„Niepokoi nas to, czego nie rozumiemy"
Anatol France
Wystarczy przyjrzeć się wydarzeniom dnia codziennego, by wypełnić się niepokojem. Tym bardziej, że współczesne media prześcigają się w ukazywaniu tego, co w nas najgorsze. Człowiek, twórca współczesnej cywilizacji, penetrator atomu i kosmosu, w wielkim stopniu nadal pozostaje zagadką sam dla siebie. Nie wie, ile w nim dobra, ile zła, co i w jakich okolicznościach się wyzwoli i nad nim zapanuje. Nie zna możliwości własnego umysłu i psychiki, wielka część naszego mózgu tkwi bowiem w uśpieniu, jakby wszechwładna Natura wiedziała, że nie jesteśmy jeszcze godni z niej korzystać.
Niepokój egzystencjalny najgłębiej dotyka ludzi naznaczonych przez Naturę koniecznością tworzenia. Jednym z przedstawicieli tego szczególnego grona jest malarz, grafik, pisarz ikon, znany poeta i krytyk literacki Zbigniew Kresowaty z Wrocławia - autor tomu wierszy o niecodziennym, przyprawiającym o dreszcze tytule „Jeszcze mrużą oczy wczesne wrześniowe psy".
Zbigniew jest człowiekiem wielu pasji, jakby jedna dziedzina nie wystarczała do wyrażenia kłębiących się w nim wrażeń, myśli i uczuć. Poszukując odpowiedniego sposobu uwolnienia się próbuje uwięzić je w klatce wiersza, ramach obrazu, w plamach czerni i bieli oraz w skomplikowanej sieci kresek niepokojących, wizjonerskich wręcz grafik. Nikt, kto się zetknął z twórczością tego artysty, nie przejdzie obok niej obojętnie, jest ona bowiem nasycona ogromnym ładunkiem emocjonalnym, filozoficznym i intelektualnym. Uderza, oszałamia, zaskakuje, niepokoi i zaraża trwogą o kondycję człowieka, o jego istnienie na ziemi i bólem, jaki ono ze sobą niesie.
Od starożytności poczynając niepokój egzystencjalny odzywa się w utworach literackich wielu wybitnych autorów. Już Simonides w wierszu „Los" ostrzegał: „Nie mów nigdy-człowiecze/ co przyniesie ci jutro". Ton poezji Zbigniewa Kresowatego swą barwą i natężeniem najbardziej przypomina mi jednak jednego z naszych najwybitniejszych przedstawicieli romantyzmu - Cypriana Kamila Norwida, który w „Mojej piosence I" pisał: „Źle, źle zawsze i wszędzie,/ Ta nić czarna się przędzie/ Ona za mną, przede mną i przy mnie".
Czarną przędzą towarzyszącą podmiotowi lirycznemu w tym tomie wierszy stają się wszechobecne wściekłe psy. Przejmujące, pełne grozy wycie tytułowych psów i ich dzikich pobratymców odzywa się w najmniej spodziewanych momentach stając się jego niepokojącym leitmotivem. Dlaczego naturalne odgłosy stworzenia, które jest najwierniejszym druhem człowieka, potrafią napełnić nas strachem? Z czego te obawy wynikają? Z wiary w to, że wycie jest zwiastunem nieszczęścia, ostrzeżeniem przed zbliżającym się zagrożeniem, którego człowiek nie potrafi dostrzec, a pies dzięki jakimś tajemnym mocom swych zmysłów wyczuwa? A może z przeświadczenia, że w każdym, nawet najbardziej oswojonym drapieżcy tkwi krwiożercza bestia?
Nic dziwnego, że psy przebiegają wersy kolejnych wierszy tej książki, powstawała ona bowiem między innymi pod wrażeniem tak przerażających wydarzeń jak atak na wieże World Trade Center w Nowym Jorku. Co roku z nadejściem września tragedia ta powraca echem. Pojawiają się nowe utwory poprzedzone charakterystycznym mottem: „w czwartą rocznicę na World Trade Center/ ciągle wyją wściekłe wrześniowe psy", „w piątą rocznicę napadu/ na World Trade Center/ kiedy wyły przed atakiem/ wczesne wrześniowe psy", „w kolejną rocznicę niepokoju/ na World Trade Center". Nie ma tu jednak wiersza napisanego tuż po ataku. Czyżby słowa „zamilkł poeta po 11 września/ ilość milczenia zwiększa się i klonuje/ milknie świat bezprzytomnie i nie może/ sobie zdać sprawy jak powstał" („Stał się bełkotem świat") świadczyły o tym, że wydarzenie to przerosło możliwości percepcji człowieka? Tragedie tego rodzaju paraliżują, wymagają czasu na objęcie ich wyobraźnią, na zmierzenie się z nimi myślą i słowem. Będąc człowiekiem niezmiernie trudno pogodzić się z tym, do czego jest zdolny drugi człowiek.
A co do tego poeta nie pozostawia nam złudzeń. W wierszu „Homo trochę sapiens" stwierdza bowiem, że człowiek „pytany o różę pokazuje krew/ pytany o raj pokazuje narkotyk/ pytany o wiarę pokazuje zamach". Świat jawi się mu jako miejsce, gdzie „wciąż wyją wściekłe psy/ ktoś ciągle kopie w jamie/ ozonowej a ślepy kret rozpycha/ się jak grzech na polach ostów" („Czyściec"). To niemal dekadenckie zwątpienie, poczucie bezsilności, upadku całego rodzaju ludzkiego budzi niepewność i lęk.
Jak żyć w takim świecie? Gdzie poszukiwać oparcia – w sztuce, poezji, podróżach, przyjaźni, miłości, Bogu?
Poezja pozwala „przechować życie wilka/ i baranka Świętego" („Czyściec"), opowiedzieć o udrękach i nadziejach, podzielić przeżyciami, dać szansę słowom, by zadźwięczały jak dzwon. Z jednej strony, bowiem „strach wyje/ jak wściekły pies", z drugiej „symetryczny budzi się/ w tobie ptak duszy"(„Lewitacjon"). Użycie przez autora zestawień, które mają charakter przeciwstawny doskonale podkreśla dwoistość natury i tak ważnej jej części, jaką jest człowiek. Jesteśmy skomplikowani i nieprzewidywalni, jak wszystko, co nas otacza. Dopóki żyjemy. Bo antytezą życia jest śmierć. Świadomość tę nosimy w sobie niemal od urodzenia. Ból przemijania odzywa się niespodziewanie i zmusza do wyrażenia go słowem. Bo jak pogodzić się z faktem, że: „rodzisz się – ledwo nadgryziesz/ jabłko zielone, a już spadasz w przepaść" (Wzdłuż strażniczego muru") oraz z tym, że „pulsujesz/ A w środku mieszka żywe/ ścierwo czekające na kły/ śmierć"(„Zapach róży")?
Autor zdaje sobie sprawę, że odbiór dzieł literackich jest ograniczony. Pomimo uginających się półek księgarń oraz w miarę dobrej sieci bibliotek książka nie należy do artykułów powszechnie pożądanych. Obcowanie z literaturą wymaga wrażliwości na słowo, wyobraźni, czasu i skupienia, a o to w dzisiejszym zabieganym świecie coraz trudniej. Stąd prośba do Boga: „dopatrz Panie żeby Nikt naszymi wierszami/ chwiejących się nóg stołu nie podpierał/ („Modlitwa do stołu"). Nie traci jednak wiary w ich moc. Ma nadzieję, że poezja może wyznaczać cele, być drogowskazem, a nie tylko przestrogą. Świadczą o tym następne wersy tego wiersza: „ale być może tylko dla tych celów słowa/ te napisaliśmy nocą by inni dobrze/ obradowali w sprawie jutra".
Wiersze powstają wszędzie. Towarzyszą autorowi w codziennym życiu, spotkaniach z innymi artystami, a także w jego podróżach. Szczególnym sentymentem darzy on Kresy Wschodnie. Świadczy o tym cykl wierszy poświęconych temu szczególnemu miejscu i żyjącym tam ludziom. Mówiąc o Kresach poeta łagodnieje, tak jakby obcowanie z naturą, niezmienność krajobrazu i tradycji dawała mu oparcie, napełniała nadzieją. Życie płynie tam utartym szlakiem, „czas połamał się na drzewie/ pośrodku pól poświęconych stoi", „sen uchodzi/ kominem za las jak skrzydło anioła", wszystko ma sens, czemuś służy - „łąka / bocianowi – Alfa Omedze/ Natura dryfuje ciszą"(„Na Kresy").
Zbigniew Kresowaty jest wyczulony na piękno, potrafi więc docenić talent innego artysty. Świadczą o tym wiersze dedykowane m.in. zaprzyjaźnionej z nim poetce Mariannie Bocian, Tadeuszowi Łomnickiemu oraz malarzowi Jerzemu Kapłańskiemu. Znajdujemy tu również utwory skierowane bezpośrednio do poszczególnych członków rodziny, co podkreśla siłę łączących ich więzi.
Końcowy rozdział poświęcony jest jednak tak wyjątkowej postaci, jaką był Jan Paweł II. Papież ten zapisał się w pamięci ludzi na całym świecie, a szczególnie oddziaływał na nas, Polaków. Miał w sobie dar trafiania do ludzkich serc, wpływania na ich postawy i decyzje, co niepokoiło innych przywódców religijnych a także wielu polityków. Gromadził tłumy. Aż w jednym z nich znalazł się zamachowiec. „I od tego czasu nie ma już czystej bieli/ biel jest raną wieczną i wszechobecną", która „proroctwem/ zakwitła w przestrzeni skrytobójczo" wyznaje poeta we wzruszającym wierszu „Drzewo rodzaju" będącym, jak wynika z dedykacji, formą podziękowania za kartę świąteczną otrzymaną od Ojca Świętego.
Bóg jest wszechobecny zarówno w życiu artysty, jak i w jego pracach. Odnajdujemy go w jego wierszach, patrzy na nas z pisanych przez niego ikon. I chociaż równie często pojawiają się odniesienia do mitologii, filozofii, literatury, muzyki oraz innych dziedzin kultury i sztuki, najważniejsza jest wiara w Boga. Daje oparcie, pewność, że powtórzy się „co roku ten sam stół...to jedno puste miejsce obok/ to samo zjadanie znaku świętego ryby" („Boża obecność").
Człowiek nie jest stworzony do życia w samotności. Najwspanialszym uczuciem, które może połączyć ludzi jest miłość. Nie każdy zdaje sobie sprawę z tego, że jest to pojęcie polifoniczne, składa się bowiem na nie: oczarowanie, tęsknota, niepewność, zazdrość, pożądanie, czułość, radość, przywiązanie, przyjaźń lecz także strach, poczucie winy, gorycz zawodu, niespełnienie, żal i ból.
Nie mogło więc go zabraknąć w wierszach tak wrażliwego poety, jakim jest Zbigniew Kresowaty. I tak jak się można było spodziewać jest to uczucie gwałtowne, pełne namiętności, oczarowania kobietą i pięknem chwili. Urzeka go „kibić jak skrzypce z białych/ wzgórz rodzenia", „brwi na wietrze jak mewy" i to jak jej „sukienka w bezwładzie kwili". Kobieta jest jego dopełnieniem. Gdy jej nie ma, przez drzwi „wchodzi/ czarnowłosa bezsenna cicha/ noc" i można jedynie ozdobić „tę noc czekaniem" („Psia gwiazda"). Dwoje ludzi połączonych nawet najgorętszym uczuciem pozostaje bowiem osobnymi istotami zajętymi tysiącem spraw towarzyszących naszej codzienności. Rozstają się i łączą, są „tak blisko jak osobność". Bo „szczęście to jest cytryna/ zatajone winy w dreszczyku/ gdy pęka ikona i czerwienieje/ wiśnia w ogrodzie ust" („Spytanie").
Poezja płynie wartkim nurtem. Najwidoczniej autor zdołał zaskarbić sobie łaskę zarówno Kaliope jak i Erato. Nawet one porwane zostały jej ekspresją, inwersją, plastycznością opisów, bogactwem metaforyki, epitetów i porównań. Któż nie ulegnie czarowi chwili, gdy „na białej lasce słońce niesie/ płowe barany", „siekierka tańczy w ręce jak delirka na pniu", „świeca dogaduje duszy", „na ścianie / radosny wije się zaskroniec", a na ciele potrąconego przez samochód psa siedzi „płowy wróbelek duszy", o którym wiemy dzięki temu, że „jak czasownik przechodził tędy poeta". Licentia poetica nie ma granic, autor wyczerpawszy dostępne mu środki wyrazu zaczyna traktować wiersz jak rzeźbę zmieniając jego zakończenie w grot strzały („Spytanie") lub nadając kształt schodków wiodących do krainy spełnienia („Akt").
Lecz nawet tutaj „pchają się do okien/ oczy rysy znaki i psy węszą" („Akt"), a „sen niesie w pysku łapczywym/ zapach krwi a pies wyje nad nami"("***jak puch blada jesteś"). Nic nie jest pewne, bezpieczne i trwałe. Wszystko jest niepokojem.
A jednak warto ten niepokój w siebie wchłonąć, bo porusza, wzbogaca, skłania do przemyśleń i poszukiwań własnego zdania na temat otaczającej nas rzeczywistości, do odnalezienia w sobie wrażliwości na los drugiego człowieka, na bogactwo mitologii, historii, piękno krajobrazu i niepojęty czar literackiego słowa.
________________________________________________
Zbigniew Kresowaty, Jeszcze mrużą oczy wczesne wrześniowe psy, Wydawnictwo Miniatura, Kraków 2009, ss. 174.
- Wanda Nowik-Pala
- "Akant" 2013, nr 8
Wanda Nowik-Pala - UWIĘZIĆ NIEPOKÓJ
0
0