Chrześcijańskie fundamenty kultury europejskiej drżą w posadach… Atakowane zajadle ze wszystkich stron, a zwłaszcza od wewnątrz.
Kluczowym powodem agresji jest ateistyczne mniemanie, iż pojęcie Stwórcy życia na Ziemi jest nieuzasadnione. A człowiek, zdaniem agresorów, powstał w drodze ewolucji z pierwotnego chaosu, albo „przywędrował” z kosmosu. Po czym na swoje podobieństwo uformował Boga. I, rzecz jasna, w dowolnym czasie może go zdetronizować. Co właśnie z coraz większym zapałem czyni, niestety, także w Polsce, traktowanej jako ostoja chrześcijaństwa w Europie. Przykładowo w archidiecezji poznańskiej w roku 2010 na wystąpienie z kościoła zdecydowało się oficjalnie około 30 osób, dekadę później około 370 osób. „Oswobodzeni” – jak siebie nazywają – wszelcy apostaci i ateiści negują najbardziej elementarne kanony religijne. Żądają m.in. usunięcia z ustaw o radiofonii i telewizji oraz systemu oświaty zapisu o „chrześcijańskich wartościach” i „cudach życia organicznego”. A są one dostrzegalne w każdym, nawet najmniejszym i z pozoru najbardziej prymitywnym stworzeniu. Na przykład taki niesporczak (o wielkości na ogół nie przekraczającej 1 mm) nie ginie we wrzątku alkoholu (plus 150 0 C) , a także w ciekłym helu (minus 2730 C), wytrzymuje ciśnienie 6 tys. atmosfer i nawet po kilkudziesięciu latach pozornej śmierci budzi się do życia pod wpływem jednej kropli czystej wody. Kto z tym stworzonkiem przetestował tak ekstremalne warunki biotopów i wyposażył go w moc ich tolerancji(?).
Parę lat temu przeczytałem w jakimś czasopiśmie, iż biolodzy w ponad 80 procentach są zwolennikami darwinowskiej teorii ewolucji. A więc ci, których „szkiełko i oko” sytuuje się najbliżej fenomenu życia, w procesie jego powstawania nie widzą Sprawcy. Czyli było to tak: pewnego pięknego dnia (najpiękniejszego w ciągu miliardów lat, a przynajmniej najbardziej efektywnego) poruszyły się – posługując się analogią mechanizmu zegarowego – trybiki zegara życia (skąd się wziął ten zegar?), bez udziału Zegarmistrza. „Trybiki” to białka, czyli sygnatury potencjału życia. I zaczęło się… Życie jest formą istnienia białka – jak twierdził Fryderyk Engels, a rozpowszechniła to dictum na mieliznach świadomości chociażby Agnieszka Osiecka w piosence pt. Lekcja fizyki. „Trybiki” w pewnym momencie – mówiąc dzisiejszym językiem – musiały wykręcić taki numer, iż powstała najprostsza jednostka życia - komórka . W warunkach bezmiernego chaosu (bo przecież – zdaniem wywołanych przed szereg biologów - nie istniała, albo istniała ale nie działała Siła Porządkująca, czyli wspomniany Zegarmistrz). Teraz – aby zidentyfikować się z rzeczonymi warunkami powstawania życia - musimy wyłączyć świadomość, bo przecież bez udziału jakiejkolwiek świadomości, jedynie pod wpływem impulsów z martwej materii (najpewniej była to tzw. czarna materia, ponieważ jest jej we wszechświecie podobnież co najmniej 90 procent) musiało się urządzić wnętrze komórki, niezmiernie skomplikowane i mistrzowsko uorganizowane. A wiec powstały w niej m.in. hydrofilowa powłoka, misterna siateczka śródplazmatyczna, lipidy, lizosomy, mitochondria, plastydy, a wśród nich (u roślin) chloroplasty zawierające chlorofil, umożliwiający przemianę energii światła słonecznego w energię chemiczną, pozwalającą w procesie fotosyntezy wytwarzać materię organiczną. Sam chloroplast to niezmiernie przemyślna konstrukcja złożona z 72 atomów wodoru, 55 atomów węgla, 5 tlenu, 4 azotu i magnezu. Losowe powstanie chloroplastu jest niewyobrażalnie małe, a to przecież tylko część wyposażenia komórki. Uwzględniwszy nadto funkcje poszczególnych organelli i komórki jako całość, to prawdopodobieństwo powstania takiego ewenementu jest oceniane jak 1 : 101000(!).
Jeszcze bardziej nieprawdopodobne są analogie przybliżające zrozumienie zjawiska samoczynnego powstania życia komórki, a tym bardziej wielokomórkowego organizmu. Zwłaszcza, gdy musimy zgodzić się z tezą, iż wszystko to odbyło się i odbywa przypadkiem, losowo, z szansą taką jak ta, że w wyniku 50 tysięcy rzutów kostką otrzymamy pod rząd same szóstki. Albo inaczej: odrzutowiec przelatujący nad bałtycką plażą spowoduje tak wyrafinowane wibracje powietrza, iż na dystansie np. od Kołobrzegu do Dźwirzyna ziarna piasku zorganizują się w ciąg napisów: Antek kocha Anię, Bartek kocha Basię itp. Kiedy zaś ten sam ptak o nieruchomych skrzydłach przeleci nad złomowiskiem, to w mig wybłyśnie nam przed oczyma najnowszy model mercedesa. Zatem w odniesieniu do najprostszego organizmu, jakim jest żywa komórka, wypada posłużyć się kwintesencją ogłoszoną przez „Świat Nauki” w roku 1998: Nie jesteśmy w stanie wyjaśnić jak ona powstała.
Spróbujmy jeszcze raz pomówić o życiowych umiejętnościach zwierząt, ujawnianych w sposobach zdobywania pokarmów, obronie życia, wychowaniu potomstwa etc. Są to niewątpliwie wyższe, jeszcze bardziej złożone i trudne do osiągnięcia formy, które nie wzięły się ot tak, wskutek chaotycznej i nieukierunkowanej walki z przeciwieństwami świadczonymi przez otaczające środowisko. Zdolność do zasiedlania określonej przestrzeni, co nazywamy potencjałem ekologicznym, jest w praktyce ograniczana przez choroby, pasożyty, drapieżników, konkurentów, niedostatek pożywienia, miejsc lęgowych itp. Te wszystkie przyczyny ograniczania możliwości przetrwania jakiegoś gatunku, zwane naporem otoczenia, nie sprzyjają pomnażaniu życia. Nie wspominam tu o dodatkowych aspektach nieprawdopodobieństwa, jakie ujawniają się w zachowaniach naszych „braci mniejszych”, które to zachowania mają zadziwiająco „ludzki” charakter. Zaliczyć do nich można smutek, usłużność, poddaństwo, refleks, rozwagę, skupienie, sympatię, spryt, kamuflaż, podstęp, stronniczość etc., np. drzewa, takie jak buk, dąb czy klon, potrafią preferencyjnie wspomagać własne odrośle oraz siewki ze swoich nasion z niekorzyścią dla egzemplarzy obcych.
Angielski biochemik i genetyk Francis Crick, uhonorowany nagrodą Nobla (1962) za odkrycie podwójnej spirali DNA, stwierdził krótko: Ziemskie organizmy są zbyt skomplikowane, by mogły powstać przypadkowo. A belgijski biochemik, też noblista, Christian de Duve sformułował swoją tezę tak: Świat to twór sensowny, który miał na celu powstanie myślących istot, zdolnych cenić prawdę, piękno i miłość (za Łysiak W. Kreacjonizm. O narodzeniu świata w rocznicę narodzin Chrystusa, Do rzeczy nr 51/253 z 18-26 grudnia 2017, s. 23-30).
Skoro jesteśmy powołani do kultywowania tych trzech najpiękniejszych wartości: prawdy, piękna i miłości, to nie powinniśmy dłużej zawracać głowy sobie i innym, zwłaszcza młodym na różnych szczeblach edukacji, fałszywymi tezami nazywanymi przez niezasłużenie licznych ich rzeczników doborem naturalnym, naturalną selekcją organizmów, albo krócej: walką o byt. I czynić wszystko, aby uzmysłowić wszem i wobec, iż życie organizmów na Ziemi, to nie „wyczyn” chaosu lecz dzieło Stwórcy, któremu winniśmy cześć i respekt.