Tadeusz Różewicz
Księżyc świeci
Księżyc świeci
pusta ulica
księżyc świeci
człowiek ucieka
księżyc świeci
człowiek upadł
człowiek zgasł
księżyc świeci
księżyc świeci
pusta ulica
twarz umarłego
kałuża wody
Most na Sanie w Przemyślu to niemy świadek APOKALIPSY schyłku 1939 roku – z tysięcy uciekających z bolszewii wielu się nie przedarło – Karolina Lanckorońska opisała to w sposób przejmujący – uciekła z przybranym mężem.
Mimo widocznego kalectwa gen. Władysława Andersa zawrócono... W książce Stanisława Rusina, wówczas małego beneficjenta tych zdarzeń, wątek ten spowija niesłychany strach, metafizyka i dziwność losów... (leż niesłychanie dramatycznych przeżyć zabarwia wspomnienia wielu rodzin... Zaproszeni w Wołosatym do dworu wysłuchaliśmy szykownej i przyjaźnie nastawionej rezydentki, która wspomniała o bliskim sąsiedztwie ze Stanisławem Rusinem (niegdyś słynnym sportowcem). Wówczas napomknąłem o dziwnym uczuciu, kiedy z ławeczki nad Sanem w Przemyślu, nieopodal tego mostu, podziwialiśmy chłód i obojętność... księżyca... Usłyszałem potwierdzenie tego uczucia: „drogi panie, gdyby przytrafiło by się nam podobne nieszczęście, ten księżyc patrzył by na to tak samo bezdusznie i milcząco swym bladym obliczem...
A Andrzej Sikorowski niedawno napisał: za górami za lasami – płynie rzeka pełna zwykłych ludzkich łez – do tej rzeki od stuleci – łzy wpadają niby długi pereł sznur – zwariowany księżyc świeci – i przygląda się wszystkiemu spoza chmur...
Zofia Kossak, słynna uczestniczka konspiracji i twórczyni „Żegoty” również w 1939 r. przeżyła ucieczkę z Kresów przez Bug, Wieprz i Wisłę na teren okupacji niemieckiej. Córka Zofii Kossak Anna Szatkowska wspomina, że w pewnym dworze, gdzie udzielono im schronienia księżycowa, wrześniowa noc jawiła się jakąś zaczarowaną baśniową scenerią, lecz łuny na horyzoncie zwiastowały nadchodzącą ze wschodu APOKALIPSĘ:
Oczywiście nadmienić wypada, że chodzi tu o słynne ucieczki i wymianę ludności pomiędzy okupantem sowieckim, a hitlerowskimi Niemcami m. in. w Brześciu nad Bugiem, w Przemyślu nad Sanem i w innych miejscach jesienią 1939 r.
Losy tego eksodusu dotknęły również moich krewnych, rodziców moich przyjaciół i wielu innych z przejęciem rozpamiętywających ten tragiczny czas - wówczas już powszechnie złudnie oceniano, że schronienie się w GG będzie bardziej bezpieczne niż rzeczywistość sowiecka...
Ponownie przez ten most przeprawiono dziesiątki tysięcy prawosławnych mieszkańców Bieszczadów do ZSRR tuż po wojnie, a potem i w głąb Polski Ludowej w ramach „Akcji Wisła”!!!
A teraz znowu, znowu, znowu most w Przemyślu przemierzają setki tysięcy przerażonych uciekinierów, zrozpaczonych, głodnych i sponiewieranych!
Zaiste, odkryte przed kilku laty skojarzenia poetyckie niosły jakieś przeczucia nadciągającej tragedii i stało się... Ile jeszcze łez popłynie Sanem wobec tego obojętnego księżyca, czy będzie on znowu uosabiał kunktatorstwo i egoizm cywilizacji zachodnich?
Uratowana z Kazachskich zim 1940/1943 nasza sędziwa krewna powtarza jak mantrę NIE ZNACIE ROSJI!
Marcowy zimny poranek na peronie dworca kolejowego w Laskowikach. Na ławeczce pusty kontenerek, skromny bagaż, a obok niepozorną kobiecina. Pytam: gdzie jest pasażer tego kontenerka? A o tu...i pokazuje przytuloną do piersi siwą mordkę z wystającym krzywym zębem. Eto maja sabaczka. Z miejsca informuję, że u mienia toże takoj zub, ja toże starik... Chwilę potem opowiadam fragment dumki ukraińskiej „Zaczarowane serce”. Opowiadam także, jak przywitałem trzech robotników na dachu słowami: da zdrastwujcie towariszczi... a oni jak na komendę odwrócili się plecami. Następnego dnia przy gitarze i nalewce poprosili mnie, aby nie zwracać się do nich po rosyjsku – to niestosowne... Widząc nadjeżdżający pociąg zaintonowałem: tyż mene pidwanuła. Już razem śpiewaliśmy przyśpiewkę głośno, na cały dworzec! Sława Ukrainie wołam, Sława Polsze słyszę... Czas wsiadać...