Jak te dzieci wierza w Boze Narodzenie,
calym sercem w ten magiczny koled czas,
kiedy oplatkowe spelnia sie zyczenie,
a od zlóbka bije swiety blask.
Pózniej jakos glos zawodzi przy koledach.
Cos jak wstyd. Niekoniecznie zaraz falsz.
Glupia mysl – zarówka w szopce zle wcisnieta,
plastik lichy, jak sie stopi bedzie bal.
Znów oplatek, ten od zyczen, sie przykleil
w ustach. Jakos nie wypada palcem zdjac.
Zona byla, teraz wujek po kolei,
trzask oplatka, uscisk, cmok, wesolych swiat.
Potem wracasz po pasterce i wiersz piszesz,
a w nim Gwiazda i nad stolem aniolowie,
pelno swiatla i milosci, lecz wsród ciszy
nocnej jakos pusto w duszy, sercu, glowie.
Zapomniales jak z otwarta buzia gapy
spogladales – Co to miedzy oslem, wolem?
Jak sie bales ze Mu zimno, choc snieg z waty,
jak spiewales, ze królowie bija czolem.
Czarodziejskie swieto Dziecka i dla dzieci,
a my starzy do asysty, ot przyczepka.
Chyba ze potrafisz stac sie dzieckiem
wraz z tym Dzieckiem, które ufa, wierzy, czeka.