W uchwale Senatu RP z 6 marca 2008 roku czytamy: "Senat Rzeczypospolitej Polskiej uważa za celowe, aby środowiska uniwersyteckie i twórcy związani z literaturą i teatrem spopularyzowali najcenniejsze dzieła Juliana Ursyna Niemcewicza. Część z nich pozostająca w rękopisach ciągle czeka na wydanie. Senat zwraca się do Polaków poza Ojczyzną o zainteresowanie pozostawionym przez Niego dziedzictwem".
Nie wiem, czy rodacy poza ojczyzną zainteresowali się dziedzictwem tego znakomitego poety (1758–1841). Bo chyba powinni. Niemcewicz był duszą mobilną. Los zawiódł go do wielu europejskich krajów, został także obywatelem Stanów Zjednoczonych, więc warto tropić ślady, jakie pozostały po nim, warto także nadać imiona ulicom, przy których mieszkał. A może jakaś skromna tablica na jakimś domu, w którym zamieszkiwał? To na początek. Bo trwałym pomnikiem, jaki nam zostawił, jest niezmiennie jego bogata rękopiśmienna twórczość, do dziś nie opublikowana w całości, a w swoim czasie rozproszona; do jej zniszczenia przyczyniła się przede wszystkim druga wojna światowa.
Na szczęście istnieje warszawska dzielnica Ursynów, na nazwę, której miało wpływ drugie imię pisarza, i istnieje na Ursynowie Biblioteka Publiczna im. Juliana Ursyna Niemcewicza, która poważnie potraktowała uchwałę Senatu RP i dzięki jej cennej inicjatywie powstała "Kolekcja Niemcewiczowska", w ramach której co roku wychodzi jeden tom dzieł tego poety, dramatopisarza, pamflecisty, pamiętnikarza, działacza politycznego i kulturalnego, żołnierza... A to nie wszystkie tytuły do chwały Niemcewicza, którego 250 rocznica urodzin miała miejsce w 2008 roku.
Warto docenić i podkreślić, że oto we właściwym czasie i we właściwym miejscu znaleźli się uczeni, bibliotekarze i wydawcy, którzy mimo kłopotów, uparcie kontynuują wydawanie rękopiśmiennych dzieł Niemcewicza.
Właśnie opublikowany "Dziennik z lat 1820–1828" to czwarty tom w "Kolekcji Niemcewiczowskiej". Dwa lata temu ukazał się "Dziennik czynności moich w Ursinowie 1822–1931" i należy tylko podziwiać pisarza, że obok niego, a niepospolite to dzieło, będąc sekretarzem senatu, znajdował czas, by w innym "Dzienniku..." spisywać i komentować niemal wszystkie ważniejsze wydarzenia swoich czasów, zarówno krajowe jak i międzynarodowe. I to na bieżąco, zapewne co wieczór, odprawiwszy służbę, przy nikłym blasku świec, gęsim piórem maczanym w inkauście, czyli w atramencie. Na dodatek na papierze, który wydawałoby się nie powinien wytrzymać próby czasu, ale nie. Rękopisy nie płoną. Wieszcz, zresztą wieścił, iż "płomień rozgryzie malowane dzieje, pieśń ujdzie cało".
I rzeczywiście "pieśń" (czytaj – dzieło) jakoś "uchodzi", choć pewnie z uszczerbkiem. A nam pozostaje podziękować tym, którzy ocaleli rękopiśmienną spuściznę, i tym, którzy nadali jej książkowy kształt.
Lata 1820–1830 były szczególnie bolesne w naszych dziejach. Jeszcze niekoniecznie najstarsi pamiętali niepodległość ojczyzny, ale już nowe pokolenia rodziły się "okutane w powiciu", pod rosyjskim jarzmem, choć początkowo zdawał się on być do zaakceptowania. Przecież car Aleksander I w 1815 roku nadał Królestwu Polskiemu konstytucję! I miało takie atrybuty państwowości jak np. własny parlament, administracja, szkolnictwo, finanse, czy armia. Taką zdobyczą, jak Polska, łatwo było się zadławić, "samodzierżyciel moskiewski" rozumiał to, i dlatego w stronę Polaków wysyłał wiele różnych sygnałów i obietnic, których zresztą nie zamierzał spełnić. A kiedy doszło do Powstania Listopadowego jego następca konstytucję zniósł, dając w zamian Statut Organiczny, a władzę zamiast wielkiego księcia Konstantego przejął Iwan F. Paskiewicz, jak się szybko okazało, symbol ucisku narodowego i rusyfikacji.
Niemcewicz dużo wiedział o naturze rosyjskiego despotyzmu, dlatego od początku, nie szczędził w "Dzienniku" najsurowszych ocen właśnie rosyjskiej elicie władzy w osobach wielkiego księcia Konstantego, Aleksandra I, Mikołaja I, Paskiewicza, Bajkowa, Nowosilcowa...
Taki Nowosilcow... Zdawałoby się, że wiemy o nim dużo. Jednak Niemcewicz dopowiada w "Dzienniku..." to czego nie znajdziemy pewnie w żadnym podręczniku. Zacytujmy o nim np. taki passus: "Nowosilcow, lubiący hulać i trwonić, potrzebujący pieniędzy ustawnie, wie, że ich tylko od imperatora dostać może; wie, że być dobrze przez niego widzianym, trzeba się podobać bratu jego, Konstantemu, a żeby mu się podobać, trzeba karmić podejrzliwość obydwóch i odkrywaniem mniemanych spisków czujność i zasługi swoje zalecać".
Albo wielki książę, najczęściej nazywany przez autora krótko "w. kniaziem", który "tyle popędliwości i grubiaństwem swoim dokazał, iż biedna żona jego niezwyciężony wstręt ku niemu powzięła". Przy okazji, jakoż nasi historycy, choć może się mylę, mieli i mają mało współczucia dla księżnej łowickiej Joanny Grudzińskiej. Wyszła za mąż, wiedząc o Konstantym niewiele, lecz licząc, że będzie miała wpływ na jego zachowanie, co się nie sprawdziło. Stąd, jak relacjonuje Niemcewicz, pewnego razu "porwała się w nocy, ubrała się w czarną suknię, wypadła na schody i już uciekać chciała do klasztoru. Padanie do nóg, obietnice poprawy zaledwie nieszczęsną od kroku tego wstrzymać mogły. Zdaje się, iż stan ustawicznej drażliwości, w której ta biedna niewiasta trzymana jest, te nienaturalne drażnienie wprawia ją w uniesienie zbliżające się do obłąkania".
Ale szerzej o tym później.
Wpierw krótko o zawartości publikacji zatytułowanej "Dziennik z lat 1820–1828" w wyborze i opracowaniu Izabelli Rusinowej i Aleksandry Krupy. Na pięknie wydany tom ozdobiony na okładce miedziorytem Niemcewicza "wg rys. z natury Henryka Aschenbrennera" składa się: wstęp, kilkuczęściowy poemat nazwany "Ursinów. Dumania", właściwy "Dziennik z lat 1820–1828", nadto tekst pt. "Pochwała Tadeusza Kościuszki", dwa wiersze: pierwszy nazwany "Żale starego żołnierza"; drugi "Nadzieja" nosi podtytuł "powieść J.U. Niemcewicza czytana dnia 3 maja 1831 roku na publicznym posiedzeniu Towarzystwa Przyjaciół Nauk". Ponadto książkę uzupełnia kompetentny "Krótki zarys dziejów Królestwa Polskiego (1815–1830)" autorstwa prof. Izabelli Rusinowej. Lekturę ułatwia indeks nazwisk.
Jako że najważniejszy w tej książce jest "Dziennik z lat 1820–1828" wracamy do niego, przede wszystkim chwaląc jego autora za wnikliwy wgląd w to, co polityczne, ekonomiczne czy społeczne. Pisarz regularnie zapisuje swoje myśli, refleksje po lekturze prasy, zasłyszane opinie i anegdoty, nie waha się określić swojej postawy, a zawsze ona pro publico bono; rzecz chwalebna i wcale nie taka rzadka, jak obecnie. Pisze gdzieś: "Jeżeli kiedyś zapisywania te ktokolwiek czytać będzie, niech wierzy, iż nic tu nie przydaję i jeżeli piszę spieszno, niedbale, nie odczytując nawet tego, co piszę, wszystko co tu umieszczam, jest prawdą".
I tak też traktujemy jego memuary, pamiętając, iż dawno już zasłużył na opinię solidnego pamiętnikarza, o czym wielu pisało.
Zresztą współczesne mu wydarzenia, których był świadkiem, mogliśmy już poznać wcześniej z powieści nie wydanej za jego życia pt. "Władysław Bojomir" (2009), którą nazwano "powieścią na pograniczu pamiętnika i publicystyki politycznej"; jej akcja toczy się w latach 1816–1828.
Znamy wiele pamiętników z epoki, Niemcewicz z pewnością im dorównuje, jeśli nie przewyższa. Rozpoczyna się ów "Dziennik..." przypomnieniem, iż "24 maja zakończyły się podwójne miłości w. księcia ślubem onegoż z panną Joanną Grudzińską". I jakoś tak się składa, że tych dwoje co rusz przewija się w zapiskach Niemcewicza czynionych głównie w ukochanej posiadłości położonej na skraju skarpy wiślanej pomiędzy Służewem i Natolinem, którą nazwał Ursinowem.
Konstanty malowany jest niezmiernie w czarnych barwach, choć kronikarz próbuje odnaleźć w nim jakieś pozytywne cechy, lub przynajmniej wytłumaczyć jego postępki. Joanna Grudzińska to postać niejednoznaczna. Autor przytacza nadto faktów, iż w jej mariażu ze wschodnim satrapą nie działo się dobrze. Jak napisał Niemcewicz, pałac namiestnikowski "lśni od jedwabiów, złota, brązów, zwierciadeł, marmurów". A jednak nie było tam miejsca na prawdziwe uczucie, nie było spokoju, do jego wnętrza zbyt łatwo i często dolatywały jęki i skargi poddanych Konstantego, zwłaszcza żołnierzy, nad którymi posiadał absolutną władzę.
Gdyby oddać całą złożoność postaci Konstantego, a Niemcewicz nie żałuje mu inkaustu, trzeba byłoby przepisywać wiele. Niech może wystarczy taki fragment: "Wyssawszy z mlekiem w Petersburgu wszechwładztwo, z zaniedbanym co do serca i umysłu wychowaniem, w każdym kroku chadza nieeuropejską dzikość. Nieprzyjaciel wszelkich swobód, wolę swą mający za jedyne prawo, gwałtowny, nieraz niesprawiedliwy i okrutny, zna, że lubionym być nie może, chce więc, by go się bano".
Niemcewicz nie daruje nikomu. Tak jak generałom w wojsku i na urzędach cywilnych, tak i biskupom, tym generałom w Kościele rzymskokatolickim. I tak np. o biskupie Woroniczu, który ma w Warszawie swoją ulicę, przy której, mało kto o tym nie wie, znajdują się główne budynki Telewizji Polskiej, pisze: "...gorliwy Polak, z przekonania fanatyk, z natury śledziennik, zawsze na wszystko skarżący się i płaczący". W innym miejscu zapisuje: "Minister nasz, żyjący z żoną i dziećmi w stolicy, musi się obchodzić 20 000 (florenami – S.G.). Biskupowi bezżennemu, nauką Chrystusa żyć powinnemu w mierności 60 000 za mało". Takich charakterystyk, czy w podręcznikach do historii, czy w dziełach hagiograficznych nie znajdujemy, i stąd także docenić musimy wagę "Dziennika z lat 1820–1828".
Podlegał i Niemcewicz moskiewskim knowaniom, gdy np. na prośbę dyrektora teatru Osińskiego pisze sztukę pt. "Podejrzliwy", a Nowosilcow "bez czytania napisał do Zajączka, by sztuka moja zakazaną była, gdyż ma za cel podejrzliwość, o którą w. książę mógł się urazić". W innym miejscu czytamy, że ten sam Nowosilcow "porwawszy księgi »Śpiewów historycznych« i »Pielgrzyma w Dobromilu«, rzucił je o ziemię: »Póki – rzecze – takie księgi wydawanymi będą, nigdy naród polski nie przeistoczy się w ruski, po co mu przypominać tę dawną wielkość i sławę«". A propos namiestnika Józefa Zajączka. Dostało mu się od Niemcewicza, nie raz. W końcu to były jakobin i wolnomularz, którego uległość wobec wielkiego księcia Konstantego i władz rosyjskich stała się przysłowiowa. Pisze Niemcewicz, iż "za rewolucji Kościuszki chciał królewską familię i innych wieszać". Ubolewało nad tym wielu, z powieściopisarzy choćby Kraszewski.
Namiestnik Zajączek, minister wyznań religijnych i oświecenia Stanisław Grabowski (nazywany przez Niemcewicza Stasiem), minister Hauke, generał Rożniecki, Rajmund Rembieliński, Jan Węgleński, Józef Kalasanty Szaniawski, przy którym, wymieniając jego nazwisko, zawsze stawia epitet: "najprzewrotniejszy z ludzi", "najpodlejszy", "bezecny"... Długa jest lista tych, którzy wysługiwali się Moskwie. Autor ich nie oszczędza. A inni. Ci pomniejsi. Wobec nich także nie ma złudzeń. A jakiż powód niechęci pamiętnikarza? To ich udział we wszechobecnej korupcji, której proceder przywędrował do nas zza wschodniej granicy, razem z urzędnikami wszelkiej rangi, także prywata i protekcjonizm, nepotyzm, prawie jawna grabież mienia publicznego, łapówkarstwo na wielką skalę, nadto "hulanki i swawole".
Dlaczego car płacił niewiele swoim urzędnikom. Bo twierdził, że do pensji dorabiają łapówkami, co pewnie było prawdą. I ci przysyłani do Królestwa Polskiego, nie zawsze najlepsi, i nie zawsze w nagrodę, nie zawiedli swoim cynizmem i wyrachowaniem, nazbyt pospiesznym powiększaniem swoich dóbr, życiem ponad stan. To zresztą wielki oddzielny temat do opracowania przez naszych historyków. Wiemy, był wyjątek. Był nim rosyjski generał Sokrates Starynkiewicz, dzięki zabiegom którego Warszawa zyskała własny system wodociągowy, dziś pomnik historii. Ale Niemcewicz nie mógł tym wiedzieć. Wodociągi powstały pod koniec XIX wieku.
Choć dla przeciwwagi Niemcewicz pamięta o takich postaciach jak bracia Niemojowscy, Staszic, Lelewel, Mokronowski, Łukasiński, Bieliński, posłowie opozycyjni i inni, mimo wszelkich przeszkód pragnący służyć krajowi. Pisarz podaje na to liczne przykłady.
A skoro o carze. Aleksander I, obejmując władzę w Królestwie Kongresowym, wyrzekł pamiętne słowa: "Nie bądźcie ani Francuzami, ani Rusinami, bądźcie tylko Polakami". Dowodem carskiej łaskawości i... carskiego eksperymentu była konstytucja, która gwarantowała m.in. język polski w urzędach i sądach, wolność druku czy przestrzeganie prawa własności. Jednak gdy imperatora zaskoczyło istnienie opozycji w sejmowych ławach jego liberalne poglądy, na które wpływ miały także wypadki w Europie, nie wytrzymały próby czasu. A gwoździem do trumny stały się wydarzenia w Wilnie, które pozwoliły rozprawić się Nowosilcowi z polską młodzieżą.
Młodziutki Michał Plater napisał w klasie na tablicy "Niech żyje Konstytucja 3 Maja" (byli tacy, którzy utrzymywali, że napisał "Niech żyje Konstancja"). "Natychmiast płatny szpieg zbrodnię tę doniósł gubernatorowi Korsakowowi, już na wpół pomieszanemu starcowi". Cóż to była za gratka dla Nowosilcowa, by się wykazać gorliwością, zaspokoić własne instynkty. Mickiewicz poświęcił wydarzeniom związanym z tym incydentem III część "Dziadów". Niemcewicz do tego literackiego obrazu dorzuca inne fakty, pisze np. iż Nowosilcowa "szalona miłość jego ku pani Zubow i żądza zostania przy niej w Wilnie podała mu myśl śledzenia ich, nierozstawania się z kochanicą swoją".
Innym tematem, który uważnie obserwuje Niemcewicz, są ekonomiczne dokonania Franciszka Ksawerego Druckiego-Lubeckiego, od 1821 roku ministra skarbu Królestwa Polskiego, autora m.in. reformy podatkowej. Czy można go porównać do kogokolwiek z naszych współczesnych ekonomistów, zwłaszcza po 1989 roku? Nie zdecyduję się. Czasy były cokolwiek inne.
Dużo też w "Dzienniku" o wojsku, ale tylko pozornie polskim, które tak lubił Konstanty, zwłaszcza, gdy defilowało przed nim, a którego kadra oficerska tak boleśnie "zawiodła" go w 1830 roku. Kronikarz trzeźwo zauważa: "Wojsko, dla którego kraik ten zachowany, pierwszym jest pieczołowitości rządowej przedmiotem. Z 50 milionów dochodu pochłania ono samo 34. Jako też hojnie płatne i z największym zbytkiem utrzymywane".
Choć mało Niemcewicz pisze o swoich pisarskich dokonaniach to przecież pamięta w swoim "Dzienniku" o współczesnych mu literatach i dziennikarzach, tych dziś zapomnianych, i tych co jak Mickiewicz zyskali rangę wieszczów. I tak np. pisząc, że wypędzono z Wilna "co tylko było młodzieńców geniuszem" wspomina, iż "Między tymi był Mickiewicz Adam sławny z pięknych ballad swoich". Ów Mickiewicz "Zaproszony do Moskwy niemniej się podobał. Przybył na koniec do Petersburga, gdzie nauką i słodyczą swoją, nieznanymi wiele między młodzieżą moskiewską, wielce się zalecił". Napisano o tym w "Gazecie Warszawskiej". Nowosilcow wściekł się, zaczęto szukać autora artykułu. I znalazłszy "natychmiast porwali go dwaj żandarmi i do Litwy odwieźli, a tak na wstępie życia młodzieniec pozbawiony miejsca, pensji, wolności".
"Dziennik z lat 1820–1828" czyta się właściwie jednym tchem. Niemcewicz umie uważnie obserwować, wnikliwie charakteryzować i celnie oceniać. Bardzo sprawnie włada piórem, pisze językiem prostym, choć obrazowym; czyta się to bardzo dobrze, ledwie czasami zahaczając o słowa, które wyszły z użycia lub być może zostały źle przepisane z rękopisu, jak np. "wywtaczającego" (s. 152). Powodów do optymizmu ma mało, przecież nie traci nadziei, nie traci wiary, iż Polska będzie w przyszłości suwerenna, pełna "potęgi i chwały", o czym czytamy w jego poemacie "Ursinów. Dumania", którym rozpoczyna się ów czwarty tom "Kolekcji Niemcewiczowskiej". Zatem w przyszłym roku czeka nas mały jubileusz. Liczymy na kolejną niespodziankę tego, o którym Mickiewicz mówił w swoim paryskim wykładzie z 26 kwietnia 1842 roku: "w swych dążeniach, w skłonnościach przeczuwał poniekąd Polskę nowoczesną".
Stanisław Grabowski
_________________________
Julian Ursyn Niemcewicz, "Dziennik z lat 1820–1828", Oficyna Wydawnicza ASPRA-JR, Publikacja powstała z inicjatywy Biblioteki Publicznej im. Juliana Ursyna Niemcewicza w dzielnicy Ursynów m.st. Warszawy, Warszawa 2012.