Na wydmie drzewa w rozlewiskach ciszy
za nimi światła ludzkich siedzib
w dole morze - dom żywych i umarłych
ładownia pełna rybiej krwi
Fala uderza o brzeg milknie zniechęcona
na zmielony piach wyrzuca
gładko uczesane wodorosty
dymiące w mroku jak jesienne kartofliska
– na chwilę twój głos z rybackiej przystani
ledwie dotknięty błyskiem lampy
lepki od mroku gęsty –
Morze zamyka dwie ciemne powieki
jakby chciało już umrzeć i pozbyć się ciała
zakrywającego dotąd jego sens