święta przestają oddychać na moment
świat zatrzymuje się
jak
przebyć
szmat czasu
bez dzielenia
na lata miesiące dni
ja chwila
jaskółczego niepokoju
utrwalona na kliszy
skazana na błogosławieństwo czasu
kroczę aleją wysadzoną
wspomnieniami jak promienie Roentgena
czas
rzuca na stół dojrzałości
smaki dzieciństwa
i zapach młodości
odkrywam zmierzch jesieni
słowa pękają nabrzmiewają bólem
radość jak zgniły owoc
w istnieniu
gorycz
życie toczy się bezlitosnym trybem
i zapuszcza nad przeszłością kurtynę zapomni
tylko ułuda otwiera drzwi