Prąd elektryczny. To zdaniem wielu, największy wynalazek ludzkości. Prądu nikt nie widzi, nikt go nie czuje, a jednak to on rządzi współczesną cywilizacją. Niby go nie ma, a jednak jest. Bez tego wynalazku nie byłoby radia, telewizji, podboju kosmosu, potężnych fabryk czy internetu. W naszych domach królowałyby lampy naftowe a na drogach furmanki konne.
Gwałtowny rozwój energetyki zaczął się z końcem XIX wieku od prac nad prądem zmiennym genialnego Serba, syna prawosławnego popa, Nicoli Tesli ( Ниkoлa Тϵслa, 1856 – 1943 ). W Ameryce współpracował z Tomaszem Edisonem (1847 - 1931), z którym później ostro rywalizował. Wynalazki Tesli oszołomiły świat, gdy w Chicago w roku 1893, rozświetliły zorganizowaną z hukiem wystawę światową. 27 milionów gości zafascynowało się możliwościami płynącymi z zastosowania prądu zmiennego (a nie stałego, który forsował Edison). Przyszłość świata to energetyka - mówiono. Lawina ruszyła…
Bardzo szybko dotarła do Europy. Świat potrzebował takiego wynalazku. Elektryfikacja opanowała cały świat. Masowo budowano źródła prądu- elektrownie węglowe i wodne. Inżynierowie prześcigali się osiągnięciami technicznymi. Na ziemi polskiej powstawały jak grzyby elektrownie. Na obecnych ziemiach polskich, Niemcy pobudowali imponujące elektrownie wodne na małych rzekach – na Bobrze, Słupi, Gwdzie, Bystrzycy Kłodzkiej i wielu innych. Nasi inżynierowie jak Gabriel Narutowicz (1865 - 1922) zabłysnęli budową elektrowni wodnych w Szwajcarii. Elektryfikacja stała się także problemem politycznym. Włodzimierz Lenin (1870 – 1924) rzucił słynne hasło Komunizm to władza radziecka plus elektryfikacja.
Wielkie państwa rozpoczęły swego rodzaju wyścig w tej dziedzinie. Amerykanie w latach 20 – tych XX wieku przystąpili do budowy tamy i elektrowni (Hoover dam) na rwącej rzece Kolorado w pobliżu Las Vegas. W planie było zaspokojenie potrzeb energetycznych zachodnich stanów USA. Imponujące plany realizowano także w Związku Radzieckim. W tychże samych latach zrealizowano potężny kompleks energetyczny Dnieproges na rzece Dniepr.
W Polsce, po I wojnie, z impetem ruszono z elektryfikacją. Problemy zaczęły się tuż po odzyskaniu niepodległości. Sztandarowa budowa Polski - portu i miasta Gdynia wymagała pozyskania źródeł energii. Pobudowano zatem zupełnie od podstaw nieduże elektrownie na rzece Wdzie - w Gródku i Żurze koło Świecia. To był kamień milowy w rozwoju energetyki na Pomorzu. Ogromny w tym udział miał inżynier Alfons Hoffmann (1885 – 1963), wielki patriota, absolwent Politechniki Gdańskiej jeszcze z czasów niemieckich.
Zmagania naszych energetyków świetnie opisał Rafał Berger (członek Rady Redakcyjnej „Akantu”) w swej książce Różne losy bydgoskich energetyków. Tytuł może nie najbardziej trafny, lepiej byłoby pomorskich energetyków. Autor pochodzi z rodziny energetyków, jest pasjonatem historii tej dziedziny techniki.
Autentyzm jego książki polega na przedstawienie osobistych wspomnień fachowców z tamtych lat. Sam od siebie autor niewiele napisał, tylko wstęp. Wspomnienia energetyków czyta się jednym tchem. Ukazują one trudne czasy przedwojenne, wojenne oraz powojenne. Piszą językiem zrozumiałym dla każdego czytelnika. Czasy te już dawno minęły; opowieści bohaterów skłaniają nas do refleksji: ileż ci ludzie wnieśli cennego dla naszego, wspólnego dobra. I jak mało o nich wiemy.
Autor uwiecznił pracę energetyków na terenie całego przedwojennego Pomorza oraz na wyzwolonych terenach północnej Polski po roku 1945. Ludzie ci byli pionierami rozwoju cywilizacji po zniszczeniach wojennych. A trudności było co niemiara…
Rafał Berger od siebie dodaje:
Zapomniany temat powojennej traumy i okresu trwogi jaki przeżywali Polacy po wojnie, stawia nierzadko pionierów powojennej energetyki w jednym szeregu z bohaterami czasów wojny. Z czym zetknęło się społeczeństwo w okresie powojennym? Z poczuciem tymczasowości...Spodziewano się III wojny światowej. Okres powojenny to strach przed grabieżami, mordami i bezkarnością rosyjskich wyzwolicieli… ale jednocześnie był to okres powszechnego szabrownictwa, kradzieży, bezkarności i napadów ze strony wielu Polaków na innych współobywateli. Szerzyła się korupcja, łapówkarstwo, zapanowało rozchwianie stosunków społecznych. Szczególnie niebezpiecznie było na wsiach… Do tego dochodziły jeszcze podziały polityczne, zrujnowana gospodarka, obawy ludzi przed kolektywizacją i nacjonalizacją; w całym kraju wybuchały ogniska tyfusu. Przykłady tego chaosu można by mnożyć ale chciałem wskazać, w jakich warunkach, na jakich terenach starali się przywrócić czy doprowadzić energie elektryczną polscy energetycy, dać ludziom normalność i stabilizację; często sami narażając nawet własne życie.
Przytoczę niektóre wspomnienia.
Konrad Dombrowski (1909 -1997), inżynier, specjalista od sieci 110kV. Podczas okupacji był więźniem w Sachsenhausen. Po wojnie organizował rozbudowę sieci energetycznej na terenie Chojnic, Człuchowa i Złotowa. Relacjonuje on:
Pierwsze lata mojego urzędowania były niezwykle trudne. Brakowało dosłownie wszystkiego...zarobki były niskie, kulała aprowizacja...paczki żywnościowe z UNRRY nie załatwiały spraw bytowych… mimo tego cała załoga pracował ofiarnie...O powiecie człuchowskim niedużo wiedzieliśmy. Pierwszy rekonesans przeprowadziliśmy, przemierzając dziesiątki kilometrów i zaglądając do wielu osiedli i gospodarstw. Byliśmy przerażeni ogromem zniszczeń po działaniach wojennych jak również działaniami band dywersyjnych, grabieżami załóg radzieckich nie wspominając o rzeszach szabrowników…
Wincenty Gordon (1900 - 1982), energetyk, harcmistrz, historyk:
Bezpośrednio po oswobodzeniu przyszli do zakładów pracy, w tym i do elektrowni, byli pracownicy i zaczęli odgruzowywać i odbudowywać swe miejsca pracy...Nikt nie pytał, ile będzie zarabiał. Dobrze było, gdy pracownik dostał bochenek chleba, czasem konserwę czy kawałek rąbanki...Elektrownie zostały jednak uruchomione (bydgoska już w lutym 1945)...Kłopotów był co niemiara. Zabrakło węgla do opalania kotłów. Dostaw z kopalni jeszcze nie było...Na szczęście spory zapas znajdował się w Zakładach Chemicznych w Łęgnowie…
Antoni Misterek (1920 – 2004), inżynier elektryk:
Niemcy, po opanowaniu naszych ziem w roku 1939, zajęli się intensywną rozbudową sieci. W zamiarach mieli oczywiście tysiącletnie panowanie na podbitym terenie. Jedną z inwestycji było zabezpieczenie energetyczne potężnych zakładów zakładów zbrojeniowych „Dynamit AG” w Łęgnowie. Pobudowano dwie elektrownie przemysłowe o mocy 25 – 30 MW, aby zakłady te były niezależne od sieci ogólnej… elektrownie powyższe zostały zdemontowane w roku 1945 i wywiezione do ZSRR... Niemcy prowadzili gospodarkę rabunkową. Elektrownie nie były w wystarczającym stopniu rozbudowywane a pracując bez przerwy były przeciążone… nie przeprowadzano we właściwym zakresie okresowych i kapitalnych remontów kotłów, turbozespołów prądotwórczych, transformatorów…
O trudach powojennej pracy przypomina także Stefan Paczkowski (ur. 1926):
Z rodzinnych Chojnic do pracy w Człuchowie latem dojeżdżałem rowerem a zimą pociągiem. Pewnej niedzieli były zamiecie śnieżne… pociągi nie kursowały; postanowiłem pójść pieszo na posterunek do Człuchowa, ponieważ miałem przy sobie klucze do posterunku Zakładu Energetycznego (15 km). Był to prawdziwy maraton, śniegu było ponad pół metra. W Człuchowie byłem po godzinie ósmej, a plecy miałem mokre.
Nestor bydgoskich energetyków Marian Stróżyński barwnie komentuje swą pracę:
Kiedyś wracałem pustą ulicą Fordońską do domu. Nagle poczułem, że z tylnym kołem roweru coś się dzieje. Odwracam się a tu widzę ogromnego psa lub wilka. Wtem zatrzymuje mnie milicjant. Mówię co mnie spotkało a on na mój rower i w las. Na drugi dzień jadąc do pracy, nas stacji „Brdyujście” spora grupa gapiów ogląda martwego wilka. 1000 złotych dla dzielnicowego!
W połowie roku 19571957, pojawiają się w Polsce emigranci z ZSRR. Kilku, z polecenia odgórnego, zatrudniono jako portierów i pracowników gospodarczych. Większość z nich była w wieku emerytalnym. Przeżyli tu szok związany z naszą sytuacja i naszą „wolnością”. Zupełnie nie docierało do nich, ze kierownik zwraca się do nich formą „Pan”.
Na przełomie lat 1956/1957 wieś uwolniono od kolektywizacji. Zaczęły się tworzyć komitety elektryfikacyjne… Ta pozaplanowa elektryfikacja rozwinęła się do niespotykanych wcześniej rozmiarów i nim władza się zorientowała, do sieci, z własnych środków i nakładów, było już przyłączonych dziesiątki wsi... Załączenie stacji i sieci było zawsze dla mieszkańców wielką uroczystością. Obecni musieli być przewodniczący komitetu elektryfikacyjnego i poświęcający inwestycję ksiądz. Rozbijano lampy naftowe, a wszystko kończyło się wystawnym przyjęciem…
Z ramienia Zakładu zostałem oddelegowany do projektant, aby ustalić dokładna trasę kabla. Za projektantem chodził krok w krok starszy pan z teczką, nie mówił nic ale zawsze był obok nas. Okazało się, ze był to funkcjonariusz bezpieki a w teczce nosił pistolet. Za czasów PRL większość planów była tajna.
Rafał Berger wykonał znakomitą pracę przywołując pamięć o pionierach rozwoju naszej energetyki i elektryfikacji. Szkoda, że nikt z innych środowisk zawodowych (poza artystycznymi i sportowymi) nie pokusił się jeszcze o takie świetne opracowania i wspomnienia. A przestrzeń do napisania jest wielka – świat budowlańców, kolejarzy, tramwajarzy, lekarzy, wojskowych, metalowców, chemików i wielu, wielu innych. Tylko trzeba chcieć i być pasjonatem.
Rafał Berger, Różne losy bydgoskich energetyków, Stowarzyszenie Miłośników Historii Energetyki, Maszewo 2023. ss. 117