Jadzi nie było od dwóch godzin. Mulik, jej dziesięcioletni brat, siedział na wąskim składanym łóżku za ścianką działową z laminowanego drewna. Mała przestrzeń, na której przebywał z Jadzią, została wydzielona z zamkniętego dwa lata temu warsztatu, obecnie pełnego stołów pokrytych grubą warstwą kurzu i form do odlewania metalu. Oboje używali wąskiego łóżka, śpiąc ściśnięci blisko siebie. Nad łóżkiem wisiała mała lampa, a jej słaba żarówka dawała odrobinę żółtego światła, tylko do czytania. Na kocu, obok chłopca, leżała otwarta książka, ale Mulik nie czytał. Martwił się.
Chłopiec i jego starsza siostra już od wielu miesięcy mieszkali w tej kryjówce, zorganizowanej przez Jerzyka Grodzkiego. Od pewnego czasu Zofia, żona Jerzyka, otwarcie wyrażała niechęć do rodzeństwa mieszkającego w ich domu i dlatego Jerzyk musiał się szybko rozejrzeć za jakąś nową kryjówką. Zofia obawiała się Niemców i niezbyt lubiła niechcianych gości. Była znacznie młodsza od swego męża i czuła się zagrożona przez dwudziestoletnią Jadzię. Nie próbowała nawet ukrywać swojego nastawienia. Nie podobało jej się sąsiedztwo Żydów. Przeszkadzało jej, że Jerzyk opiekował się dziećmi swojego żydowskiego przyjaciela sprzed wojny, gdy ten został wywieziony do niemieckiego obozu koncentracyjnego. Dwoje dzieci pojawiło się w jej mieszkaniu niespodziewanie, bez pytania o zgodę. Jerzyk przejmował się paplaniem żony, ale jeszcze bardziej martwił się jej bratem, swoim szwagrem, Staszkiem. Lękał się, że Zofia opowie mu o gościach i dlatego postanowił znaleźć dla nich kryjówkę z dala od rodziny i związanych z tym niebezpieczeństw.
Jerzyk czuł się zobowiązany wobec Mordechaja Feiersteina, dobrego znajomego sprzed wojny, którego bardzo cenił. Dobrze też rozumiał, że los dzieci znajdował się w jego rękach i że był on odpowiedzialny za ich życie. Dla Jerzyka wszystko to zdawało się całkowicie oczywiste, lecz zachowanie żony mocno komplikowało sytuację.
Przed wojną Jerzyk Grodzki miał warsztat odlewni metalu, w którym przerabiał brąz i miedź. Gdy Niemcy weszli do Krakowa, skonfiskowali budynek, ponieważ uznali, że Polacy mogą go używać jako podziemnej wytwórni, co zresztą mogło okazać się prawdą. Łatwo bowiem można byłoby przerobić warsztat, w którym pracowano na metalu, w zakład produkujący amunicję i broń dla podziemia. Główne wejście zostało więc zamknięte, a zamek zalany ołowiem. Na ołowianej pieczęci został przybity orzeł ze swastyką w szponach, a na bramie zawisł w języku polskim i niemieckim napis:
Ten budynek został skonfiskowany przez Wehrmacht i należy do Trzeciej Rzeszy. Próba usunięcia blokady lub wejścia do środka będzie surowo karana.
Jerzyk zatrzymał klucze do warsztatu mogące otworzyć także małe boczne drzwi, które nie zostały zablokowane, prawdopodobnie dzięki przeoczeniu Niemców. Pozwalały one Jerzykowi wchodzić do warsztatu, kiedy tylko chciał. Oficjalnie nie był on już jego właścicielem, ale zwykł mawiać: „nie ma bardziej bezpiecznej kryjówki niż to, co Niemcy uznali już za swoją własność". I w taki właśnie sposób korzystał z tej kryjówki od momentu jej zamknięcia. Niemcom nie przyszłoby nawet do głowy, żeby ktoś mógł zrobić coś wbrew prawu, nie mówiąc już o żartach na ten temat. Używanie własności Rzeszy byłoby dla nich czymś nieoczekiwanym i całkowicie niewyobrażalnym.
Warsztat został podzielony przy pomocy drewnianej ścianki na dwie nierówne części. Leżanka stała w większej części, zamkniętej ze wszystkich stron, służącej teraz jako kryjówka dla Mulika i Jadzi. Kiedyś ten skrawek warsztatu miał szklane drzwi i był traktowany jako biuro warsztatu i równocześnie biuro Jerzyka. Do ścian przy pomocy dużych drewnianych wkrętów zostały przymocowane liczne drewniane półki. Były wypełnione pokrytymi kurzem dokumentami w tekturowych teczkach. Lampa nad stołem miała żelazny klosz i ciężki porcelanowy odważnik, służący do utrzymania równowagi. Świeciła żółtym, przefiltrowanym światłem. Stary, drewniany stół z wieloma szufladami stał przy ścianie oddzielającej obecne biuro od kryjówki dwóch tymczasowych mieszkańców. Choć Jerzyk używał go do pracy, leżało nam nim wiele zakurzonych dokumentów.
W tym małym biurze Jerzyk prowadził spotkania żołnierzy Armii Krajowej, podziemnego wojska podporządkowanego rządowi emigracyjnemu w Londynie. Jerzyk był oficerem tej organizacji, a biuro służyło jego jednostce jako miejsce spotkań. Jego ludzie spotykali się tu raz w tygodniu w losowo wybranym dniu. Wchodzili przez małe drzwi, których Niemcy nie zapieczętowali, gromadzili się wokół stołu i cicho rozmawiali. Podczas tych spotkań wymieniali informacje i planowali dalsze działania.
Brat i siostra znajdowali się po drugiej stronie przegrody, ale nie słyszeli treści tych cichych rozmów. Ciężko było siedzieć w ciemności bez ruchu, lecz ludzie w biurze nie wiedzieli o dwóch zakonspirowanych „gościach" znajdujących się tak bardzo blisko nich.
Podczas tych spotkań wyjmowali także z jednej z szuflad radio i słuchali BBC po polsku. Audycje były nadawane z Londynu o określonej godzinie. Mulik wiedział, że wiadomości zaczynały się czterema uderzeniami Big Bena, ale nie był w stanie ich usłyszeć.
Przy stole omawiano sposoby realizacji rozkazów AK i przekazywano broń oraz ładunki wybuchowe dla potrzeb walki z wrogiem. Czasami ich celem stawali się Polacy współpracujący z Niemcami, a czasami obiekty militarne. Jerzyk naciskał na to, by spotkania były krótkie i wszyscy wychodzili po cichu; znikali jeden za drugim przez wąskie przejście, a stamtąd wychodzili już na ulicę.
Pewnego razu Mulik znalazł pod kupą śmieci paczkę granatów, ale bał się o tym skarbie powiedzieć Jerzykowi. Podczas spotkań jednostki AK Mulik i Jadzia leżeli na łóżku i próbowali nie oddychać. Obawiali się poruszyć, aby leżanka nie zaskrzypiała. Członkowie podziemia nie wiedzieli, że Jerzyk ukrywał Żydów, nie mówiąc już o tym, że znajdowali się tak blisko. Między członkami AK byli także antysemici, nie cierpiący Żydów. Ich lojalność wobec polskiej ojczyzny nie była sprzeczna z nienawiścią do Żydów.
- Pieprzony Hitler, przynajmniej wiedział, jak potraktować Żydów – mawiali.
Gdy Jadzia wychodziła z kryjówki, Mulik czuł, że była bardziej spięta i nerwowa niż zwykle. Często zdarzało się jej wychodzić, a przed wyjściem zawsze zapewniała Mulika, że jest bezpieczny i dobrze ukryty. Miała wszystkie niezbędne dokumenty, które mogły się przydać przy różnych okazjach: „Dokumenty – zwykli mówić – były doskonałe, ponieważ zostały przygotowane przez zawodowców z polskiego podziemia".
Przed wyjściem Jadzia zawsze czesała się, robiła makijaż, zakładała ładną sukienkę i płaszcz oraz modny kapelusz. Przed otwarciem drzwi pytała Mulika o opinię na temat swego wyglądu. Mulik był przekonany, że była ładną i atrakcyjną dziewczyną i – prawdę mówiąc – była najpiękniejszą znaną mu kobietą. Jadzia lubiła powtarzać: „Informatorzy zawsze czują się lepiej, jeżeli ich ofiary są niepewne siebie, podchodząc do nich".
Dzięki swojej pozycji oficera Armii Krajowej, Jerzyk był w stanie uzyskać fałszywe dokumenty i kartki na jedzenie dla Jadzi. W rzeczywistości jednak zawsze, gdy wychodziła, groziło jej niebezpieczeństwo. Czasami szła do wiosek w pobliżu Krakowa, gdzie wymieniała z wieśniakami materiały tekstylne na jedzenie.
Ich ojciec, pan Feierstein, ukrył nieco towaru, zanim Niemcy skonfiskowali jego sklep. Dzięki temu Jadzia i Mulik byli w stanie przetrwać w ukryciu. Masło, oliwę i wędliny można było zdobyć tylko od mieszkańców wsi. W mieście towary te były bardzo drogie i do kupienia jedynie na czarnym rynku. To zaś było bardzo niebezpieczne, a wymiany dokonywano tylko na złoto lub amerykańską walutę.
Tym razem, gdy Jadzia miała wyjść, Mulik zorientował się, że jest bardzo zdenerwowana, znacznie bardziej niż zwykle. Można to było poznać po jej głosie i oczach. I to do tego stopnia, że miała problemy z zapięciem płaszcza. Oplatała się nim tak szczelnie, jakby miała wyruszyć w daleką drogę. Zapomniała nawet go zapytać, jak wygląda i czy jej sukienka jest w porządku.
- Mulik, czekaj aż wrócę – mówiła. Idę na bardzo ważne spotkanie. Muszę iść, w przeciwnym razie może być bardzo, bardzo źle. Nie mam wyboru, rozumiesz? Jeżeli nie wrócę na czas, czekaj, aż przyjdzie Jerzyk. Powinien zjawić się dziś wieczorem albo jutro. Nie wychodź nigdzie sam. Rozumiesz?
Spojrzała mu w oczy i pocałowała. Zwykle tego nie robiła, choć na pewno bardzo go kochała. Nigdy też nie dawała mu aż tylu instrukcji przed wyjściem.
Mulik czuł się bezpiecznie, gdy była przy nim, czuł jej miłość, nawet gdy nie okazywała jej pieszczotami. Uwielbiał siostrę za to, jak go traktowała, zupełnie jak dorosłego. Tak samo zresztą podchodziła do niego przed wojną. Ich matka zawsze zajęta była utrzymaniem domu albo siedziała w sklepie. Różnica wieku między bratem a siostrą wynosiła jedenaście lat. Jadzia skończyła przed wojną liceum ekonomiczne, zaś Mulik nie zdążył nawet pójść do szkoły powszechnej. Wojna zaczęła się, gdy miał zaledwie sześć lat. Zawsze czuł, że to Jadzia go wychowuje. A ona uważała, że w okolicznościach, w jakich się znajdowali, musi być dla niego wszystkim: rodzicami, siostrą, nauczycielką i na dodatek przyjaciółką. Rozmawiała z nim jak z równym sobie, jakby byli przyjaciółmi w tym samym wieku. Wierzyła, że jest wystarczająco dojrzały, aby to zrozumieć.
Skończyła mówić, potem lekko otworzyła wąskie, boczne drzwi i wymknęła się na zewnątrz. Mulik pozostał sam, czekając za przepierzeniem i nasłuchując uważnie wszystkich odgłosów zza ściany. Siedział tak sam przez długie godziny, mając wrażenie, jakby minęły całe dni. Trudno mu było czekać przez tyle godzin za przegrodą. Bał się zapalić światła, więc jak nadszedł wieczór, to siedział sam w ciemności. Czekał na powrót Jadzi i nie wiedział, kiedy przyjdzie Jerzyk. Niepewność tego wszystkiego sprawiała, że zaczynał się bać. Sytuacja stawała się niejasna, a strach narastał i był silniejszy niż zwykle. W głowie powtarzał instrukcje otrzymane od Jadzi. Gdy zrobiło się całkiem ciemno, spróbował zasnąć, ale nie był w stanie.
Nagle zadrżał, słysząc jakieś głosy i mocno się skupił, aby wyraźniej usłyszeć dźwięki dochodzące z zewnątrz. Wydawało mu się, że słyszał ciche drapanie przy bocznych drzwiach. Były one zarówno wejściem, jak i źródłem świeżego powietrza, gdy ulica cichła i pustoszała. Zanim mieszkańcy miasta obudzili się, czasami poranna mgła z pobliskiej Wisły spowijała ulicę, uniemożliwiając nielicznym przechodniom dostrzeżenie czegokolwiek. Przy takich okazjach rodzeństwo mogło przejść się po Powiślu i odetchnąć świeżym, porannym powietrzem, podchodząc nawet do sąsiednich niemieckich koszar.
Gdy Jadzia wychodziła, zawsze zamykała za sobą drzwi.
Usłyszał delikatne przekręcanie klucza w zamku, potem drzwi się otworzyły i Jadzia weszła, zamykając je za sobą.
Szybko weszła do środka i niemal podbiegła do leżanki.
Zrzuciła z siebie płaszcz i ciężko usiadła na łóżku. Miała rozczochrane włosy.
Nie odezwała się ani słowem; siedziała tak, jak się osunęła, przyciskając pięści do pobladłej twarzy. Było jasne, że przeraziło ją coś niezwykłego. Coś się musiało jej stać w ciągu tych kilku godzin, coś, o co Mulik bał się pytać. Czekał więc w milczeniu, aby usłyszeć, co miałaby mu powiedzieć, ale ona także milczała.
Minęła długa godzina, a Jadzia nadal się nie odzywała, siedząc przygarbiona.
Wstała dopiero wtedy, gdy zgasła żarówka i zrobiło się prawie zupełnie ciemno. Zaczęła przenosić rzeczy z miejsca na miejsce. Mechanicznie brała różne drobiazgi, przesuwała je z kąta w kąt, a potem z powrotem. Miała twarz bez wyrazu i poruszała się sztywno, niczym robot.
Mulik widział, że ruch sprawiał jej ból. Patrzył na nią i zastanawiał się, jak i w jakim nowym porządku pragnie ustawić rzeczy w pokoju.
Nagle zaczęła mówić zgrzytliwym, monotonnym głosem…
- Było ich dwóch w tym mieszkaniu. Staszek, brat Zofii i jeszcze jeden, którego nie znałam. Pewnie jakiś Polak pracujący dla Niemców, konfident i donosiciel.
Przerwała, zakryła twarz rękami i Mulik usłyszał, jak próbuje powstrzymać łkanie wstrząsające jej ramionami.
- Poniżyli mnie; zrobili ze mną, co chcieli! Mulik, rozumiesz, co mówię? Powiedzieli, że jeżeli się komuś przyznam, to będzie koniec ze mną… i z tobą. Wiedzą też o tobie. Wiedzą o nas wszystko. Przez cały czas mi grozili. Ten drugi, obcy, też wie o nas wszystko. Staszek musiał mu powiedzieć. Przesłuchiwali mnie. Zadawali pytania, a kiedy milczałam, bili mnie. Uderzali w twarz i popychali. Nie przestawali bić. Najpierw posadzili mnie na krześle, na środku pokoju, jak na przesłuchaniu w Gestapo i dalej mnie bili. Uderzali raz za razem, mam obolałe plecy i brzuch, większość ciosów szła na ciało. Miałam szczęście, że nie uderzyli mnie w twarz, bo przecież musiałam potem wyjść. Może od początku planowali mnie puścić…
Przestała mówić i zamilkła.
Stała plecami do ściany, chowając twarz w dłoniach.
Mulik siedział znieruchomiały na brzegu łóżka i słuchał. Bał się ruszyć, czy cokolwiek powiedzieć, bał się też oczywiście o cokolwiek spytać. Siedział więc w milczeniu i czekał na ciąg dalszy. Widział, że Jadzia powoli się uspokaja. Gdy mówiła, była w stanie nad sobą zapanować. Jej ramiona przestały drżeć. Mimo to nadal bał się poruszyć. Gdy już przestała płakać, wciąż siedział na łóżku. Powoli próbował ogarnąć myślami całą tę sytuację, wyobrażając sobie swoim dziecięcym umysłem siebie samego jako Jadzię, tę silną i piękną dziewczynę oraz dwóch chuliganów stojących nad nią i torturujących ją pytaniami i ciosami. W swoich wyobrażeniach widział ją kulącą się ze strachu na krześle na środku pokoju, oraz dwóch wielkich mężczyzn pochylonych nad nią, chodzących dookoła niej i bijących. Chciał płakać, ale się nie odważył. Potem powoli się podniósł z łóżka i zapalił światło.
- Powiedzieli mi, żebym się zamknęła i bili bez słowa – mówiła dalej. - Najpierw o nic nie pytali, tylko bili po całym ciele. Prawie połamali mi ramiona; zemdlałam z bólu, więc oblali mi wodą twarz i bili dalej. Cały ten czas bałam się krzyczeć. Kiedy próbowałam otworzyć usta, ciągle mnie bili. Potem zaczęli mnie pytać o nas obojga, o ciebie i o mnie. Pytali, gdzie schowałam pieniądze.
Skończyła zduszonym głosem i odwróciła twarz od Mulika.
- Mulik, rozumiesz, co oni mi zrobili? Rozumiesz, co mi zrobili?
Powiedziała głośno, powtarzając zdanie, wzmacniając jego sens, by zrozumiał.
- Nie wiem jak, ani dlaczego, ale w końcu mnie puścili i pozwolili odejść. Chyba nie wiedzieli, co ze mną zrobić. Powiedzieli, że jeżeli kiedykolwiek będą musieli wrócić, będzie jeszcze gorzej. Staszek zabronił mi mówić o tym przesłuchaniu. Nazwał to dochodzeniem. Potem powiedział, żebym sobie szła – dodała cicho.
Mulik siedział odrętwiały, bojąc się zrobić choćby najmniejszy ruch. Próbował sobie wyobrazić, co spotkało jego siostrę. Myślał o dwóch potężnych mężczyznach blisko niej, siedzącej na krześle z zamkniętymi oczyma, próbującej nie płakać, w nadludzkim wysiłku zaciskającej zęby, aby milczeć, odseparowanej od swojego ciała i tego, co ci dwaj jej robili. Mimo że miał dopiero dziesięć lat, wiedział dość dużo, by zrozumieć, że to, co Jadzia przeżyła w tamtym pokoju, musiało być straszne. Powoli wyciągnął rękę, próbując dotknąć jej ramienia, ale ona się odsunęła. Nadal była napięta niczym struna i reagowała tak na każdy dotyk, nawet dotyk brata. Nie była w stanie nad tym zapanować. Siedziała zgarbiona i chlipała jak dziecko.
Mulik zgasił światło.
Na zewnątrz było już całkiem ciemno, a oni siedzieli obok siebie na łóżku. Ciemność była tak mocna, że można było niemalże ją dotknąć. Powoli, dzięki poczuciu bliskości, zaczęli się czuć bezpieczniej. W końcu w nocy zasnęli. Spali na wąskim łóżku, w ubraniach, przytuleni do siebie. Jadzia przykryła ich kocem, po czym zamknęli oczy.
Nawet wiele lat później omijali ten bolesny temat. To doświadczenie wzmocniło Jadzię, stało się jedną z tych trudnych prób, które przeszła od początku wojny. Traumatyczne wspomnienie, zamknięte w jej pamięci, niczym osobista Puszka Pandory, należąca tylko do niej, w miejscu, do którego nie ma dostępu nikt inny.
Mulik nie zadawał więcej pytań, a Jadzia nie chciała więcej mówić. On sam sobie tłumaczył to wydarzenie w myślach, choć potem mógł nawet o nim zapomnieć.
Jadzia zaś nie chciała, aby jej o tym przypominać i wzmacniać przez to przykrych wspomnień.
Następnego dnia rozmawiała tylko z Jerzykiem.
Gdy Jerzyk słuchał, jego twarz stężała, a szczęka robiła wrażenie wyciosanej z kamienia. Potem zwinął papierosa, robił to bardzo, bardzo powoli i zapalił go. Zawsze nosił ze sobą mały woreczek tytoniu i paczkę bibuły papierosowej. Gotowe papierosy były za drogie.
- Zajmiemy się tymi dwoma szujami, tym razem posunęli się za daleko. Przekroczyli granicę tego, co wolno – powiedział to wolno, mocno akcentując słowa i wypuszczając wielkie kłęby dymu.
- Wiedzą nie tylko o was, są też zagrożeniem dla mojej grupy, która się tu spotyka. Moi ludzie się nimi zajmą w odpowiedni sposób. Zofia nie będzie w stanie powiązać tego, co im się stanie, ze mną. Na wojnie zdarza się wiele niespodzianek. A ten, kto się bawi ogniem, musi wiedzieć, że może sparzyć sobie palce. Zofia wie najlepiej, w co się zaplątał jej brat.
Mówił cichym głosem i łatwo było dostrzec, że jest bardzo, ale to bardzo zły. Kiedy Jerzyk był zły, połykał części słów. Siedział oklapnięty na krześle w biurze i mówił krótkimi zdaniami. W przerwach wypuszczał dym.
Mulik wdychał ten zapach z przyjemnością; bardzo lubił patrzeć na palącego Jerzyka.
W ciągu ostatnich miesięcy Jerzyk ciągle martwił się, że Zofia wszystko wypaple. Z biegiem czasu zaczął dzielić się swoimi przemyśleniami z Jadzią, niczym z młodszą siostrą. Ciągle bał się, że jego żona zacznie spiskować ze Staszkiem przeciwko Jadzi i Mulikowi. Nie dzielił z nią swojego podziemnego życia. Zofia wprawdzie wiedziała o kryjówce w warsztacie, ale nie wiedziała o tym, co tam się dzieje. Nie miała pojęcia, że warsztat stał się miejscem spotkań oddziału AK, dowodzonego przez Jerzyka. Gdyby tylko zdawała sobie z tego sprawę, domyślał się, jak bardzo zaczęłaby krzyczeć, przeklinać i robić mu wyrzuty.
To, co Jadzia powiedziała Jerzykowi, zdenerwowało go, ale sprawiło także, że zaczął się bać. Udział Staszka w ostatnich wydarzeniach wskazywał, że Zofia przekazała swemu bratu informacje. Jerzyk nigdy nie dzielił się swoim prywatnym życiem ze Staszkiem i oczywiście nic mu nie powiedział także o swoich podziemnych działaniach. Nigdy mu do końca nie ufał i prawdę mówiąc, nie ufał też do końca Zofii. Im dłużej słuchał historii Jadzi, tym bardziej się złościł, aż opanowała go całkowicie furia. Czuł, jakby jego serce zostało złapane w żelazne kleszcze.
Te straszliwe wydarzenia wpłynęły na jego prywatne uczucia do Jadzi. Zaczął czuć do niej sympatię i odbierał te bolesne wydarzenia bardzo osobiście. Czasami zastanawiał się, czy to uczucie, które żywi do Jadzi, to miłość, miłość starszego mężczyzny do atrakcyjnej, mądrej i o wiele od niego młodszej kobiety. Kobiety, która była dla niego bliska i którą być może pociągał, a która na pewno mu ufała i od niego zależała. Te uczucia schlebiały mu i sprawiały, że czuł się szczęśliwszy.
Emanował dla niej autorytetem i poczuciem bezpieczeństwa.
Jadzia nie znała nikogo innego, z kim mogłaby dzielić swoje nadzieje i obawy. Ufała mu bezgranicznie, bez wątpliwości. Jerzyk był lojalny, a gdy znajdowała się przy nim, czuła się bardzo pewna siebie, po raz pierwszy od początku okupacji. W jej samotnym życiu był jedynym człowiekiem, któremu mogła ufać, zwłaszcza że dzielił z nią ciężką odpowiedzialność za jej młodszego brata.
Minął miesiąc, Jerzyk sporo pracował. Staszek zniknął. Teraz Jerzyk musiał uspokajać swoją żonę, Zofię. Martwiła się o brata. Zwykle odwiedzał ich co kilka dni, ale minęło już ponad sześć tygodni i nie było od niego żadnej wiadomości. Było to, jak na niego, bardzo nietypowe zachowanie. Jerzyk tłumaczył, że czasy są trudne, a z powodu zaangażowania Staszka w interesy na czarnym rynku wiele mogło się zdarzyć.
Zofia jednak była niemal pewna, że coś przydarzyło się jej bratu.
Jadzia powoli przywykała do normalnego trybu dnia.
Jerzyk dał Mulikowi kilka książek przygodowych Karola Maya.
Opowieści te o kowbojach i Indianach na odległej amerykańskiej prerii działały na jego wyobraźnię.
Któregoś dnia Jerzyk przyszedł do warsztatu i posadził Mulika i Jadzię przed sobą. Popatrzył na nich poważnym wzrokiem, jak zwykle zwinął papierosa, odpalił go od zapałki i powiedział:
- Staszek już więcej wam nie zagrozi, nie martwcie się. Wszystko potoczyło się tak, jak powinno. Odpowiednie rzeczy miały już miejsce, a Zofia o niczym nie wie i nigdy się nie dowie – spojrzał na Jadzię i mówił dalej poważnym tonem. - Jednak to miejsce nie jest już bezpieczne i musimy się przenieść.
- Dokąd? Jerzyk, o czym ty mówisz? Jak możemy zostawić to miejsce? Jak stąd wyprowadzimy Mulika?
Jadzia zadawała pytanie po pytaniu, nie czekając na odpowiedzi.
Mulik patrzył na dwoje dorosłych, pytającą Jadzię i cierpliwie czekającego Jerzyka. Wiedział, że Jerzyk wszystko dobrze zorganizuje, ufał mu. Ostatnio zaczął mu ufać nawet bardziej. Swoim niewinnym spojrzeniem dostrzegał nową więź tworzącą się między jego siostrą a Jerzykiem. Cieszyło go to. Pomimo swojego dziecinnego wyglądu, był w stanie zauważyć zmianę w ich podejściu do siebie.
- Wynająłem małe mieszkanie na Dębnikach, po drugiej stronie rzeki. Możemy przekroczyć most i dostać się tam, nie martw się o to. Nie potrzebuję też tego miejsca na moją działalność w AK. Warsztat nie jest już bezpieczny, ani dla was, ani dla mnie. Mieszkanie jest wynajęte na mnie, ale muszę też uzyskać nowe, fałszywe dokumenty. Obydwoje się tam ukryjecie. Tylko Jadzia będzie mogła wychodzić, wyłącznie w ważnych sprawach. Mulik będzie się ukrywał w małym pokoiku na tyłach mieszkania. Zrobiłem na drzwiach wyściółkę, żeby sąsiedzi nie słyszeli odgłosów, ale musicie być bardzo cicho i bardzo ostrożni. Pamiętajcie, że ta kamienica ma innych mieszkańców i są oni ciekawscy – jak to ludzie. Mulik, będziesz miał mnóstwo czasu na czytanie książek, ale nie wolno się przy tym odzywać.
Powiedział to i uśmiechnął się do chłopca.
- Załatwię ci więcej książek.
Od tej rozmowy minął tydzień, a oni spędzali czas na pakowaniu swojego małego dobytku. Trochę ubrań, trochę narzędzi, podstawowe jedzenie. Wszystko zostało podzielone na małe pakunki, aby mogło być przeniesione bez zwracania uwagi.
Jerzyk przychodził codziennie rano, aby to wszystko po kolei wynosić. Zabierał jedną rzecz po drugiej do nowego mieszkania. Dokładnie sprawdzał też drogę na Dębniki. Była to ta sama droga, po której mieli iść, kiedy nadejdzie właściwy czas.
Jerzyk myślał o wszystkim.
- To dzisiaj.
Zaskoczył ich podczas jednej ze swoich wizyt.
Mimo iż wiedzieli, że ten dzień nadejdzie, nie mieli pojęcia kiedy.
- Wyjdziemy wieczorem, przed zmierzchem – mówił – tuż przed godziną policyjną. Będziemy udawali parę idącą z dzieckiem na wieczorny spacer. Niczym rodzina na przechadzce. Będziemy szli wolno, unikając zwracania na siebie uwagi. Jest bardzo ważne, abyś słuchała tego, co będę mówił w trakcie drogi. Będę mówił cicho. Dopiero, gdy znajdziemy się na zewnątrz, zaczniemy rozmawiać normalnie. Jeżeli będziemy mieli trochę szczęścia, nikogo nie spotkamy i niech Bóg nas chroni, by ktoś nas rozpoznał. Ubierz swoje najlepsze ubranie. Wszystko będzie dobrze.
Próbował dodać im odwagi, uśmiechnął się do Mulika i pogładził go po głowie. Jerzyk rzadko się uśmiechał.
Po raz drugi w czasie okupacji Mulik przeszedł most na Wiśle.
Za pierwszym razem miało to miejsce wtedy, kiedy uciekał w ostatnich dniach getta, a teraz następowało to po raz drugi. Tym razem jednak szedł wolno z Jerzykiem i Jadzią, w kierunku Dębnik. Za pierwszym razem był sam, bardzo się bał i do dziś nie mógł zapomnieć tego dnia. Wówczas był głodny i niesamowicie zmęczony. Pamiętał, jak matka pomogła mu się wymknąć z placu Zgody przed deportacją. Zostawił za sobą rodziców i młodszą siostrę, Rikę. Dobrze pamiętał ten straszliwy dzień, niemal pół roku temu. Ostatniego dnia istnienia krakowskiego getta prześlizgnął się pod płotem z drutu kolczastego. Pamiętał swój desperacki marsz. Pamiętał, jak był przerażony i jak otrzymał pomoc na brzegu rzeki. Pamiętał grupę wieśniaczek idących na targ, które spotkał i które kazały mu ze sobą iść. Kobiety doprowadziły go do Powiśla, do tej części miasta, którą dobrze znał przed wojną. Wieśniaczki nie podejrzewały, że małe, płaczące dziecko było zagubionym żydowskim chłopcem, który kilka godzin wcześniej uciekł z getta. Myślały, że pochodzi z miasta i oddalił się od swoich rodziców podczas spaceru nad rzeką.
Teraz przechodził przez potężny, żelazny most z Jadzią i Jerzykiem.
Jerzyk był nieco za nimi, utykając z powodu zranionej nogi. Uszkodził ją sobie podczas wypadku na motorze i nie udało mu się jej jeszcze w pełni wyleczyć. Rana ta czasami otwierała się i krwawiła. Jerzyk zdecydował się iść kilka kroków z tyłu, na wypadek, gdyby strażnicy na moście ich zatrzymali. Dał Jadzi wszystkie niezbędne dokumenty, ponieważ chciał się w tym momencie wydawać niezwiązany z młodą kobietą i dzieckiem. Byłoby straszne, gdyby został złapany z nimi. W dodatku z tyłu mógł ich obserwować i ochraniać w razie konieczności. Na oczy miał opuszczony kapelusz, a w kieszeni płaszcza trzymał pistolet wykorzystywany w działalności podziemnej.
Dwóch niemieckich strażników nie zwróciło na nich najmniejszej uwagi.
Żołnierze w zielonych mundurach, z hełmami na głowach i karabinami na ramieniu stali na końcu mostu, rozmawiając po niemiecku. Brzmiało to niemalże jak jidysz, słuchany w domu.
Jadzia, która dobrze mówiła po niemiecku, stwierdziła
- Rozmawiają o swoich domach. Daj Boże, oby nigdy tam nie wrócili!
Po dalszych dziesięciu minutach znaleźli się w ciemnym korytarzu domu. Był to dwupiętrowy budynek, stojący przy wąskiej uliczce na Dębnikach.
Jerzyk wyciągnął pęk kluczy, otworzył dwa zamki, pchnął drzwi i zamknął je obydwoma kluczami.
- To tutaj – odetchnął z ulgą – tutaj jesteśmy teraz, tu będzie wasz dom i mój też. Ostatnio mam wrażenie, że mnie śledzą i myślę, że będę spędzał więcej czasu tutaj niż w warsztacie. Będziecie musieli mnie znosić. Tutaj będzie twoja kryjówka, Mulik. Będziesz siedział tu większość dnia i będziesz mógł dużo czytać o Indianach.
Mulik zerknął przez uchylone drzwi i zobaczył mały pokój bez okien, z materacami na podłodze, ale bez łóżka. Na jednym z materaców leżała duża sterta książek, a na ścianie wisiała lampa z kloszem.
- To dla ciebie, mały – powiedział. - Możesz je wszystkie przeczytać. Zorganizowałem wszystko, co mogłem. W przyszłości przyniosę ci więcej. Masz tu dużo książek, ale pamiętaj, że ściany są bardzo cienkie, a po drugiej stronie znajdują się sąsiedzi, którzy nie wiedzą o tym, że tu mieszkacie. Są bardzo ciekawscy, jak i wszyscy w tej okolicy. Będą szukać czegokolwiek nowego, żeby móc o tym plotkować. Nie mogą się o was dowiedzieć. Musicie szczególnie uważać, idąc do wspólnej łazienki na korytarzu. Upewniajcie się, że nikogo z sąsiadów nie ma za drzwiami. Uważnie słuchajcie, zanim wyjdziecie, aby się na nikogo nie natknąć. Myślą, że jestem samotnym wdowcem, zaangażowanym w jakieś nielegalne interesy. Wiedzą, że jestem nowym mieszkańcem. Nie wolno więc wam głośno rozmawiać, ani się śmiać, ani wyglądać przez kuchenne okno! Jeżeli będziecie stosowali się do tego, co mówię i będziecie cicho, wszystko będzie w porządku. Niemcy się wycofują i z pomocą Boga, Rosjanie nas niedługo wyzwolą. Choć uwierzcie mi, nie jestem przekonany, że dla mnie będzie to lepsze.
Jak wielu innych Polaków, Jerzyk nie lubił Rosjan.
Co więcej, był przecież aktywistą AK – organizacji, dla której Rosjanie także nie mieli wiele sympatii.
Przez chwilę jeszcze rozmawiali, po czym zjedli trochę gorącej zupy, gotującej się na piecu w kuchni. Potem Jerzyk wyszedł i zostawił ich samych. Jadzia i Mulik przygotowali sobie łóżka w centrum kuchni, niedaleko piekarnika. Zostawili mały płomień, bo był już wrzesień i powoli w nocy robiło się chłodno. Nadchodziła zima.
Fragment powieści „Zieloni jeźdźcy" z hebrajskiego przetłumaczył Łukasz Srokowski