Droga Pani Lucyno
Przeczytałem. I raz, i drugi, i… I zdałem sobie sprawę, że czegoś mi brakuje. Wieczór, cicho, ciemno – pomyślałem, że lektura Pani wierszy wymaga skupienia i nastroju. Wtedy myśli ożywają i mienią się wszystkimi kolorami rzeczywistości. Tak, to zdecydowanie jest konieczne. Włączyłem muzykę jednego z moich ulubionych kompozytorów – José António Carlosa de Seixas i jego sonaty klawesynowe – pokrewny jakoś Chopinowi, jeden z wielkich mistrzów, zmarł w roku 1742 w wieku 38 lat…
***
Allegro
Magia tego momentu, gdy muzyki nie słychać jeszcze, już jednak się skarada i brzmi ciszą – jest podstawą przeżycia. Pierwsze takty, pierwsze słowa – cisza stanie się azylem, dźwięki i ona stworzą melodię, melodię bezpieczeństwa, melodię duszy. Słowiańska dusza, przecież Dusza, to zjawisko wyjątkowe – nie ma w niej technologii, dlatego nie ma w niej nienawiści i zniszczenia, jest za to zrozumienie równowagi. Pamiętam. Ci, którzy przyszli potem, nie byli ludźmi, byli maszynami stworzonymi w kuźni świata – innego świata. A ten akord – to historia po(d)stępu (jakoś z Norwidem…).
Bronić się… można, jednak na końcu Losu stoi sosna, której już nie ma (Krysię znałem i lubiłem bardzo, o! czasie!).
Nie, nie myślę wiatrem – nie wiem nawet, czy w ogóle myślę. Wciąż zapominam, wciąż się potykam, pszenica, chaber, kąkol jednako mnie przerażają – teraz wiem już dlaczego – „ścieżki te same/lecz/powrotów nie ma”.
Melania Święta zrobiła to, by zatrzymać koło, które wciąż nas wplata. Świętość zawisła od uczynków, aby były uczynki, musi być wiara. Wiara w dobro, sprawiedliwość, równość, braterstwo i w człowieka. Tego Człowieka. Kobieta to wie, zawsze wiedziała – i oni wiedzieli, że ona wie. Chyba nie tryumf – jednako zawsze zaufanie w swym człowieczeństwie.
Może i się zaplątałem – ale, powoli, rozplątuję „warkocz losu”, tylko „koronki” wciąż nie chcą stać się po prostu koronkami (a piękny wiersz…).
„Za czasów Rudolfa kota przybłędy” wszystko było bajeczne. Kwiaty inaczej pachniały, słońce świeciło leniwie, dorodna pokrzywa szumiała niesporo. Tak, była też i ławeczka, falami zieleni przykryta. Rudolf wygrzewał się na niej i mruczał coś o najczystszym C, jak to u Rameau bywało. A potem liście opadły i zgniły pod butami „zbójców”.
Pauza longa:
Tajemniczy ogród szeleści jesiennym listowiem
za chwilę deszcz i wiatr zmiotą ślady
lata i owocobrania.
I mnie i ciebie otuli puszysta powłoka bieli
iskrzącej w słońcu dnia.
Nadejdzie czas przetrwania w ogrodzie marzeń
dla ciebie i dla mnie.
Adagio
I znowu kobieta, „wieczny człowiek” naszej rzeczywistości. Też tak myślę – że jest początkiem i końcem – miłości. To banał, lecz zawsze trwa spór między siłami mocy i siłami miłości…: „Nie do nauki należy określenie, czy kobieta jest przyszłością ludzkości… ale trzeba z naciskiem podkreślić, że ma znaczący wpływ na tę przyszłość. Od tej chwili przyjdzie każdemu spośród nas, kobietom i mężczyznom, zadecydować, jaką część pragniemy indywidualnie dać z siebie, by nadać kształt światu przyszłości”.[i] Właśnie tak, w ujęciu ostatnich 40 tysięcy lat, widzą to francuscy autorzy, a jest to tendencja najnowsza, książka ukazała się we wrześniu 2021 roku. Kobieta zawsze była tą istotą, która buduje (bądź odbudowuje), mężczyzna raczej tym, który niszczył bądź budował, by zniszczyć. Oczywiście, cytowana książka jest feministyczna, w tym znaczeniu, że pragnie zrekonstruować prawdziwą rolę kobiety w historii ludzkości. To tylko domysły, ale… Z tego punktu widzenia kobieta to nie „puch marny…”, bo mówi tak mężczyzna, który, w ogólności, kobiety się boi i jej nie rozumie. Mało tego, wie, że nie jest w stanie zrozumieć. Pozostaje mu walka, podbój (uwodzenie…), oszustwo, fałszywa spolegliwość i co tam jeszcze. Jednak takie dualistyczne widzenie nie jest chyba właściwe.
W końcu (albo – w Początku…) był człowiek w dwóch postaciach: „Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz,/ na obraz Boży go stworzył:/ stworzył mężczyznę i niewiastę” (1, 27). To jest wersja pierwsza, jak piszą redaktorzy Biblii Tysiąclecia: „Pierwsze to opowiadanie, bardziej teologiczne i abstrakcyjne, należy zestawić z drugim, bardziej obrazowym i konkretnym” (s. 25). A w „konkrecie”, w którym czuć już wczesnych izraelitów, podział mamy dokonany – mężczyzna, pan i władca – i kobieta, spolegliwa jego niewolnica. Pogubiliśmy się od paleolitu, stało się coś takiego, że ludzkość zmieniła zasady postępowania, a pierwotne Stworzenie odeszło w niepamięć. Ten przełom nastąpił gdzieś w okolicach 27 000 lat temu (chronologię izraelicką z żalem, lecz zostawmy na boku…), to widać w artefaktach, w szkieletach, w śladach na stanowiskach – przyszli nowi ludzie i zaczęli czynić sobie ziemię poddaną. Nazywam to „cywilizacją technologiczną”, odmienną od wcześniejszych i rozwijaną do dziś (a koniec jej – transhumanizm, czyli powrót do „boga”, utożsamianego z władzą technologii). Kobieta w takiej cywilizacji musi być przede wszystkim reproduktorem, i, w dodatku, dawczynią przyjemności. Przykre jest to, że wszystkie religie powszechne, wyrastające z izraelickiego pnia, przyjęły tę zasadę i zbyt słabo działały (działają), by się jej sprzeciwić. Łatwiej przecież przyjąć, że kobieta to czarownica, służka szatana, niż uznać, że to mężczyzna winny jest jej tragedii.
Ci, którzy to rozumieją, mówią właśnie tak:
ocal
swoją ludzką twarz
ocal
sece dobrocią miłosierną
naznaczone na wieki
Tu już nie mamy kobiety ni mężczyzny – jeno człowieka i jego duszę. Tak, Sęp-Szarzyński pisał o tym dawno – ale o rzeczach tego świata mamy wieści od początku tego świata: „Dusza natomiast w swoim naturalnym świetle, w swojej najwyższej części, wznosi się na podobieństwo światła anioła ponad czas i przestrzeń i wraz z nim przejawia duchowe działanie w niebie. Dlatego dusza ma się nieustannie wznosić w działaniu duchowym. A gdzie znajdzie choćby trochę Boskiego światła lub Bożego podobieństwa, tam niech zbuduje mieszkanie i nie wraca, dopóki się nie wzniesie jeszcze wyżej”[ii]. W tytułach, bogactwach, karierze, a nawet w urodzeniu nie ma Boskiego światła – są ludzkie i dla ludzi. Nie można więc zabrać ich ze sobą do światła, bo są z natury ciemnością. Prawda, człowiek żyje w światłocieniu, to jednak nie znaczy, że jego dusza nie ma podążać do Boga. Dlatego:
Wiatr uniesie proch
Istnienia
Słońce opromieni
szlachetność
Duszy
Księżyc blaskiem gwiezdnej drogi
zaprowadzi tam skąd przyszedłeś!
Bóg
powita podziękowaniem
ocaliłeś
Mnie
Człowiek nie ma innego wyjścia, jeśli chce pozostać człowiekiem. Jeśli natomiast dąży do rzeczy przez siebie stworzonych, staje się sługą tych rzeczy, podlega im, one nim rządzą – ani się spostrzeże, gdy światowa sieć stworzy mu kokon, władcy tej rzeczywistości ponownie wpędzą go w niewolę, a następca człowieka, dziś zwany „sztuczną inteligencją”, zawładnie umysłami. Tylko porządek świata, wszechświata – bez ingerencji ze strony stworzenia – może zapewnić ład i harmonię. Inaczej ta rzeczywistość się rozpadnie: „Albowiem choć Bóg jest środkiem i obwodem wszystkich sfer gwiezdnych i choć od niego pochodzą zróżnicowane pod względem szlachetności natury bytujące w każdej sferze, to przecież chyba nie wszystkie miejsca niebios i gwiazd są puste, a tylko ta nasza Ziemia jest zamieszkana przez istoty obdarzone intelektem; w rzeczy samej nie wydaje się, by [tu, na tej Ziemi] i w tej sferze, mogły bytować jakieś inne istoty rozumne szlachetniejsze i doskonalsze od nich, nawet gdyby na innych gwiazdach żyły istoty innego rodzaju. Albowiem człowiek nie może pragnąć [dla siebie] innej natury, lecz tylko doskonałości w swojej”[iii]. Jeśli ludzkość postąpi przeciwnie, pozbawi się jedynego miejsca, gdzie może egzystować. Zginie.
Menuet
Nie mam zaufania do piszących ładne, zgrabne, wysublimowane wiersze. Może inaczej – poezję. Jakoś nie wierzę Słowackiemu, Leśmianowi (który nawet nazwisko u-klechdził) czy Lechoniowi. Tak doskonali, że sztuczni. Lepiej poczytać, może i niezbyt gładkie utwory Czechowicza, Tadeusza Nowaka, niechby Harasymowicza. Tam jest prawda, podparta solidną erudycją, ale prawda. Naturalność.
Nie mam zaufania do tych poetów, którzy wstydzą się pisać o uczuciach prawdziwych, o prawdziwych przeżyciach. Którzy wymyślają konflikty bądź kierują się modą. Kiedyś był to „strumień świadomości”, fanaberie „psychoanalizy”, twardy materializm (jako „wiara” zresztą), albo postmodernistyczny bełkot. Było tam wszystko – prócz prawdy o człowieku.
Nie mam zaufania do poetów-ideologów. Taki zawsze podetka usta tam, gdzie dobrze karmią. Karma leje się obficie potokami słów i ludzkiej krwi. Za to nakłady są wysokie. Prawda nigdy tam nie gości.
Nie mam zaufania do krytyków poezji. Wydaje im się, że zrozumieli wszystko, poznali wszystko, wiedzą wszystko. Tam gdzie wszystko – tam nic. Nie można stać się drugim człowiekiem, nie można wiedzieć tego, co wiedział pisząc utwór. Można za to przedstawiać swoją tego interpretację. Zatem nowy, odrębny od wiersza tekst.
Jednak ufam Inspiracjom.
Najlepiej, gdy nie wszystko jest powiedziane, nie wszystko do-pisane. Jak obrazy Zbigniewa Skirmuntta
Po latach wielu na gwiezdnym szlaku
rozpoznał kochanków
księżyc od stuleci ten sam
szli trzymając się za ręce
czule
ręce drżały szczęściem niepojętym!
Czuć smutek, smutkiem tchną słowa i melancholią. Ludzie, którzy są i których nie ma. Ludzie którzy będą. Strumień czasu – niczego nie zatrzymasz, lecz pozostanie wszystko – w sercu. Bez miłości nie ma człowieka, to jest właściwa odpowiedź. Właśnie człowieczeństwo dopowiada kontury obrazu
dam sznury
alchemią utajnione
uśpione we mgle znikają powolnie
sennie w mrok nocy
Nic, co ludzkie – nie ginie. Jest w nas, jak postacie starego Kazimierza, dziwnie podobne do rysunków Norblina. Bo to te same postacie. Wszystko już było – i wszystko już będzie.
Wspomnienia budują nasze odczuwanie świata, są aktualną cząstką nas
Lekkością nut Walca
prowadzisz nad brzegi Sekwany
na piaszczyste nadwiślańskie
plaże
Kiedyś poszedłem na brzeg Sekwany, naprzeciw Nôtre Dame. Usiadłem na ławce i patrzyłem na Paryż, na ludzi, na wodę. Może trzy godziny, sam, inni pojechali zwiedzać największy na świecie Auchan. Świeciło słońce, ciepło, bo lipiec. Szum miasta przeplatał się z pluskiem wody, poruszanej co jakiś czas przez przepływające stateczki. Tak, Fryderyk przysiadł na chwilę, ale był smutny – Trochę mi ten Walc nie wychodzi – szepnął tylko – piasek jest jakiś inny.
Coda
Droga Pani Lucyno
Pani teksty mają tę właściwość, że poruszają przede wszystkim uczucia, a potem myśli. To poezja chwili, refleksji, zdumienia i zrozumienia, szczegółu i wyodrębnienia. „Kot Rudolf” siedzi na ławce każdego z nas, kto tylko zechce się poddać melodyce Pani utworów. Poezja nie musi być doskonała – nie powinna być doskonała, bo człowiek też doskonały nie jest. Klasycy mieli rację, jednak wierszy pisać nie umieli. Jest Pani poetką Ducha, i czuje Jego moc. To moc niebezpieczna, bo musi zakładać odpowiedzialność za odbiorcę – nie jest sztuką rozbudzić w człowieku Ducha, sztuką jest zrobić to tak, by ten Duch pozwolił mu osiągnąć dobro, miłość i wiarę. Pani to potrafi.
Dziękuję za możliwość lektury i przepraszam – przepraszam, że opisałem te uczucia i myśli, które zrodziły się we mnie, wiele było nowych, a przecież z duchem (Duchem?) chadzam nie od dziś. Wszystko dzięki temu, że pisze Pani prawdą i naturą, przeżyciem świata. Zatem i odbiór Pani poezji musi być taki – emocjonalny i sięgający do głębi.
Dziękuję.
Lucyna Żbikowska, Equilibrium. Moc Ducha, RS DRUK, Rzeszów 2021, ss. 246
[i] T. Cirotteau, J. Kerner, Ė. Pincas, Lady Sapiens. Enquête sur la femme au temps de la Préhistoire, Paris 2021, s. 242.
[ii] Mistrz Eckhart, Wybór pism, Kraków2014, s. 66.
[iii] Mikołaj z Kuzy, O oświeconej niewiedzy, Warszawa 2014, s. 153.