Są takie fragmenty w literaturze pięknej, które swą wymową wzruszają i porywają każdego wrażliwego czytelnika, do których się powraca, delektuje każdym słowem niczym piękną muzyką słuchaną do zdarcia płyty. W nieskończoność. „Lalka” Bolesława Prusa, mimo, że od jej wydania minęło już ponad sto czterdzieści lat, jest właśnie takim dziełem.
Ignacy Rzecki na wieść o wybuchu powstania na Węgrzech w 1848 roku postanawia ruszyć tam i walczyć „za wolność waszą i naszą”. Nieoczekiwanie, gdy o świcie wychodził z mieszkania w ciemnym korytarzu natknął się na swego kolegę z pracy, ze sklepu Minclów, Augusta Katza, człowieka bardzo spokojnego, beznamiętnego, który zwykle w milczeniu, machinalnie kroił mydło przy swoim stoisku. W „Pamiętniku starego subiekta” czytamy :
- Co ty tu robisz Auguście? – spytałem.
- Czekam na ciebie.
Myślałem, że chce mnie odprowadzić; więc poszliśmy na plac Grzybowski, w milczeniu bo Katz nigdy nic nie mówił. Fura żydowska, którą miałem jechać była już gotowa. Ucałowałem Katza, on mnie także. Wsiadłem… on za mną…
- Jedziemy razem – rzekł.
I pojechali. Powstanie zostało rozbite, jak wiadomo dzięki interwencji cara Mikołaja I i wojsk rosyjskich. Katz mocno to przeżył. W książce często powtarza się opinia o Rzeckim, jako o „starym romantyku”. Lecz prawdziwym romantykiem i idealistą okazał się właśnie Katz.
– Węgry! Już nie ma Węgier! – mruczał Katz – Równość… nigdy nie było równości! Sprawiedliwość… nigdy jej nie będzie… no panie Mincel już ja u ciebie nie będę krajał mydła….
August Katz nie przeżył upadku Węgieroku.Którejś nocy strzelił sobie w skroń. Jego zakrwawione oblicze przez całe życie prześladowało Rzeckiego.
Ej! Bracie Katz cóżeś ty zrobił najlepszego – pisał po latach w swym pamiętniku – Czasem zdaje mi się, żeś znalazł tam w niebie i węgierską piechotę i swój wystrzelony pluton. Niekiedy słyszę łoskot bębnów, ostry rytm marszu i komendę „Na ramię broń!” A wtedy myślę, że to ty Katz idziesz na zmianę warty przed bożym tronem… Bo kiepski byłby Pan Bóg węgierski, gdyby nie poznał się na tobie!.
W rewolucji węgierskiej wzięło udział około 1000 Polaków, Katzów i Rzeckich. Byli też generałowie, Bem, Dembiński, Wysocki. Ale był ktoś jeszcze. Młody książę Mieczysław Korybut Woroniecki. Pochodził ze starego kniaziowskiego rodu, którego protoplastą był wielki książę litewski Giedymin (zm. 1341 roku), a więc wywodził się z tego samego pnia co Jagiellonowie, Czartoryscy, Wiśniowieccy, Zbarascy, Poryccy, Koreccy, Sanguszkowie.
Urodził się 07.03.1825 roku w Skórzawie na terenie ówczesnej Galicji, a więc w zaborze austriackim i nim został bohaterem Węgier, służył w armii Habsburgów w stopniu porucznika pułku dragonów. Mimo, że czekała go świetna wojskowa kariera, choćby ze względu na arystokratyczne pochodzenie, na wieść o powstaniu węgierskim 15.03.1848 roku zrzucił mundur austriacki, zjawił się w Budapeszcie i za własne pieniądze (40 000 forintów) zorganizował legion polski. Już jego pojawienie się i pierwsze wyczyny wzbudziły podziw honwedów. Ludność Szabatki (obecnie Subotic) niosła go ulicami miasta na ramionach, a rząd węgierski powierzył mu utworzenie batalionu strzelców. Brał udział m.in. w walkach pod O-Futak, Perlasz i w Bansag. Trafił też pod skrzydła generała Józefa Bema i za zasługi na polu chwały otrzymał stopień pułkownika. Jednak w bitwie pod Szoreg (Temesvar?) w sierpniu 1849 roku młodego księcia opuściła fortuna. Dostał się do niewoli austriackiej i był więziony w osławionym Naugebaude w Budapeszcie. 07.10.1849 roku stanął przed sądem feldmarszałka Haynau, który wydawał jedynie wyroki śmierci. Książe Mieczysław Woroniecki został powieszony w Peszcie 20 października 1849 roku wraz z dwoma towarzyszami niewoli. Pochowano go w nieoznakowanym grobie, na cmentarzu Jozsefvaros, a jego lokalizację znali tylko wtajemniczeni Węgrzy.
Woroniecki już w czasie powstania zyskał rozgłos, a śmierć przyniosła legendę, która żyła dziesięciolecia i utwierdzała bratnie więzy między Węgrami i Polakami. Jednak legenda, choć tak przecież pozytywna, przyniosła też wiele podań i mitów, informacji wzajemnie się wykluczających o życiu bohatera. Do takiego stanu rzeczy przyczynili się współcześni Woronieckiemu towarzysze broni i węgierscy piewcy jego czynów, którzy pobudzeni panującą wówczas aurą romantyzmu, umieszczali w swych opisach niepewne „fakty” przepełnione patosem i apoteozą. Wzbogacano więc wojenny szlak pułkownika, czy też życie prywatne, które przecież jakieś istniało, ale dziś w oparciu o te wszystkie przekazy trudne jest do zweryfikowania i dokładnego odtworzenia. Oto u boku młodego księcia pojawia się dama, towarzyszka walki i tragicznego losu. Raz jest to baronowa Wilhelmina von Beck, innym razem Amalia Schweighofer, podobno córka nauczyciela z Ferencvaros, podobno aktorka. Są też liczne przekazy mówiące, iż przed egzekucją skazaniec poślubił tajemniczą damę. Gdy w 1867 roku.sytuacja Węgrów w cesarstwie Habsburgów uległa poprawie, szczątki Woronieckiego przeniesiono z honorami na cmentarz Kerepesi, a przy grobie pojawiła się też tajemnicza wdowa cała w czerni. W 1877 roku Węgrzy ufundowali na grobie wyniosły obelisk autorstwa Vilmosa Jablonszkyego, z napisem w języku polskim i węgierskim.
Książe
Mieczysław Korybut
Woroniecki
Waleczny pułkownik
Jazdy oddziału polskiego 1848/49
Urodzony 7 marca 1825
Na Skurzawie w Galicji
Zginął 20 października 1849 r.
W Peszcie
*
Młodzież Węgierska
W dowód wdzięczności i czci
Polskiemu bohaterowi
Za udział w walce 1848/49 r.
O niepodległość Węgierską.
1877
Miejsce to było celem patriotycznych spotkań społeczeństwa węgierskiego przez dziesięciolecia w czasie wielu zrywów niepodległościowych, także w pamiętnym 1956 roku.
Warto też dodać, że w 1932 r., na ścianie gmachu ówczesnego Ministerstwa Rolnictwa (róg pl. Kossutha i ul. Batorego dawne więzienie Naugebaude) zamontowano tablicę pamiątkową, a napis na niej brzmiał:
„Tu, na rozciągającym się niegdyś Placu Drzewnym w dniu 20 października 1849 roku, mając 23 lata, zginął śmiercią męczeńską za wolność Węgier i tysiącletnią przyjaźń węgiersko-polską książę Mieczysław Woroniecki, waleczny pułkownik jazdy Legionu Polskiego powstania 1848-1849”.
Mylił się H. Bisztray pisząc w 1967 roku, że książę Mieczysław był ostatnim przedstawicielem rodu Woronieckich. W XIX w. ród Woronieckich był już mocno rozgałęziony i książę Mieczysław miał licznych krewnych, a i współcześnie żyją między nami potomkowie tamtych Woronieckich. Jest tylko nadzieja, że gdzieś w rodowych zbiorach zachowały się jeszcze jakieś pamiątki, może listy, portrety, miniatury bohatera dwóch narodów. Bo przecież mimo różnych obecnych zawirowań politycznych, nawet najmniej odpowiedzialnym dzisiejszym politykom nie uda się zniszczyć pamięci i wielowiekowej spuścizny Piastów, Arpadów, Andegawenów, Jagiellonów, Batorych, Bekieszów, Fekietych, Bemów i Woronieckich.
A parafrazując Ignacego Rzeckiego lub raczej Bolesława Prusa na koniec warto napisać: Ej! Bracie Woroniecki! Niekiedy słyszę łoskot bębnów, ostry rytm marszu i komendę „Na ramię broń!” A wtedy myślę, że to ty Woroniecki idziesz na zmianę warty przed bożym tronem… Bo kiepski byłby Pan Bóg węgierski, gdyby się nie poznał na tobie!”.
Literatura:
- Bisztray - „Humor w literaturze węgierskiej”, Budapeszt 1967 r.
- Csaplaros - „Bratankowie w krzywym zwierciadle”, Warszawa, L. S. W., 1986.
- Engelmayer - „Zagończyk na Węgrzech” Spotkania z Zabytkami 2/1987 r.
I inne.