W powieściach historycznych napisanych przez polskich pisarzy, których akcja rozgrywa się na Bliskim Wschodzie tudzież na ziemiach ukrainnych czasami pośród bohaterów są też Ormianie. Jak się ich kreuje? Na to pytanie odpowiedzieć niełatwo. Pojawiają się oni bowiem w utworach tworzonych od ostatniej ćwierci XIX w. niemal aż po czasy współczesne. Jedne z nich dostarczają czytelnikom jedynie rozrywki, inne czegoś więcej. Prócz tego ich ormiańscy bohaterowie są wplątani w najróżniejsze wątki historyczne. Skłania to raczej tylko do wymienienia utworów i występujących w nich postaci, ewentualnie bardzo ostrożnych zabiegów porównawczych.
Najpierw zwrócić uwagę trzeba na ormiańskich bohaterów powieści, których treść związana jest z historią niepolską. Takowe znane są dwie: Krzyżowcy (1936) Zofii Kossak-Szczuckiej oraz Klucz mądrości (1951) Jana Dobraczyńskiego. Akcja obydwu dzieje się w epoce Wypraw Krzyżowych.
Pierwsza z nich, czterotomowa, należy do utworów dość znanych, przełożono ją na wiele języków. O Ormianach autorka pisze w niej wielokrotnie, chociaż nigdy nie czyni ich postaciami ważnymi. Najczęściej przedstawia się ich jako zbiorowość. Na przykład jako część chrześcijańskiej ludności Nicei, obleganej przez krzyżowców, której mężczyzn muzułmanie w końcu wybili, a kobiety zgwałcili. Jeśli zaś zostaje na karty powieści wprowadzony pojedynczy Ormianin, to jest to na ogół postać epizodyczna. Przykładem służy przewodnik, nieznany nawet z imienia, który prowadzi grupę Prowansalczyków i Normanów.
Natomiast w powieści Dobraczyńskiego Ormianin odgrywa jedną z głównych ról. To Hettum, postać niewątpliwie historyczna, król Armenii – państwa istniejącego w Cylicji w epoce krucjat, który w XIII w. próbował zawrzeć sojusz z Mongołami i wraz z nimi pokonać ostatecznie Saracenów. Tych zamierzeń niestety nie udało się zrealizować.
Hettum według autora powieści był „barczysty i postawny, strojem i językiem nie różniący się od baronów królestwa. Tylko czarne połyskliwe włosy, ciemne oczy pod gęstymi brwiami i oliwkowa cera mówiły, że nie jest Frankiem”. Wyróżniały go niepospolite cele: „Nie wystarczało mu panowanie w zdobytej Armenii, a po najdłuższym życiu oddanie tronu synowi. Coś kazało mu zrobić więcej – przerosnąć siebie”.
Interesującą postacią jest jego żona, Zabel. Wyszła za niego ze względów politycznych i choć robiła to, czego oczekuje się od królowej, zawsze czuła, że jest to wbrew jej pragnieniom.
O wiele liczniejsze, aczkolwiek niezbyt liczne są powieści z ormiańskimi bohaterami, które związane są z historią Polski. Takowe powstawały już w końcu XIX wieku. Pierwsza to trzytomowa powieść Zygmunta Kaczkowskiego, zatytułowana Olbrachtowi rycerze (1881), w której wyróżnia się lwowski kupiec Epinondas Arzbek Chiaao zwany Kijasem. Następna to Włodzimierza Łozińskiego Oko proroka czyli Hanusz Bystry i jego przygody (1899), w której są ormiańscy kupcy, niekiedy obdarzeni wielkim temperamentem. Zaś w Na polu chwały (1906) Henryka Sienkiewicza można przeczytać o Cyprianowiczach, dawniej kupcach, obecnie rycerzach. W dalszej kolejności jest Jana Łady Mag (1914), w której występuje kupiec Awedyk Arwasdur. W Tu i tam (1963) Antoniego Bogusławskiego występuje Wartan Kurdybanowicz, niegdysiejszy kleryk, później tłumacz przy poselstwie Rzeczypospolitej w Stambule. Z kolei Skrzydła i buńczuki (1969), Powrót Katarzyny (1972, Bez ojczyzny (1975) to trylogia Marka Sadzewicza, wśród jej licznych bohaterów znaleźć można Melchizedeka Jakubowicza, kupca z Kamieńca Podolskiego.
Jak wynika z powyższego wykazu, w powieściach historycznych, których akcja dotyczy historii Polski, Ormianie to najczęściej bogaci kupcy. Autorzy piszą o ich wyglądzie: czarnych włosach, śniadej cerze, dużym nosie. Prócz tego o niepoślednich przymiotach: ormiańscy kupcy to osobnicy silni, bardzo sprytni, mający też sporą wiedzę. Chociaż nierzadko dość kosmopolityczni, jednak lojalni wobec Rzeczypospolitej.
Najlepszą egzemplifikacją zdaje się Kijas z pierwszego z wymienionych utworów. „O jego pochodzeniu różne chodziły wieści – pisze Łoziński – o które on się jednak wcale nie troszczył. Jedni mówili, jakoby szedł z wyspy Chios i stąd wziął nazwisko (…), inni mienili go być potomkiem książąt ormiańskich, dla czego też kładł miano Arzbek przed swoim nazwiskiem. (…) Kijas jednak o tym wszystkim nawet i nie wspominał, bo był to człowiek rozumny i wiedział, że kmieć, mieszczanin czy szlachcic tylko tym powinien stać przed ludźmi, co sam zaważy, a nie tym, co tam kiedyś ważyli jego przodkowie”.
Spośród żon owych Ormian w pamięć zapada Marysia Kurdybanowiczowa. Autor wyjaśnia, że Kurdybanowicz, gdy była jeszcze małą dziewczynką, uratował ją w czasie jednego z pogromów w Turcji, potem posłał do swych krewnych do Lwowa, a w końcu, już dorosłą, poślubił. „Przybywający z Polski do Stambułu za różnymi sprawami rodacy wydziwić się nie mogli tej urodziwej kobietce o właściwym młodym Ormiankom wdzięku, tak smagłej że niemal czarnej, gdy mówiła po polsku biegle i ze śpiewnym akcentem Lwowa”. Pojawia się w powieści właściwie tylko na chwilę, by ugościć dwóch Polaków, którzy od dawna nie byli w ojczyźnie, ale w siedzibie polskiego poselstwa w Stambule, przy zastawionym przez nią stole, poczuli się jak w domu.
Osobno omówić wypada Ormian w Potopie i Panu Wołodyjowskim, lecz nie dlatego, że Henryk Sienkiewicz opisał ich jakoś wyjątkowo - opisał ich dość zdawkowo. W Potopie, można rzec, dostrzega ich tylko w miejskim tłumie. W Panu Wołodyjowskim kilku jest nawet wymienionych z imienia lub nazwiska, ale nie uczestniczą w życiu głównych bohaterów, ani chociaż drugoplanowych. Niektórzy kupcy w Kamieńcu Podolskim byli radzi, że oblężenie miasta ma się zakończyć i znów zaczną handlować, ale „inni Ormianie, z dawien dawna w Rzeczypospolitej osiedli i wielce jej przychylni (…) chcieli się bronić”. W każdym razie niewiele jest w Trylogii o Ormiaszkach. Jednakże pamiętać trzeba, iż to dzieło stało się bodaj najbardziej popularną powieścią dla kilku pokoleń Polaków, kształtującą ich poglądy na wiele spraw. Przekazującą im też, że Ormianie, smagłolicy przybysze ze Wschodu, byli bogatymi kupcami, w różnoraki sposób zasłużonymi dla Polski. Ostatni w Polsce arcybiskup ormiański, Józef Teodorowicz, który po śmierci pisarza w 1916 r., w czasie nabożeństwa żałobnego w Bazylice Mariackiej wygłaszał kazanie, nie szczędził mu szczerych pochwał.