13 marca 2020 r. we włocławskim szpitalu w wieku 75 lat zmarł Stanisław Leszczyński. Jego odejście nie spotkało się ze szczególnym odzewem w prasie lokalnej czy literackiej. Z wyboru od dawna żył daleko od centrów kulturowych, na kujawskiej prowincji. Powrócił do swej małej ojczyzny porzuciwszy studia filozoficzne w Warszawie po pamiętnym marcu 1968 r., kiedy rozczarował się do ówczesnej politycznej rzeczywistości. Postanowił udać się na tzw. emigrację wewnętrzną, żyć wśród najbliższych, utrzymywać siebie i rodzinę z pracy własnych rąk, być po prostu niezależnym.
Pozostawił po sobie kilka tomików wierszy, utwory rozproszone w różnych almanachach, antologiach i czasopismach, „drewienka”, czyli toczone w drewnie amfory, kielichy, misy, patery, „owoce” i inne tego typu przedmioty, a przede wszystkim żonę Renatę i 10 córek: Sylwię, Magdalenę, Karolinę, Katarzynę, Martynę, Annę, Sarę, Irenę, Ewę i Marię (syn Maciej zmarł w 2001 r. w wieku 28 lat), które rozjechały się po świecie, w większości założyły rodziny, mają swoje dzieci. Skromna liczba wydanych tomików poetyckich nie może stanowić jedynego kryterium przy ocenie wartości i wyjątkowości jego dzieła, wszak nie ilość w tej materii jest istotna (patrz choćby twórczość Mikołaja Sępa Szarzyńskiego). Nasz znakomity mistrz słowa, Zbigniew Herbert, również zalecał, aby pisać niewiele, rzadko i nieśpiesznie.
Stanisław Kazimierz Leszczyński urodził się 15 kwietnia 1944 r. w Olganowie, w pow. włocławskim jako syn miejscowego rolnika. Wcześnie stracił ojca, więc wychowaniem dzieci zajęła się matka. W latach 50. XX w. nie było im łatwo. Za niedostarczanie obowiązkowych kontyngentów nie raz przetrzymywano ją w areszcie. Na wsi pojawiali się wówczas agitatorzy szukający ukrytego zboża. Za jego garść oferowali dzieciom kusząco słodką i nieosiągalną dla nich czekoladę. Żeby ją zdobyć, zrobiliby wszystko. Dlatego szukali zboża z wielką determinacją, ale sęk w tym, że go nigdzie nie było!
Szkołę podstawową Leszczyński ukończył w pobliskich Śmiłowicach, później uczył się w Liceum Ogólnokształcącym w Lubrańcu, gdzie zamieszkał w tamtejszym internacie. Spotkał tam m.in. Marka Zapędowskiego, późniejszego dyrektora Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej we Włocławku, członka założyciela Włocławskiego Towarzystwa Naukowego, szefa Oficyny Wydawniczej WTN „Lega”, członka Narodowej Rady Kultury. Nauka nigdy nie sprawiała mu trudności, pasjonowały go zarówno przedmioty ścisłe, jak i humanistyczne. Miał łatwość w przyswajaniu języków obcych.
Po maturze w 1962 r. studiował fizykę na UMK w Toruniu. Osobowością, która wywarła wówczas na niego duży wpływ, był Wojciech Roszewski (ur. 2.01.1939 r. w Świnicach Warckich, zm. w 1993 r. w Toruniu), który po ukończeniu LO w Tucholi, studiował na kilku kierunkach, w tym na Wydziale Matematyki, Fizyki i Chemii, ale także na filozofii (niektórzy twierdzą, jak np. studiujący wówczas w Toruniu znany artysta fotografik, późniejszy prof. PWSFTViT w Łodzi, Józef Robakowski, że był studentem astronomii, filozofii i filologii polskiej). Zapewne pojawiał się na wykładach i zajęciach jako wolny słuchacz na różnych, interesujących go kierunkach. Faktem jest, że była to postać nietuzinkowa. Pisał wiersze, prozę poetycką, udzielał się jako krytyk sztuki, m.in. ogłosił w „Fotografii” bardzo interesujący i przenikliwy tekst o wystawie słynnej w tamtych latach grupy fotograficznej z grodu Kopernika „Zero-61”. Należał do toruńskich grup poetyckich „Helikon” i „Kadyk”, później do twórców z kręgu Orientacji Poetyckiej „Hybrydy” w Warszawie. Zadebiutował tekstami poetyckimi w dwutygodniku „Pomorze” w 1964 r. Wydał kilka tomików wierszy, zbiory opowiadań i powieści, w tym ok. 300 stronicową prozę eksperymentalną, składającą się z jednego zdania, a także zbiory szkiców literackich. W czasie studiów był redaktorem pisma „Refleksy”, a później „Faktów i Myśli”. Pracował jako starszy asystent w Katedrze Historii Filozofii i Myśli Społecznej toruńskiego uniwersytetu, kierowanej przez prof. Tadeusza Szczurkiewicza, a kiedy studia na kierunku filozoficznym zamknięto w tym mieście, przeniósł się do Warszawy i był dziennikarzem m.in. w „Argumentach” i „Rzeczywistości”.
Ta renesansowa osobowość zainspirowała Leszczyńskiego, porzucił on fizykę dla filozofii, wyjechał do Warszawy. Tam też na SGPiS studiowała pochodząca z Lublina Renata (poznał ją na turnieju strzeleckim ucząc się jeszcze w liceum), która później została jego muzą i żoną. Mistrzami Leszczyńskiego w czasie filozoficznych studiów byli: sławny później prof. Leszek Kołakowski czy złotousty - wtedy jeszcze początkujący naukowiec, następnie prof. - Andrzej Kasia. Zaczął też pisać wiersze. Zadebiutował w „Zarzewiu” w 1966 r., później publikował w „Kulturze”, „Kamenie”, „Zielonym Sztandarze”, „Kujawach”, „Gazecie Pomorskiej”, „Wiadomościach Włocławskich”, „Życiu Lubrańca”.
Kiedy postanowił porzucić studia, zarabiał na życie różnie. Był referentem, kasjerem, magazynierem, agentem na stacji benzynowej, domokrążcą, pilotem wycieczek zagranicznych, rolnikiem, przekupniem, korepetytorem, drwalem, tokarzem, uszczelniaczem okien w wielkomiejskich blokowiskach etc. Później, za przykładem żony, został nauczycielem na kujawskiej wsi, „daleko od szosy”, w Świątnikach pod Lubrańcem. Przez pewien czas do pracy jeździł konno, choć marzył, żeby mógł przemieszczać się na osiołku. Tu ostatecznie zamieszkał na stałe, stworzył dla swej rodziny dom, podjął też przerwane studia, tym razem na kierunku matematyka. Do przejścia na emeryturę był nauczycielem miejscowej szkoły podstawowej. Ostatnie lata naznaczone były nasilającymi się ciężkimi chorobami. Jego córka Ewa, doktorantka na Wydziale Grafiki warszawskiej ASP, mieszkająca obecnie w Anglii, autorka portretu fotograficznego dołączonego do niniejszego artykułu oraz grafik inspirowanych twórczością ojca, w korespondencji, jaka między nami krążyła, trafnie zauważyła, że: „Tato nigdy nie stracił świadomości siebie samego, jego okrutne choroby odebrały mu lekkość umysłu, z którą się urodził. Miał tego do końca ogromną świadomość, co myślę było źródłem wręcz pewnego rodzaju emocjonalnej tortury: pamiętać siebie, a nie czuć się sobą […]. Był niezwykle wrażliwy, skupiony, pełen głębokich przemyśleń i pokory. Wycofany, ale nie zmarginalizowany, bezpieczny. Oglądałam niedawno dokument zatytułowany „Becoming Nobody”, o podróży emocjonalnej - mówiąc w skrócie - skojarzył mi się on tutaj, bo Tato właśnie stal się takim „nikim”, ale w znaczeniu osoby odrzucającej blichtr […], osoby, która odnajduje siebie i jest sobie wierna...”
S. Leszczyński był właśnie człowiekiem poszukującym, nie uznającym w sprawach istotnych kompromisu i głodnym Absolutu. Inaczej jak jego guru z czasów młodości, Wojciech Roszewski, znajdował go studiując Biblię, zawierzając się całkowicie Bogu. Widać to również w jego wierszach. Po dłuższej przerwie, w latach 90. XX w., ponownie zaczął pisać, był też aktywnym członkiem Nauczycielskiego Klubu Literackiego we Włocławku. Ukazał się wówczas jego debiutancki tomik „Symfonie na wietrze” (Włocławek 1990) z ilustracjami Aliny Stalińskiej, pod redakcją szefa włocławskiego NKL - Antoniego Cybulskiego. Notabene sam tytuł, a także wiele fraz tam wydrukowanych, zostało „poprawione” (bez wiedzy i zgody poety) przez działającego w dobrej wierze redaktora, co przeważnie jednak wypaczało pierwotny zamysł autorski. Tytuł tomiku, zdawałoby się bardziej poetycki niż oryginalny, który miał brzmieć „Nogi na wiatr”, nie oddaje tego, co chciał wyrazić dojrzały już przecież wtedy debiutant. Został on wzięty z wiersza „Strach” i nie chodziło tu bynajmniej poecie o wsłuchiwanie się w pięknie brzmiące melodie wygrywane przez dmący wiatr, ale o wyrażenie osiągniętego stanu radosnego zawierzenia Opatrzności, kiedy mógł wreszcie swobodnie kroczyć przez życie, rzucać się w jego odmęty, mając świadomość, że jest całkowicie bezpieczny. Nic mu nie mogło już zagrażać, gdy ból chronił ciało, lęk ducha, a bojaźń (Boża) była jego przyjacielem:
Puszczam nogi na wiatr
Nieś mnie moja gwiazdo
Obejmuj chwilo
Pruję odmęty jak delfin
Radość jest moim wymiarem
Ból strzeże ciała
Lęk
Ducha
Bojaźń największym moim
Przyjacielem
Jestem bezpieczny
Kolejne tomiki poetyckie Stanisława Leszczyńskiego (wszystkie wydane we Włocławku) takie jak: „Przykazanie miłości” (1992, ozdobione autorskimi grafikami), „Między słowem a drewnem” (1997, ze zdjęciami wyrzeźbionych w drewnie jego prac autorstwa córek: Sylwii i Martyny oraz piszącego te słowa) czy „Hospicjum” (2004, z grafikami Wojciecha Appela) wprowadzają czytelnika w świat doznań, uczuć, fascynacji, obaw, modlitwy, refleksji i cierpliwie ponawianych prób odczytywania znaków Boskiego Planu Dziejów, a w nim roli i miejsca człowieka.
Poezja ta nierozerwalnie zespolona jest z życiem autora. Odnajdujemy w niej różne doświadczenia, które można ułożyć w zestaw poszerzających się kręgów, stanowiących pole kreacji poetyckiej podmiotu lirycznego. Pierwszy z nich obejmuje sferę doznań osobistych, głęboko zindywidualizowanych, wiążących się z „odmiennymi stanami świadomości” dzieciństwa, sensualnym żywiołem uniesień miłosnych czy błogostanem wynikającym z afirmacji świata takim, jakim ukształtował go Stwórca. Drugi krąg stanowi przestrzeń najbliższej rodziny. Odnajdujemy tu wiersze poświęcone matce, np. „Jesień”, „Południe” czy „Wszystkich Świętych”, a także żonie, niewygasłemu źródłu fascynacji poety, wymieńmy tu dla przykładu liryki: „Posłanie”, „Jedyna”, „Gdy mnie nie ma” czy „W gotowalni”. Ojcowskie drżenie wyczuwamy w pochyleniu się nad losem dziesięciu Cór, z których każda ma jednego Brata. Wiersze poświęcone dzieciom to: „Arka”, „Kołysanka”, „Czary-mary”, „Dzieci”, „Firanka i skrzypce”, „Anima mea”, „Na Martynę”. Głębokie więzy rodzinne prezentuje przejmująca „Elegia o Bracie moim Kazimierzu” czy wiersz „Matka Chrzestna”. Autor wspomina także Włocławek, który stał się dla niego miastem moich ciotek, gdzie objawiona mu została radosna przepowiednia, iż: Poetą będziesz, a nie Zbirem.
Dalsze kręgi stanowią: wieś Świątniki na Kujawach, w której autor odnalazł swoją przystań życiową oraz najbliższa okolica, jego Mała Ojczyzna - Lubraniec, Olganowo, Redecz Wielki, Dąbie Kujawskie..., a także i Włocławek (choć jest on tu często także nośnikiem innych skojarzeń, emocji i refleksji). W szeregu wierszy odnajdujemy reakcję poety na ważne dla ludzi tu żyjących wydarzenia, jak budowa kaplicy, uroczystość jubileuszu lokalnej gazety, 25 lat kapłaństwa znajomego księdza itd. W wierszu „Skrzydło anioła” przywołana została także postać wybitnego socjologa i filozofa o międzynarodowej sławie, Floriana Znanieckiego (1882-1958), piszącego w młodości także wiersze i dramaty, który urodził się w starym świątnickim dworze i spędził tu okres dzieciństwa. Do niedawna w budynku tym jeszcze funkcjonowała szkoła, gdzie pracował poeta i jego żona, obecnie po jego sprzedaży część jest własnością rodziny autora. Dodajmy, że w tym samym dworze żywot swój dopełniła również Maria Kretkowska (1863-1947), wysiedlona przez władze komunistyczne ze swojego majątku Baruchowo k. Kowala, przedwojenna prezes polskich ziemianek, szczególnie zasłużona na polu edukacji.
Przywiązanie do ziemi kujawskiej, miejsc, gdzie się poeta od nasienia wychował, widoczne jest w wielu wierszach Leszczyńskiego, wymieńmy choćby: „Z dzieciństwa”, „Przechadzka”, „Uprowadzenie”, „Kujawiaczek sierpniowy”, „Pożegnanie ojczyzny”. Emanuje z nich i biologiczny, i mistyczny związek z tą ziemią. Tutaj poeta czuł się u siebie, najgłębiej się z tym miejscem identyfikował, traktował je także jako synonim polskości i do niego tęsknił szczególnie wtedy, gdy był za granicą, np. przebywając u bliskich w Kanadzie. Doświadczenie obczyzny jeszcze bardziej ową szczególną więź z krajem rodzinnym spotęgowało, wywołało odczuwane głęboko przekonanie, iż to jest jedyna przestrzeń, w której poeta chciałby żyć. Stąd apostrofa:
Kraju mój
Na wskroś święty
Kraju ruty i mięty.
Kraju krzyżów i mogił
Jakże byłbym ubogi...
(„Powrót”)
Dalej w tym samym wierszu konsekwentnie pojawia się odrzucenie tego, co jest tak odległe emocjonalnie i kulturowo od miejsc ukochanych:
Żegnajcie bezkresne hajłeje
Skunksami w mroku nocy pachnące
Pożegnajcie mnie miasta rozległe
Martwy zgiełku
W uszach dzwoniący
Zatem z kręgu Małej Ojczyzny poeta przenosi się do kręgu Ojczyzny-Polski.
Wiersze Leszczyńskiego to nie tylko utwory, które można przypisać do wyżej wspomnianych kategorii tematycznych. Odnajdujemy w jego dorobku także liryki, które wyrastając z konkretnego tu i teraz, kierują się w stronę ponadindywidualną i ponadczasową. Według mnie stanowią one zresztą najbardziej interesujące i istotne dokonania poetyckie autora. Zauważyć w nich się daje wrażliwość na urodę świata i powaby natury oraz zachwyt nad bujnością życia. Idąc w ślady J. J. Rousseau, poeta wyraża fascynację wsią jako krainą arkadyjską, będącą remedium na zło, którego siedliskiem często bywa miasto („Włocławek pachnący ersatzem”, „Miasto moich ciotek”). Wybór życia z dala od wielkich skupisk ludzkich, pośpiechu, blichtru i sztucznych wartości, świata, w którym celebrowane jest „święto nieistotności” sprzyja postawie refleksyjnej, pozwala skupić się na sprawach istotnych, ostatecznych. Umożliwia także pochylenie się nad sobą i innymi ludźmi, skłania do rozważań nad kondycją człowieka i jego relacjami z Bogiem.
Podejmowanie tych zagadnień jest niejako naturalne u autora, który studiował fizykę, później filozofię, by w ostateczności porzucić zgłębianie tych dyscyplin nauki. Motywację takiej decyzji odnajdujemy w wierszu „Zmory”, gdzie poeta podczas onirycznego widzenia odpowiada swoim profesorom, którzy patrzą na niego z wyrzutem, ponieważ jakoby miał ich zawieść: Erudyci kochani/ Ja już od dawna/ nie szukam wiedzy/ Szukam Mądrości. Autor doszedł do przekonania, iż rozum często bywa bezradny, a człowiek zbyt zadufany w sobie, ograniczony licznymi ułomnościami. W liryku „Ignorancja” poeta napisał:
Homo Erectus
Jak pusty kłos
Pyszna sapientia
Nasze przyrodzenie
Walce logiki zetrą nas w proch
Ostatnie będzie milczenie
Ciułacze twierdzeń
Głośni jak dzwon
Badamy pieśni
Kurhany zwoje
Grafitem chcemy w diamencie ryć
I
Wiemy swoje
Podobnie w wierszu „Kondycja ludzka” poeta z dystansem odnosi się do osiągnięć rozwojowych człowieka jako gatunku homo sapiens i jego natury, przy czym wybrzmiewają tu też wyraźnie nuty autoironiczne:
Zmienia się świat
Kurczy się świat
I tylko człowiek taki dziwny
Chce przepruć wpław
Bezkresny staw
Gdzie nie ma wyspy ni mielizny […]
Domysły ma
Tezami gra
Prowadzi proces poszlakowy
Gorzej dla faktów
Grubość bez taktu
Człowiek
To szlachcic zaściankowy
Stworzenia pan
Wychylam dzban
Ocieram wąsy swe sarmackie
Brzęczę jak trut
Łasy na miód
Pyszałek chory na padaczkę
Leszczyński nauczony doświadczeniem i bogatszy o głębokie przemyślenia w wierszu „Inicjacja” dochodzi do następujących wniosków:
Myślałem
Człowiek kowalem swego losu
I
Jak sobie pościelesz
Dziś wiem
Nie w mocy idącego jest droga jego
I nie najszybszy wygrywa w biegu
Myślałem
Jam młody bóg
Do mnie należy świat
Dziś wiem
Że nie ten nie ten […]
Sens ludzkiej egzystencji autor próbował posiąść poprzez przyjęcie prawd objawionych. Stąd cierpliwe, wieloletnie wpatrywanie się w światło Biblii, poznawanie ksiąg Kościoła oraz pism mistycznych i prorockich. Najbardziej lapidarnym określeniem tych poszukiwań mogłaby być aforystyczna myśl zawarta w wierszu „Misterium”, stwierdzająca, iż: Obejmuje nas ciemność/ jaśniejsza od światła rozumu. W wierszu „Modlitwa” dedykowanym Ojcu (tj. Bogu) poeta napisze:
Panie dojrzyj proroka
Niech wyrośnie z mądrali
Niech mu rąbka uchylą
Ci co Ciebie się bali
Właśnie patrzenie na człowieka sub spécie aeternitatis i w perspektywie wiary jest szczególnie istotne dla tej twórczości. Według poety egzystencja człowieka nabiera wartości i sensu dzięki miłości Boga. To dlatego po śmierci nie wtopimy się li tylko w odwieczny obieg materii, ale nasze najistotniejsze, duchowe pierwiastki zostaną ocalone, zapisane - jak w olbrzymim dysku Super Komputera – we Wszechogarniającej Opatrzności Bożej. Życie człowieka jest wędrówką, etapem w drodze do ostatecznego celu, jakim jest Niebo. Pięknie jest to wyrażone w wierszu „Powroty”:
Na nogach sandały
Kij podróżny w dłoni
Przepasane biodra
Noc w brylantach stoi
Pobyt na ziemi to trwanie w swoistym hospicjum, w którym oczekujemy na prawdziwe istnienie mające nastąpić po śmierci, kiedy oglądać będziemy mogli Pana twarzą w twarz. Zatem zadaniem naszym jest wypełnianie zasad dekalogu, inaczej nie zostaniemy zbawieni i czeka nas zasłużona kara. Nie jest to sprawa błaha, gdyż toczy się tu prawdziwa walka o własną duszę. Poeta, podobnie jak autor księgi Hioba, zdaje się pytać: Czyż nie do bojowania podobny jest byt człowieka? Trzeba mieć wiele hartu, aby ów bój wygrać:
Bo grzech i śmierć
Rodzeni bracia […]
Chłostany biczem namiętności
Poddany sztuce umierania
Zliniejesz do nagutkiej kości
Choćbyś wykręcał się i wzbraniał
(„Rzeczywistość wirtualna”)
Podmiot liryczny wierszy Leszczyńskiego to niewątpliwie najprawdziwszy homo religiosus. Wiele ma on wspólnego z postrzeganiem świata i dylematami, jakie obecne są w twórczości znakomitego poety polskiego manieryzmu - Mikołaja Sępa Szarzyńskiego. Zresztą, odwołań i różnego rodzaju aluzji literackich, uważny czytelnik zdoła dostrzec w jego wierszach na pewno więcej. Wymieńmy choćby wyraźne nawiązania do tekstów biblijnych, sielanek Franciszka Karpińskiego, liryków lozańskich Adama Mickiewicza, ballad Bolesława Leśmiana, utworów Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, Stanisława Grochowiaka czy twórczości Władysława Broniewskiego, którego poeta cenił szczególnie (bynajmniej nie z powodu jego wierszy o tematyce rewolucyjnej).
Trzeba też zauważyć, iż poza wspomnianym wyżej bagażem głębokich refleksji oraz zanurzeniem w tradycję literacką, poezja Leszczyńskiego nie jest nudnym, pozbawionym życiowej tkanki traktatem eschatologicznym. Język jest tu bogaty, gęsto okraszony nietuzinkowymi metaforami, porównaniami, epitetami, a także konstrukcjami o wydźwięku paradoksalnym. Występuje w nim swoista drapieżność obrazowania, a także sielankowa łagodność. Poeta nie stroni też od dosadności i wyrażeń nacechowanych silnie ekspresją. Zauważyć się daje częste zestawienie owego ekspresjonistycznie ukształtowanego konkretu, (wziętego z przyziemnej codzienności) z rzeczywistością uniwersalną, transcendentną. Jest to jego swoisty znak rozpoznawczy, owa umiejętność łączenia tego, co emanuje fizycznością, z tym, co poza nią wykracza, a więc jest metafizyczne. Wskażmy kilka takich zestawień, np.: Wieczność pysk zanurza w płynie/ poi łąki i ogrody („Grobla”); Wycieramy nogi/ O szmatę pustyni/ Gdy do drzwi dojdziemy/ Noc się ku nam schyli („Powroty”); W klatce z kości człowieczej/ Tłucze się ptak miłości/ […] Pięścią w klatkę kołaczę/ Echo dudni w zaświatach („Crescendo”); Na mej półce/ Za fizyką/ Wiersze stawiam/ I na próby nagabywań puszczam pawia („Ontologia”); Nogi bose jak słoneczne lato/ Śmierć poważna posuwa po świecie („Babie lato”); Ugry, ugory, szare pola/ Dymy kartoflisk jak rozploty/ Traktor z ptakami się oddala/ Jesień dojrzewa do tęsknoty („Jesień na wsi”); Wicher mnie niesie/ Czas wysysa jak śliwkę („Mój los”); Tnij w korze serca otwarte włócznią/ Kochaj i spiesz się („Przykazanie miłości”); Dolo ty moja/ Poczciwa suko („Chory fortepian”); Zobaczyłem je na bulwarach/ Matkę z córą i z córą córy/ Zobaczyłem trzy stadia śmierci/ Zstępujące z wyniosłej góry/ Wszystkie piękne/ Ileż przed nimi/ Ile po nich przepłynie w glorii/ Korowodem przez smugę światła/ Z cieniów nocy/ W mrok nekropolii („Smuga światła”) czy też: Łapię strofy na lep języka/ Potem/ Spuszczam z uwięzi Kosmos/ I/ Latamy w metafizykach („Gdy mnie nie ma”).
Przyglądając się sposobowi organizacji materii poetyckiej wierszy Leszczyńskiego trzeba stwierdzić, iż czyni on ukłon w stronę tradycji, ale także czerpie z tych nowości formalnych, które charakterystyczne są dla poezji współczesnej. Z tradycją łączy go częste stosowanie układu stroficznego, przestrzeganie zasad rytmiki, przywiązanie do rymów, przeważnie niedokładnych, bywa, że o charakterze asocjacyjnym. Ze współczesnością – zmetaforyzowanie i eliptyczność wypowiedzi, tworzenie wierszy stychicznych, w których segmentacja tekstu zależy od indywidualnych akcentów logicznych i emocjonalnych, rezygnacja ze znaków przestankowych, porzucenie tradycyjnych schematów wersyfikacyjnych (występuje często nieregularność wersów: rozbudowane sąsiadują z tymi, które składają się z jednego wyrazu lub jednej litery). To balansowanie między formą tradycyjną a nowoczesną chroni autora przed zarzutem anachroniczności, powielaniem tego, co przebrzmiałe i nieprzystające do współczesności, daje jednak możliwość wykazania maestrii w tworzeniu intelektualnie gęstej wypowiedzi powiązanej rytmem i rymem, co niewątpliwie wymaga większego kunsztu niż zastosowanie wiersza białego. Zaś otwarcie na formy stosowane w poezji współczesnej powoduje, że wiersze te – najogólniej rzecz ujmując - są bardziej podatne na wielość czytelniczych konkretyzacji, pozostawiają czytelnikowi szerokie pole do ich kreatywnego interpretowania.
W dyskusjach, jakie wielokrotnie prowadziliśmy, poeta sugerował, iż jego wiersze należy odbierać w kontekście poezji nurtu wiejskiego. Sądzę, że nie do końca można się z tym zgodzić. Zawarte w jego utworach treści dyskursywne, nakierowane na podejmowanie kwestii egzystencjalnych, gra z konwencją literacką, autoironia, świadomość miejsca i roli poety oraz twórczości powodują, że jego poezja wykracza poza ten krąg. W wielu lirykach (np. „Pisanie”, „Wiersze”, „Narodziny poety”, „Zawstydzenie”, „Bilans”, „Trud poety”) nasz autor podejmował zagadnienia wiążące się z ustaleniem, czym jest dla niego poezja, jaka jest jej geneza, na czym polega fenomen procesu twórczego i z jakim trudem się on wiąże. Takie wiersze o wyraźnym charakterze autotematycznym muszą zakładać dużą rolę literackiej samoświadomości, czego raczej nie znajdziemy w literaturze ludowej.
U Leszczyńskiego zauważyć się daje lekkość pióra, swobodę w konstruowaniu frazy poetyckiej i łatwość aranżowania nastroju, a także subtelny humor. Twórczość ta jest zjawiskiem bogatym, różnorodnym, zaangażowanym w codzienność, a jednocześnie zanurzonym w uniwersum, a przez to na pewno wartościowym i godnym poznania.
Pisząc o dorobku twórczym S. Leszczyńskiego nie sposób nie wspomnieć o drugiej pasji tego artysty, jakim była fascynacja drewnem jako materiałem, z którego wyczarowywał rozmaite przedmioty, w tym także codziennego użytku. Powstawały wykonywane z różnych drzew: akacji, orzecha, wiśni, czereśni najrozmaitsze amfory, kielichy, misy, patery czy stylizowane na owoce puzderka. Tak o dążeniu do uwydatnienia piękna zawartego w drzewie pisał artysta w swoistym manifeście zatytułowanym „Apoteoza drewna”:
Drzewo skojarzone jest z Ludzkością od kołyski – po trumnę. Od ogrodu Eden – po „koniec świata”. Spożycie owocu z „drzewa wiadomości dobra i zła” jest początkiem naszego tragicznego człowieczeństwa; na „Drzewie życia” zrodził się upragniony Owoc odkupienia. Drzewo przeniosło Noego przez falę Potopu. Drewno było budulcem dworu Salomona, jak i chaty biedaka; świątyni i karczmy. Daje rozkoszny ogień i bywa cebrem na wodę. Łuk, bumerang, włócznia, maczuga, łoże, stół, lektyka, socha, cepy – drewno, drewno, drewno… Jeszcze przedwczoraj proste dzieci Boże sięgały warząchwiami do drewnianej michy. Przykłady można by mnożyć. Przez nagminność stosowania i użytkowania drewna, przestaliśmy go dostrzegać. Stało się przezroczyste jak powietrze!
W swej przewrotności poszliśmy dalej – zaczęliśmy gardzić i drewna się wstydzić! Wyrzuciliśmy trepy i naczynia. Przyjazne nam deski podłóg i boazerii zasmarowaliśmy truciznami zjadliwie smrodliwymi! Prawdziwe meble zastąpiliśmy atrapami z tzw. „płyty meblowej”. Miliony drzew przetwarzamy na papier toaletowy. Anachroniczne gazety, jak nieugaszony pożar, trawią lasy świata. Podcinamy dosłownie gałąź, na której siedzimy.
Celem mojej pracy jest próba ukazania urody drewna, a w konsekwencji – próba szerszego otwarcia oczu na to niezwykle stworzenie, jakim jest drzewo. Znamy jego głos, gdy rozmawia z wiatrem. Dostrzegamy sygnały, gdy porozumiewa się z tęczą. Może jeszcze pamiętamy szczodrobliwe „bęc”, gdy nastawialiśmy fartuszka… Ale przecież drzewo żyje i po śmierci! Pracuje, mówi, śpiewa… Niektórzy z nas pamiętają skrzypienie żurawia o zmierzchu, czy postękiwanie chłopskiej, ciężarnej fury. W zachwyceniu słuchamy śpiewu klarnetu, prostej fletni, czy nucenia ksylofonu. A czy może nie zna ktoś mistycznej pieśni ogniska? Gdy drewno, wyniszczając się ostatecznie, odsłania swą dwoistą naturę: Słońca i Ziemi? Gdy rozsiewa woń rozkoszną aż do bólu i budzi jakąś niewypowiedzianą tęsknotę? Najzwyklejsza ostrugana deska ukazuje niepowtarzalne poziomice słojów, ciemne ślepia sęków, plamy i smugi przebarwień… Wszystko to układa się w obrazy, figury i postacie doskonałe w swym plastycznym wyrazie i sprawia, że na powałę z oheblowanych desek można patrzeć godzinami… Chory człowiek wymyślił miskę z plastiku. Jest błyszcząca, gładka, kolorowa i … piekielnie cuchnie, gdy liże ją jęzor ognia… Już czas, byśmy nawrócili się do natury, gdyż nasze życie bez drzew – jest niemożliwością. Pokochajmy drewno, a drzewom odwzajemnijmy miłość! Weźmy kurs na drzewo!
Praca w drewnie dawała artyście wiele satysfakcji. Przez wiele lat doskonalił swój rzeźbiarski warsztat, poprawiał jakość i formę tworzonych przez siebie „drewienek”. Odkrywał tajemnice struktury poszczególnych gatunków drzew i sposoby wyeksponowania charakterystycznej dla nich urody. Czynił to z olbrzymim zaangażowaniem i wielką cierpliwością. Efekty tej pracy były na tyle interesujące, że jego dzieła zyskiwały uznanie nie tylko znajomych i przyjaciół oraz lokalnych władz, które kupowały je z przeznaczeniem na nagrody lub podarki w czasie zagranicznych wizyt jako regionalne rękodzieło, ale także chętnie przyjmowano je w galeriach krajowych i za granicą. Pierwszy raz zostały wyeksponowane we włocławskim Biurze Wystaw Artystycznych podczas prezentacji prac nieprofesjonalnych artystów w maju 1990 r. Później przyjmowane były w warszawskich salonach wystawowych Galerii Instytutu Wzornictwa Przemysłowego, Galerii Rzemieślników Artystów, Galerii Muzeum Etnograficznego. Brały udział w Międzynarodowym Festiwalu Rękodzieła we Florencji. Trafiły do ośmiu krajów Europy Zachodniej, a także za ocean do Lake Placid, Ottawy czy Calgary. Wszędzie cieszą oczy oglądających, w dotyku są idealnie gładkie, wypolerowane, wszak twórca ubrał je w „batystową koszulkę wosku”.
To nowe tworzywo pochłonęło Leszczyńskiego bez reszty. Nie bez powodu swój trzeci tomik poezji zatytułował: „Między słowem a drewnem”. I rzeczywiście, cała twórczość tego artysty rozpięta jest między tymi dwoma światami, gdzie w jednym królują słowa, a w drugim formy wydobywane z drewna; w jednym jest abstrakcyjna ulotność, a w drugim namacalny konkret; wreszcie w jednym szukanie mądrości, filozofowanie, w drugim zaś uroda tego, co fizyczne. Artysta obracając się w tych skrajnie odległych od siebie rzeczywistościach próbował osiągnąć swoistą pełnię. Czy mu się to udało? Osądzą to jego czytelnicy i posiadacze „drewienek”.
Na koniec tych rozważań pragnę przywołać fragmenty wierszy, w którym poeta reflektując o swoim nieuchronnym odejściu napisał:
[…] Ci co miłość przyrodzoną mieli
Szlakiem wszystkich ludzi odeszli
Smutne oczy na Drogę wzięli
Biały Oból kładli na język
Smarowali Olejem podeszwy
Wiem
Wyprawią mnie w tamtą Drogę
Bagaż ciała w sejfie położą
Pójdę lekko przez ciemną dolinę
Pójdę
Nie pójść nie mogę
(„Mój życia-rys”)
Zaś w liryku „Gdy minie” czytamy:
Obejrzę się z tamtego brzegu
Poezja moja wplecie się
W muzykę sfer
Opowiem Panu Bogu
O mym szukaniu
I o błądzeniu
O horyzoncie płaskim jak trójwymiar
O bólu niewiedzy
Gdy minie czas
Zagram na fletni Panu
Andyjską pieśń miłości
Właśnie stało się tak, że ziemski czas poety minął, miejmy nadzieję, że zgodnie ze swoim gorącym pragnieniem, ogląda on Boga twarzą w twarz, a jego poezja nie tylko wplata się w muzykę sfer, ale także znajdzie życzliwych czytelników, którzy odbywają jeszcze podróż swojego życia. Na płycie nagrobnej rodziny Leszczyńskich, która znajduje się na cmentarzu parafialnym w Śmiłowicach, gdzie złożone są prochy artysty, wryty został majuskułą następujący fragment jego wiersza o tytule „Chory fortepian”:
Ptak zatrzepotał
Jęknęła struna
Rozwarte usta święty deszcz poi
Na wieki wieków zawarczał werbel
Zdziwionej gwieździe
Kwiat się pokłonił