Do toruńskiego Centrum Sztuki Współczesnej „Znaki czasu” zawitała międzynarodowa wystawa sztuki z państw bałtyckich. Serenissima East jednoczy ze sobą sztukę Polski, Litwy, Łotwy oraz Estonii.
Nazwa – serenissima (łac.) – oznacza najjaśniejsza, jak określano Rzeczypospolitą Obojga Narodów. Tym samym mianem określano także Republikę Wenecką, a wystawa, po swojej inauguracji w Polsce, ma pojawić się na jednym z najbardziej prestiżowych wydarzeń artystycznych na świecie – Biennale Sztuki, które ma miejsce właśnie w Wenecji. Stamtąd podąży już do Litwy, Łotwy i Estonii.
Ja postanowiłam wybrać się na nią w okolicach godziny otwarcia galerii, aby mieć jak najpełniejsze doświadczenie, ponieważ każdego dnia, od wtorku do niedzieli, o godzinie 12:30 rozpoczyna się towarzyszący wystawie pokaz filmów Jonasa Mekasa. Zależało mi na tym, aby zobaczyć choć jeden z czterech (trwających łącznie 129 minut). Padło akurat na Happy Birthday to John, składający się z nagrań z dnia urodzin Johna Lennona. Choć był to ciekawy akcent i urozmaicenie to jednak myślę, że nie niezbędny. Przeszkadzał mi nieco fakt, że filmy wyświetlane były w tej samej sali, w której znajdowały się inne dzieła. Akompaniament Laibachu (towarzyszący innemu utworowi audiowizualnemu) i gwar rozmów dochodzące zza pleców nie ułatwiały skupienia się na materiale Mekasa. Jednak jak wspomniałam, nie wydawał mi się on nieodzownym elementem wystawy. O wiele bardziej spodobała mi się jedna z krótkometrażowych animacji Piotra Dumały – Zbrodnia i Kara, której towarzyszyła ilustracja muzyczna dochodząca z udostępnionych dla odbiorców słuchawek. Takie rozwiązanie i możliwość wygłuszenia otoczenia tylko wzmocniły jej niezwykły klimat. Ciekawym pomysłem były też rozłożone w pobliżu drewniane skrzynki, w których spoglądając przez otwory można było obejrzeć prace na płytach gipsowych (co jest autorską techniką artysty), na bazie których powstały prezentowane animacje.
Form było znacznie więcej. Poza dziełami audiowizualnymi pojawiły się oczywiście nagrania i animacje bez warstwy dźwiękowej, ale też malarstwo, rzeźby, fotografie, sitodruki, plakaty czy kolaże. Chociaż było widać znaczną przewagę artystów polskich i litewskich, to pojedynczy twórcy z Łotwy i Estonii przyciągali dużo uwagi. Mój wzrok w szczególności przykuła Arcadia łotewskiego artysty Kristapsa Zariņša. Duży format (300x600 cm), bogata paleta barw, ale przede wszystkim nietuzinkowa wizja artystyczna autora sprawiły, że obraz zdecydowanie wyróżniał się wśród innych. A wręcz neonowe barwy, choć pozornie niepasujące do ukazanego na nim motywu przemijania, śmierci, sprawiły, że na długo pozostanie w mojej pamięci.
Wszystkie dzieła były tak różnorodne tematycznie, technicznie i stylistycznie, że każdy byłby w stanie odnaleźć coś trafiającego w jego gust. Mówi się, że jak coś jest do wszystkiego (w tym przypadku dla każdego), to tak naprawdę jest do niczego, ale myślę, że ta uniwersalność i nieskupianie się na konkretnej tematyce jest wielką zaletą ekspozycji i nie bez powodu cieszyła się ona zainteresowaniem. A ja czekam z niecierpliwością na zapowiadaną już kontynuację projektu – Serenissime West.