W galerii mojej wyobraźni,
coraz częściej przystaję przy obrazie,
na którym CZŁOWIEK w niebieskim fartuchu,
ze skalpelem w dłoni.
Błagam,
by mi darował chwilę,
gdy żarzy się jeszcze słonko.
Bym mogła wiersz uronić.
Zatrzymać w SŁOWIE motyla,
nad rozkwieconą łąką.
Lecz czy SŁOWO to mnie przeżyje,
jak witraż w papierze roztęczy?
Czy też CZAS, gdy ćmę w tym motylu zobaczy,
schwyta je w siatkę pajęczyn?