W nr 6 czasopisma „Akant” ukazała się recenzja mojej książki Wysoka Temperatura.
Już sam fakt uwagi redakcji zasługuje na podziękowanie, a niewątpliwie wyróżnieniem jest pochylenie się nad nią przez samego Stefana Pastuszewskiego. Boć to nie tylko literat, jak żaden społecznik przekazujący wiedzę innym, ale heroiczny bojownik w czasach wysokiej temperatury tj. okresu Solidarności lat 1980-1981 i równie zaangażowany w długim okresie wojny polsko-jaruzelskiej. Nie kalkulował nakładów i strat. Potem przeżył wieloletni okres działalności politycznej. To także mój rywal w krętych drogach bydgoskiej Solidarności. Podkreślam ten fakt, by zauważyć, że w recenzji nie można się doszukać opisu krzyżujących się, a częściej wspólnych dróg.
Recenzja jest rzeczowa. Interesujący jest wywód, w którym recenzent przeprowadza przekonujące rozróżnienie między egotyzmem a egoizmem autora książki, która w końcu stanowi autobiografię. Ze wskazaniem i uzasadnieniem na to łaskawsze. Autor nie skąpi pochwał pod moim adresem, szczególnie podkreślając rolę historyczną Wydarzeń Bydgoskiego Marca 1981 roku. Wprowadza czytelnika w mechanizmy demokracji, zwłaszcza relacji między władzą, a taką dzierżyłem przez dwie niepełne kadencje, a wolnością słowa w wydawanej pod jego auspicjami gazecie.
Stefan Pastuszewski, doświadczony bojownik o wolność, a przede wszystkim pisarz i dziennikarz broni racji czystych, abstrahując od potrzeby sprzężenia celów Solidarności z posiadanymi narzędziami, szczególnie mediami. Najistotniejsze jest dla mnie stwierdzenie, że mój subiektywizm nie zniekształcił faktów i prawdy historycznej.
Z pokorą przyjmuję zastrzeżenia co do mojej aktywności w okresie podziemnej Solidarności, kiedy to moja osoba mogła podważać kanony konspiracji. Jednak za oczywistą głupotę należy przyjąć dążenie wielu, którzy w okresie konspiracyjnym, w momencie wystawienia mnie na ataki ze strony władzy, uznali, że należy przeprowadzić nowe wybory przewodniczącego regionu.
Koniec recenzji jest jeszcze bardziej korzystny dla okresu Solidarności, a towarzyszy temu refleksja kolejnej twarzy Stefana w roli naukowca. Podkreślając znaczenie Solidarności dla świata, nasz przyczynek do jej upowszechniania. Zdaje się, że wyciągamy do siebie ręce. A tych gestów w Polsce stanowczo brakuje. Po to powinny być spotkania i rozmowy, gdyż wiele sądów wypadło w czasie ich deficytu. Recenzja jest bogata w analizy i niewątpliwie zachęca innych do lektury.
Recenzent opisał książkę tak, jak ją odebrał. Jednak, zapewne się domyśla, że o losie książki, jej zawartości, decydują rynek i wydawnictwa. Rola pisarza, zwłaszcza debiutanta, w warunkach górowania Google nad Gutenbergiem, narzucała dalsze ograniczenia przy jej wydawaniu. I tak określono maksymalną objętość na 300 stron, skupianie się na atrakcyjnych zdarzeniach, „skakanie do oczu” z innymi uczestnikami marszu Solidarności. Nie zgodziłem się z takimi sugestiami. To jednak znacznie ograniczyło zamierzoną panoramę innych zdarzeń i osób, z którymi budowaliśmy sprawną i efektywną organizację. Ze względów gabarytowych odpadła część Władze PRL a Solidarność / SB, partia, administracja w akcjach wobec Solidarności.
W końcu kompromis spowodował, że udało mi się zostawić choć niepełny, ale jedyny ślad naszego uczestnictwa w budowaniu ogólnokrajowej Solidarności. W ten sposób spełniłem w ostatnim momencie trapiący mnie nakaz moralny pozostawienia żywego śladu po przemijającym pokoleniu Solidarności.
To spowodowało, że wydanie, a nawet istotną pomoc w opracowaniu książki mogło spełnić jedynie wydawnictwo państwowe – IPN, którego rola jest w tej pracy nie do przecenienia.