Można powiedzieć, że tak z marszu poszedłem na wystawę „Jan Stanisławski i jego uczniowie...” w Muzeum Okręgowym im. Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy.
Kilka stopni do góry i już jestem w białej, dużej sali, w której już po prawej stronie wisi pięć pięknych, choć malutkich obrazów. Czeka na mnie i jeszcze sporo kolorowych obrazów pędzla jego uczniów. Cóż za przyjemność, kiedy za oknem kłębią się jesienne chmury. W końcu znalazłem trochę czasu dla siebie, żeby się rozkoszować pięknym plenerowym malarstwem. To nic, że te obrazy są takie małe, ale ile w nich mieści się dobrego smaku i ile wyszukanych kolorów. Można powiedzieć, że za każdym razem przestrzeń z obrazów Stanisławskiego wciąga mnie. Z chęciom poleciałbym daleko aż na dawne Kresy, gdzie jest tyle światła, które mieni się na niebie i na ziemi, a także w zakolach olbrzymich rzek.
Ponieważ jestem w Bydgoszczy, to jeszcze postanowiłem zobaczyć, co jeszcze jest w kolejnych pomalowanych na biało salach. A tam cóż za niespodzianka! Tyle bardzo dobrych obrazów i rzeźb autorstwa najlepszych polskich artystów. Znanych nazwisk bezliku! W pewnym momencie zatrzymałem się przed pewnym obrazem, który wydał mi się dobrze znany, choć nigdy go wcześniej nie widziałem. To obraz Janusza Kaczmarskiego. Zaraz sobie przypomniałem mój plener w Ciszynie, na którym gościł profesor Kaczmarski. Wróciły wspomnienia z kolejnych korekt, jak to na studiach plastycznych, z długich rozmów o sztuce odbytych z profesorem wieczorową porą, przy czymś naprawdę dobrym...
Tak się rozpędziłem, że byłbym zapomniał, a przecież to ważne. Zapomniałem wspomnieć, że tyle pięknych obrazów Bydgoszcz dostała w darze od państwa Leonarda i Wandy Pietraszak. Co uważam za bardzo budujące, że jeszcze są tacy ludzie w dzisiejszych czasach, którzy potrafią się podzielić swoim zachwytem, swoją kolekcją z innymi dla dobra wspólnego.