Pandemia, która na dobre rozwinęła się ponad dwa lata temu na całym świecie, docierając także do Polski, była na swój sposób czymś niezwykłym. W tej niezwykłości, kryło się zło przynoszące cierpienie i śmierć, a także coś niemal zupełnie nieznanego współczesnemu człowiekowi – czyli izolację.
Na raz świat przestał być otwarty, a ludzie musieli pozostawać w swoich czterech ścianach. Wychodzić na zewnątrz wolno było niczym na przepustkę z więzienia. A podstawowym dokumentem umożliwiającym możliwość przemieszczania się stały się covidowe paszporty. Zostaliśmy na swój sposób ostemplowani.
Ledwie poradziliśmy sobie z pandemią, choć jeszcze nie do końca, a już wybuchła wojna. Rosja swoim zwyczajem zaatakowała swojego sąsiada czyli Ukrainę. I to w sposób najokrutniejszy, walcząc nie tylko na polu bitewnym, ale niszcząc strukturę mieszkalną, a co najgorsze zabijając cywilów zupełnie celowo. Mało tego. Żołdacy rosyjscy dokonywali aktów ludobójstwa, poczynając od Buczy.
Wszystko zaczęło dziać się w Europie i dzieje się po dzień dzisiejszy, czyli na kontynencie, który odrzucał rozwiązania militarne.
Wojna trwa nadal, ale pandemia odeszła, pozostawiając swoje ślady.
I właśnie o czasie zarazy Tomasz Jastrun napisał powieść Arytmia i kwarantanna.
O rozlewającej się po Polsce epidemii. Bohater podporządkowuje się narzuconym rygorom, ale oczywiście nie do końca. Wiadomości zaś o tym nowym złym czasie czerpie ze swojej ulubionej stacji, czyli TVN. Nie jest to przypadek, ale świadomy wybór, bo jest przedstawicielem tej części społeczeństwa polskiego, która może nawet bardziej od pandemii nie znosi obecnej władzy. Demonstracyjnie nie ogląda telewizji publicznej. I czyta przede wszystkim „Gazetę Wyborczą”. Te dwa źródła pozyskiwania wszelkich informacji są niczym przewodnik po jego życiu.
Krzysztof jest czterdziestoletnim pisarzem. I jak przystało na twórcę liberalno - lewicowego, pisze książki o wolności, której mu w Polsce brakuje. Wolności rozumianej jednak niemal dosłownie, czyli łamiącej przyjęte normy, społeczne, moralnej, a także wymykającej się niemal zupełnie poza obszar polityczny. Najlepiej, żeby zapanowała wolność niczym ta niesiona w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku przez hipisów.
Bohater żyje w związku małżeńskim, ma dziecko, ale rodzina nie stanowi przeszkody do zażywania uciech cielesnych i duchowych. Niby nic nowego, ale w czasie pandemii nawet do kochanki trzeba się przedzierać. Po pandemii, też nie jest łatwo w relacjach damsko - męskich, ale tutaj winna jest już władza, która odebrała wolność. I tu pojawia się problem, bo bohater zaprzecza sobie. W gruncie rzeczy robi co chce, ale jedynie czego mu brakuje to przyzwolenia społecznego i politycznego na swoje dokonania. Kiedy dowiaduje się, że żona go zdradza, rewanżuje jej się tym samym. I to w dodatku z żona tego, który jest kochankiem jego żony. Taki czworokącik, ale w mniemaniu bohatera tej powieści, świat to w gruncie rzeczy wspólnota ducha i ciała.
Krzysztof jako pisarz czuje narastające rozczarowanie tym, co pisze. Jego ostatnia powieść przepadła zupełnie niezauważona. Czterdziestoletni pisarz stara się wyjść z marazmu życiowego i twórczego przez seks. Na tym polu, niestety, także doznaje zawodu, choć jego nowa partnerka dokonuje niemal cudów. Jest wyspecjalizowana w miłości oralnej, więc ratuje swojego bohatera jak może. Krzysztof doznaje jakieś ulgi, ale za oknem pandemia i ten jeszcze gorszy od niej prawicowy rząd. Na szczęście jest TVN i „Gazeta Wyborcza”, które działają niemal jak afrodyzjaki, dla uciśnionej duszy i niezbyt sprawnego ciała.
Niestety w pandemii sypią się mandaty, za chodzenie bez potrzeby, za brak maseczki, za łażenie po nicy. Dostaje się także Krzysztofowi. Choć jak sam powiedział: „wszystko przez ten rząd”. Nawet ta światowa pandemia. Takiego wpływu na świat to jeszcze nie miała żadna partia, ale bohater jest przeświadczony o winie tej formacji za wszystkie grzechy tego świata. Dodatku, kiedy Krzyś mając dekadenckiego doła, chce sobie poprawić samopoczucie w ramionach prostytutki, to okazuje się, że jej usługi zdrożały.
Wprawdzie nie przez rządzących, ale przez pandemię. I z ciupciania wyszła lipa, choć było blisko. Poszło o głupie sto złotych.
W domu też coraz gorzej, bo on - zatwardziały liberał - a żona niemal fanatyczna katoliczka, choć nie wolna od grzechów. Ten podział prowadzi do wojny domowej. I to nie na żarty. Ona drze mu jego ulubioną „Gazety Wyborczą”, a on jej „Gazetę Polską”. Ona z tego powodu wydziera się przez balkon, a on zamyka się w łazience siedząc na zamkniętym sedesie.
Jedno tej powieści można oddać, że choć pisana grubą kreską, rysuje to obraz współczesnej Polski. Podzielonej na dwie różniące się części. Wiadomo jakie.
Niemal wszyscy są jakby w stanie wojny domowej. Tylko po co? Przecież skoro każdy ma prawo wyboru to wybiera. I nie musi do niczego zmuszać drugiej strony. Jedni mogą żyć po bożemu, drudzy mogą zdradę przyjąć jako coś normalnego. Jedni grzeszą, bo Boga nie ma, drudzy bo jest, ale może jakoś się upiecze. I nie trzeba oglądać się na rządzących.
Tomasz Jastun, Arytmia i Kwarantanna, Wydawnictwo Czarne 2021 r.