Jaka bowiem perspektywa czeka ateistów po śmierci i za życia? Przyjmijmy dwie tezy: pierwszą, że Bóg nie istnieje i drugą, że Bóg istnieje. Tak na potrzeby tego artykułu, bo jestem niezwykle mocno przekonany, że Demiurg nie tylko istnieje, ale i pomaga nam w życiu. Jeżeli Bóg nie istnieje to życie dla ateisty jest niezwykle trudne, bo życie na tej Ziemi, co tu dużo mówić, jest niezwykle ulotne i krótkie.
Po śmierci zaś popadnie ateista w nicość i choćby zdziałał coś pozytywnego dla tego świata, to przecież nie będzie miało to dla niego żadnego znaczenia, bo nie będzie miał już duszy i świadomości (nie będzie myślał). Jedyną rozpaczliwą nadzieją zatem jest krótkie, niezwykle krótkie korzystanie z tego świata przeważnie w imię hasła carpe diem (chwytaj dzień). Tak myśli wielu bogatych, którzy nie stosują się do przykazań Bożych. I gromadzą pieniądze, chociaż wiedzą, że ich po śmierci ze sobą nie zabiorą. Jakże przykra i katastrofalna to perspektywa? Jeżeli zaś Bóg istnieje, to po śmierci przecież nie czeka ateistów też nic dobrego, bo jak stwierdza św. Faustyna Kowalska w Dzienniczku, której Pan Jezus udostępnił do zwiedzenia piekło: „jedno zauważyłam: że tam jest najwięcej dusz, które nie dowierzały, że jest piekło”(s. 242 wspomnianego Dzienniczka). Ateista, nie dowierzając istnieniu Boga, dostaje się do piekła, a co za tym idzie, naraża się w związku z tym na męki piekielne. O rodzajach męk piekielnych wiadomo nam najwięcej ze wspomnianego Dzienniczka św. Faustyny Kowalskiej czy z Dialogu o opatrzności Bożej św. Katarzyny ze Sieny, doktora Kościoła, patronki Europy. Jedną z nich (podaną w kolejności jako czwartą) jest ogień, który będzie przenikał duszę, ale nie zniszczy jej, jest to straszna męka, jest to ogień czysto duchowy, zapalony gniewem Bożym (s. 242 Dzienniczka). Jak wskazuje św. Katarzyna ze Sieny, ogień ten pali, a nie trawi. Istnienie duszy nie może się strawić, bo nie jest ona rzeczą materialną, którą by ogień mógł zniszczyć (A. Czajkowska, I. Złotkowska, W kręgu wieczności. Śmierć, sąd Boży, niebo, piekło, czyściec, Częstochowa 2010, s. 25–26). Gdy wobec tego ktoś nie ma daru wiary, czy zatem nawet z przyczyn racjonalnych nie warto jej poszukiwać? Zwłaszcza teraz, gdy prawie wszystko jest dostępne w Globalnej Wiosce?
W Kościele katolickim każdy jest w swoim życiu zdolny do zbawienia, jeśli będzie poszukiwał wiary. Jezus Chrystus oddał swe życie za wszystkich ludzi i zaprasza do wiary w Niego. Wynika to m.in. z tego, że słowa Chrystusa na Ostatniej Wieczerzy (Mt 26, 28) o przelaniu Jego krwi (czyli śmierci na krzyżu) „za wielu”, należy rozumieć w znaczeniu „za wszystkich”. Człowiek może więc Łaskę Bożą przyjąć lub ją odrzucić. Ostateczny los poszczególnego człowieka nie jest z góry określony, pojedynczy człowiek nie jest przeznaczony do zbawienia lub potępienia; człowiek dąży do zbawienia lub potępienia przez całe swoje życie, a jego ostateczny los zostaje wyjawiony na Sądzie Ostatecznym. Natomiast predestynacja do grzechu jest uważana za nie do pogodzenia z powszechną wolą zbawczą Boga. Czyż nie warto zatem być chrześcijaninem, a zwłaszcza katolikiem? Na chłopski rozum, czy Bóg będący nieskończoną miłością przeznaczałby kogokolwiek z chwilą urodzenia na potępienie?
Czy nadal będzie zatem pokutować na świecie, w tym również wśród wielu obywateli w naszym Narodzie, przekonanie, że „Bóg jest martwy”? Wielu ateistów mówi za życia o duszy i nie zdaje sobie nawet sprawy, że w razie założenia, iż Boga nie ma, straci tę duszę i wszelką świadomość z chwilą śmierci.
Rozprawić się trzeba także z postulatem filozofa Friedricha Nietzsche: „Albowiem tak do mnie mówi sprawiedliwość: ludzie nie są równi” (książka Poza dobrem i złem, podobnie w: Tako rzecze Zaratustra).
W demokracji parlamentarnej, jaka dominuje obecnie w państwach demokratycznych, wszyscy ludzie powinni być równi i mieć te same prawa. Jest prawdą, że wiele osób otrzymuje w genach jako dar z Nieba (od Demiurga) zdolności (talenty), których nie posiadają inni, są oni jak gdyby predestynowani do pełnienia różnych zawodów, nie wszystko zdobywa się pracą nad sobą, i tym samym, jeśli pełnią ważne funkcje społeczne, to powinni być za losy świata bardziej odpowiedzialni, w tym za los ludzi słabszych. Tymczasem większość z nich, przykro mi o tym mówić, o tym zapomina (o sprawie oczywistej) i grabi tylko pod siebie, myśląc o majątku, sławie, władzy i innych luksusach. Jeszcze inni, w sposób świadomy i perfidny, oddalają się od Boga i głoszą ateizm oraz inne idee diabelskie. Jest ich obecnie całkiem sporo. Tych wszystkich ludzi, którzy nie zrozumieli swojego powołania w życiu (gdy ktoś jest inteligentny to nie znaczy, że się tej osobie znacznie więcej od życia należy) oraz typowe „hieny” dobrze by było ratować perswazją i innymi czynami. Jeszcze raz warto przypomnieć niezwykle ważne słowa Faustyny Kowalskiej (Dzienniczek, s. 242) po wyjściu Faustyny z piekła: „Jedno zauważyłam: że tam jest najwięcej dusz, które nie dowierzały, że jest piekło". Tak mistyczka mówi o piekle. Ważna jest zatem solidarność i przekonywanie takich osób, aby poszukiwały wiary. Czym więcej bowiem osób będzie zasługiwało na zbawienie, to będziemy wspanialszym społeczeństwem, nie tylko wspaniałym Narodem. Ci, co zostali predestynowani w genach przez Boga do pełnienia ważnych społecznie zawodów, powinni zaś sobie zdawać sprawę, że im się wszystko nie należy, ale korzystając z uzyskanych darów od Boga muszą dać z siebie wiele innym, słabszym jednostkom. Oczywistym chyba jest, że Bóg jeśli wiele daje na samym początku (genetycznie), to też więcej wymaga. Stwórcę można tu przyrównać do ewangelicznego Siewcy, człowiek powinien spowodować pracą nad sobą, aby ziarno wzrosło, tym obfitsze, im bardziej kreatywne (ważniejsze) dary w genach zostały nam zaszczepione przez Demiurga.
Polska jest jeszcze dzisiaj w zasadzie niepodległa zewnętrznie (choć są zakusy w tym zakresie Unii Europejskiej), brak jest natomiast w Polsce pełnej, jak ja to nazywam w tym eseju, niepodległości wewnętrznej. Pojęcie niepodległości wewnętrznej to pomysł oparty na pojęciu wolności, o jakim mowa w dziele filozoficznym Karola Wojtyły Osoba i czyn, połączonym z ideami postępu i niepodległości wynikającymi z pism Cypriana Kamila Norwida (patrz: Promethidion, czy list do Aleksandra Hercena z 1853 r.). Każdy człowiek na tej ziemi podlegający z jednej strony regułom wynikającym z Dekalogu, powinien być traktowany jako jednostka niepodległa z pełnym poszanowaniem jego godności ludzkiej, niezależnie od jego inteligencji, wykształcenia i pozycji w społeczeństwie. Inteligencja, mądrość życiowa, to jest w dużej mierze dar od Boga, jednostki wybijające się w społeczeństwie powinny zatem czuć się odpowiedzialne za osoby słabsze i nieść im pomoc, współdziałać w podnoszeniu ich kwalifikacji, a co za tym idzie przydatności w społeczeństwie. Powinny pamiętać, że wcale im tak wiele więcej nie przysługuje niż jednostkom słabszym, gdyż skorzystały tylko z daru danego im w genach przez Boga. Nie oznacza to oczywiście, że wszystkimi dobrami należy obdzielić poszczególne kategorie ludzi po równo, inne są bowiem ich role w społeczeństwie. Niemniej, dobra te, a w szczególności majątek, powinno się traktować głównie jako środek do zbawienia, a nie w celach wyłącznie hedonistycznych. Zastosowanie pomiędzy poszczególnymi kategoriami ludzi zasad wynikających z niepodległości wewnętrznej wytworzy harmonię w społeczeństwie, harmonię pracy u podstaw i współdziałania, a co za tym idzie doprowadzi do niepodległości wewnętrznej znacznie większej liczby ludzi, niż dotychczas (nie licząc tych którzy świadomie łamią Dekalog), do niepodległości poszczególnych gmin, powiatów i całego Narodu Polskiego. Trzeba powiedzieć, że każdy człowiek, począwszy od np. sprzątaczki, osoby ciężko chorej, niedorozwiniętej umysłowo, więźnia, który wskutek błędów życiowych wszedł w konflikt z prawem, ale chce to na dalszej drodze życiowej naprawić, do np. profesora wyższej uczelni, znanego polityka, przedsiębiorcy, itp. jest tu ogniwem niezbędnym, potrzebnym na tej budowie i nadrzędnym.
Wszak Chrystus, w objawieniach błogosławionej Anny Katarzyny Emmerich: Żywot i Bolesna Męka Pana Naszego Jezusa Chrystusa i Najświętszej Matki Jego Maryi spisanych przez Klemensa Brentano, podczas swego nauczania odwiedza także więzienie w miejscowości Tirsa i opowiada przypowieść o miłosiernym królu i niemiłosiernym słudze (s. 529). Mistrz z Nazaretu tłumaczył w więzieniu w Tirsie, że niemiłosiernymi sługami są ci, którzy za niewielką winę pozwalają marnieć więźniom, podczas gdy sami o wiele większe mają grzechy, a Bóg dotychczas im je w życiu odpuszcza. Trzeba sobie z całą brutalnością uświadomić, że po śmierci, wobec Boga i innych ludzi w niebie, czyśćcu i piekle, będziemy „nadzy” i znane będą nasze grzechy oraz ewentualne przestępstwa. Tym samym należy sobie uzmysłowić jaki smutny los jest przeznaczony dla np. mających istotne przewiny pracowników wymiaru sprawiedliwości i służby więziennej (trzeciej władzy), los dla mających istotne przewiny przedstawicieli innych władz w państwie: ustawodawczej, wykonawczej, czwartej medialnej, piątej internautów, elit intelektualnych czy przedsiębiorców źle traktujących pracowników, gdyż wszystkie te osoby powinny pełnić rolę służebną wobec Narodu. Z kolei więźniowie, czy pogardzani pracownicy, mogą odnieść po śmierci swoje zwycięstwo i dostać się do raju, a ich oprawcy do piekła czy też czyśćca. Dobre zrozumienie przypowieści o miłosiernym królu i niemiłosiernym słudze powinno wytworzyć w naszym Narodzie harmonię i postęp. Sprawi, że nie będziemy wobec siebie zaborcami wewnętrznymi. Niepodległość wewnętrzna Polski znacznie podniesie jej niepodległość zewnętrzną. O niepodległość my – Polacy zawsze potrafiliśmy walczyć solidarnie, trzeba tylko dać impuls masom i elitom na czym polega „niepodległość wewnętrzna”. W ramach harmonii bowiem każdy człowiek w procesie pracy da z siebie znacznie więcej, niż w sytuacji, gdy będziemy wobec siebie wzajemnie zaborcami. Wytworzy to radość, świętość i dobrobyt Narodu. Przekreślając niepodległość wewnętrzną, mimo istnienia niepodległości formalnej zewnętrznej, doprowadzimy do męczeństwa dużej części narodu z przyczyn od niego niezależnych. Aby zaistniał rzeczywisty postęp musi być w tych „naczyniach połączonych”, jakimi jest Naród, przepływ niepodległości wewnętrznej, a nie dziki kapitalizm. Dla Boga, moim zdaniem, wszyscy jesteśmy równi, bo Bóg jest sędzią sprawiedliwym i miłosiernym. Aby ocenić nas sprawiedliwie, Bóg stosuje wobec nas relatywizm obiektywny, a także zasady miłosierdzia. Nieunikniony jest również pierwiastek Boski Demiurga, którego nie znamy, jego intuicja i inne walory nieuchwytne. Jak pięknie podsumował Jan Paweł II podczas jednej z pielgrzymek do Ameryki Południowej (bodajże do Boliwii) Jezus Chrystus nie jest zwykłym rzemieślnikiem, tylko niedościgłym niebiańskim Artystą. Skoro Artystą, to także niedościgłym Sędzią, nie tylko zwykłym ziemskim Salomonem. Niemniej wydaje mi się – zwykłemu śmiertelnikowi, że od jednostek, którym w genach przeznaczył więcej, zgodnie z zasadą relatywizmu obiektywnego wymaga w zasadzie więcej, a więc nie wystarczy tym osobom sama inteligencja, trzeba dążyć do mądrości życiowej, poszukiwać wiary i dać jak najwięcej z siebie innym.
Nasz znakomity poeta i filozof Cyprian Kamil Norwid, który napisał najwspanialsze wiersze o Ojczyźnie, nie jest filozofem, który propaguje cierpienie (wielu mu to niesłusznie zarzuca), lecz proponuje, jak on to nazywa: „uniepotrzebnianie” męczeństw. „Uniepotrzebnianie” (likwidacja) męczeństw wewnątrz kraju to jest właśnie rzeczywisty POSTĘP. Stąd konieczne nam jest w warunkach braku niepodległości wewnętrznej albo sokratejskie zwycięstwo nad narodem własnym, a jeszcze lepiej rozjaśnianie prawd i wcielanie dobra przez wystarczającą ilość ludzi świadomych, jaki jest mechanizm postępu, aby doprowadzić do rzeczywistego rozwoju postępu w narodzie własnym.
Jak pisze Norwid: „Kmiecie my wszyscy tu jesteśmy i od uczestnictwa w związku pracy nikomu wywinąć się nie wolno – pod karami wielkimi, które stąd na społeczeństwo upadają….Cała tajemnica postępu ludzkości zależy na tym, aby coraz więcej stanowczo, przez wcielanie dobra i rozjaśnianie prawd, broń największa, jedyna, ostateczna, to jest męczeństwo, uniepotrzebniało się na ziemi….Powietrze prawdy może się do tyla zanieczyścić, iż nic się wznioślejszego nie rozwinie w narodzie, aż przez sokratejskie zwycięstwo nad narodem własnym… Takich zwycięstw stopniowe umorzanie, przez wcielenie dobra i rozjaśnianie prawd, przyprowadzić winno do uniepotrzebnienia męczeństw: to jest POSTĘP” (C. K. Norwid, Promethidion).
Najpełniej koncepcję niepodległości wewnętrznej, która może doprowadzić do niesłychanego rozkwitu kraju, Cyprian Kamil Norwid genialnie przedstawia w liście do Aleksandra Hercena z 1853 r. Jest to gotowy i zupełnie realny, pragmatyczny przepis na dobrobyt kraju, świętość, uczciwość i sprawiedliwość.
„Niepodległość wytwarza
energię pracy, która wytwarza
harmonię, która wytwarza radość,
jak
brak niepodległości wytwarza
zarzucenie pracy, które wytwarza
brak harmonii, która wytwarza męczeństwo”
(C. K. Norwid, List do Aleksandra Hercena 1853)
Mesjasz zaś, Jezus Chrystus o niepodległości wewnętrznej obrazowo i syntetycznie wypowiada się w Ewangelii wg św. Mateusza do swoich uczniów w kazaniu na górze stanowiącym kodeks moralności chrześcijańskiej oraz w Ewangelii wg św. Łukasza m. in. w słynnej przypowieści o siewcy: „Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się, i kradną. Gromadźcie sobie skarby w niebie, gdzie ani mól, ani rdza nie niszczą i gdzie złodzieje nie włamują się, i nie kradną. Bo gdzie jest i twój skarb, tam będzie i serce twoje. (…) Nikt nie może dwom panom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego będzie miłował; albo z jednym będzie trzymał, a drugim wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie” . „(…) Ziarno w żyznej ziemi oznacza tych, którzy wysłuchawszy słowa [Bożego – A. S.] sercem szlachetnym i dobrym, zatrzymują je i wydają owoc przez swą wytrwałość” .
Na koniec warto jeszcze przytoczyć dwa cytaty z pism C. K. Norwida: „Kto ukochał ogół, a nie ukochał pojedynczo – to Robespierre. Kto ukochał tylko pojedynczych, a zaś ogół zdeptał, to Neron” (List do Marii Trębickiej z 23 lipca 1848 r. [w:] C. K. Norwid, Pisma wybrane 5, Listy, PIW, Warszawa 1983, s. 99) oraz: „Polska jest ostatnie na globie społeczeństwo, a pierwszy na planecie naród” (Z listu do Michaliny z Dziekońskich Zaleskiej [w:] C. K. Norwid, „Gorzki to chleb jest polskość”. Wybór myśli politycznych i społecznych, Wydawnictwo Literackie, Kraków–Wrocław 1984, s. 52).
Aby nie doszło do sytuacji opisanych w cytacie pierwszym, moim zdaniem, miłość ta powinna być nacechowana adekwatnym uczuciem zarówno w stosunku do ogółu, jak i możliwie największej liczby jednostek i musi tu zachodzić koniunkcja. Wówczas epitet bezwartościowy w drugim cytacie zastąpimy wspaniałym. Co z tego wynika? Nie uda się nigdy zbudować wspaniałego społeczeństwa bez ludu, zwanego przez niektóre elity motłochem. Czyż to nie proste? Nie uda się nigdy zbudować wspaniałego społeczeństwa w oparciu tylko (mówiąc to w uproszczeniu) o cztery władze, wszelkiej maści elity (w tym tzw. celebrytów) i przedsiębiorców (ludzi decyzyjnych). Musi być zaangażowany prawie cały Naród. Stąd krok do idei niepodległości wewnętrznej, którą postuluję. Przemawia za tym rozsądek i pragmatyzm, a nie idealizm. Naczynia są bowiem połączone. A skoro, jak pisze Norwid, jesteśmy wspaniałym Narodem (bo mamy wspaniałego ducha), to mamy zadatki na zbudowanie wyjątkowo wspaniałego społeczeństwa, tylko trzeba w sposób nowoczesny popracować z ludem. Wiele narodów powinno nam zazdrościć, że jesteśmy wspaniałym Narodem, a tymczasem my chcemy się wynaradawiać. Nie chcemy budować wspaniałego społeczeństwa, mimo wielu trafnych wskazówek Norwida, i doprowadzić do propagowanej przez niego metanoi Narodu zgodnej z zasadami niepodległości wewnętrznej.
Nie ma nadludzi i nigdy nie było (poza Jezusem Chrystusem, który był jednak nie tylko Synem Człowieczym, ale i Świętym Bożym, Mesjaszem), wszyscy wobec Boga jesteśmy równi. Ateiści i grzesznicy nie powinni się chełpić, że czasem życie im przebiega bezproblemowo, a część ludzi pobożnych i wierzących doznaje różnych życiowych zwątpień i niepowodzeń. Jak pisze Tomasz à Kempis w znanym dziele: O naśladowaniu Chrystusa (Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 2018, s. 240): „Niewiernych i grzeszników diabeł nie kusi, bo już ma ich w ręku, wiernych zaś i pobożnych kusi i dręczy [m. p.– A. S.] na różne sposoby”.
Myśl zrodzona przez takich filozofów, jak Friedrich Nietzsche i Thomas Carlyle powinna nam być Polakom całkowicie obca. Friedrich Nietzsche myli się kardynalnie w stwierdzeniu, że „W niebie brakuje wszystkich interesujących ludzi”. Zapomina chociażby o wszystkich wyniesionych na ołtarze świętych Kościoła chrześcijańskiego, a także o całej rzeszy obywateli, którzy się zasłużyli bardzo, zgodnie z przedstawionym przeze mnie relatywizmem obiektywnym (Bóg jako sędzia sprawiedliwy i miłosierny chyba taki właśnie sąd dokonuje), a odeszli do Boga z tej Ziemi bezimiennie, względnie nie w panteonie wielkich sław. Czyż nie czas zwrócić na takie osoby baczną uwagę i odpowiednio wysoko je doceniać, aby nie odeszli zapomniani? W polskiej historii XX wieku w moim mniemaniu nie było na szczęście „nadludzi” w rozumieniu Friedricha Nietzsche, czy Thomasa Carlyle’a (choć zdarzały się niezwykle wartościowe jednostki) i mam nadzieję, że np. z okresu międzywojennego wiele osób, w tym polityków, uzyskało przepustkę do nieba. Odnowiciel świata Jan Paweł II to w mojej ocenie jednak już całkiem inna historia.
Moja koncepcja osądu poszczególnych kategorii ludzi przez Boga oraz zależności pomiędzy genetyką, a sposobem tego osądu (a więc wagi sprawiedliwości stosowanej przez Stwórcę) jest tylko teorią zwykłego śmiertelnika, a więc osoby bardzo niedoskonałej. Jak pisze niemiecki filozof Max Scheler (Sfera absolutu, a uznanie realności idei Boga, [w:] Wolność, miłość, świętość, Wydawnictwo Znak, Kraków 2004, s. 125): „Mądrość tej [Bożej] osoby nieskończenie góruje nad mądrością skończonych osób i …zatem wgląd moralny tej realnej [Osoby] nieskończenie góruje, jeśli chodzi o pełnię [swych] wartości, nad naszym wglądem, jeśli zaś chodzi o adekwatność, to musi być absolutnie adekwatny i [wolny od] możliwej iluzji oczywistości – …nasz wgląd moralny [zaś] może być tylko o tyle adekwatny i oczywisty, o ile (w odniesieniu do wartości uchwytnych dla każdej osoby, stanowiących [tylko] cząstkę pełni wartości, jakie ma przed sobą Bóg) pozostaje jednomyślny i zgodny z Bożymi aktami wglądu”.
W Ewangelii według św. Jana, Chrystus mówi: „przyszedłem na ten świat, aby sądzić. Ci, którzy nie widzą, odzyskają wzrok, ci zaś, którzy widzą, staną się ślepcami” (J9,39). Sąd nie jest więc wydawaniem wyroku Bożego na wzór ziemski, ale ukazywaniem tajników naszego serca. Ci, których uczynki są złe, nie zbliżą się do światła. Jezus nie potępia jednak nikogo. Szanując ludzką wolność, dopuszcza, aby ci, którzy chełpią się tym, że sami widzą wszystko najlepiej, popadali w coraz większe zaślepienie. Tym zaś, którzy pragną widzieć, Jezus przywraca wzrok. W świetle powyższego bardzo ważne jest zatem, żeby każdy Polka i każdy Polak postawili się niejako w pozycji ewangelicznego celnika z przypowieści o celniku i faryzeuszu, zaczęli postępować w swoim życiu zgodnie z opisanymi tu powyżej zasadami niepodległości wewnętrznej, gdyż wówczas Jezus Chrystus przywróci im wzrok. Jak pisze bowiem św. Katarzyna ze Sieny, co możemy uznać za puentę niniejszego eseju: „Przez bliźniego doświadcza się w sobie cnoty cierpliwości przy sposobności krzywdy, której się od niego doznaje. Człowiek doznaje pokory przez pysznego, wiary przez niewiernego, nadziei przez zrozpaczonego, sprawiedliwości przez niesprawiedliwego, litości przez okrutnika, łagodności i dobrotliwości przez gniewnego”.
[1] .C. K. Norwid, Pisma wybrane. Poematy, PIW Warszawa 1983, Wyd. III, Promethidion, Epilog VII, ss.316–317.
[1] . C. K. Norwid, „Gorzki to chleb jest polskość”. Wybór myśli politycznych i społecznych, Wydawnictwo Literackie, Kraków – Wrocław 1984, s.134.
[1] . Mt. 6,19 i 24.
[1] Łk. 8, 15, szerzej na temat niepodległości wewnętrznej wypowiada się Jezus w Ewangelii wg św. Łukasza ( Dobry użytek z pieniądza: Łk. 16, 9–13).