Czytając zbiór wierszy Piotra Stareńczaka ”Zamglone horyzonty” trzeba mimo niestygnących odczuć wejść w ostoję po raz kolejny i kolejny i ponownie napotkać Cioran’a, raczej wydłubującego słowa powitania, niż witalnie kłaniającego się. Dotknąć ściany lodu i wszystkiego, co zapowiada tę wędrówkę, bez szans na napotkanie choćby kawałka ciepłego jeszcze od ścięcia drewna, gdzie można byłoby się zagrzać czy przysiąść, dotykając materii innej niż witającej nas na początku…
Piszącemu tę refleksję, trudno jest dokonać wyboru, czy należałoby przechodzić pisaniem przez wszystkie kolejno wiersze, czy raczej, pogrupować je i o tych grupach pisać, wyszukując części wspólne, a później być może, zestawiać jedną grupę wierszy z innymi i toczyć nimi swoiste bitwy w przeróżnych skalach, zamiarach i ku obronie własnych interpretacji?
A jednak pomysł analizowania każdego wiersza z tego zbiorku po kolei, zdaje się być czymś, tak podłym jak spacer z przewodnikiem po terenach, w których zainteresowani powinni przechadzać się sami.
Spośród wielu opcji, wobec możliwej palety ukłonów oddawanych w kierunku przeróżnych bożków (także własnej pysze), postaram się zwracać jedynie w stronę autora i możliwie najbliżej (z odległości udostępnionych przez autora) jego figurom oraz kształtom jakie odsłania.
Zastanawia dlaczego autor zdecydował się na wydanie własnego tomiku? Ze zbiorem takim a nie innym? Członek grupy ‘Et Cetera”, aktywny we wszystkich spotkaniach i prezentacjach tej grupy, właśnie teraz ujawnia swoją lewą stronę: oka, ucha i myśli jaką widzowie mogli dostrzec w trakcie spotkań:
„jesteśmy tutaj razem. Ja stoję na scenie czytając swoje teksty a wy siedzicie w milczeniu wsłuchując się w moje słowa (…) „Zostawiliśmy swoje domy,(…) straciliśmy pieniądze na dojazd i jesteśmy tutaj razem” (...), „ Stoję tutaj przed wami zdziwiony faktem że przecież nic o sobie nie wiemy. Jednak macie nade mną przewagę”(…), „jestem jak krowa z rzeźnickiej wystawy (…) biedna cholerna krowa”. „pewnie wyobrażacie sobie mój dzień powszedni? Nic bardziej nudnego”
i dalej:
„może niektórzy z was rozbierają mnie w myślach”.
Głos wiersza także bawi się w zgadywanki względem publiki:
„Stoję tu przed wami pragnąć poznać wasze myśli”.
Jak to dobrze, że wiersz „Przesłanie” P. Stareńczak umieszcza jako pierwszy. Dobrze dla nas, niecierpliwych, szybko nudzących się i zmiennych w postanowieniach.
„Ufajcie tylko siewcom którym nie jest dane doczekać żniw”.
Otwiera się przed nami ulga pozostawienia ostatniej woli autora. Spadku, całego dobytku, zbieranego i szlifowanego przez lata życia, umiejętności okrajania się z tego co ludzkie, co ciąży. Równolegle rozbrzmiewa psalm błagalny o umieranie i nadzieja nie tylko na przyjęcie zawartości testamentu, ale i rychłe nadejście ukojenia jakie daje śmierć. Pięciokrotne „kiedy umrę a mam nadzieję że wkrótce to nastąpi” rozchodzi się zimnem po słowach głębokiego nawoływania, co ma zostać ocalone po autorze.
Rozpoczyna się poród, rozdarcie. Ujawniają się sprawy tak ulotne, niepopularne jak: zaufanie świętym roztapiającym się w bezgranicznej anonimowości, pamięć o zawiedzionych w miłości, o przegranych, o głodujących na przedmieściach, samotnych matkach; …. mają być okupione życiem kogoś tak szlachetnego? Zniknięcie wszelkiego śladu mojego pobytu”, „zniknięciu z waszej pamięci”?
Autor w dalszej części tomu potwierdza zasadność tego zabiegu. Uwiarygodnia się jego wierność wobec napotkanych, przez wielu niezauważonych, wzgardzonych, niegodnych nagrody i ujawnienia spraw tak delikatnych, jak nasze cenne uczucia, nasze powiernictwo testamentu dla skrupulatnie wybranych.
Echo psalmów i lamentacji pojawia się w dalszej części tomu. W wierszu „Mogłaś być”. To kołysanie się nad martwym ciałem ojca, matki, kochanki wszystkich tych, co opłakują stratę albo nienarodzenie: „mogłaś być moim wybawieniem ode mnie od świata od czasu.” Czas przyszły, nigdy nie dokonany.
Wiersz ten zdaje się, być zachętą, do walki o ocalenie. Co jest w stanie powstrzymać 15-letniego starca przed zawiśnięciem na czarnych dżinsach (Tacy sami) "poeta jest kimś kto z głębi swojej samotności wyciąga do nas dłoń zaprasza do wspólnej wędrówki przez świat spowity ciemnościami”? Od leżenia na kanapie i gapienia się w sufit (Zanikanie): "czytalibyśmy w łóżku jedna powieść”, „leżałbym przy tobie (…) i rozumiałbym, że znajduję swoje imię jedynie w przystani Twojego oddechu”? Od samobójstwa z rozczarowania światem -po odzyskaniu wzroku dziewczyny z Symfonii pastoralnej? Od żalu, że dane było się narodzić (Niemożność): „opowiadałbym tobie jak będąc dzieckiem siadałem pod oświetloną kolorowymi lampkami choinką”, albo „wymyślałbym bajki dla naszych dzieci poszukiwaniu swojego miejsca na tym dziwnym świecie”?
A równocześnie w „Nieodwracalność” pojawia się tąpnięcie nadziei: „kiedy przeżywam rzadkie chwile radosnego uniesienia wystarczy myśl o Tobie bym na powrót pogrążył się w pustce”. (Nieodwracalność XI). Obsesyjna myśl, że to, co miało uratować, miało moc walki o odzyskanie sensu, jednak jest niemożliwe: „ktoś inny zasypia przy Twoim miarowym oddechu i budzi się w blasku oczu”.
„Zamglone horyzonty” zbudowane są z czterech poziomów:
INNY - Ja
Ja - TY
TY - Ja
Ja - NIKT
P. Stareńczak w swoim pisaniu na poziomie INNY-JA („ Przesłanie”- „Koniec świata czyli epitafium na śmierć Gosi Burdy”) jest wierny odkąd daje się nam jako autor poznać. Jego wrażliwość na INNEGO stanowi epicentrum jego jako człowiek, który swoim życiem i postawą chce być wiarygodny. Odważne: „spalcie moje wiersze” to akt, wiary, że ocaleje, bo ma świadków swoich czynów, nie tylko słów jako autora wierszy.
Wiersze z poziomu Ja- Ty („O sobie ukrytym” – „Niemożność” to odsłonięcie swojej słabości , ludzkich tęsknot, pragnień, uchybień, lęków, niezgody na to co otacza. Złożone w ręce Ty wyznanie-może krępować, przerażać, onieśmielać, wzbudzać chęć ratunku, pragnienia ubarwienia szarości, czerni.
Teksty określone przeze mnie jako usytuowane na poziomie TY-ja („Mogłaś być” -„Neurotyczny monolog złajdaczony katastrofazą prześwietlony stylistyczną niestabilnością oraz scentralizowany poczuciem śmieszności niechybnie asymilującym wykolejenie kolażu. Albo bez tytułu.”) jawić się mogą jako dialog z TY, które ocala, może ocalić, nadać sens wędrówki i męki dla „Ja’. „TY” jako element, do którego zwraca się „Ja”. TY- jako wędrowiec: współistniejący, napotykany przez „Ja” w codzienności. TY nie jest jednak tym samym co INNY. TY jest raczej kimś, dla kogo Ja może stać się (!) INNYM ( w zależności od postawy, poziomu refleksji i gotowości „TY”). Ty może stać się Świadkiem dla „Ja”, o którym P. Stareńczak wspominał w tomiku „Wykop z miasta” Grupy „Et Cetera” w wierszu „Świadek”: wypowiedź ocalałego jest niearchiwizowana, to wypowiedzenie niewypowiedzialności, to deklaracja z własnej niezdolności mówienia” (tamże s. 59).
Ostatni poziom Ja-NIKT („Modlitwa o śmierć”- motto na koniec) jest konsekwentnym głosem Podmiotu rozpoczynającego tomik. Ostatecznym zwrotem kierowanym do NIKOGO, który ma moc spełnić to, czego nikt inny nie umiał uczynić. Przynieść ulgę, nadać sens wszystkiemu czemu nie udało się go nadać w ciągu wędrówki życia i w trakcie usilnych poszukiwań przez niego samego i kogokolwiek innego.
Motto wieńczące debiutancki tomik może przerażać, zgrozą ewentualnego ziszczenia się: „gdyby twarz człowieka mogła dokładnie wyrazić całe wewnętrzne cierpienie, gdyby zobiektywizowała się w akcesie ekspresji cała wewnętrzna męka”. Czy moglibyśmy jeszcze rozmawiać ze sobą- pyta za pomocą słów Cioran’a autor. Jednak trzy lata wcześniej, w debiutanckim tomiku ”The Best off” grupy Et Cetera, ten sam autor zapewnia
„Jednakże Twarz to coś więcej.
To nagi człowiek.
To bezbronne wystawienie ogłaszające: nie zabijaj mnie.
I nie ma tu mowy o percepcji.
Twarz to coś więcej, niż przeszłość.
to bycie tu i teraz.
To możliwość spotkania.
Wzajemna identyfikacja i interioryzacja.
Twoja twarz zaprasza mnie do odejścia od siebie.
Muszę nauczyć się patrzeć na siebie Twoimi oczami”.
Modlitwa o śmierć zamykająca klamrę tomiku, to jak skrzypienie jednego skrzydła bramy , opuszczonej posesji, rozgrabionej doszczętnie. A jednak nie jesteśmy tu sami, wszystkiemu przyglądał się ten elegancko odziany, tajemniczy młodzieniec, który może wznosi inną jeszcze modlitwę, której całość słyszeć nie podobna, ani nam ani autorowi tegoż tomiku
„Nikt nas na nowo z ziemi i gliny nie ulepi,
nikt już naszego prochu nie zaklina.
Nikt.
Bądź pochwalony, Nikt.
Tobie gwoli pragniemy
rozkwitać.
Tobie wbrew.
Niczym
byliśmy, jesteśmy, będziemy
nadal, rozkwitając:
róża z niczego, róża
niczyja”
(Paul Celan, Psalm)
Piotr Stareńczak, Zamglone horyzonty, Bydgoszcz 2015, Instytut Wydawniczy Świadectwo, ss. 92.