Nie jest to częste połączenie: bycie malarzem i poetą, choć w naszej tradycji nie jest wcale zjawiskiem odosobnionym (przywołując choćby postać Stanisława Wyspiańskiego, co piszę tylko dla spełnienia „obowiązku informacyjnego”, ponieważ jest to szkolna wiedza). Pomijając inne odniesienia i przykłady, przenosząc się do zawężonej, żywej współczesności wspomnę, że w poznańskim środowisku mamy dziś dwa przykłady uprawiania pozornie dwu oddzielnych sztuk: mowa o twórczości Jana Wojciecha Malika (dalej: JWM) i Norberta Skupniewicza (obaj są absolwentami, z różnych pokoleń, poznańskiej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych (obecnie Uniwersytet Artystyczny).
Pierwszy z wymienionych wydał właśnie książkę podzieloną na trzy części, pod wspólnym tytułem Malowanie słowem. Ta trójdzielność jest ważna, wpierw więc podtytuły: Malowanie słowem (67 stron), Malowanie opisane (29 stron) i Ważniejsze obrazy (39 kolorowych reprodukcji). Z uznaniem podkreślam znakomity i projekt graficzny dzieła i jego wykonanie (twarda oprawa, kredowy papier, wyraźne barwne reprodukcje).
Wiersze mieszczą się w części pierwszej, cytaty z opinii o malarstwie autora (z jednym wyjątkiem odnoszącym się do poezji) w drugiej- a trzecia to wybór z ponad 2500 obrazów powstałych w latach 1973-2023.
Jako malarz (nie będziemy tu szczegółowo rozwijali tego wątku, zresztą tak jak i dorobku poetyckiego, poza analizowanym tomem) jest uważany za pioniera polskiego fotorealizmu, jak również generacyjnie związanego z nową figuracją z jej dojrzałego okresu przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych z ukształtowaniemczłowieka w przestrzeni albo metaforycznej albo obyczajowo-społecznej, wg oceny Andrzeja Skoczylasa (str. 78). Sam autor stwierdza w wywiadzie dla Gazety Wyborczej: Nie wierzę w malowanie dla siebie (str. 79). Alicja Kępińska, historyczka sztuki i uniwersytecka wykładowczyni napisała, iż jest pochłonięty problemem realizmu jako metody tworzenia (str. 72), dodając w tym samym szkicu, iż obrazy Malika mają piętno zaskakującej oczywistości. Wcześnie to dostrzeżono, co owocowało nagrodami i wyróżnieniami, a wśród nich umieszczeniem jego dzieła z cyklu „Środowisko”na słynnej wystawie krakowskiej Polaków portret własny w r. 1979. w Muzeum Narodowym w Krakowie.
JWM jest bardzo aktywnym autorem utworów poetyckich. Wydał co najmniej dziesięć tomików(a może więcej, nie liczyłem, chociaż większość czytałem).
Najbardziej skrótową ich charakterystykę podał znany poeta i krytyk Jerzy Grupiński, który po dziesięcioleciach aktywności uzyskał słusznie status guru środowiskowego (a to nobilituje bardziej, aniżeli nagroda „odimienna” lub „odsymboliczna”, których ma wiele), a więc napisał był: Twórczość ... często hasłowa, interwencyjna, chcąca poprawić człowieka i jego świat, realizowana w poetyce postromantycznej (str. 95).
Nie mam zamiaru polemizować z tymi słowami, ponieważ dobrze charakteryzują poetycką kreatywność JWM, lecz słowo „postromantyczna” zostało tu użyte, moim zdaniem, jako przeciwstawienie wierszy JWM poetykom jemu współczesnym (co nie jest wcale takie pewne, o czym trochę dalej).
Natomiast de facto JWM jest romantykiem z krwi, z kości i z ducha.Oczywiście,określenie „postromantyczny”nie ma znaczenia bardzo pejoratywnego tylko dlatego, że zawiera przedrostek „post”, lecz sytuuje opisywaną twórczość w ścisłym paśmie czasowym, podczas gdy poetycka ekspresja, z natury rzeczy (wręcz z nakazu i istoty swego istnienia w dziejach ludzkiego myślenia) jest skierowana w nowe rejony interpretowania swego i wpisanego weń, zewnętrznego świata, poza lub w kontraście z poprzednimi nurtami.
Czytając wiersze JWM, rzeczywiście przesycone miejscami hasłowo podniesionym tonem (w słusznych sprawach społecznych, ujęć historii i wręcz błyskawicznej reakcji na to, co złe, tu i teraz) odczuwa się żywy kontakt z nastrojem właśnie romantyzmu - w bardzo tradycyjnym ujęciu, jak gdyby autor preferował, tak jak mu na to talent pozwala,właśnie takie interpretacje, konfrontacyjnez antyromantycznymi realiami. Jak uczy elementarna wiedza historyczna (co nie dotyczy tylko literatury) romantycy byli jedną z najbardziej kreatywnych sił oporu przeciwko zastygłej w sztywnych formułach rzeczywistości, widząc więcej, aniżelioko uzbrojone w szkiełko.
Niezależnie od dziejowego ciągu zdarzeń, przemian ujęć od afirmacji po krytykę, bez wątpienia romantyzm ma swojemiejsce wtym, co mamy prawo nazwać kulturowym DNA. Niezależnie od tego, jakie geny właśnie dominują w tej „podwójnej spirali” metaforycznie tu przywołanej.
Czytając wiersze JWM z tego tomu, mam wrażenie, że zaprowadził nas za kulisy teatralne, do garderoby, w której przymierzane są kostiumy. Patrzymy więc czasami na aktora w przyciasnymstroju, albo oplątanego w szatę odebraną krawcowi przed jej wzorcowym ukończeniem.
Jednym z ważnych rysów jego upodobań estetyczno-kulturowych jest wręcz umiłowanie sztuki tańca, któremu w swej twórczości poświęca wiele miejsca z odczuwalnym wyraziście, bardzo osobistym, nacechowanym swoistą delikatnością ekspresji – uczuciem, z genezy – romantycznym.
W tym omówieniu ograniczę się do zamieszczonych w książcewierszy. JWM interweniuje w sprawy elementarne dla naszej rodzimej rzeczywistości, pisząc o teraźniejszości - stale odwołuje się do historii z jej najbardziej dramatycznymi wydarzeniami. Nie jest przy tym patetycznie nastrojonym „wieszczem”, lecz bardzo krytycznym obserwatorem.
Mam wrażenie, że JWM od lat zadaje sobie to samo pytanie: Jestem poetą ?/ Jestem malarzem ?/ Czy może tylko/ marzę (z wiersza pt.„Siedzę”).
Demonstruje uczuciową dychotomię. Ma wrażenie, że słowo wiersza i powierzchnia płótna nie są odczuwane równoważnie i spójnie przez tych, którzy są, uważają się lub po prostu mają inną skalę wrażliwości, na korzyść sztuki słowa. Uważa, że:Poeci zazdrośnie strzegą /swojej tajemnicy/.../Gdybym ustami słowa/malował, poeci skłonni byliby/wciągnąć mnie malarza/do swego kręgu tajemnego („Poeci”). Czyni to wrażenie, że w wierszowaniu jest przygodnym gościem, a nie mieszkańcem zasiedlonym, tak jak w malarstwie. Jest to dla niego obszar określany w innych sytuacjach jako „miękkie podbrzusze”. W takim założeniu poecisą w kręgu wyższego wtajemniczenia, aniżeli malarz-artysta ?To, według mojego przekonania, fałszywe założenie w wypowiedzi JWM, przy jego malarskich sukcesach, i wręcz niezwykłym temperamencie jako cechy charakteryzującej intelektualną aktywność, tworzy dysonans. Wynikający albo ze skromności (ja, używający pędzla, wdzieram się w delikatności słowa i was, jego władców przepraszam), albo ze świadomości, iż znam inne tajemnice mojej sztuki, w której czuję się najlepiej, a więc sztuki malowania, lecz to mi nie wystarcza. W tym kostiumie czuję się dobrze, a w „waszym” zbyt wiele mnie uwiera, ponieważ ten nie został skrojony na moja miarę.
Wiersze z tego tomu mają bardzo unikalną cechę. Odnoszą się bowiem do malarstwa nie jako zjawiska inspirującego refleksję poetycką, lecz wręcz do czegoś w rodzaju jego kośćca, nieomal materialnego istnienia zależnego od koloru (farby), blejtramu z jego odwrotnością (!), do ramy, a także funkcjonowania jako przedmiotu w obrocie handlowym. Twórca zderza się z rzeczywistością rynkową, a jego kreacja nie jest tylko zjawiskiem „nadprzyrodzonego uduchowienia”, mówiąc patetycznie. To swoisty rachunek sumienia artysty mieszkającego nie w słoniowej wieży, a nawet dawnej wieży ciśnień przerobionej na loft, lecz w bloku z zacinającą się windą.
Te wiersze mają nieomal przesłanie czytelne jak w Obrotach rzeczy Mirona Białoszewskiego. To oczywiście inne poetyki (nie miejsce tu na jakiekolwiek analizy porównawcze), lecz po prostu czytając JWM słyszę, jak zetowi chroboce w ścianie... JWM: ...szarość, czerń/ obrazów namalowanych/oskubanympędzlem... („Zachwyt”).
Ten zbiór wierszy jest zapisem warsztatu malarza,od pierwotnego skojarzenia, po ostateczny efekt, w tym także z zaznaczeniem własnych preferencji: Zachwyt nadobrazem/w pięknych kolorach/ wyrażasz zdziwieniem. To nie moja poetyka/... /Zachwyca cię turpizm, rozkład ciał i rzeczy./Dążysz do unicestwienia kanonu piękna („Zachwyt”), w czym nawiązuje wprost (w oczywisty sposób na wyrost) np. do poezji Stanisława Grochowiaka. Piszę, że na wyrost, ponieważ liczne odniesienia do wyboru koloru dla danego motywu raczej zaprzeczają turpistycznej szarości. Zachowuje po prostu swobodę wyboru: Powstanie obraz/raz kolorowy, raz szary/Mój obraz, moje widzenie, moje olśnienie („Nie oddam”). Tonagłe olśnienie to zmiana kolorytu pod wpływem gry świateł: Aż liść jesienny wpadł /w okno malarza otwarte/.../A już zieleń cynobrowa/ .../A już przestałbieli zimowej/używać na płótnie („Wieniec”). W wierszu poświęconym Jackowi Malczewskiemu czytamy opis namalowanego przezeń hiacyntu w ręce, słowami, które metaforycznie można odnieść do obrazu jako zjawiska kulturowego: Piękny jest i tyle,/z obrazu nie pachnie./Oczy syci magią/.../Spokojnie przeminie/śmiercią nagłą, gdy malarz/.../użyje noża, kosy/ze swoich marzeń („Hiacynt”).
Malarskie rzemiosło jest niezmienne przez lata, choć treści w nim wyrażane w magazynach kurzem straszą „(Malarstwo w pełni”); jest kontynuacją podstawowych zasad: Niektórzy mnie uczyli/malować i widzieć/Farbę, Formę, Fakturę/Fantazję w Realnym/kadrze obrazu/ w szarej ramie (tytuł j.w.).
Pozornie JWM konsekwentnie stara się być wolny od motywów umownie nazywanych sentymentalnymi. Jednak w zbiorze odnajdujemy wiersze nacechowane swoistym liryzmem. Jednym z przykładów jest ten zatytułowany „Kształty”, w którym zderzają się dwie różne wrażliwości, jej i jego. Nie będę przepisywał całego utworu, jednego z najciekawszych spośród zamieszczonych, lecz postaram się oddać jego atmosferę w trochę obszerniejszym skrócie: Kształtypod płótnem białym/.../Krągłości twoje jak wzgórza/Spod płótna oczy wyglądają/z ciekawością, z zalęknieniem/Co będzie jak on płótno zdejmie?/.../ Ty myślisz: może byłoby lepiej/ogrzać mnie pod płótnem białym,/On myśli: aleś zimna swoim pejzażem („Kształty”)
W wielu sformułowaniach w wypowiedziach JWM odzywają się tony ironiczne w opisie sytuacji malarstwa już to kształtowanego przez instytucjonalną krytykę: Ściana w muzeum/ wytrzyma wszystko, byleby miała kuratora./Ułoży on dzieła/w wygrany pasjans („Upić się”), jak i uprawianiu sztuki gatunkowo marnej, jak w takiej rymowance:Kolory niebka/Zielone trawki/To liche obrazki/wszystko musi iść/na smutne wystawki („Nie malujcie już”).
Radość tworzenia jest u JWM bardzo często zmącona poczuciem przemijania. Symbolem tego stanu są odniesienia do czerni, jak w „Radosnych obrazach”: Radosne obrazy/pokryte wnet będą/czarną farbą/która zakryje kolory, jak i w „Kolorach Hiszpanii”: Kolor czerwony/Kolor żółty/Flaga Hiszpanii/Dodaćwypada/Kolor czarny/Ten ulubiony, a poza tym cały wiersz pt.”Wernisaż”, jak i taki fragment z innego utworu: Czerń z sadzy utarta/kolorem nie jest cennym/.../Spalić można wszystko,/wziąć popiół, zmieszać/z olejem i malować/wszechświat w czerni (”Biało-czarna”). W konkluzji wiersza rozpoczynającego się od słów Biało-czarna historia/ nie kończy się nigdy,dokonuje eschatologicznego wyboru spoza kręgu przypisywanego sztuce: Biel pewnie wybiorę,/biel dla duszy swojej („ Biało-czarna”). Przemijanie jako zwykła kolej rzeczy - niepokoi autora, gdy chodzi o jego dzieła. Pisze: W czyje dłonie oddałem /By one dalej dawały/Mój świat/.../na płótnie/Zawsze w czarnej ramie/.../ Trwać będą dopóty ja pamiętam/Komu je oddałem(„Wczyje ręce”).
Poza kręgami rozważań dotyczących sztuki wysokiej lub do takiego miana pretendującej, JWM poświęca sporo miejsca problemom, które najprościej nazwać „komercyjnymi”. Pisze: Pytanie o cenę dzieła/Jest niestosowne na tyle/Że uznam je za niebyłe/I tylko tyle odpowiem („Dżentelmeni nie pytają”). W innym miejscu: Sprzedać obraz to sztuka./A obraz nie jest sztuką ?/.../Chleb powszedni tak jak/dla mnie sztuka („Sprzedać obraz” ). Odnajdziemy tu także sformułowanie niejednoznaczne: Jałmużna dana poecie/Wraca słowem wiersza/Jałmużna dana malarzowi/wraca portretem mecenasa )” („Jałmużna”).
Jan Wojciech Malik, malarz i poeta, w tej kolejności, jest jednym z najbardziej wrażliwie reagującym artystą we współczesnej sztuce polskiej, która korzeniami tkwiąc w przeszłości, chce teraźniejszość zmieniać tak, aby już jako przeszła, byłacontinuum tego, co było w nas najbardziej godne.
[1]/Jan Wojciech Malik: Malowanie słowem, Wydawnictwo Artystyczne Jan W. Malik, Poznań, 2023