Do Tadżykistanu już nie pojadę;
droga zbyt wyboista.
Choć byłbym skrzydeł dobywał, nigdy
ich nie rozstawię.
Tu mam bezpieczną ostoję, tutaj moją przystań.
Tam baktarianową karawaną, pod wiatr,
wenę uniosą motyle. Na zgiętych kolanach,
poprzez stepy akermańskie - niechaj natrudzą się
Tam w snach polskość odszukuję. W zgliszczach
głębokiej przestrzeni - dobywam serca.
I ty możesz wyśnić burzanowe morze
przedwczesnego świtu jaszczurek, którego horyzont
nie karmi nadzieją; zastygnąć w pyle
skręconych chrustów, co po nich
- przełajem, bez śladu odszukasz? Bezdroża
smakują tę ziemię pośród chat
skleconych w podróży. Tylko
koniki polne powtórzą,
że byłeś tam zawsze
ziarenkiem wiatru,
- po-siewem
na wieki!
2021 r.