W Gwoździance górskie serpentyny
zwijają kolorowe ogrody
w jedwabiste bele cienistego atłasu
Kopry z miętą jak wschodni tancerze
na kruchej porcelanie
tańczą dziki zapach
Słoneczniki znad skarp Wisłoka
uciekają od wody w kartofliska
w pola
w jasną suchość dnia
W granitach lśnień czarnych trześni
gorzkość jutra
słodzi słoneczność lipcowych wzgórz
Cisza z wiśniowego sadu
ciotki Kasyldy z Radomska
przybiega za mną
do salonu Górskiej w Strzyżowie
smakuje pamułą
malowaną bielą dzieciństwa
Zielony wiatr
znów tańczy
na niebieskich mostach w Żarnowej
- Akant
- "Akant" 2011, nr 8
Mieczysław Łyp - Lipcowy arras
0
0