W tomie RYSZARDA GRAJKA - "Jeszcze nie plon" wśród krótkich, często epigramatycznych liryków, znajdujemy wiersz zatytułowany „Z powrotem”. Można go dwojako rozumieć, a mianowicie jako drogę wstecz lub jako wspomnienie, sięgające przeszłości.
W obu przypadkach rzecz dotyczy obrazu wielkomiejskiego, który objawia się w następujących słowach:
szkoła drzewa wielkie kasztany kościół garnizonowy
poczta liceum ulica Chrobrego (…)
dalej teatr biblioteka i katedra
życie w kawiarniach (…)
Brak szczegółowych detali do tego, żeby rozpoznać, z jakim miastem mamy do czynienia. Dopiero informacja przy biogramie autora wskazuje, że chodzi o Gniezno. W tym właśnie mieście urodził się w 1952 roku Ryszard Grajek, twórca jednego już tomiku wierszy, działacz i organizator imprez literackich, w tym Festiwalu Poezji Słowiańskiej w Czechowicach-Dziedzicach. Ale czy na pewno chodzi o Gniezno? Można tylko domniemywać, że tak. A i to jest mało istotne. Ważniejsze jest to, że pojawiają się wątki urbanistyczne.
Podobnie rzecz ma się z utworami o wątkach emigracyjnych. W wierszu „Rudy” autor przedstawia w kilku plamach Londyn, przez który podróżował, także taksówką, w porze nocnej. Wszystko tu wydaje się jasne, lecz pod koniec tekstu pojawia się enigmatyczny trójwers:
i wszystko działo się
pod Wielkim Okiem Londynu
między domami przemykał rudy lisek
Obrazy następują po sobie w konwencji realistycznej, ale ów koniec wiersza wprowadza wielką niewiadomą, kto (co) to jest ten rudy lis. Domniemam, że to złotawo świecący księżyc. Inni wskazaliby na odmienny desygnat. Ale niezależnie od tego, kto ma rację, daje się zauważyć w owym trójwersie spadek napięcia: z kontekstu myśli przeskakuje na abstrakcję. I jest to znamienne dla poezji Grajka: zamiast wzmocnienia finał utworu przynosi wybrzmienie, rozwianie się myśli.
Poeta jest rówieśnikiem Nowej Fali, ale raczej niechętny tematyce wielkomiejskiej, co jest znamienne dla tego zapóźnionego twórcy. Większość wierszy z nowego tomu Ryszarda Grajka obraca się wokół motywów przyrody, i to tych wyjątkowo barwnych i mieniących się niesamowicie w żywotnym otoczeniu. Z tej racji, że świat natury jest „przefajniony” obecnością kwiatów, motyli, bujną zielenią, można by nazwać tę twórczość „kwietystyczną”. Taką uprawiali prawie rówieśnicy poety: Jerzy Piątkowski (Kraków), Tadeusz Kwiatkowski-Cugow (Lublin) i inni. Z niej wyrastał inny Gnieźnianin – Paweł Soroka, który potem „wstąpił” do szkoły umiarkowanych urbanistów.
Przepięknienie świata daje się szczególnie zauważyć w wierszu „Motylek czyli po szkle i kamieniach”, w którym owady mienią się różnokolorowo po szklistych kamieniach. Zauważalna jest tu zmienność, ulotność czasu (kilka chwil w czasie i przestrzeni / to wieczność dla tego motylka). Doznawanie urody natury wiąże się z różnymi odmianami miłości. Jest ona czarowna i nieuchwytna jak ruch owada. Autor w wierszu wstępnym „która miłość piękna” pyta, czy ta jest piękna co na skrzydłach motyli odleciała, czy co mimo wszystko – czyli nieszczęśliwa, czy która wraca. Tu dopatrzeć się można ukazania ich różnorodności niż próby odpowiedzi na pytanie.
Piękno i miłość są zawieszone w tej samej przestrzeni natury. Tematyka wierszy, tak ogólnie nakreślona, korzysta z bardzo wielu ciekawych środków stylistycznych. W wierszu „spotkaliśmy się”, gdzie autor oddaje hołd przyrodzie, znajduje się następujący passus:
spotkaliśmy się
pod dębem
nad Wisłą
(…)
nurt życia porwał
nie wody
razem płyniemy
znak jakiś
Ten wiersz na skutek użytych środków nie jest jasny, a może łatwiej by go zrozumieć, gdyby zamiast sformułowania „znak jakiś” było „czas jakiś”? Ale to uwaga marginalna. Niedopatrzenie (?) poety jest jednym z nielicznych w tej bibliofilsko wydanej książce, która jeszcze mieni się barwami szkiców wielce utalentowanej malarki Agnieszki Nowinskiej. Poeta tymczasem bawi się słowem, zawierza jego znaczenie, stosuje niedopowiedzenia, ściszenia, oddaje się marzeniu. Przyroda jest nieucywilizowana, dzika, i w niej roztapia się autor, a przecież i przyroda pielęgnowana, otoczona kulturą, jest częstym motywem wierszy. Pisze on:
chodzę ścieżkami po ogrodzie
chwilę dziwię się jak ważny
motyl i ziemia
Utrzymane w tonacji jasno-żółto-brązowej są wiersze Ryszarda Grajka. Jest w nich biel, żółć, pąs, jasny brąz, ciemny brąz, czerwień – wszystko na tle zieleni i błękitu, oddanych dosłownie farbami malarki, od lat mieszkającej w USA. Rzadko zdarza się taki obraz, żeby „w błękit wkradały się resztki chmur”. Przewodnią dla nich myślą mógłby być dwuwers:
gdzie jeszcze słychać śmiech
krokami rysia skrada się wieczór
A jak ów „wieczór” przedstawia w wyobraźni Ryszard Grajek? Jest zadumą nad przeszłością i nad tym, co go czeka. Uważa poeta w wierszu „jeszcze nie plon”, że na podsumowanie życia przyjdzie czekać. W zakątku mieści się cała esencja tego, co jest, i co nastąpi. Symbolizuje go ziarno:
nasion jak gwiazd na niebie
nasion jak ziaren piasku
w tym jednym Wszystko
już ziarno jeszcze nie plon
Autor chce wyrazić w swoim życiu, w swojej twórczości, w najmniejszym źdźble-ziarnie: Nieskończoność. I wyraża zdumienie nad tym, co się pocznie.
Ryszard Grajek, Jeszcze nie plon, Bielsko-Biała 2018, Stowarzyszenie Autorów Polskich, ss. 44.