W sierpniowym, ósmym numerze „Akantu”, w dziale „Recenzje”, ukazał się krótki tekst Anity Nowak, Inżyniera i aktorki wspomnienia z PRL-u. Są to osobiste, uogólnione opinie wrażeniowe recenzentki na temat książki Romana Sidorkiewicza, Pożegnanie z przeszłością, wydanej przez Fundację Będziem Polakami.
Książka nowa, uroczyście promowana 10 czerwca 2024 roku w Kujawsko-Pomorskim Centrum Kultury w Bydgoszczy. Przenosi czytelnika na tereny tzw. polskiej prowincji lat powojennych, obrazując wzruszającą niekiedy potrzebę mieszkańców obcowania z szeroko pojętą sztuką. Kontakt z teatrem i widowiskami estradowymi magicznie przenosił ich w świat marzeń, urealniał wrażliwość, łagodził niezwykle trudną codzienność. Wszystkie te, tak ludzkie pragnienia doznań duchowych, dopełnia autor swoimi wspomnieniami, swoim życiem wędrowca budowlańca (m.in. na Dolnym Śląsku), co harmonijnie i niezwykle naturalnie spina całą narrację książki. Ciekawa, anegdotyczna fabuła opiera się zatem na opowieściach dwojga bohaterów, którzy obrazowo portretują kadry swojego życia: aktorki, Teresy Wądzińskiej, oraz inżyniera budownictwa, Romana Stopy (występującego tutaj jako alter ego Romana Sidorkiewicza). Ich przekaz jest sensem, trzonem i główną osią idei książki.
Należy jednak dostrzec kwestię najważniejszą, gdyż w przeciwnym przypadku niemożliwe będzie uchwycenie prawdziwej wartości całości publikacji. Trzeba widzieć i jak się okazuje – także rozumieć. Bowiem jednoznaczną siłę wyrazu i artystyczny smak, w konwencji przyjętej i narzuconej przez autora, nadaje właśnie Teresa Wądzińska. To ona, wspominając, z właściwą sobie pasją, bardzo plastycznie przedstawia wiele światów przeszłości, nie wykraczając ani na chwilę poza tę właśnie konwencję. Dlatego z całą pewnością postawiona przez Anitę Nowak kategoryczna teza negatywnej oceny wypowiedzi Teresy Wądzińskiej, powinna wzbudzić w Romanie Sidorkiewiczu niepokój. Twórczy niepokój. A tak naprawdę – niepokój twórcy. Sięgając zatem po niecierpliwie oczekiwany, wrześniowy numer „Akantu”, nie miałem wątpliwości. Byłem pewien, że znajdę w nim konieczną, merytoryczną, polemiczną odpowiedź autora książki na recenzencką wypowiedź Anity Nowak. Roman Sidorkiewicz nie odpowiedział jednak. Jego konsekwencja w milczeniu jest niezrozumiała i niemal niemożliwa do zinterpretowania.
Nie ma bowiem nic gorszego dla pisarza, jak niezrozumienie przez czytelnika. Podważa to jego talent, burzy twórczy moment zjednoczenia z odbiorcą. Odbiera sens i siłę jego sztuce. I na pewno nie pozwala milczeć. Anita Nowak w swoim tekście Inżyniera i aktorki wspomnienia z PRL-u, sugerując trafność wysuwanych przez siebie wniosków, czyni zarzuty wobec Teresy Wądzińskiej. Podaje w wątpliwość jej etykę wobec środowiska aktorskiego, wobec kolegów aktorów. Pisze, że „pomija w swojej relacji najwybitniejszą aktorkę bydgoskiego teatru (…), Ewę Studencką-Kłosowicz”. Że „zapomniała wspomnieć” o niepodważalnej wielkości sztuki aktorskiej wybitnego i charyzmatycznego Mieczysława Wielicza. A męża Teresy Wądzińskiej, Zbigniewa Szpechta, określa jako aktora intuicyjnego.
No, cóż, nie sposób dostrzec w tych zarzutach pereł natchnienia. Dlatego zwracam uwagę, że omawiamy autorską książkę Romana Sidorkiewicza. Autorską! A zatem każda zawarta w niej myśl, każde słowo, są przez autora zaakceptowane. Wszystkie wypowiedzi Teresy Wądzińskiej, ich tematyka, zawężony do formy popularnej zakres omawianych zdarzeń, a przede wszystkim jaskrawa, zgodna z konwencją publikacji, ocena uczestniczących w nich osób – zostały w najdrobniejszych szczegółach omówione i zaplanowane. Konstrukcja treści książki powstała więc według ścisłego, pozbawionego dowolności improwizacyjnej, scenariusza zdarzenia artystycznego. Należy rozumieć, że nie zachodzi tutaj wyrażanie opinii przez rozmówcę podczas wywiadu w wydawnictwie ciągłym – gdzie dziennikarz ma obowiązek przedstawienia wiernego zapisu rozmowy, bardzo często autoryzowanej, a rozmówca ponosi całkowitą odpowiedzialność za swoje słowa. Omawiamy wypowiedź bohatera wydawnictwa zwartego, gdzie każdy detal podlega regułom narzuconym przez autora scenariusza i reżysera, Romana Sidorkiewicza. Tak, to na pewno należy rozumieć!
Pisarz wybrał tę właśnie artystkę jako gwiazdę swojej najnowszej książki, ponieważ wiedział, jaką przestrzeń i rozlewną estetykę wniesie ona do jego dzieła. Teresa Wądzińska – barwna postać świata teatru, niepokorny, kolorowy ptak świata sztuki. Był więc przygotowany, a może także liczył, na nie zawsze „grzeczne” i niekiedy wyrafinowanie ironiczne wypowiedzi. Doskonale zdawał sobie sprawę, z jak niezwykłą indywidualnością artystyczną i człowieczą będzie tworzył swój autorski scenariusz. Tego właśnie chciał i to zapisał.
Wielokrotnie przysłuchiwałem się wypowiedziom Teresy Wądzińskiej o kolegach aktorach, z którymi występowała w teatrach. Niezmiennie były to wspomnienia fascynujące i zawsze wypowiadane z... miłością. Także ze łzą i tęsknotą. W sposób ponadczasowy, niezmiennie pielęgnuje dawne, klasyczne, niewzruszone wartości teatru: bezgraniczną etykę względem środowiska, przesłanie słowa, nadrzędną odpowiedzialność artysty względem widza. Na wielu kartach książki Romana Sidorkiewicza, w odmiennej jej konwencji, mogłaby bez trudu przeprowadzić analizę sztuki aktorskiej nie tylko Ewy Studenckiej-Kłosowicz, Hieronima Konieczki i Mieczysława Wielicza, ale także wielu innych, których kreacje wciąż nosi w sercu: Czesława Stopki, Michała Rosińskiego, Zdzisława Krauze, Katarzyny Terleckiej, Romana Metzlera, Henryka Majcherka, Krystyny Bartkiewicz, Wandy Rucińskiej czy także Małgorzaty Ozimek. A najpełniej chyba Zbigniewa Szpechta, swojego męża („byliśmy dla siebie stworzeni”), druzgocąco dowodząc, że lata świetlne dzieliły go od aktorstwa intuicyjnego.
My, przedstawiciele najszerzej pojętego świata kultury, w tym teatru, prasy, literatury i poezji, ale także my, miłośnicy sztuki. My nieobojętni i przejęci. Pamiętajmy, a może zainteresujmy się niezwykłym dorobkiem artystycznym Teresy Wądzińskiej, która zachwycała głębią pojmowania roli w teatrach Szczecina, Koszalina i Bydgoszczy. Była też mistrzynią sztuki estradowej i kabaretowej, aktorką radiową, recytatorką poezji, interpretatorką prozy, lektorką filmową, konferansjerem, a także... dyrektorem artystycznym „Estrady Bydgoskiej”. Sztuka jej zawsze ceniona była niezwykle wysoko. Cechowała ją pogłębiona, skupiona analiza warstwy psychologicznej postaci, co wyrażało się w emocjonalnej, bardzo wyrazistej ekspresji scenicznej. W sposób naturalny kreacje artystki emanowały poetyckim czarem, wzruszając w dramacie, bawiąc w komedii, w kabarecie – objawiając niezwykłą skalę dynamiki estradowej. W miarę upływu czasu, niezmiennie zadaje sobie kluczowe pytania bytowe. Posiadła najtrudniejszą umiejętność codziennego kształtowania wewnętrznej harmonii życia poprzez samokontrolę umysłu. Wciąż poznaje siebie, ale od dawna jest już pewna, że wszystko, czego każdego dnia doświadcza, wydarza się w jednoznacznie określonym celu. Pojawia się po to, by unaocznić niewidzialne. Aby życie celebrować pełniej.
Nadal ciężko pracuje i żyje dla ludzi.