego urokliwej erotyzującej nieco kreski – KOLEKCJONERZY SZTUKI? Poznańscy ginekolodzy – go do obscenicznych malunków zachęcali, grosiwem kusząc niecnym.
– Moja PANI SZTUKA chyba by mi pędzel na mej łysej głowie złamała, gdybym takie bezeceństwa popełniał – zapewniał pana Szlacheckiego GESKI, wcinając na kolację naleśniki PANI EGUCKIEJ; bo kto PANI EGUCKIEJ sąsiadem, nigdy z głodu nie zginął.
– Ciekawe, jakie jeszcze obrzydliwości, jeden z drugim SIUSIEK LITERACKI, SKATOLOG jeden wymyśli – dodawał pogardliwie wydymając usta – ONI się teraz do LITERATURY PIĘKNEJ... hm, hm... dobrali – dwuznacznie chrząknął GESKI i puścił do PANI EGUCKIEJ perskie oko – ją zapaćkali! A co wyrabiali moi koledzy? Samozwańce artystowskie?!! KONCEPTUALIŚCI?!!! Paczuszki ze swymi ekstrementami do największych MUZEÓW świata wysyłali, bo AMBALAŻ Wybrzeża Kalifornijskiego w folie, to było dla nich za mało – ironizował i swym sarmacko – tureckim okiem złowrogo błysnął. – Takie AKTY SZTUKI KONCEPTUALNEJ to były – złościł się ten postimpresjonista, profesora Jana Cybisa uczeń w Warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. – RYSUNKU mnie uczyli, nie z fotografii portretowania... studium głowy PANI EGUCKIEJ narysuję... to upięcie jej włosów... któż to lepiej odda na rysunku? Dziś? Mało kto – dodał z dumą. – Łaskawa pani, jutro o dziesiątej, w mojej pracowni – będzie pani pozowała – fryzura ta sama – zarządził. Łapnął z koszyczka na chleb dwie kromeczki, wcisnął pomiędzy nie parę plastrów baleronu i skłoniwszy się z pochyleniem głowy angielskiego dżentelmena, ręce PANI EGUCKIEJ ucałował, pana Szlacheckiego dłoń uścisnął – będzie na śniadanie – mruknął, gibkim krokiem człowieka w ćwiczeniach gimnastycznych biegłym – USZEDŁ... Rozochocony, jeszcze od drzwi zawrócił, dodając wyniośle:
– Taki móżdżek wyjałowiony z FAL TETA (też o nich wiedział), niczego nie stworzy, FIZJOLOGIA go rajcuje, swoje SERCE – DUSZĘ ku ICH (jakich ICH? Nie objawił – wyjaśnił) radości przeznaczył na spalenie – spopielenie – wykrztusił, bo jeszcze resztkami naleśników się sycił; połknął nareszcie ostatni kęs i kordialnie się zaśmiał:
– Ha! Ha! Ha!... ten Gałczyński! Ze stu krytyków literackich by zastąpił, pisząc:
… Kociubińska śmierdzi dorszem,
pisze wiersze coraz gorsze...
bo przecież przez Polskę teraz mętna rzeka poezji płynie; choć i współcześni recenzenci też czasami pazurek mają; niechże łaskawa pani poczyta... jakąż to dobrą radę pewna pisarka dostała... taka, wielbiona przez ONYCH (znów tych ONYCH nie ujawniając?) – obyś – literatko – choć raz swą książkę przed wydaniem – wydrukowaniem przeczytała, zapewne spory szmat lasu… ten papier, by uratowano…
No tak: na FALACH TETA nie pracowali... nieee, medytacjom, głębokim modłom zapewne się nie oddawali – ubolewała PANI EGUCKA.
Ten PLATON… PANI EGUCKA się już po tym salonie nie miotała, spokojnie się zatrzymała pośrodku, wtuliła stopy w stary irański dywanik (CÉCYLI PUCHE też na nim stópki ogrzewała – leżał bowiem przy jej łożu stary, więc go GOSPOCHA nie zarekwirowała, wręcz wyrzuciła! PANI EGUCKA go ze śmietnika uratowała była), któremu, CZASEM przyprószonego uroku nic nie było w stanie odebrać, bo gorzała w nim DUSZA jego twórcy; teraz dobra MOC w nim tkwiąca powoli… powoli… w PANIĄ EGUCKĄ wnikała – słowa babki CÉCYLI jako żywo wysłyszała:
– Pamiętaj PANI EGUCKA… zapamiętaj! Abyś w każdy zaranek GODZINKI śpiewała – wyśpiewywała, bo od złej MOCY GADZINOWEJ cię ochronią… tajemniczo dopowiedziała, ale zaraz z tej TAJEMNICY umknęła… KTO tym GADEM? Nie objaśniła… W pewne realia, jakby się usprawiedliwiając, że powiedziała za dużo.
– Piotr RODRIGUEZ – Hiszpan je ułożył, 15 – 16 wiek! Cudowny tekst, na wzór modlitw brewiarzowych; przez Jakuba Wujka przełożony na język polski… zapamiętaj – rzeczowo informowała PANIĄ EGUCKĄ – prawdziwy to POMNIK kultury narodowej…
Dopiero teraz – dlaczego? – te słowa do PANI EGUCKIEJ powróciły, gdzieś wiodły– prowadziły… Być może zaprowadzić miały…
Od złej MOCY GADZINOWEJ cię ochronią?! O rety! Jak to było? Kiedy pewnego razu kupowała torebkę… Aha! Taką CASUAL – jak jej ekspedientka wymawiała – odradzała; PANI EGUCKA też wolałaby torebkę ze skóry krokodyla… się zaśmiała... ale zaraz dodała – wówczas – że ze skóry KROKODYLA nie można – zakazane… No TAK! – dodała. Wtedy. Intuicyjnie to powiedziała – z KROKODYLA nie wolno! TO ZIELONE ŚWIATŁO DLA WSZYSTKICH GADOW! – jejku! Właśnie tak to sformułowała.
ŚWIATŁO DLA WSZYSTKICH GADOW… ZIELONE! – zapewne te GADY tymi ZBOCZEŃCAMI PODNORMALNYMI Floriana ZNANIECKIEGO, filozofa poznańskiego… Zapewne tymi FALAMI TETA też przenikającego – wielkiego – się zachwyciła PANI EGUCKA. Chyba też o tych GADACH coś wiedział: KIM one? Gdzie się skrywają? Kiedy tak ŚWIAT cały tą złą MOCĄ oplątują – ją przez ludzkie cierpienia namnażają?
Aby tę zagadkę rozwikłać, mózgu PLATONA by trzeba… Ten PLATON zapewne właśnie takim stanem głębokiej medytacji, modlitwy owładnięty ANIMĘ opisywał… TAAK FALE TETA okiełznął, bo osiągając stan przyrównywany do przejawów geniuszu – twórczego natchnienia.
GADZIE POCHODZENIE zmiennokształtnych stworów? Pod tą ZMIENNOKSZTAŁTNOŚCIĄ się skrywające? – kiedyś o NICH słyszała…? Gdzie? Za śmiesznostkę tę wiadomość uznała – się nią nie zajmowała? BŁĄD! Teraz stan tu głębokiej medytacji potrzebny, bo może i MODLITWY?! – wyszeptała i naraz pojęła, że nie ma – nigdy nie było! W jej życiu PRZYPADKÓW! To nie był zatem PRZYPADEK, że FOTEL KANONIKA posiadła.
Zatem dalsze rozważania o OWYCH, co to GADZINOWE pochodzenie mają, złą energię w świecie pracowicie namnażają (DLACZEGO?!), będzie prowadziła w FOTELU DUCHA – DUCHA KANONIKA, na którym do tej pory nigdy się siadywać nie ośmielała. Chyba jednak się bała.
Nie miała jednak wyboru – bo do takiego dociekania potrzebny stan owej głębokiej medytacji – modlitwy, którym to stanem TAKI FOTEL zapewne był przenikniony… FOTEL – w najciemniejszy – mroczny kąt salonu wciśnięty, nie bez powodu japońskim parawanem z czarnej laki przesłonięty… powoli, powooolutku się doń zbliżała; by trwało to jak najdłużej dreptała, przystawiając jedną stopę do drugiej…
Niegodnam, niegodnam by nań zasiąść – niegodnam – wyszeptała, bo czyż kiedykolwiek głębokiej medytacji się oddawała była? A te modlitwy jej, czy czasem nie ODKLEPYWANE? Gdy tymczasem FOTEL KANONIKA zapewne FALAMI TETA przenikniony – zapewne jakowemuś nawet GENIUSZOWI oddany… bo nie PANI EGUCKIEJ. Kanonikowe tam modły – medytacje, nie na darmo w niebiosa wysyłane… teraz taka pomoc z niebios (KTO ci ONI!), by się PANI EGUCKIEJ przydała… Ta ANIMA PLATONA? I dlaczego to ZIELONE ŚWIATŁO dla wszystkich GADÓW? I dlaczegóż to, się bać nam ich trzeba...
FOTEL KANONIKA… PANI EGUCKA raz jeszcze do dnia, kiedy go posiadła powróciła była… Aha! Lata to sześćdziesiąte ubiegłego wieku – PANI EGUCKA wówczas w mieszkaniu, przerobionym ze strychu starego secesyjnego domostwa na Jeżycach (przez pana Szlacheckiego przerobionego, bo Szlachecki, jak na prawdziwego inżyniera przystało, potrafił WSZYSTKO) zamieszkała, starymi meblami, starociami je zapełniała; kochała tylko stare meble, a nawet gdy życie jej dokuczało (może to te GADZINY kręcące się widocznie często – gęsto koło niej działały… te złe MOCE! Zapewne! Dopiero teraz to zrozumiała), stawała pośrodku swych strychowych zakamarkowych wnętrz i kolejny już raz, taki tekst wygłaszała była:
ZE WSZYSTKICH LUDZI NA ŚWIECIE najbardziej kocham moje ANTYKI ...
i to wówczas, tam, do pełnego szczęścia potrzebny jej był stary wolterowski fotel; na tle swej biblioteki by go ustawiła... księgi w nim rozwierała – czytywała… – się rozmarzyła.
– Nawet praktyczny by był – zaakceptował jej pomysł – jak to inżynier – pan Szlachecki – takie fotele zazwyczaj wypychane puchem z kaczek arktycznych; na strychu raczej chłodno, PANI EGUCKA w takim fotelu przesiadując, by się nie zaziębiała – zatroszczył się.
Niestety – dnie mijały, a poszukiwania wolterowskiego fotela – zwłaszcza w DESIE, ale i w innych osobliwych miejscach też nie dawały rezultatu.
Pewnego dnia jednakże, pan Szlachecki, którego pomysły PANI EGUCKIEJ zawsze zachwycały, z tajemniczą miną zaprosił był ją na spacer po starym Poznaniu i w trakcie tego spaceru wyjawił, iż słyszał, że na poznańskiej Śródce, w pobliżu KATEDRY, w domu co dopiero zmarłego kanonika, jego służący wyprzedaje stare meble, no to może ów kanonik również wolterowski fotel posiadał i teraz kupić by go można było – dociekał.
Klucząc uliczkami Śródki, tuż za KATEDRĄ, natrafili na domostwo zmarłego kanonika. Drzwi otworzył stary sługa w czarnej znoszonej wyświechtanej katanie i zmierzwionych – chyba z rozpaczy po swym zmarłym panu – siwych włosach.
– Państwo w sprawie kupna mebli po kanoniku? No to się spóźniliście – wszystko już sprzedane... nooo... – dodał, ściszając głos i spoglądając za siebie bojaźliwie... noo... wykrztusił, nieco się ociągając – pozostał tylko TEN FOTEL, choć nie sądzę, abyście go chcieli kupić... nie sądzę – mruczał pod nosem – zresztą – rzucił, jakby czymś zdenerwowany – jesteście jeszcze tacy młodzi! No to po co wam TAKI FOTEL – za wcześnie... za wcześnie... złościł się nie wiedząc czemu, ale zaprosił do wnętrza i drepcząc na swych steranych wiekiem nóżkach, wiódł ich przez puste pokoje w amfiladzie; tak puste, że za PANIĄ EGUCKĄ i panem Szlacheckim, niosło się echo ich własnych kroków...
Nareszcie, w jednym z pokoi GO ujrzeli! Stał, odwrócony do nich tyłem i zdawać się mogło nawet w pierwszej chwili, że ktoś na nim siedział!!!
TO był FOTEL WOLTEROWSKI! Obity ni to atłasem, ni aksamitem, ponura purpura… miejscami zrudziała, miejscami wyleniała, ze śladami – odciskami postaci człowieka, który na nim przesiadywał – chyba i całymi latami... jakowaś aura wielkości duchowej się wokół niego snuła – PANI EGUCKIEJ po plecach zimny pazur przeleciał!!! Zimnem, wręcz grobowym, powiało... Widocznie wszyscy to odczuli, bo na chwilę zapadła głucha cisza. Przerwał to milczenie służący:
– No to kanonik nareszcie we własnym domu chwilą ciszy uczczony... nikt przed wami tego nie zrobił; biegali po pokojach, krzyczeli, na fotel, że niby taki sterany, wybrzydzali: niczego, NICZEGO nie rozumieli! NICZEGO! – splótł swoje rachityczne, powykoślawiane artretyzmem dłonie… – bo przecież nie muszę dodawać, że KANONIK właśnie w tym fotelu ZMARŁ… albo lepiej: przeniósł się był do WIECZNOŚCI…
– Przeniósł się był do WIECZNOŚCI?! – wykrztusiła PANI EGUCKA niepewnie spoglądając na pana Szlacheckiego, który teraz z uszanowaniem skłonił głowę; razem też, jak na komendę, się z PANIĄ EGUCKĄ przeżegnali…
– No to FOTEL wasz – niezwykle stanowczym i podniosłym głosem, nieomal młodzieńczym, wykrzykną ożywiony staruszek – Józio, Wituś, chodźcie – ady szybciej! Stanowczość nadal biła z jego głosu.
Z bocznej jakowejś pakamery wysunęli się dwaj młodzi ludzie – grabarze chyba, bo w czarnych pelerynach, kir srebrem przystrojony, unieśli FOTEL w górę, za podłokietniki; z niemym pytaniem w oczach spoglądali teraz na starego.
– Co się gapicie – rozsierdził się stary – nieście ten FOTEL za Państwem do ich domu – dodał, z westchnieniem ulgi.
PANI EGUCKA posiadła zatem wolteriański FOTEL, ale nigdy, przenigdy na nim nie siadywała – siedziała... Bać się? Nie bać? Nie wiedziała? Raz nawet gdy jej, zapewne wybujała, wyobraźnia jakąś siedzącą postać na nim dojrzała – DUCHA KANONIKA – natychmiast w najciemniejszy kąt salonu go wcisnęła by, zwłaszcza tych PODŁOKIETNIKÓW powgniatanych – wyszarzałych tajemniczymi łokciami, które zapewne do WIECZNOŚCI się przeniosły były, nie oglądać – nawet je dla uszanowania z francuska ‘ACCOUDIOR arystokratycznie nazwała… Potomkinią Wielkiej Księżnej JULIANY była? BYŁA. Zatem takich pałacowatych mebli się bać nie powinna… ale! strzeżonego PAN BÓG strzeże... japońskim parawanem z czarnej laki, malowanym, JEJKU! w SMOKI!!! Znów te GADY się jej ukazały – DLACZEGO? – go przesłoniła była.
Teraz z całą determinacją się w ten kąt wcisnęła, ale by tych powygniatanych osobliwymi łokciami ‘ACCOUDIOR nie oglądać, nawet oczy przymknęła (od dziecka o takim filozofie słyszała, który głosił: czego nie widać tego nie ma – zatem podłokietników nie widziała – oglądała),… zresztą takie oczu przymykanie… Stasia od św. ZYTY by ją obśmiewała!
Właśnie to robiła: PANI EGUCKA! Oczu zamydlanie! Opanuj się – wydziwiała, ale PANI EGUCKA w tym FOTELU, jak na jakowejś audiencji, oczy zaciśnięte – siedziała: modliła się? Medytowała? raaczej nie... a JEDNAK naraz A MEZZA VOCE zaśpiewała AMBILE… – ten POMNIK KULTURY POLSKIEJ – GODZINKI… zanuciła:
Zacznijcie wargi nasze chwalić pannę świętą, zacznijcie opowiadać cześć jej niepojętą.
Przybądź nam miłościwa PANI ku pomocy, a wyrwij nas z potężnych nieprzyjaciół mocy...
O tak! – szepnęła PANI EGUCKA i dalej prośby zanosiła:
…Pani, na pomoc świata śpiesz się, zbaw nas z złości...
Dalej, dalej! – ponaglała ją naraz, tam z GÓRY, Stasia od św. ZYTY i też się rozśpiewała:
…Ogromna czartu jesteś, w szyku obóz silny – Bądź chrześcijan ucieczką i port nieomylny…
A PANI EGUCKA znów AMBILE dodała (chyba dla tych SKATOLOGÓW to było):
…Witaj świątynio BOGA, w TRÓJCY Jedynego – Tyś raj Aniołów, pałac wstydu panieńskiego...
PANI EGUCKA naraz oczy rozwarła i na te parawanowe SMOKI spojrzała – GADY jedne! Się czaiły – toteż zaraz dodała:
…Między cierniem lilija kruszy łeb SMOKOWI – piękna jak w pełni księżyc świeci człowiekowi…
Koniec końców poczucie czasu straciła – wyśpiewywaniem, rozmyślaniem umęczona; to pewne – WYCZEKIWANIEM! (najgorsze, że nie wiadomo NA CO?), w lekki sen się pogrążyła była.
Dość – długo w tym FOTELU trwała... Ocknęła się naraz i, rozczarowana, utwierdziła się w przekonaniu, że ta jej CELEBRA nie miała sensu – nadal nie pomogła rozwikłać zagadki, kto te GADY – takie ZMIENNOKSZTAŁTNE – przez Stasię od św. ZYTY ONYMI nazwane. Nawet trochę ścierpła... To sztywne przesiadywanie na tym FOTELU? Może wcale FALAMI TETA nie przenikniętym, może i obskurnym! – a ona – jak to CÉCYLI PUCHE mawiała? – RĄCZKI W GÓRĘ – BUZIA W CIUP... Jak na jakiejś AUDIENCJI u ABSOLUTU? Bo takim spotkaniu przecież marzyła...
Wstała z fotela, już nawet za te przykurzone CZASEM PODŁOKIETNIKI go nie obłapiała – chwytała; stanęła z tyłu i kolanem na środek salonu go wypchnęła...
Cóż, fotel jak fotel – parsknęła – do tego zapuszczony; co sobie PANI EGUCKA wyobrażała? że ją – zapewne NIEGODNĄ. FALAMI TETA przeniknie, coś o onych GADACH ZMIENNOKSZTAŁTNYCH opowie – podpowie?! – istne wariactwo – sama siebie obśmiewała.
Najlepiej jednak wrócić do tej NORMALNOŚCI – jak to Stasia od św. ZYTY zawsze gadała – doradzała... ooo... radio włączy, muzyki posłucha, a fotel do tapicera odda... ładne mi ‘ACCOUDIOR! Wyświechtane!
Odwróciła się w kierunku komody... to radio... je włączyła i naraz usłyszała – się zdumiała:
TU RADIO ŚWIATŁO GABAONU... jedynie do tych, co pracują na FALACH TETA docierające... INFORMACJE – przestrogi dla OŚWIECONYCH, skrywane przed tymi, co naszą MĄDROŚCIĄ znaczoną DOBROCIĄ, pogardzają – TEORIĄ SPISKOWĄ DZIEJÓW ją nazywając.
Członkowie TOWARZYSTWA NIEZNANYCH (bo skrywanych) FILOZOFÓW, sytuację rdzennych mieszkańców ZIEMI przedstawią – kierunki działań obronnych przed NIMI (ONYMI! – głos Stasi od św. ZYTY się dało z tyłu słyszeć), ukażą.
Na początek – byście mogli siłę emitowanych przez wasze umysły FAL TETA wzmocnić (pamiętajcie: zawsze ta MEDYTACJA – MODLITWA!), a powaga chwili tego wymaga, proponujemy w skupieniu wysłuchać naszego HYMNU;… Toteż PANI EGUCKA, poruszona niezwykłością – chwili, w słowa tego HYMNU się teraz wsłuchiwała:
Witaj ŚWIATŁO Z GABAON, coś zwycięstwo dało – z Ciebie SŁOWO przedwieczne w ciało się przybrało...
A więc ŚWIATŁO Z GABAON potrzebne, do naszego w górę wzrastania – w nowych przestrzeniach ukazania się! – błysk świadomości rozjaśnił naraz umysł PANI EGUCKIEJ… Bo ten śpiew teraz o tym powstawaniu CZŁOWIEKA z tego PADOŁU głosił (zapewne onym GADOM jest nienawistne takie człowieka POWSTAWANIE w WYŻSZYCH obszarach – się ukazywanie) ten błysk ŚWIADOMOŚCI wciąż ją nawiedzający, ułatwiał rozumienie – zrozumienie głębokości SŁOWA zawartego w tekście HYMNU:
Aby Człowiek z PADOŁU powstał wywyższony,
– Niewiele od Aniołów jest on umniejszony...
znów oczy przymknęła – swym TRZECIM OKIEM nareszcie widziała to – co za HORYZONTEM zawsze się skrywało...
Kiedy wieszcze SŁOWA HYMNU przebrzmiały, ponownie PANI EGUCKA wysłyszała:
TU RADIO ŚWIATŁO GABAONU – obecnie nadajemy INFORMACJE DLA OŚWIECONYCH FALAMI TETA – Zasada podstawowa – przestrzegać jej nam trzeba – ZŁO DOBREM ZWYCIĘŻAJ! – głos spikera jakby się na chwilę zawiesił...
Nareszcie PANI EGUCKA... no tak! Wszystko... wszystko rozumiała... a więc: SERKL! Jejku, to przecież od wyrazu francuskiego CERCLE pochodziło (ale i od łacińskiego CIRCULUS – krąg, koło), PANI EGUCKA – o dziwo! – nawet język francuski rozumiała teraz, którym przecież od dawna się nie posługiwała – znała tyle o ile, bo choć CÉCYLI PUCHE trochę ją poduczyła, to później… ta ŻELAZNA KURTYNA... koniec z ARYSTOKRACJĄ, jej manierami – więc zapomniała... ale teraz!!! Przeniknięta FALAMI TETA! Bo ten FOTEL! Wszystko! WSZYSTKO rozumiała... na FALACH TETA pracowała – nareszcie! O tych GADACH ZMIENNOKSZTAŁTNYCH... REPTOIDY – to ich GADZIE POCHODZENIE? I dlaczego to ZIELONE ŚWIATŁO dla ONYCH GADÓW, i jak od GADZINOWEJ MOCY się obronić – nareszcie będzie wiedziała!
Zatem: PANI EGUCKA! – witaj w SERKL – witaj w klubie! – zawołała i zwycięsko, i ponownie w tym FOTELU zasiadła – a nawet teraz się w nim rozparła – żadne RĄCZKI W GÓRĘ, BUZIA W CIUP – już nawet na te przykurzone ‘ACCOUDOIR nie zwracała uwagi; teraz siedząc w takim FOTELU arkana TAJEMNEJ WIEDZY będzie odkrywała...
Bo radio ŚWIATŁO GABAONU dopieroż to się rozgadało:
…kontynuujemy INFORMACJE dla OŚWIECONYCH FALAMI TETA:
Odwieczni wrogowie nas ZIEMIAN – owe ZMIENNOKSZTAŁTNE JASZCZURY REPTOIDAMI zwane, zorganizowane w „ORION UNION” (Związek Oriona), składający się z REPTOIDÓW – kosmicznych najeźdźców, którzy od wielu milionów lat żyli i nadal żyją, przybyli do nas z konstelacji DRAKO i przebiegłymi, i inteligentnymi istotami są, chodzącymi w pozycji wyprostowanej – wysocy… około 180 – 210 cm wzrostu, z twarzą humanoidalną.. Ale tajni znawcy przedmiotu twierdzą, że można ich rozpoznać także po pewnej złej manierze: gdy my, dobrze wychowani ZIEMIANIE, jadając, podnosimy łyżkę do ust, oni podnoszą łyżkę CIĘŻKO – coraz częściej widujemy osobników, jadających zupę wstrętnie; rozwalonych – uwalonych na stole – usta pochylających łyżki – zapewniamy was – to dla nich znamienne.
Na szczęście dla nas, nie potrafią odbierać wiadomości nadawanych na FALACH TETA; ich błędem jest to, że widzą tylko to, co chcą widzieć — można to nazwać „myśleniem życzeniowym” – emitowanych przez mózgi ludzkich geniuszy FAL TETA nie widzą, a dla nich – czego nie widać, tego nie ma.
Toteż spokojnie kontynuujemy nasze informacje:
Otóż REPTOIDY – inaczej ZMIENNOKSZTAŁTNE JASZCZURY opanowały nas ZIEMIAN do tego stopnia, że stanowią obecnie ELITĘ ŚWIATA. Ich ORION UNION, skupił koło siebie nawet nas ZIEMIAN, tworząc dla tej grupy, która im poddana tzw. CONSORTIUM (konsorcjum), chcą bowiem stworzyć NOWĄ RASĘ wyłącznie przez nich kontrolowaną – wraz z resztą ludzkości.
Co pozwala im, tu na Ziemi działać? Paliwem dla tych groźnych istot jest ekstremalny strach, złość, bo to one zwiększają ich negatywne pole energetyczne, dlatego wszczynają na Ziemi wojny, ludzi – a nawet i zwierzęta – poddają torturom i cierpieniom aż do śmierci ich ciała fizycznego – to jest ich energetyczna metoda żywienia: ekstrakcja energii przez czakrę podstawy, lub czakrę seksualną (zabiegi ginekologiczne lub ekstrakcja spermy).
Taka to ELITA ŚWIATA, a przecież tą ELITĄ, winny być najtęższe umysły ZIEMIAN – MĘDRCÓW, właśnie tych, którzy dzięki modlitwie usilnej, medytacjom, FALAMI TETA przeniknięci, dzięki dobrej MOCY w nich tkwiącej (ta dobra energia!), mogą stać się ratunkiem dla Ziemi przed tymi najeźdźcami. I tutaj rację HERAKLITOWI z EFEZU oddać nam trzeba – ówże HERAKLIT, pochodzący z arystokratycznego rodu – jego rozważań tu przytaczać nie będziemy, wszyscy znamy: PANTA RHEI! Poglądy jego ETYKI natomiast przypomnieć nam trzeba – rozróżniał dwa rodzaje moralności: moralność przeciętną (TŁUMU), i moralność wyższą (mędrca).
To do waszej – WYŻSZEJ moralności apelujemy! Naszymi śmiertelnymi wrogami owe JASZCZURY REPTILIANAMI zwane... SMOKAMI też, bo przybyli z konstelacji Smoka – z alfa DRACONIS. Już wiemy, że żyją na Ziemi od tysięcy lat. O czym pisze David ICKE w swych teoretycznych rozważaniach o nich, że żyli już w czasach starożytnego Sumeru; znani jako NAGOWIE w hinduizmie; w Chinach to SMOKI; nawet i w legendach Majów występują! Wąż, który potrafił mówić? Pojawił się przecież i w KSIĘDZE RODZAJU – w BIBLII.
Nasi wrogowie Reptilianie reprezentują CIEMNOŚCI, bawią się nami, zmieniając bieguny z wysokich i prawidłowych, na niskie i harde (kłótnie między ludźmi, konflikty, wojny; niszcząc cywilizację).
To upadłe Anioły, zamknięte na poziomie czwartym, sycące się wyłącznie naszą złą energią – jej potrzebują, by istnieć – bez niej umierają.
WĄŻ w EDENIE... upadek rodzaju ludzkiego... to wszystko doprowadziło do przejęcia ludzkiego rodzaju przez Reptoidy...
Tu RADIO ŚWIATŁO GABAONU – napełniajcie wasze serca i rozumy FALAMI TETA.
Otoczcie ŚWIAT modlitwą głęboką i medytacją, i szlachetnymi czynami. Pamiętajcie o filozofii profesora Floriana Znanieckiego: TYLKO CZŁOWIEK DOBRY jest MĄDRY – prawdziwie MĄDRY – DOBRYM!
Więcej wiedzy – jak obronić ŚWIAT przed Reptoidami – zdobędziecie, drodzy słuchacze, na naukowej konferencji, prowadzonej przez Towarzystwo Nieznanych Filozofów (nam znanych) w przyszłym tygodniu; kiedy i gdzie takie spotkanie będzie miało miejsce? Poinformujemy was za pomocą FAL TETA.
Obecność Ziemian – tych, FALAMI TETA przenikniętymi – MORALNIE obowiązkowa, bo ŻYJECIE W SŁOŃCU i nie SKRYWACIE UCZUĆ W KSIĘŻYCU... DOBRYCH, PIĘKNEM obrysowanych..., bo twórczym przejawem BOGA jest PIĘKNO, dostrzegane nawet przez tych, co nie dostrzegają BOŻEJ MĄDROŚCI.
PANI EGUCKA po tych słowach natychmiast głębokiej medytacji, modlitwą przepełnionej się oddała, by godnie prezentować Księstwo Twerskie na owej międzynarodowej konferencji – jeśli do niej dotrze – potomkinią Wielkiej Księżnej Twerskiej Juliany przecież była.