(Opowiadanie ukazało się w Majn tatns bes-din-sztub – hemszejchim zamlung, red. Chone Shmeruk, Jerozolima 1996; pierwodruk w nowojorskim dzienniku „Forwerts”, 14 X 1955 roku.)
Te parę gazet, które docierały do Biłgoraja z parodniowym czy parotygodniowym opóźnieniem, donosiło o wielkich wydarzeniach. Wszystko stało się niemal jednocześnie, tak przynajmniej mi się dzisiaj wydaje: już to urządzono pogromy na Ukrainie, już to jakiś Żyd został tam ministrem, albo też zawarto pokój czy w Anglii uchwalono Deklarację Balfoura, a Polska odzyskała niepodległość. Same daty przez kilka lat pamiętałem, lecz nie trwało to długo, jednak tyle się wydarzyło, że w mojej głowie wszystko się splątało. Codziennie działo się coś niezwykłego. Kto to słyszał, żeby Żyd został ministrem? Albo kiedy się zdarzyło, by jakiś Trocki dowodził armią rosyjską? A kto wierzył, że Polska jeszcze zmartwychwstanie? Kto potrafił sobie wyobrazić, że mocarstwo takie jak Anglia poważnie potraktuje mrzonki grupki syjonistów i obieca Żydom państwo? Kulawy człowiek z ognistą brodą i krzaczastymi brwiami, który całymi dniami przesiadywał w bejt midraszu i studiował dzieła Rambama czy recytował Zohar, uderzył dłonią w stół i orzekł, że właśnie Trocki jest Mesjaszem. Twórca Armii Czerwonej miał na imię Lejb, a Lejb to po hebrajsku Arie, czyli lew, a Arie to אריה דביה עילאה (Arie Daiwa Ila'ah), czyli najwyższy Lew1. Inny krzyknął:
– Gadasz bzdury. Ten Trocki jest bezbożnikiem.
– Za takie słowa kara się klątwą – zawołał następny.
W bejt midraszu odżyły dawne dyskusje, tchnące Szabtajem Cwim. Gdzieś w małych żydowskich miasteczkach tliły się wciąż płomienie niegdysiejszych sporów. Już jako chłopak zauważyłem, że nie ma takiego nurtu duchowego, który by nie pozostawił śladów w umysłach swoich jawnych i skrytych sympatyków czy marzycieli. W bejt midraszach w Biłgoraju, w Zamościu i w Kraśniku bywali Żydzi wywodzący się z pospólstwa, którzy być może głęboko w duszy opowiadali się za Korachem2, Datanem i Abiramem – albo w ogóle za Jeroboamem I3... W latach późniejszych spotkałem misjonarzy, jewseków i różnych typów, którzy – tak czułem – noszą w sobie nienawiść, i to nie od dziś, ale z dawien dawna. Ciała umierają, ale nieśmiertelne dusze pozostają i wyrównują stare porachunki.
Tego, który twierdził, że Trocki jest Mesjaszem, ojciec nazywał głupcem, ptasim móżdżkiem, ale on sam czekał przecież na Mesjasza, który może nadejść lada dzień. W krótkim czasie działo się tyle niezwykłych rzeczy, że odczytywano je jako znaki nastania czasów mesjańskich. Ojciec całymi dniami przesiadywał w bejt midraszu przy pulpicie, studiując Gemarę wraz z komentarzami – tosafot4, interpretacjami, a także pisząc własne chiduszim5, od czasu do czasu nastawiając ucha, czy nie zabrzmi szofar obwieszczający przyjście Mesjasza.
Natomiast ja przeczytałem w którejś gazecie informację, że w Warszawie zostanie otwarte seminarium rabinackie. „Tachkemoni”6 – tak miało się nazywać, a absolwenci zdobywaliby zarówno wykształcenie judaistyczne jak i wiedzę ogólną. Ci, którzy nie zechcą zostać rabinami, mogliby wstępować na uniwersytet.
Trudno opisać entuzjazm, jaki wywołał we mnie ten zwykły anons. Oto jest! Na to czekałem! Zdecydowałem, że muszę wstąpić do „Tachkemoni”. Jeśli mi się nie uda, moje życie nie będzie warte funta kłaków...
O swoich planach nie mogłem porozmawiać z ojcem; zachowywał się tak, jakby się mnie już wyrzekł. Matka mówiła, że być może jest to dobry pomysł, ale kto będzie mnie utrzymywał w Warszawie? Żyliśmy w biedzie. A poza tym seminarium jeszcze nie otwarto, wszystko było w fazie projektu. Jednak mnie ogarnęło już tak gorące pragnienie wstąpienia na tę uczelnię, że bez mała straciłem głowę. Zacząłem snuć plany, w jaki sposób dostanę się do stolicy bez wiedzy rodziców. Czyż Perec Smolenskin7 w dzieciństwie nie uciekł z domu? A czy wszyscy wybitni maskile nie poruszyli nieba i ziemi, by zdobyć wykształcenie? Oczywiście nie miałem na to pieniędzy, ani nawet bladego pojęcia, gdzie w Warszawie zdobyć jedzenie. Ale po lekturze przeróżnych wspomnień – autobiografii Salomona Majmona, Mordechaja Arona Gincburga8 i wielu innych pisarzy i uczonych – pozostał mi w głowie rodzaj romantycznego zamętu. Wyobrażałem sobie, że w stolicy kręcą się jeszcze maskile, którzy wspierają ubogich młodzieńców pragnących się uczyć. A może mógłbym studiować w dzień, w nocy zaś pracować? Już samo to miasto, Warszawa, nabierało w moich fantazjach cudownego kolorytu. Wydawało mi się wręcz, że lepiej będzie tam głodować, niż jadać do syta w Biłgoraju. Zaprzyjaźniłem się z nowo poznanym, lekko kulejącym i trochę jąkającym się, chłopakiem o dużych, czarnych, marzycielskich oczach. Ja byłem Don Kichotem, a on moim Sancho Pansą. Zwierzyłem mu się ze swoich planów, na co zareagował bardzo entuzjastycznie.
Niejedno siedmioletnie dziecko w Nowym Jorku lepiej sobie radzi i więcej rozumie niźli ja wtedy, w wieku szesnastu lat.
Krótko mówiąc, uciułałem parę groszy – za mało na podróż do Warszawy, ale wystarczyło, aby dostać się do miasteczka, z którego odjeżdża pociąg – zabrałem trochę chleba i byłem gotowy do wyprawy. Nie wziąłem ze sobą nawet koszuli czy bielizny. Kiedy dzisiaj myślę o tej podróży, dochodzę do wniosku, że wtedy niemal nie byłem przy zdrowych zmysłach. Tak jak bohater powieści Mendele Mojcher Sforima, Senderł, wyruszający na poszukiwanie Czerwonych Żydów, zaginionych za Sambationem9. W ten sposób na całym świecie zachowują się ludzie, którzy cierpią na amnezję lub postradali zmysły. Napisałem list – w stylu uciekiniera z domu – wsadziłem do kieszeni kawałek chleba, a w ostatniej chwili zabrałem jeszcze księgę Tanja*, do której wtedy często zaglądałem. Byłem kabalistą, głupim młodzieńcem, marzycielem i zarazem kandydatem do seminarium rabinackiego. Wsiadłem do wagonu kolejki wąskotorowej, kursującej między Biłgorajem a Zwierzyńcem. W Zwierzyńcu mieszkała moja kuzynka Hinde, córka ciotki Sary. Była dość zamożna, miałem więc nadzieję, że da mi pieniądze na wyjazd do Warszawy. Jeśli jednak odmówi mi pomocy, zdecydowałem się iść na piechotę.
Byłem pełen nadziei i pragnień, ale także nękały mnie obawy. Prawdopodobnie wtedy dotarło do mnie, że igram z ogniem. Polska dopiero co stała się państwem. Pociągi wypełnione były żołnierzami, którzy bili Żydów i odrywali im brody. Właśnie mniej więcej w tym czasie doszło do pogromu we Lwowie.
Na peronie widziałem tych samych Żydów, których spotykałem w turzyskim sztyblu10 albo w bejt midraszu; niby ci sami, a jednak inni. Każdy zatroskany, przygaszony i obładowany pakunkami. Wszystkich nurtowała jedna straszna obawa, żeby uniknąć ciosów, by nie wrócić do domu z oberwaną do połowy brodą czy wyrwanym pejsem. Podróżowali wyłącznie ci kramarze, którzy musieli. Widziałem już innych Żydów: z poobrywanymi brodami, skulonych i przerażonych. Patrzyli na mnie, siedzącego w wagonie bez tobołka, jedynie z księgą, lecz żaden nawet nie zapytał dokąd jadę. Tu, na małej stacyjce, każdy myślał tylko o sobie. Pejsy zakładano za uszy albo chowano pod kapeluszem. Jeśli się dało, brody także ukrywano, obwijając szalikiem albo stawiając kołnierz. Ci, którzy się zachwycają żydowską diasporą, powinni byli się wybrać w taką podróż. Na peronie, przed wagonami kręcili się polscy żołnierze, żandarmi, legioniści, o których trudno było powiedzieć, czy zostali zdemobilizowani i szli do cywila, czy nie. Zanim Austriacy ewakuowali się z Polski, rozbrojono ich i teraz spore bandy rzezimieszków paradowały z pistoletami, rewolwerami albo z bagnetami. Sądzę, że już w tamtym czasie stacjonowali w Polsce osławieni hallerczycy* – żołnierze znani ze swego okrucieństwa. Noach Pryłucki** w stołecznej radzie miejskiej tłumaczył, że Warszawa jest sercem żydowskim, że wielu Żydów mieszka w Polsce dłużej niż niejeden Polak i tym podobne teorie, mające związek z jego folkistowskimi badaniami etnograficznymi. Ale tu, na biłgorajskiej stacji, Żydzi byli zostawieni samym sobie. Wrzeszczano na nich, lżono i popychano. Jeśli nie doszło do rozlewu krwi, to tylko dlatego, że szykanowani przyjmowali wszystkie obelgi z pokornym uśmiechem i błagali o litość. Jakiś cham bił Żyda, a ten go głaskał po ramieniu i przekonywał:
– Sąsiedzie, co masz do mnie? Znam przecież twojego ojca. Pamiętam cię, kiedy jeszcze nosiłeś koszulę w zębach...
– Trocki!... Parch!... Żydłak!... Bolszewik!... – krzyczał oprawca. – Idź w cholerę, do Palestyny! Paszoł won!
– Wacek, wyrwij mu brodę!
– Wyrwij jeszcze kawał baczka!
– Hej, ty, Żydu, śpiewaj Lecha dodi11!...
Obleciał mnie strach i już chciałem wracać do domu. Ale po pierwsze kupiłem bilet, po drugie mój przyjaciel, ten jąkający się kulawy, przekazał mojej matce list, a po trzecie siedziałem w pociągu, z którego nie tak łatwo dałoby się wysiąść. Jakżeż inaczej wyglądały wyprawy, opisane w książkach Pereca Smolenskina, Abrahama Mapu czy Adama ha-Kohena Lebensohna12. Powietrze cuchnęło węglem, wódką, wieprzowiną i nienawiścią do Żydów, która niemal krzyczała, objawiała się w każdym rozbitym nosie, w każdej parze zachodzących łzami oczu. Wystarczyłaby jakaś prowokacja i natychmiast doszłoby do pogromu. Łatwo mogło się wydarzyć to, co na Ukrainie, a co jeszcze później spotkało sześć milionów Żydów.
Siedziałem pochylony i skurczony w sobie, a w myślach błagałem Boga, żeby mnie ocalił przed zbrodniczymi rękami. Kiszki grały mi marsza z głodu i po kryjomu zacząłem skubać okruchy z chleba. Drugą ręką ściskałem Tanję. Wydawało mi się, że ta księga boi się równie mocno jak ja. Jak wyglądały te wszystkie pouczenia Rawa Zalmana z Ladów w tym otoczeniu!
Żydzi w ciągu całej podróży, przez bite trzy godziny, milczeli. Niektórzy drzemali. Goje opowiadali sobie o morderstwie, do jakiego doszło w jakiejś wiosce w pobliżu. Jakiś mały człeczyna znał wszystkie szczegóły:
– Zadano mu szesnaście ran. Wygląda na to, że się bronił, a tamten wciąż dźgał go nożem...
Dzisiaj jesteśmy przyzwyczajeni do takich opisów. Gazety, które czytamy, codziennie donoszą o morderstwach i zbrodniach. Nasze dzieci słuchają w radio i oglądają w telewizji różne krwawe historie. W całej literaturze pełno jest o nieprawościach. Ale ja wtedy nie byłem jeszcze przyzwyczajony do takich przekazów. Szczegółowe opisy ran, pobić, ciosów zadanych ostrym narzędziem, poćwiartowanych członków budziły we mnie grozę i od razu coś mnie ściskało za gardło. Odczuwałem jakiś niepohamowany żal nad ofiarą i głęboką nienawiść do mordercy.
– Boże w niebie, jak możesz przypatrywać się tym wszystkim nikczemnościom? – pytałem. – Kiedy wreszcie położysz kres tym ponurym czasom? Omal nie wykrzyknąłem jak mój tato: „Na litość boską, Ojcze słodki, kiedy w końcu nadejdzie zbawienie?!...”.
Mimo że lokomotywa była mała, to jednak dymiła, sapała, gwizdała i sypała iskrami. Wyskakujące z komina całymi chmarami, wyglądały na tle wieczornego nieba niczym spadające gwiazdy. Koła stukotały miarowo, monotonie. Zderzaki wagonów głucho dudniły.
Zawsze sądziłem, że niebo, drzewa i gwiazdy należą do żydowskich bytów. Ale to niebo, te drzewa i te gwiazdy były całkowicie nieżydowskie. Wydawało mi się, że są, podobnie jak siedzący wokół mnie i rozmawiający tak chętnie o zamordowanym, zupełnie po przeciwnej stronie barykady niż ja i Tanja.
I tak dojechałem do stacji Zwierzyniec. Pociąg do Warszawy odchodził dopiero późno w nocy. Tych kilku Żydów gdzieś się rozbiegło. Przez chwilę stałem w budynku dworcowym, gdzie gojowskie chłopaki i dziewuchy pili piwo. Nigdy nie zapomnę tego wieczoru i tych chwil na tej stacyjce; prostackich mord, złych oczu i dzikiej, pijackiej radości. Wszyscy gadali, przekrzykując się i przeklinając. Co chwila powtarzano „psiakrew”. Jeszcze gwałtowniejsze od zniewag i wulgaryzmów było dzikie wycie; każdy kuplet pełen sprośności i obelg. Skuliłem się w kłębek i długo tego kłębka nie mogłem rozsupłać…
Z jidysz przełożył i przypisami opatrzył Mariusz Lubyk
1 Tradycyjny symbol pokolenia Judy, z którego pochodził król Dawid, a z królestwa Dawidowego ma ...pochodzić Mesjasz.
2 Korach wraz z Datanem i Abiramem wzniecił bunt przeciwko Mojżeszowi. Według tradycji żydowskiej ...jego nieposłuszeństwo wobec Boga i Jego praw wynikało z pychy – Lb 16, 1-15.
3 Pierwszy król izraelski (okres panowania 928-907 p.n.e.); ustanowił urzędowy kult, wprowadzając bóstwo ..pogańskie – złotego cielca.
4 Hebr., dodatki, zbiory nowel talmudycznych – średniowieczne komentarze do Talmudu.
5 Hebr., nowele talmudyczne; określenie pewnych typów komentarzy do Talmudu. Autor bada jakiś problem
lub analizuje fragment tekst talmudycznego celem wydobycia, ukazania nowego rozwiązania zagadnienia
halachicznego.
6 Hebr., Mądrość, Wiedza, Akademia – uczelnia utworzona w Warszawie w 1920 roku.
7 Ur. 1842 (Monastyrszczyn k. Smoleńska) – zm. 1885 (Meran w Tyrolu); pisarz, wydawca, publicysta i
rzecznik odrodzenia narodowego Żydów.
8 Awi'zer – autobiografia Gincburga (ur. 1795, Salnaty – zm. 1846, Wilno) wydana w 1864 roku po śmierci ..pisarza, tworzącego w języku hebrajskim. Wcześniej w latach 1792-1793 wydał swoją Lebensgeschichte, ..Autobiografię Majmon; por. poprawione tłumaczenie na polski Lea Balmonta i Belli Szwarcman-Czarnoty, . Warszawa 2007, Biblioteka Midrasza.
9 Legendarna rzeka, wypływająca z raju; według legendy to za nią miało zniknąć Dziesięć Zaginionych .. .. Plemion. Chodzi o powieść Podróże Beniamina Trzeciego,1879 (wyd. pol. 1990; istnieje też wcześniejszy ,,,wolny przekład Klemensa Junoszy-Szaniawskiego Don Kichot żydowski,1885).
* (Autorem przypisów oznaczonych gwiazdką/ami jest Chone Shmeruk) Powszechniej
używany tytuł dzieła Reb Szneura Zalmana (Rawa Zalmana z Ladów) Likutej amarim,
opublikowanego w 1796 roku, stanowiącego wykładnię doktryny Chabad-Lubawicz.
1 0 Duży dom modlitwy w Biłgoraju, należący do chasydów – wyznawców cadyków z Turzyska (na Wołyniu)
– cieszących się w mieście największym prestiżem.
* Józef Haller (1873-1941), polski generał; po zakończeniu pierwszej wojny światowej w niepodległej
Polsce jego żołnierze często napadli na Żydów.
* * Noach Pryłucki (1882-1941) filolog, etnograf, adwokat i organizator stronnictwa fołkistów
(Żydowska Partia Ludowa) w Warszawie, członek Rady Miejskiej m. st. Warszawy oraz poseł na
Sejm RP.
1 1 Hebr., Pójdź, przyjacielu mój – incipit (jednocześnie tytuł) hymnu szabatowego, zaczerpnięty z Pieśni nad
pieśniami.
1 2 Ur. 1794, Wilno – zm. 1879, tamże, poeta tworzący w języku hebrajskim, samouk przedmiotów świeckich.
Abraham Mapu (ur. 1808 Kowno – zm. 1867 Królewiec) pisarz, twórca pierwszego bestselleru nowożytnej
literatury hebrajskiej Ahwat Cijon (Miłość Syjonu) 1852.