Tęcza nadeszła niespodziewanie,
połączyła dwa brzegi jeziora tylko
stary Grzegorz potrafi zwinąć ją
jak mapę dłońmi na których zakola
żył szare plamy wysp i wzniesienia
bladych brodawek tworzą własny
krajobraz.
ani zazdrośni o błękit nieba turyści
ani ksiądz proboszcz z prawdziwym
zabytkiem nie mogą równać się z jego
bogactwem bo tylko za jego stodołą
szepty zmieniają się w skowyt wiatru
który przyzywa legendarnych barbarzyńców
nad ranem widać ich konie stworzone
z małych drobinek mgły, za krzewem
leszczyny błyskają oczy szarych larw
to oni obrońcy ogniska zza między siadali
przy nim od wieków Grzegorz wyczuwa
zapach ich potu płynący wraz ze świeżą
koniczyną od jeziora
dzisiaj odeszli po moście tęczy do wielkiego
miasta którego stary się boi. świat jego pola
zamyka płot za wzgórzami kretowin.
lato ma się ku końcowi, jeszcze w trawie
świergocze dusza wojaka spod drewnianego
krzyża na rozstaju dróg, idzie na deszcz
śnią mi się zmarli.