Maria Amiri: Jakie emocje towarzyszyły Pani Profesor, kiedy po 28 latach ponownie wysiadła Pani na lotnisku w Kabulu?
Prof. Jadwiga Pstrusińska: Byłam oczywiście bardzo wzruszona, przecież w Afganistanie spędziłam ongiś kilka istotnych dla mnie lat, a Afganistan jest przedmiotem mojej głównej specjalizacji zawodowej i wszystko, co się w nim dzieje żywo mnie interesuje i obchodzi.
Jakie myśli cisnęły się Pani Profesor podczas podróży z Polski do Afganistanu?
Bardzo często podczas przelotów samolotem mam pewnego rodzaju projekcje retrospekcyjne. Tak było i tym razem. Podróż z przesiadkami przez Monachium i Delhi trwała prawie 30 godzin. Wspominałam różne zdarzenia, wyprawy, krajobrazy, ludzi i przeżycia, chwile najlepsze i najtrudniejsze. Zastanawiałam się, jak najlepiej realizować to, co chciałam tym razem zrobić.
Jak pani wyobrażała sobie dzisiejszy Kabul, a jaką stolicę Pani zastała?
Kabul znałam do pewnego stopnia z rozmaitych materiałów, także filmowych, które do mnie docierały, lecz rzeczywistość, z którą stykamy się osobiście zawsze jest inna, znacznie bogatsza i nie tak wykadrowana. Uderza oczywiście to, że miasto niesłychanie się rozrosło. Migracje wewnętrzne w poszukiwaniu miejsca przetrwania podczas minionych lat wojen oraz częściowy powrót uchodźców z największego znanego w historii świata do dnia dzisiejszego exodusu ludności, wywołanego inwazją sowiecką, spowodowały kilkakrotny wzrost ilości mieszkańców. Ulice są często ogromnie zatłoczone, przypominając, na przykład, molochy indyjskie. Widzi się wielu ludzi noszących broń, głównie strzegących rozmaitych obiektów, i znacznie więcej samochodów, także terenowych. Szereg sklepików i straganów takich jak ongiś, tylko częściowo inny asortyment towaru, choćby towar elektroniczny. Obok wielkie domy towarowe. Jest też w Kabulu znacznie więcej niż ongiś cudzoziemców, spotkać ich można przede wszystkim w licznych hotelach. Jest nawet nowy hotel pięciogwiazdkowy o nazwie Serena, chyba najbardziej strzeżony. Tylko tutaj widziałam obok standartowych kontroli, szlabanów i strażników z lustrami na długich rączkach do oglądania podwozi także psy obwąchujące wjeżdżające samochody. W Serenie jest wielu takich przybyszy, którzy najbardziej się Afganistanu boją. Podobno część nawet wewnątrz budynku nosi kamizelki kuloodporne i kaski. Ale poziom zagrożenia w Kabulu jest względny, zamachowcy najbardziej interesują się obcymi wojskami. Zdarzają się od czasu do czasu jakieś incydenty i działają dziesiątki firm ochroniarskich, przede wszystkim z udziałem zagranicznym. Nawiasem mówiąc podobno tylko jedna jest czysto afgańska, założona przez byłego szefa ochrony prezydenta Karazja.
Po raz pierwszy Pani Profesor odwiedziła ten kraj jako młody pracownik orientalistyki Uniwersytetu Jagielonskiego, mieszkała przez ponad 3 lata w Kabulu, przyjeżdżała później w czasie wakacji, dokąd wojna pozwoliła. Skąd wziął się pomysł ponownego przyjazdu po tylu latach ?
To naturalne. Czyż na przykład germanista nie starałby się zobaczyć Niemiec lub romanista Francji po długotrwałej wojnie na tym terenie? Bardzo istotny był także plan odbudowania kontaktów naukowych w kraju specjalizacji, o które dba każda filologia. Pragnę dodać, iż w ramach projektów badawczych kierowanej przeze mnie Pracowni Interdyscyplinarnych Badań Eurazjatyckich, już w marcu 2005 roku przyjechał do Kabulu na krótkie badania rekonesansowe doktorant naszego instytutu pan Marcin Rzepka.
Jak w ogóle wpadła Pani Profesor na pomysł, żeby wyjechać na podyplomowe stypendium do tak odległego kraju jak Afganistan?
Nie wiem, czy rzeczywiście w pełni to wiem. Studiowałam filologię irańską, trochę indyjską, lecz zawsze najciekawsze wydawało mi się to, co znajdowało się pośrodku, owo wielopoziomowe skrzyżowanie szlaków różnych kultur, języków, religii. Dzisiejszy Afganistan wyrósł na niezwykle heterogenicznym terenie i dlatego, między innymi, jest tak trudny do diagnozowania. Nie wystarczało mi także uczenie się na ówczesnych studiach iranistycznych zaledwie jednego języka z tak zwanej grupy irańskiej – perskiego, który w dodatku jest pod pewnymi względami mało reprezentatywny. Pragnęłam uzupełnić wiedzę o urzędowe języki Afganistanu, zwłaszcza paszto, a początkowy etap samouctwa domagał się fachowej kontynuacji. No i oczywiście ciekawość świata. Pobyt w Afganistanie umożliwiał zwiedzanie nie tylko tego kraju, lecz i podróżowanie do wielu innych krajów regionu. Daje to doświadczenia dla orientalisty niezbędne.
Nie było obaw?
Z całą pewnością ongiś podróżowało się bez porównania łatwiej. Wojna zmieniła bardzo wiele na niekorzyść podróżującego. Ale nie twierdzę, iż nigdy się przed laty niczego nie obawiałam, choć muszę podkreślić, iż spotykałam się przede wszystkim z bardzo dobrym traktowaniem przez miejscową ludność, często z ogromną bezinteresowną pomocą, Zdarzeń przykrych było bez porównania mniej, sporadycznie. I jakoś zawsze kończyły się szczęśliwie.
Czy ktoś jeszcze z Panią Profesor pojechał?
Pojechałam sama, gdy otrzymałam stypendium rządu afgańskiego. Ale okazało się, iż jest tam już jeden Polak, Bohdan Bielkiewicz, który także studiował na Uniwersytecie Kabulskim. Było też między innymi, kilku stypendystów z Bułgarii, Japończyk i Anglik. Pod koniec pobytu przyjechali na roczne stypendia studenci orientalistyki warszawskiej, z obecną panią dyrektor Wydziału Orientalistycznego UW, prof. Jolantą Sierakowską-Dyndo.
Jak rodzina i znajomi zareagowali na ten wyjazd?
Żyła już w tedy tyko moja Matka, która była osobą bardzo odważną, w każdym razie tak ją zawsze postrzegałam, zaprawioną w działaniach akowskich. Zresztą wiedzę i edukację dzieci stawiała zawsze na pierwszym miejscu. Nie miała nic przeciwko wyjazdowi, lecz początkowo wydawało się, iż jadę tylko na rok. Potem nie wracałam przez kilka lat, bojąc się trudności z ponownym wyjazdem. Były to wszak inne czasy.
A jaka teraz była reakcja znajomych na ten wyjazd do Afganistanu po tylu latach?
Poczucia były mieszane, z uwagi na sytuację w tym kraju. Obawy ścierały się z przekonaniami, iż jednak trzeba jechać. Początkowo planowałam wyjazd dwu osób, z dwu ośrodków uniwersyteckich, lecz w ostatniej chwili okazało się to niemożliwe. Przyznaję, iż byłam zdeterminowana, bez względu na opinie. I dobrze się stało, bo wyjazd ten był dla mnie niezwykle cenny pod względem zawodowym.
Jakby pani Profesor opisała stolicę Afganistanu, co Pani zastała?
Samą stolicę należałoby badać podczas długotrwałych projektów badawczych, więc mogę mówić tylko o krótkotrwałym wglądzie. Uderza większa niż ongiś polaryzacja ekonomiczna mieszkańców, na przykład pełna luksusowych budynków dzielnica Szir Pol. Nadal jest wiele ruin po działaniach wojennych, które uzmysławiają nam to, co przeżywali mieszkańcy Kabulu. Mury i bramy ulic, na których ongiś mieszkałam w Kart-e Czar i Kart-e Se są w wielu miejscach podziurawione jak sito. Widać, iż spadały tu liczne bomby lub rakiety. Ale tuż obok pojawiają się nowe budowle, zwykle znacznie okazalsze i porządniejsze, niż to było trzydzieści lat temu. Jest też już szereg bardzo nowoczesnych budynków użytku publicznego. Na jednym ze skrzyżowań postawiono pomniejszoną replikę wieży Eiffla. Zauważa się też wyraźne pęknięcia na powierzchni i tuż pod powierzchnią tradycyjnej obyczajowości, wskazujące na pewne wpływy zachodnie. Owe nowe rysy bywają niekiedy zaskakująco śmiałe. Daje się to zaobserwować choćby w budynku Kabul City Centre. Ale dominujący jest chaos. Uderza też niestety wyniszczenie fizyczne wielu ludzi, nawet w takich miejscach jak Uniwersytet. O wiele więcej wstrząsającej nędzy jest oczywiście na obrzeżach. Afganistan zawsze był krajem biednym, lecz przed inwazją Sowietów nikt nie umierał tam z głodu, istniało zjawisko pewnej cennej równowagi w wielu sprawach społecznych, wytworzone przez wieki, lecz przez interwencję ludzi Zachodu zburzone. Nie było tam nieszczęść takiej miary jak teraz, gdy teren stał się przedmiotem interesów ludzi z zewnątrz. Mało kto wie, iż obecnie przewidywana średnia długość życia w Afganistanie to zaledwie około czterdziestu trzech lat.
Co podczas tego pobytu Panią Profesor mile zaskoczyło?
Największą przyjemność sprawiła mi społeczność akademicka. Jak dawniej bardzo bezpośrednia, gościnna i serdeczna. Znów, jak to często działo się ongiś, także w dawnej Akademii Paszto, dostałam natychmiast w prezencie stos nowych naukowych publikacji. Oczywiście także spotkania ze studentami, niekończące się pytania – dociekliwe, mądre, zasadne, często wyrafinowane. Kampus uniwersytecki, zamknięty za wysokimi murami, których ongiś nie było, jest pewnego rodzaju azylem. Budynki pękają w szwach, tak wiele młodzieży chce studiować. Zajęcia i egzaminy odbywają się nawet na korytarzach. Nie sposób nie zauważyć też bardzo licznych studentek na terenie uniwersytetu. Na wydziale filologicznym stanowią, jak mi powiedziano, około 40%. To niewątpliwie świadczy o zachodzących zmianach. Ongiś w około dwudziestoosobowej grupie, w której studiowałam były tylko trzy dziewczyny. Słyszałam, iż w wielu miejscach szkoły podstawowe i średnie są w Afganistanie pełne dziewcząt. W Badachszanie ponoć wykształcone dziewczęta mają kłopot ze znalezieniem odpowiednich kandydatów na mężów, ponieważ chłopcy byli bardziej zajęci walką niż nauką. Choć są i takie liczne miejsca, gdzie z edukacją dziewcząt są istotne problemy, zwłaszcza na południu, lub nie ma jej w ogóle, z różnych przyczyn.
Bardzo cenny jest powrót wielu emigrantów, nie tylko z Iranu lub Pakistanu, lecz krajów Zachodu, którzy podczas uchodźstwa, trwającego nieraz ponad dwadzieścia lat, zdobyli wykształcenie, pożyteczne doświadczenia i powrócili do ojczyzny. Wielu stara się teraz spożytkować ową wiedzę dla dobra kraju. Można ich spotkać w wielu miejscach, także na eksponowanych stanowiskach, zajmowanych zresztą również przez kobiety. Niektórzy, niepewni rozwoju sytuacji, pozostawili jeszcze rodziny za granicą. A Internet, który jest w Afganistanie coraz popularniejszy także powoli robi swoje i wszelkie kontakty e-mailowe. Dość rozpowszechnione są telefony komórkowe. Prasa może pochwalić się bardzo licznymi tytułami. Mimo niezliczonych powojennych trudności nadal kultywuje się tam, gdzie to możliwe tradycyjną afgańską gościnność. Pani rodzina jest tego znakomitym przykładem. Pozytywną niespodzianką jest też nowa, bardzo reprezentacyjna polska ambasada, organizowana przez chargè d’affaires, pana Roberta Krzyżanowskiego, mimo wielu trudności.
Czy Pani Profesor może powiedzieć jakimi ludźmi są Afganowie? Są jakieś wspólne cechy, które posiadają z Polakami?
Większość cudzoziemców, którzy mieszkali w Afganistanie bardzo ten kraj polubiło, wielokrotnie o tym pisano i mówiono. Niewątpliwie przyczyniła się do tego natura jego mieszkańców. Na początku XIX wieku pewien Anglik pisał o Pasztunach, największej grupie etnicznej, iż ich wadami są zemsta, zawiść, chytrość, drapieżność, chciwość i upór. Ale też kochają wolność, są wierni w przyjaźni, dobrzy dla służby, gościnni, dzielni, odważni, śmiali, wytrzymali, skromni, pracowici, roztropni, mniej niż inne narody w sąsiedztwie skłonni do fałszu, intrygi i oszustwa. Także jeden z polskich ambasadorów pisał w minionym niedawno stuleciu, iż są bardzo śmiali, odważni, kochają nade wszystko wolność i swobodę, są serdeczni i ogromnie gościnni. Niewątpliwie obydwie nacje, i Pasztunowie i Polacy, są gościnne i skłonne do walki o niepodległość. Obydwu też lepiej się udaje walka i konspiracja niż budowanie demokratycznego społeczeństwa w czasach pokoju. Zauważmy, iż młodzi mieszkańcy Afganistanu, nawet około 30-letni nigdy nie mieli możliwości życia w kraju bez wojny. To z całą pewnością wpływa na psychikę i wiele spraw. Odbudowa Afganistanu to nie tylko sprawa infrastruktury, żywności, dostępnej pomocy medycznej itd. To także zajęcie młodych mężczyzn zgoła odmiennymi sprawami. A obecność obcych wojsk na terenie ich ojczyzny zdecydowanie temu nie sprzyja. Mieszkańcy Afganistanu, mimo pewnych korzyści, są coraz częściej, rozdrażnieni obecnością cudzoziemców, zwłaszcza militarną. Świadomość podobieństwa dziejów Polski i Afganistanu jednak istnieje, podkreślił to w rozmowie ze mną minister kultury, wspominając okupację sowiecką.
Jest Pani Profesor nie tylko jedyną w Polsce osobą wykładającą język paszto, jeden z dwu urzędowych języków Afganistanu, ale stworzyła Pani przy swej Pracowni Interdyscyplinarnych Badań Eurazjatyckich na Uniwersytecie Jagiellońskim jedyną w kraju bibliotekę afganologiczną, tak zwane Archiwum Afganologiczne, w którym są cenne zbiory sprzed 30 lat, które Pani Profesor sama gromadziła, także w Afganistanie. Co można znaleźć w tym Archiwum? Kto może z niego korzystać?
Archiwum powstało, by udostępnić zgromadzone przeze mnie materiały. Są to nie tylko przedwojenne publikacje afgańskie lecz, między innymi, kolekcja opozycyjnych wydawnictw z czasów walki z Sowietami, wydawanych na przykład w Pakistanie. Wiele publikacji afganologicznych z różnych okresów, z różnych krajów, w rozmaitych językach. Tysiące wycinków prasowych zbieranych przez dziesięciolecia. Na miejscu korzystać może każdy, choć z pewnymi ograniczeniami. Zbiór jest nadal w trakcie archiwizacji i sporządzania katalogu, doszliśmy do kilku tysięcy. I zbiór nadal jest powiększany, otrzymujemy dary, czynię zakupy. Najczęściej korzystają studenci różnych kierunków, przede wszystkim prowadzonych przeze mnie zajęć afganologicznych i młodzi naukowcy działający w ramach zespołu badawczego Pracowni. Ale przyjeżdżają także osoby z innych ośrodków naukowych, także z zagranicy. Obecnie zmierzamy do digitalizacji przynajmniej części zbiorów, przede wszystkim tych wydanych ongiś w Afganistanie, które są już w nienajlepszym stanie. Wiele wskazuje na to, iż pomoże nam w tym zainteresowana digitalizacją zbioru British Library. Nasz projekt pozyskał wstępną akceptację. Pracami kieruje dr Tomasz Gacek.
Czy dziennikarze polscy, którzy piszą materiały prasowe o Afganistanie korzystają z tej biblioteki? Jakie błędy polskie media popełniają najczęściej, pokazując materiał filmowy lub pisząc o Afganistanie?
Raczej nie korzystają. Obok poprawnego przekazywania informacji przez media bezustannie stykamy się z obrazem znacznie uproszczonym, wyrwanym z istotnego kontekstu, często zupełnie błędnym. Zdarzają się też stwierdzenia całkiem bezmyślne i krzywdzące. Ot, choćby na napisanie, iż Pasztunowie to najbardziej zdradziecki naród na świecie. Ciekawe jak to zmierzono. Per analogiam można by wnioskować, iż podczas Drugiej Wojny Światowej również Polacy tym się charakteryzowali, starając się działać przeciwko niemieckiemu okupantowi.
Kiedy w latach 80. poprzedniego wieku w Afganistanie toczyła się wojna z Armią Radziecką, Pani Profesor nie pozostawała bierna, będąc wówczas przez pewien czas pracownikiem Uniwersytetu Oksfordzkiego. Stworzyła Pani Profesor na rzecz Afganistanu Oxford University Afghanistan Society oraz pismo Afghanica. The Afghanistan Studies Newsletter. Co miały na celu oba te przedsięwzięcia? Kto Panią Profesor wspierał w owych zamierzeniach? Czego udało się dokonać?
Nie można powiedzieć, iż to ja stworzyłam. Sama nie zdołałabym. Byłam zaledwie spirytus movens. Działała międzynarodowa grupa. Byli w niej Polacy, Anglicy, Żydzi, nawet jeden Rosjanin. Chodziło przede wszystkim o to, by okupacja sowiecka i dokonujące się w Afganistanie ludobójstwo było możliwie powszechnie znane, także wśród międzynarodowej społeczności studentów i naukowców owego sławnego uniwersytetu, bo między innymi tam kształcą się światowe elity. Robiliśmy wiele rozmaitych akcji. Udało się doprowadzić do zorganizowania w Oxfordzie międzynarodowej konferencji, regularnie odbywały się na terenie OU spotkania na temat Afganistanu. Afghanica była rozsyłana do wielu krajów, było też drugie skromniejsze czasopismo poświęcone Afganistanowi – Falcon. Jego redaktorem był dr Andrew Fear. Na zaproszenie stowarzyszenia przyjeżdżali mówcy z innych krajów. Wśród nich, na przykład, profesor Marek Śliwiński, z uniwersytetu w Genewie, który dokonał we współpracy z Instytutem Gallupa w Pakistanie szacunkowych obliczeń strat ludzkich w Afganistanie - pokłosia inwazji sowieckiej. Był też nieżyjący już Jacek Winkler, z Paryża, o pseudonim Adam Chan, wielokrotnie towarzyszący sławnemu Masudowi w dolinie Pandższiru. Dostarczał mi potem kasety z nagraniami z wojny w Afganistanie i rozmaite druki na ten temat, które kilkakrotnie udało mi się wwieźć ongiś do Polski i umieścić w podziemnej jeszcze wtedy bibliotece.
Czy jako afganolog Pani Profesor popiera wysłanie tak dużego polskiego kontyngentu wojskowego, także na pierwszy ogień, do aktywnych działań wojennych w Afganistanie? Czy istnieje w tym jakiś logiczny sens? Przecież jest to de facto błędne koło. Nikomu nie uda się wygrać z tak zwanymi talibami. Rozwiazania trzeba szukać u źródeł, a nie zwalczając objawy. Jakim sposobem żołnierz, niezależnie od swej narodowości, może odróżnić taliba od nie taliba, tym bardziej, że są wmieszani w miejscową ludność?
Często napotyka się wypowiedzi, iż po okupacji sowieckiej mamy okupację amerykańską. Jest to bardzo wyraźne zwłaszcza w środowiskach pasztuńskich, także dlatego, iż pasztuński pasztunwalaj, kodeks postępowania, nie pozwala na tolerowanie obcych wojsk na własnej ziemi i rządzenia krajem przez marionetkę obcego rządu, za jaką uważany jest Karzaj, którego popularność bardzo spadła. Argumentowanie więc, iż polscy żołnierze powinni wspierać narzucony rząd afgański jest argumentem chybionym. Mało kto zdaje sobie u nas sprawę jak znaczna jest w wielu krajach Azji niechęć do Amerykanów, spirytus movens działań NATO. Szereg spowodowanych przez nich incydentów, ich negatywnych zachowań, szerzące się wiadomości o torturowaniu schwytanych Afganów, nawet ich zgonach w dwu założonych tu więzieniach, jeszcze bardziej pogarszają nastroje. Byle pretekst może spowodować zamieszki. Jedna z pracownic zachodniej NGO, starsza osoba, powiedziała mi: Pracując w tylu krajach w akcjach humanitarnych nigdy nie przypuszczałam, iż najbardziej będę się bać Amerykanów, nie lokalnej ludności! Oczywiście pewnej recepty jak odróżnić taliba od nietaliba nie ma. Nikt nie wie ilu jest tak zwanych zwykłych partyzantów, że się tak wyrażę, nie związanych z talibami, a prowadzących walkę narodowo-wyzwoleńczą w najlepszym znaczeniu tego słowa. Coraz trudniej ustalić z jakąkolwiek pewnością, kto stoi za zamachami i kto wspiera powstanie. Są to grupy różnej proweniencji, nie koniecznie związane z radykalnym islamem. Wynika to z badań przeprowadzonych przez Paula Rogersa z Bradford University. Argumenty wysuwane przez naszego ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego mnie nie przekonały. Nie zgadzam się z nim także, iż wychodzimy z tych samych przesłanek filozoficznych. Niektóre argumenty postrzegam jako manipulację historyczną, logiczną, psychologiczną. Chodzi przede wszystkim o amerykańskie interesy w tym regionie świata i tak to jest rozumiane także przez świat islamu. Że sprawa nie jest taka oczywista, dowodzi fakt, iż NATO, mając tak wielu członków, ma poważne kłopoty z zebraniem odpowiedniej ilości żołnierzy do działań w Afganistanie. Mało kto się kwapi. Dlaczego NATO nie broni demokracji i praw człowieka w Korei Północnej czy w Chinach? Dlaczego nie wkracza do Pakistanu
– wylęgarni talibów, gdzie jest ich znacznie więcej iż w Afganistanie. A widzimy, co z takich fascynacji rozwiązań siłowych wynikło w Iraku. Wykształceni Afganowie mówią, iż na demokrację jest u nich zbyt wcześnie, to musi jeszcze potrwać. … Można oczywiście zapytać - demokrację o jakiej twarzy ma wprowadzać NATO, amerykańskiej? Są różne modele. Na Pani pytania można by odpowiadać bardzo długo.
Czy wysłanie do walk polskich wojsk odbije sie na dobrych jak do tej pory stosunkach polsko-afgańskich? Do tej pory Polacy mają bardzo dobrą opinię w Afganistanie. W przeszłości Polskę oraz Afganistan łączyły przyjazne stosunki, mieliśmy podpisane umowy o współpracy w różnych dziedzinach, np. handlu, budownictwa czy też edukacji. Była wymiana studentów obu krajów. Jak wygląda teraz współpraca naukowa między Polską a Afganistanem?
Dlaczego mamy zabijać ludzi w kraju, który już tyle wycierpiał i ponoć nawet pośrednio zapobiegł inwazji sowieckiej na Polskę, bo trudno jest walczyć na dwa fronty. Ludność Afganistanu ma prawo sobie nie życzyć obcych wojsk w swym kraju. Nasz rząd chce obecnie zwalczać to, co ongiś sami robiliśmy, walcząc z obcymi na naszej ziemi i bez czego nie byłoby niepodległej Polski. Porównania – to jest jak miłość, nie do pokonania
– użył ongiś mówiąc o walkach wyzwoleńczych w Algerii, Francuz prof. Imart.
Oczywiście owa niechęć do Amerykanów rozciąga się w mniejszym lub większym stopniu na ich sojuszników. I to się będzie intensyfikować. Walka w Afganistanie wciąga coraz liczniejszych przedstawicieli świata islamu, jest już bardzo długa kolejka ludzi z różnych krajów gotowych do zamachów samobójczych. Pomagamy rozkręcać spiralę przemocy.
Gdy pytałam w Kabulu jak Polska może pomóc Afganistanowi, słyszałam: Budujcie szkoły, mosty i miejsca, gdzie ludzie znajdą pracę, itp. Jeden mój rozmówca dodał – „Trzeba dawać na takich obiektach tabliczkę, żebyśmy wiedzieli kto to zbudował.” Bardzo potrzebna jest pomoc w rozwoju edukacji, także na poziomie szkolnictwa wyższego, współpraca kulturalna, pomoc medyczna, inne działania czysto humanitarne. Tysiąc stypendiów w Polsce dla zdolnej młodzieży, która powróciłaby do Afganistanu, to byłaby zaledwie cząstka ogromnej sumy, którą rząd polski chce wydać na działania zbrojne. A większość wykształconych ludzi pośle do szkoły swoje dzieci, także córki i nie będzie zainteresowana by w Afganistanie powróciły rządy talibów. Masowe wsparcie edukacyjne niosłoby z czasem nie tylko edukację, lecz i jakąś demokratyzację.
Już na miejscu w Kabulu została Pani wciągnięta do oficjalnej polskiej delegacji Pierwszego Festiwalu Filmu Polskiego. Bez wątpienia było to pierwsze po latach wojen wielkie wydarzenie kulturalne dotyczące Polski. Jak Pani Profesor odebrala Festiwal?
Po pierwsze byłam zaskoczona, iż ma on miejsce już w czasie, gdy jeszcze nie funkcjonuje polska ambasada, w bardzo trudnych okolicznościach. I że dokonała tego właściwie jedna osoba. Odbył się on, jak wiadomo, z Pani inicjatywy i dzięki Pani działaniom, choć kilka osób pomagało. Dla mnie to jeszcze jeden przykład, ile może dokonać jedna bezinteresowna osoba pełna dobrej woli i poświęcenia. Niezwykle satysfakcjonujące intelektualnie i dociekliwe były dyskusje toczące się potem w środowisku Filmu Afgańskiego i na uniwersyteckim Wydziale Kinematografii i Teatrologii, w ramach owego festiwalu. Myślę, iż zgodzi się ze mną w tym względzie pan Leszek Dawid, młody reżyser z Łodzi, którego film był prezentowany, odpowiadający na niekończące się pytania, także ze strony licznych studentów. Kilka wystawnych przyjęć wydanych przez stronę afgańską z okazji festiwalu wskazywało także na istotną rangę przedsięwzięcia.
Pozostawiła Pani Profesor dla wybranego studenta wydziału Kinematografii i Teatrologii dużą sumę pieniędzy, z przeznaczeniem na edukację. Skąd pomysł na zrobienie takiej niespodzianki młodemu człowiekowi?
Niezręcznie mi wypowiadać się na ten temat. To jest zaledwie kropelka w oceanie potrzeb studiującej afgańskiej młodzieży. Zresztą sama tyle razy w życiu otrzymywałam rozmaite granty, stypendia, gościny, także ongiś afgańskie, że mam wiele długów.
W roku 2007chcemy zorganizować pierwszą polską wystawę związaną z polską Solidarnością, która zresztą będzie przewożona do różnych krajów. Czy Pani współuczestniczy w jej tworzeniu? Na co by Pani chciała położyć szczególny akcent? Na co zwrócić uwagę afgańskich odbiorców?
Ta wystawa nie jest moją inicjatywą i chyba już jest opracowana, z tego co słyszałam. Ale niewątpliwie powinny się na niej znaleźć w Kabulu związane z ruchem Solidarności dokumenty i wydawnictwa podziemne i emigracyjne, które mówią o polskim wspieraniu afgańskiej walki z sowieckim najeźdźcą.
Afgańskie Ministerstwo Informacji i Kultury zamierza odnowić branżę turystyczną, która przed wojną ściągała podobno rocznie około dwu milionów ludzi z całego świata. Mówił o tym obecny wice-minister Farai. Jak pani Profesor uważa, czy są szanse na szybkie rozwiniecie tej dziedziny, a także czy Polacy dadzą się namówić na przyjazdy w celach turystycznych?
Niewątpliwie Afganistan posiada liczne walory turystyczne. To nie tylko kraj pustyń i niedostępnych gór. Ongiś stanowił jedną z azjatyckich atrakcji. Wierzę w tej materii także w przedsiębiorczość afgańską. Pomocne mogą być przywiezione przez repatriantów wzorce organizacyjne. To, czy uda się ponownie rozwinąć ruch turystyczny zależy oczywiście od sytuacji wewnątrz kraju, by nie nadawał się raczej do treningów w „szkołach przetrwania”, choć i taka rekreacja bywa modna w zachodnim świecie ludzi, którzy mają już wszystko. Wierzę też w chęć wielu Polaków do odwiedzania Afganistanu. Ich przyjazdy zależeć będą jednak, między innymi, także od tego, jaką rolę Polska odegra w Afganistanie w najbliższych latach.
Dziękuję za rozmowę.
WYWIAD PRZEPROWADZONY POD KONIEC 2007 ROKU PRZEZ POLSKO-AFGAŃSKĄ DZIENNIKARKĘ MARIĘ AMIRI Z PROF. DR HAB. JADWIGĄ PSTRUSIŃSKĄ[i]
[i] AFGANOLOGIEM Z UNIWERSYTETÓW JAGIELONSKIEGO i WARSZAWSKIEGO, AUTORKĄ WIELU PUBLIKACJI, TAKŻE KSIĄŻKI O TAJNYCH JĘZYKACH AFGANISTANU, ZAŁOŻYCIELKĄ ARCHIWUM AFGANOLOGICZNEGO NA UJ - PIERWSZEJ I JEDYNEJ POLSKIEJ BIBILOTEKI AFGANOLOGICZNEJ.