Jestem (1)
„Cogito ergo sum”? – oto jest pytanie.
„Myślę, więc jestem” – tak stwierdził Kartezjusz
już w Rozprawie o metodzie,
a później w Zasadach filozofii.
Choćby cały świat był tylko urojeniem,
skoro myślę, to podobno istnieję;
nie powinienem wówczas zwątpić, że istnieję.
Ale czy jest tak na pewno?
Mam obecnie co do tego poważne wątpliwości.
„Myśleć” i „istnieć”, czy te słowa się równoważą?
I w jakiej kolejności?
Obecnie myślę, że żeby nadać życiu sens,
należy odwrócić ich kolejność.
Należy odrzucić: „Myślę, więc jestem”,
a zakrzyknąć z całą mocą: „Jestem, więc myślę”.
Gdy mnie bowiem realnie nie ma, to czy myślę prawidłowo?
Gdy myślę, a jestem bezmyślny, to jestem?
To w rzeczywistości istnieję?
Istniejąc i jednocześnie myśląc,
myślę, że będąc bezmyślny,
nie istnieję realnie
na tym świecie.
Aby realnie istnieć, nie mogę być bezmyślny.
Niektórzy ludzie są bezmyślni
i wobec tego nie istnieją.
I ja nie raz byłem bezmyślny,
wobec tego, w tych chwilach nie istniałem.
Czy „Jestem, więc myślę”
nie wynika pół żartem, pół serio
z przesłania Pana Cogito
i innych wierszy dotyczących Pana Cogito?
Czy „jestem” implikuje „myślę, jak człowiek”?
Jak człowiek rozumny?
Czy „myślę” implikuje „jestem człowiekiem”?
Jestem człowiekiem rozumnym. O nie!
„Jestem, więc myślę” – oto jest odpowiedź.
Zagadnienie tzw. nadczłowieka w filozofii Thomasa Carlyle’a i Friedricha
Nietzschego na tle koncepcji obiektywnego bytu ludzkiego zaprezentowanej
w wierszu Jestem.
Wspólny horyzont wielu wyznaczających dziś kierunek rozwoju społecznego filozofii stracił wrażliwość na zagadnienie bytu. Mam na myśli wizję nihilistyczną, która jest jednocześnie odrzuceniem wszelkich fundamentów i negacją wszelkiej prawdy obiektywnej. Nihilizm nie tylko pozostaje w sprzeczności z wymogami i treścią słowa Bożego, ale jest przede wszystkim zaprzeczeniem człowieczeństwa człowieka i samej jego tożsamości. Nie wolno bowiem zapominać, że usunięcie w cień zagadnień bytu prowadzi nieuchronnie do utraty kontaktu z obiektywną prawdą, a w konsekwencji z fundamentem, na którym opiera się ludzka godność. W ten sposób stwarza się możliwość wymazania z oblicza człowieka tych cech, które ujawniają jego podobieństwo do Boga, aby stopniowo wzbudzić w nim destrukcyjną wolę mocy albo pogrążyć go w rozpaczy osamotnienia. Gdy człowiekowi odbierze się prawdę, wszelkie próby wyzwolenia go stają się całkowicie nierealne, ponieważ prawda i wolność (niepodległość wewnętrzna) albo istnieją razem, albo też razem marnie giną (por. Potrzeby i zadania chwili obecnej (w:) Encykliki Ojca Świętego Św. Jana Pawła II,Dom Wydawniczy „Rafael” w Krakowie b. d., Encyklika Fides et ratio,s. 762).
Koncepcję tzw. nadczłowieka wypracowali w dziedzinie nauki jaką jest filozofia szkocki filozof Thomas Carlyle (1795–1881) i niemiecki filozof przyznający się do korzeni polskich (choć przeprowadzone badania genealogiczne wykazały, że takich nie było) Friedrich Nietzsche (1844–1900). Koncepcja ta miała niebagatelny wpływ na wszystkie późniejsze filozofie nihilistyczne lub bazujące na koncepcji nihilistycznej. Stało się to podstawą wszelkich przyszłych, w naznaczonym kataklizmami dziejowymi XX wieku, systemów totalitarnych (np. Adolf Hitler, Józef Stalin, Benito Mussolini).
Thomas Carlyle nie odrzucając Boga, jako symbolu skończonego i nieskończonego świata w pierwszym tle swojej filozofii umieścił kult bohaterów, indywidualizm, elitaryzm, walkę z utylitaryzmem, moralizmem. Hasła: „siła jest prawem” i „powodzenie jest słusznością” – to był posiew Carlyle’a. Źródeł jego poglądów dopatrywano się u filozofów niemieckich. Szedł za Fichtem w filozofii historii. Był przekonany, że lepsi mają większe prawa, że przypada im w świecie więcej dóbr, więcej powodzenia. Widział w tym po prostu objaw sprawiedliwości. Twierdził: kto zwycięża, ten ma słuszność. Jak niegdyś Kalwin do etyki religijnej, tak on tę zasadę – że powodzenie jest objawem słuszności – wprowadził do świeckiej etyki i historiozofii. Ludzie bowiem nie są bynajmniej z natury równi: Carlyle był zdecydowanym przeciwnikiem egalitaryzmu. I wywodził stąd konsekwencję: że ludzie mają nierówne prawa. Prawo do każdej rzeczy mają lepsi, bo oni lepszy z niej robią użytek. Ci, co są dzielniejsi, są lepsi, a ci, co silniejsi, są dzielniejsi. Więc silniejsi są lepsi. Słabsi powinni im ustępować, bo są gorsi. Słabsze narody powinny oddawać silniejszym nawet własną ziemię, o ile te do niej roszczą pretensję. Najsłynniejszym cytatem z dzieł tego filozofa, które do dzisiaj zostało zapamiętane, jest zatem zdanie: „Jestem jak nikt inny, jestem ponad tym wszystkim, jestem sam z gwiazdami”. Utworzyła się legenda o jego mądrości i głębi (por. W. Tatarkiewicz, Historia filozofii,tom III, Warszawa 1990, s. 55–57).
Friedrich Nietzsche odrzucał a priori i a posteriori wiarę w Boga, a przeciwstawił temu ideę nadczłowieka. Jeśli kto głosił przed nim ideę nadczłowieka, to tylko Kallikles i Trazymach – filozofowie antyczni, greccy opisani przez Platona. Podobne myśli były również u opisanego powyżej Carlyle’a. Nawiązujący wcześniej do nihilizmu filozof niemiecki Johann Gottlieb Fichte stwierdzał, że religia nie posiada wartości samoistnej i sprowadza się jedynie do moralności; nie da się spekulatywnie dowieść istnienia Boga, a wiara jest jedynie arbitralnym przekonaniem. W swoim podstawowym dziele filozoficznym: Tako rzecze Zaratustra Friedrich Nietzsche wielokrotnie kategorycznie więc wypowiadał się, że: „Bóg jest martwy”. Nie wierzył także, że Jezus jest Mesjaszem, a nawet, że był wielkim człowiekiem. Z niezwykłym przekonaniem pisał: „Człowiek jest zły” – mówili ku pociesze wszyscy najmędrsi. Och, gdybyż to dziś prawdą jeszcze było! Gdyż zło jest w człowieku największą siłą! „Człowiek stać się musi lepszy i gorszy” – tak oto ja pouczam. Najgorsze jest w nadczłowieku niezbędne do najlepszego. Dobre to snadź było dla onego kaznodziei małych ludzi, iż cierpiał on i dźwigał grzech człowieczy. Ja zaś doznaję wielkiego grzechu jako największej pociechy (Tako rzecze Zaratustra, przekład Wacław Berent,Vis a vis Etiuda, Kraków 2022, s. 283).
Główne założenia filozoficzne Nietzschego były takie: 1) założenie wartości życia: jedynie ono posiada wartość bezwzględną i z niego rodzi się wszystko inne, co w ogóle wartość posiada; 2) założenie wolności silnego: wolność należy się tylko temu, kto posiada dość siły, by ją sobie zapewnić; 3) założenie nierówności: ludzie nie są równi, między nimi są lepsi i gorsi, zależnie właśnie od tego, ile mają w sobie życia i siły. Dobitnie w dziele Tako rzecze Zaratustra stwierdził: „Gdyż tak oto mówi mi sprawiedliwość: »ludzie równi nie są«. I stać się równymi nawet nie powinni! Czemżeby była ma miłość nadczłowieka, gdybym pouczał inaczej?” (s. 99). Taką samą tezę postawił w książce: Poza dobrem i złem. W innym znanym powiedzeniu mimo głoszonego przez siebie ateizmu poszedł jeszcze dalej: „W niebie brakuje wszystkich[m. p. A. S.] interesujących ludzi”.
Nietzsche jak sam mówił, podjął „przewartościowanie wszystkich wartości”. I rzeczywiście przewartościowanie tych wartości dla pewnej grupy ludzi, wartości, które wywodzą się z filozofii Jezusa Chrystusa zaprezentowanej w Ewangeliach: trzech tzw. synoptycznych i czwartej wg św. Jana, mu się na pewien przeciąg czasu udało. Friedrichowi Nietzsche chodziło o: wykazanie bezwartościowości tego wszystkiego, co powszechnie za wartościowe uchodzi i postawienie w to miejsce wartości jego zdaniem prawdziwych. Mówił także, że jego filozofia ma być „poza dobrem i złem”. Należy to rozumieć tak, że ma być poza złem i dobrym „moralnym”, opartym na zasadach altruizmu, prymatu ducha, ogółu, intencji, wychowania. Nazywano go, i sam siebie nazywał, „amoralistą”. Był przeciwnikiem wszelkiej moralności, czyli wszelkiego stawiania ponad życie jakichkolwiek wartości duchowych i podporządkowania im życia. Przeciwstawił jako najcenniejszą postawie apollińskiej postawę dionizyjską, która ceni przede wszystkim pełnię i płodność życia, jego pęd, który znosi wszystkie granice, obala wszystkie prawa, rozbija wszystkie harmonie, dla którego dynamika jest ważniejsza od doskonałości. Wywodził, że w niej miało źródło wszystko, co w dziejach było wielkie, potężne i twórcze. Mała dygresja: zapomniał przy tym chociażby o pokornym Mistrzu z Nazaretu – Jezusie Chrystusie i Jego wpływie na losy świata. Nietzsche przewidywał, że wielkie będzie kiedyś działanie jego filozofii: „Znam swój los” – pisał – „kiedyś z nazwiskiem moim zwiąże się wspomnienie kryzysu, jakiego nie było na ziemi, najgłębszego konfliktu sumienia, odwrócenia się od wszystkiego, w co dotąd wierzono, czego się domagano, co wielbiono. Nie jestem człowiekiem, jestem dynamitem” (por. W. Tatarkiewicz, Historia filozofii, tom III, Warszawa 1990, s. 163–169). I był na swój sposób dynamitem, na jego idei nadczłowieka opierały się w XX wieku systemy totalitarne, które wywołały dwa kataklizmy światowe. Domagał się odwrócenia od wszystkiego, w co dotąd wierzono, zapomniał jednak słów wypowiedzianych przez jednego niezwykle Pokornego Żyda wiele wieków wcześniej: „Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr, czyli Opoka, i na tej opoce zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą”.
Koncepcja tzw. nadczłowieka zaprezentowana przez Thomasa Carlyle’a i Friedricha Nietzsche jest w mojej skromnej ocenie całkowicie błędna. Jak bowiem konstatuje Kartezjusz w Rozprawie o metodzie: „Cogito ergo sum” – „Myślę, więc jestem”i jest to w mojej ocenie koncepcja bytu ludzkiego w ujęciu wyłącznie formalnym (Kartezjusz: Rozprawa o metodzie,PIW Warszawa 1980, s. 54). Nie zamierzam w żadnym wypadku próbować obalać słynnej tezy Kartezjusza, niemniej, zwłaszcza w XXI wieku, kiedy dominującą formą rządów jest demokracja parlamentarna i nareszcie po kataklizmach dziejowych XX wieku przynajmniej formalnie zrozumiano na świecie znaczenie światowego pokoju, konieczne, w moim przeświadczeniu, jest wprowadzenie w ramach realizmu ontologicznego pojęcia bytu ludzkiego w ujęciu materialnym (obiektywnym). Dla kategorii bytu w ujęciu materialnym potrzebne jest istnienie żywego ciała, a także ducha charakteryzującego człowieka rzeczywiście myślącego, a więc ducha działającego na podobieństwo Boże, bo człowiek został stworzony na podobieństwo Boże. W związku z tym należy z całą mocą, aby podnieść tezę Kartezjusza na wyższy poziom odpowiadający ludzkiej przyzwoitości i godności, zakrzyknąć: „Jestem, więc myślę”,po prostu„Sum ergo cogito”.Konieczne jest odwrócenie szyku wyrazów w zdaniu wypowiedzianym przez Kartezjusza, albowiem, jeżeli jestem bezmyślny, gdy wypowiadam bez właściwego zastanowienia sądy zwłaszcza w dziedzinie tak czułej jak filozofia, które są niezgodne ze świadomością ludzką, przyzwoitością i ludzką godnością, to czy rzeczywiście istnieję? Czy rzeczywiście mogę powiedzieć, że jestem? Słowo „jestem” implikuje zatem rozumne myślenie. Bezmyślność zaś implikuje brak bytu materialnego, czyli nicość. Dwa pierwiastki w postaci ciała i ducha powinny być bowiem skorelowane, samo żywe ciało nie wystarczy, powinniśmy być napełnieni w mniejszej lub większej części Duchem Świętym. Warto w tym miejscu postawić domyślną tezę i podjąć jej obronę, że wówczas obiektywnie istniejemy tylko w świadomości Boga, jako istoty mądre.
W związku z takim postawieniem sprawy należy z całą stanowczością stwierdzić, że koncepcja nadczłowieka zaprezentowana przez filozofów: Thomasa Carlyle’a i Friedricha Nietzsche była bezmyślna, bezsensowna, niedojrzała, szkodliwa, nielogiczna, wręcz głupia, zaprzeczająca doznaniom empirycznym (doświadczalnym) i doprowadziła do wielkiego kryzysu w dziejach ludzkości. W dzisiejszych czasach hołdowanie nadal takim poglądom może doprowadzić do kataklizmu światowego z użyciem broni atomowej i zagłady całej ludzkości. Obydwaj wyżej opisywani filozofowie: Szkot i Niemiec w chwili wygłaszania i formułowania powyższych poglądów obiektywnie rzecz ujmując: „nie istnieli”. Nie spełniali bowiem sformułowanego przeze mnie w trybie warunkowym przez odwrócenie szyku wyrazów postulatu: „Sum ergo cogito”.Tezy zawarte w dziełach filozoficznych Thomasa Carlyle’a w związku z tym, że nie odrzucał istnienia Boga, można uznać za „karłowate”, a tezy Friedricha Nietzsche wobec odrzucenia Boga zarówno a priori, jak i a posteriori za zupełną „nicość”, co zresztą fonetycznie w języku polskim jest zbliżone do brzmienia ich nazwisk.
Dowodów na istnienie Demiurga (Boga) jest wiele, gdyż stale był on przedmiotem nie tylko dociekań ludzi Kościoła, ale i filozofów świeckich. Bóg jest zarówno transcendentny, jak i immanentny. Przez odmienność swego bytu Bóg całkowicie różni się od wszystkich stworzeń, przekracza je swoim rodzajem istnienia i bytu. Przez to jest transcendentny, a więc przekraczający wszystko stworzenie, świat, historię. Przekracza wszystko, bo jest samą Miłością i Prawdą, przekracza wszystko, bo jest pełnią bytu, przekracza wszystko, co jest przygodne i niekonieczne. Pomimo swojej odrębności i inności, Bóg jest blisko nas, jest w bytach stworzonych. W nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy. On przenika wszystkie byty stworzone swoim poznaniem, swoją wszechmocą powołującą je do istnienia. W jakiś trudny do zrozumienia dla nas sposób jest też wszędzie obecny przez swoją istotę. Bóg jest więc, jak określa filozofia, immanentny w odniesieniu do bytów stworzonych. Ta immanencja i bliskość Boga przejawia się stałym towarzyszeniem nam w naszym życiu.
Nie jest prawdą w mojej ocenie, że dowody na istnienie Boga trzeba przyjąć wyłącznie a priori, że ważny jest tutaj tylko wykształcony przez poszczególne jednostki ludzkie dar wiary, po prostu miłość do Najwyższego. Dowody na istnienie Boga, Mesjasza Jezusa Chrystusa oraz Królowej Nieba i Ziemi Maryi istnieją także a posteriori, są dla nas dostępne empirycznie, doświadczalnie. A dowodów tych w chwili obecnej, kiedy Ziemia stała się Globalną Wioską jest coraz więcej. Nowoczesne teleskopy utwierdzają nas w przekonaniu, że wszechświat jest nieskończony, co nie jest do ogarnięcia ludzkim rozumem i świadczy o istnieniu Bytu Doskonałego. Przez wieki, w szczególności w wieku XX, miało miejsce wiele objawień, w szczególności Najświętszej Maryi Panny, a w związku z ofiarą życia św. Andrzeja Boboli, ukazał się na ziemiach Rzeczypospolitej Obojga Narodów w Janowie Poleskim (obecnie na Białorusi) także, co jest ewenementem, świetlany krzyż (1 listopada 1723 r., patrz: Polscy święci 9, Warszawa, Akademia Teologii Katolickiej 1986, s. 107). Czyż doznania tych osób, które zobaczyły świetlany krzyż, względnie Matkę Boską, nie miały charakteru empirycznego? Miały. W Fatimie cud słońca był widoczny dla całej rzeszy ludzi. Niedowiarków, którzy nie wierzą w doznania chwilowe tych wybrańców Niebios można odesłać do dowodów namacalnych, jak w szczególności licznych przemian hostii w ciało (tzw. cudy eucharystyczne, np. w Polsce w Sokółce), płaczących figurek Maryi, ostatnio w latach 2005–2007 w kościele w Niżankowicach (dawnym Krasnopolu) na Ukrainie tuż przy granicy polsko-ukraińskiej. Te łzy, jakie uroniła figurka Matki Bożej Opatrzności, zostały przebadane przez Instytut Ekspertyz Sądowych im. prof. J. Sehna w Krakowie i okazało się że są to łzy ludzkie (patrz: M. Pabis, Maryja płacze na Ukrainie,Dom Wydawniczy Rafael, Kraków 2014, s. 56–57).Trudno uznać, aby był to przypadek, skoro nastąpiło to przed wybuchem wojny rosyjsko-ukraińskiej w 2014 r. (zbrodniczym najazdem Putina). Przykłady namacalnych dowodów można by mnożyć. Są nimi m. in. obrazy Matki Bożej z Gwadelupy, Matki Bożej Częstochowskiej (pierwszy zesłany przez naszą Opiekunkę Maryję z Nieba, a drugi, jak twierdzę, przedstawiający rzeczywisty wizerunek Maryi namalowany przez św. Łukasza Ewangelistę na stoliku cyprysowym, gdyż nie ma dostatecznych dowodów naukowych obalających tę tezę). Polacy powinni zatem zdawać sobie sprawę, co jest oczywistym faktem, że jedyny wizerunek przedstawiający rzeczywistą fizjonomię twarzy (oblicza) Maryi, na całym świecie, znajduje się w Polsce. Wizerunek w Gwadelupie jest bowiem darem Niebios. Tymczasem Polacy tego nie doceniają w sposób dostateczny. Jeszcze innym ważnym dowodem dotyczącym Mesjasza Jezusa Chrystusa jest Całun Turyński we Włoszech (kopia naturalnej wielkości znajduje się w Bazylice Franciszkanów w Krakowie).
Innym niedowiarkom, którzy coś czytają (takich niestety teraz w Polsce z powodu kryzysu czytelnictwa jest niewielu) polecam Dzienniczek sekretarki Jezusa Chrystusa – św. Faustyny Kowalskiej, a także monumentalną księgę sporządzoną na podstawie objawień Niemki, błogosławionej Anny Katarzyny Emmerich: Żywot i Bolesna Męka Pana Naszego Jezusa Chrystusa i Najświętszej Matki Jego Maryi Wraz z Tajemnicami Starego Przymierza (920 stron), która została spisana przez niemieckiego pisarza Klemensa Brentano. Wspomniany Dzienniczek nie mógł być zredagowany bez interwencji Jezusa Chrystusa, jego sformułowania dobitnie dowodzą, że tak było, nie jest możliwe, aby św. Faustyna Kowalska, która nie miała prawie żadnego wykształcenia, zmyśliła jego treść, jest to bowiem książka natchniona. Księga spisana przez Klemensa Brentano jest również natchniona, zawiera niesamowicie dużo szczegółów nieznanych z Ewangelii, czy z apokryfów, dotyczących Mesjasza Jezusa Chrystusa i Królowej Nieba i Ziemi Maryi, niezbicie zatem dowodzi, że Anna Katarzyna Emmerich jakimś niezwykłym „wehikułem czasu” przeniosła się w czasy Jezusa Chrystusa. Jest to dar dla świata, a w szczególności dla Niemców niespotykany. Anna Katarzyna Emmerich jako jedyna z istot ludzkich przed przeniesieniem w zaświaty dostąpiła takiego zaszczytu. Czy doceniają to Niemcy, czy też nadal smakowitym kąskiem jest dla nich filozofia Friedricha Nietzsche? Jest to pytanie retoryczne, odpowiedzi na nie dawać, wskutek powszechnej wiedzy, nie trzeba.
W pracy niemieckiego filozofa Maxa SchelleraWzory i przywódcy (książka Wolność, miłość, świętość,Wydawnictwo Znak, Kraków 2004, s. 230) wyczytać można m. in. takie zdanie: „Jeśli Chrystus nie był niczym więcej, jak tylko wielkim człowiekiem (choćby nawet największym z dotychczasowych proroków), to był mniej niż [prorokiem]: błaznem lub kłamcą”. To są słowa powtórzone przez Schelera za niemieckim ekonomistą Wilhelmem Roscherem (1817–1894), względnie jego synem, noszącym takie samo imię – filologiem klasycznym (1845–1923). Chwała Wilhelmowi Roscherowi za taką sentencję. W mojej ocenie to bardzo logiczna i bardzo ważna konstatacja. Co bowiem z niej wynika? Ano to, że albo uznajemy, że Jezus Chrystus był Bogiem, albo był tylko wielkim błaznem i kłamcą. Nie ma stanów pośrednich, nie można go uznawać tylko za proroka, albo tylko za wielkiego człowieka. Sam bowiem nie raz przyznawał, że jest Świętym Bożym, Mesjaszem. Albo go więc odrzucamy w czambuł, albo przyjmujemy, że jest Bogiem i istnieje także Bóg Ojciec. Tymczasem wielu ludzi na świecie uznaje go za tylko wielkiego człowieka, proroka, także i u nas. Jest to więc kardynalny błąd. Także w islamie Jezusa uznaje się tylko za proroka, co m. in. dobitnie przekonuje, że wiara proroka Mahometa (mimo, że muzułmanie wierzą w tego samego w mojej ocenie Boga, bo Bóg jest jeden) jest bardziej skażona od chrześcijańskiej. Bowiem, przyjmując go za tylko proroka, muzułmanie powinni go w takim razie uznać jednocześnie za kłamcę i oszusta. Czy logicznie zatem myślą? Czy rzeczywisty prorok by kłamał w sprawie tak fundamentalnej, nazywając się jednocześnie Synem Człowieczym, Synem Bożym i Mesjaszem. Gdyby był tylko prorokiem lub wielkim człowiekiem, toby w związku z takimi słowami trzeba Go było uznać za opętanego przez szatana (przepraszam za takie określenie w stosunku do Najwyższego z Świętych), a tym samym byłby tylko nędzną kreaturą (przepraszam po raz kolejny za takie określenie w stosunku do Mistrza z Nazaretu).
Przykłady dowodów na istnienie Boga można by mnożyć, dla ateistów nic w tym wieku Wielkiego Resetu nie jest dowodem, nie będzie też z pewnością zawarta przeze mnie w tym eseju polemika. Każdego, którego przekonam, zachęcam jednak do poszukiwania wiary i zgłębiania tu przedstawionych dowodów oraz zastanowienia się nad swoim życiem.