Cieszę się, że „Gość Niedzielny" przypomniał swoim czytelnikom archetyp wczesnego chrześcijaństwa zachowany w staroprawosławiu. Reportaż Marcina Jakimowicza Nic dodać, nic ująć („Gość Niedzielny" 2012, nr 46, s.44-46) jest nie dość, że pełen głębokiego szacunku, ale też prawie bezbłędny, co rzadko się zdarza w publikacjach o starowierach.
Nie jest jednak prawdą, że reforma Cerkwi ruskiej dokonała się w latach 1652-1656, bowiem jako nikono-aleksiejewska (od imienia cara Aleksego Michajłowicza Romanowa, który reformie patronował) trwała aż do 1667 roku, kiedy to zatwierdził ją Sobór Moskiewski i rzucił anatemę na jej przeciwników. W istocie jednak kontynuowali ją następcy, a kropkę nad „i" postawił car Piotr I, likwidując Patriarchat Moskiewski i wpisując Cerkiew oficjalną wprost w aparat państwowy, w tym także policyjny.
Krzyż staroprawosławny nie jest ośmioramienny, tylko ośmiokończasty, a patriarcha Nikon i następcy pozostawali na nim tylko jedną poprzeczkę, a nie sześć. To nie Nikon wyklął starowierów, tylko Sobór z 1667 roku. Nikon już wtedy nie urzędował, a przez ten sam Sobór został oficjalnie pozbawiony stanowiska. We wschodnim rogu starowierskiej izby nie znajduje się wcale ikonostas (stelaż z ikonami), tylko bożniczka, kiwotka, czyli szafka z ikoną, jedną, dwiema.
Podstawowa różnica między chrztem rzymskokatolickim, protestanckim, a także w wielu przypadkach nowoprawosławnym, polega na tym, że w starym prawosławiu katechumena nie polewa się czy kropi wodą, tylko trzykroć w pełni zanurza. Woda musi być czysta, najlepiej bieżąca.