Mijamy wycieczkę, przewodniczka uśmiecha się do tłumu.
- Piotrkowska jest piękna i nikt mi nie powie, że nie jest.
Starzec zamaszyście pedałuje. Sukienka powiewa na wietrze.
Warkocz mocno związuję wstążką, zasłaniając zakłopotanie.
Mkniemy między fasadami, secesyjną roślinnością,
wykusze pełne doniczek i ludzi. Wszyscy patrzą na rikszę i wstążkę.
To ta, która nie ma sumienia, już jedno życie wpędziła do grobu
- krzyczą, mając za sobą podwórza, pełne niespełnień i stojącej wody.
Niezręczność wzbiera niczym osiemnaście łódzkich rzek,
chlupiąc, koła rozjeżdżają kałużę całą w gołębiach.
Nic nie mam dla spłoszonego ptactwa;
znów nie zdążyłam zebrać okruchów, tak szybko pleśnieją.
Płacę kilka złotych, wystarczy starcowi na cztery bochenki.