Dostałem od autora Łamaną Polszczyznę z odręcznie wpisaną dedykacją, która zrobiła na mnie spore wrażenie:" z drżeniem Jacku, ale bądź twardy". Wobec czego czując się zwolniony
z konieczności prawienia nieszczerych komplementów, zaczynam od kubła zimnej wody.
Okładka siermiężna, raczej nie przyciąga. Skład częściowo niestaranny (razi szczególnie strona 11). Podział tomiku na cztery części wydaje się nieco niespójny, jakby sposób następowania po sobie poszczególnych elementów nie do końca był przemyślany. Albo jakby poszczególne części
były oderwane od siebie, przypadkowe. Czwarta to walec historii podany w skali mikro (obserwacje rodzinne) i makro (historia przez duże „H"). Trzecia to zmagania z samym sobą. Druga - relacje między autorem, a wyselekcjonowaną grupą osób i zjawisk. No i w końcu pierwsza część o tytule, który czytany jako palindrom wyjaśnia dobór tekstów w tejże części.
Do tego podczas lektury odniosłem wrażenie, że jeśli była jakakolwiek redakcja tomiku, to z pewnością szczątkowa. No i podobne uwagi mam do sporej części wierszy – czytałem je jakby były podane w pierwotnym zapisie, bez cyzelowania, bez stosownego szlifu. Ot, przyszło do głowy- zostało zapisane i do druku. Przy pierwszym czytaniu aż mnie korciło by „pogrzebać" w kilku tekstach, poprostować je, uszczuplić gadanie i wyrzucić przynajmniej część np. przeławnych metafor dopełniaczowych. Tak wyglądało moje pierwsze czytanie tomiku.
No i tutaj zaczęły się pojawiać problemy, bo po każdej lekturze tomiku, podczas częstego wertowania, podczas powrotów do wybranych wierszy zapędy do krytykowania ustępowały
zachwytowi nad warstwą znaczeniową tekstów, podział na części zaczął układać się w logiczną całość (kiedy na własne potrzeby opisałem/zdefiniowałem każdą z części jednym słowem: czasy, osoby, ja, my) Itd.,itp.
Na to wszystko nałożyło się wyłuskiwanie z całości rodzynków (całych wierszy, lub ich fragmentów) – najpierw kilku, potem następnych kilku, by już za chwilę ruszyła lawina.
Zaczęło się od ostatniego wiersza/prozy poetyckiej w tomiku. Jest tam wszystko to, czego ocze-kuję od dobrego tekstu: i refleksja, i dobrze opowiedziana historia i puenta zaskakująca, ale bez
fajerwerków [s.46].
Od tego wiersza poszedłem do innych traktujących o relacjach „my" (1916 plus):przejmujący wiersz „Moim braciom" z niemal powtórzoną frazą – niech mama siebie mało używa/niech mama siebie nie używa wiele, brzmiącą niemal jak zaklęcie, do tego świetna „psia" metafora (ponoć wyświechtana, ale tu tętniąca świeżością). Potem „1916 plus"- przejmujący wiersz o sprawach prostych, które jednocześnie nie pozwalają pozostać obojętnym wobec swojego Autentyzmu. Tu przyszedł nagle wiersz pt. „Stworzenie światła" (nb. świetna gra słów w tytule) Dyskretnie podana prawda, której większość z nas się obawia: nie znajdziesz cienia/ i nigdy nie
spoczniesz. Z części „ja" (kocie kwilenie)zawładnął mną wiersz pt. „Obecny", który (jak wynika z opisu) był debiutem prasowym [s.36] „Osoby" (Dedykacja) tworzą panteon tych, których nie ma już między nami przemieszany z osobami obecnymi (wręcz z samym autorem roli podmiotu lirycznego) i osobami znanymi powszechnie, aż po postaci mityczne. Relacje pomiędzy podmiotem lirycznym, a każdą z przywoływanych osób pozwalają na podążanie ścieżkami zainteresowań, czy wręcz fascynacji, którymi poruszał się autor [s.21].
„Czasy" (semit.pl) z tytułową „Łamaną polszczyzną" – piękną metaforą, która niczym chaplinowskie „Dzisiejsze czasy", próbuje nienachalnie wstrząsnąć naszą bezrefleksyjną codziennością. To część na wskroś współczesna, osadzona wyraźnie :tu i teraz" [s.14]. Poeta potrafi o trudnych sprawach pisać powściągliwie, z lekką ironią, jednocześnie zachowując właściwy dystans do zjawisk takich jak przemijanie i śmierć (choć w sporej części wierszy wyraźnie odczuwa się niezgodę na odchodzenie). Z jednej strony stąpa mocno po ziemi, z drugiej zaś potrafi w sposób niezwykle liryczny prowadzić narrację w wierszu. Emocje są czytelne, prawdziwe, pulsują pod skórą wierszy. Szczególnie porwały mnie te wiersze, które traktują o matce, o relacjach między matką, a podmiotem lirycznym. Autorowi obcy jest dydaktyzm, choć delikatnie potrafi pokazywać czym się kieruje życiowych wyborach. Stroni od patosu, choć porusza tematy, które mogłyby się niebezpiecznie o patos ocierać. Jako świetny obserwator prowadzi delikatnie czytelnika za rękę po swoim świecie, nie nachalnie, raczej zapraszając do odwiedzin, niż do nich zmuszając. Tym wierszom można zaufać, są jak najbardziej prawdziwe, autentyczne, nie wymyślone. To życie z wszystkimi jego blaskami i cieniami, niestety z przewagą cieni.
Niestety to życie dopisało puentę do dedykacji Tadeusza. 31 grudnia umarł mój ojciec. Przed śmiercią czytał wiersze Stirmera. Chciał być dzisiaj obecny i opowiedzieć o swoim czytaniu tych wierszy. Pamiętam Jego (mego Ojca) komentarz po pierwszej lekturze wierszy Tadeusza: „Nareszcie ktoś pisze normalnie".... Przypomnę, że Tadeusz napisał mi w dedykacji min.: Bądź twardy. To bardzo pomogło!
Tadeusz Stirmer: Łamana Polszczyzna, Wydawnictwo Literacko-Edukacyjne ARTIS, Wrocław 2009
- Jacek Kurakowski
- "Akant" 2010, nr 8
Jacek Kurakowski - XXX
0
0