Krystyna Cel –Twój ostatni tomik nosi tytuł Aforeski. Nie znajdziemy tego wyrazu w Słowniku terminów literackich. Ale przyglądając się owemu neologizmowi, możemy pokusić się o jego „słowotwórczą analizę” zauważając, że powstał zapewne ze skojarzenia dwóch słów takich, jak aforyzm i… może freski, by dać coś lekkiego i zabawnego. Tworząc niemal nowy gatunek literacki, czy aforeski miały być w twoim zamyśle też pewnego rodzaju literackimi humoreskami, tyle że poetyckimi?
Stanisław Nyczaj – Utrafiłaś w moje intencje, bo faktycznie od wielu lat pociąga mnie formuła groteski lirycznej, najszerzej dotąd zaprezentowana w tomiku Żarty na stół z roku 1995, gdzie już w motcie do tak zatytułowanego działu zasugerowałem, iż można się w nim spodziewać nieomal liryczno-satyrycznego szkwału:
Wezbrały myśli.
Już ponad metr
od stanu alarmowego.
Jednak, gdyby dociekać źródeł inspiracji tej najgłębszej, nie umiem wytłumaczyć, jak to się dzieje, że nierzadko mój liryzm bywa w kreowanych obrazach-sytuacjach zdystansowany, przechodzący z uczuciowego przejęcia w żart. W cyklu Groteski liryczne, oczywiście, to zdystansowanie objawia się najwyraziściej, wprost. Z nieskrywaną ironią „opiewam” wszelakie szarże lirycznego zadęcia prowadzące do paradoksalnych zderzeń. Kiedyś, dla przykładu, liryk, który w recenzji wyróżniałaś, pt. Taternik, ma tę wkomponowaną w całość liryczno-żartobliwą dwoistość:
Idzie p o n a d.
Już mu patrzy z oczu pejzażem.
Spocony jak mysz u gór bioder,
przystaje dopiero nad urwiskiem piękna.
[…]
Dobrnie szczytu!
Nikt go więcej
nie poniży.
K.C. – Dobrze pamiętam ten wiersz i nie zmieniam zdania.
S.N. – Stąd już tylko krok do zamierzonych aforesek, zawierających w zwięzłej formie wymienione przez ciebie aż trzy właściwości jednocześnie: aforyzmu, humoreski i fresku jako poetyckiego obrazu. A może też jeszcze, nie przesadzając, czwartą – wierszowej puenty? Spójrzmy choćby na aforeskę pt. Przezorność:
By nie doprowadzić się
do otyłej pychy zbytniej pewności,
zawsze warto wątpliwościom podpowiadać:
– Smacznego!
Dopóki u początku kresu,
zniecierpliwione,
nie zapędzą nas w kozi róg pytaniem:
– Kto względność przewątpi?!
K.C. – Nawiasem mówiąc, w tym przypadku puentę zapożyczyłeś ze swojego dawnego wiersza Z dedykacją naszym czasom. Pamiętam go dobrze jako monografistka twojej twórczości.
S.N. – Wolnoć, Tomku… Wyznam otwarcie bez skrupułów, że niektóre aforeski skomponowałem ze swoich aforyzmów. One jakby, z zasady króciutkie, tęskniły za udziałem w większej całostce. Tak np. powstała aforeska Po olimpijsku o koniecznej rozwadze w kontekście nazbyt swobodnych i beztroskich zagrywek naszą futbolową planetą na boisku Kosmosu:
W ziemską piłkę nożną
trzeba grać przede wszystkim głową,
żeby się potem nie ścigać
na ostatniej desce ratunku,
będąc wprost bezkonkurencyjnym
w odbieganiu od ideału.
Zostając na pociechę złotym medalistą –
w byle skoku w bok.
K.C. – Stefan Jurkowski, analizując twój tomik, uznał, że stworzyłeś nową literacką „rasę”, powstałą w wyniku ciekawego skrzyżowania, jak to się dzieje chociażby w kynologii. I ta literacka krzyżówka udała się, przynosząc inny, ciekawy zapis. Dodał też, że wymowa owych aforesek jest ukryta głębiej niż to czynią np. aforyzm czy fraszka, że korzysta z ukrytych znaczeń, nie wprost zasygnalizowanych.
Podzielam ten osąd, bo czytając twoje aforeski, trzeba rzeczywiście „zanurzyć się” i to szybko w ich głębi – gdyż są utworami raczej lakonicznymi – i wychwycić z tej lingwistycznej zabawy ukrytą puentę, ironiczną, sarkastyczną, a przy tym żartobliwą. Czy taki był twój zamysł?
S.N. – Właśnie taki, ale sam nie jestem całkiem pewny czy w intencjach prawdziwie spełniony. Dobre opinie mnie nie tyle uspokajają, co zobowiązują.
Pisarze winni poszukiwać nowych form wyrazu także poza znanymi i wypraktykowanymi – bardzo obficie – gatunkowymi kanonami. Przecierać, jeśli nie od razu nowe szlaki, drogi, to choćby ścieżki, jakie da się stopniowo poszerzać, wysforować z upartym przekonaniem na ciekawy trakt, którym zechcą podążać inni twórcy, a zwłaszcza odbiorcy.
K.C. – Twoja skłonność do tego, by różne zjawiska naszego życia, szerzej naszej współczesności widzieć w „krzywym zwierciadle” uwidoczniły się niemal od początku twojej drogi twórczej. Jesteś im co prawda wierny, ale na drodze tej wierności jakby je doskonalisz, wzbogacasz o nowe odcienie tej swoistej gry zarówno ze słowem, jak i wyobraźnią. Czy właśnie Aforeski to jeszcze jeden wariant tej prześmiewczej literackiej przygody?
Śledząc twoją drogę twórczą nie dziwi to eksperymentowanie ze słowem. Jesteś w tym bliski poetom Awangardy, co zaznaczyło się w twojej ciekawej poetyckiej metaforyce. W aforyzmach, fraszkach, także i w… aforeskach idziesz jeszcze dalej, bo wydobywasz ze słów, z gry słów ukryte sensy i znaczenia, pełne niekiedy fantazji i brawury. Zaskakujesz nimi czytelnika, bawiąc, ale i skłaniasz do refleksji. Także i tej, że słowo to tworzywo niezwykłe, ale poddaje się temu, kto potrafi wyłuskać wszystkie jego odcienie i barwy. Czy ten powołany przez ciebie do życia nowy literacki gatunek – aforeski – będzie nadal rozwijał się i być może ukaże się ich następny tomik?
S.N. – Mam taki już prawie gotowy, ale wymaga on jeszcze tu i ówdzie finezyjnych zabiegów. Zdziwisz się, może, ale naprawdę nie przesadzam. Dążę, by każda aforeska była zaszczepką, jaką ktoś chętnie po swojemu spożytkuje, tworząc własny z niesfornymi, zagadkowymi gąszczami osobliwości (lingwistycznych, skojarzeniowych, przy tym niewolnych od prześmiewczo-mądrej drwiny) ogródek zaczepnych przemyśleń. Takich właśnie na pograniczu krotochwilno-intelektualnej rozterki.