na skraju stołu ręka, cofa się i odwraca
kolejne znaczenia słów sklejonych
na kartach ksiąg wypalonych na słońcu
lipcowym ogniem popołudnia
martwe przeciągi i czas przeciągnięty
przeczołgany aż po ostatnią chwilę
którą spędzamy na brzegu ciemnej
rzeki bez początku W jej tłusty nurt
rzucamy kamyki nadymamy policzki
odchodzimy Zaburzony nurt
wyrwane z orbit ptaki spadają
toczą się na poduszkach liści
wysokich topoli co pamiętają nas
z lepszych czasów Teraz zalewa nas
brudna woda i nogi w mule drążą
jamę może nas ocali ukryje na skraju świata.