Początki mitu Arkadii, czyli idealnej krainy szczęśliwości i beztroski, prostego życia na łonie natury, wiążą się z Bukolikami Wergiliusza. Od tego czasu stał się to w kulturze bardzo popularny temat. Paradoksalnie, by go nieco ożywić, zwłaszcza w przedstawieniach malarskich, dodawano motyw memento mori, dzięki czemu opowieść o ziemskim raju zyskiwała tragiczne i melancholijne konteksty, sprowadzając ideał na ziemię, a nawet pod jej powierzchnię. Ikoniczną funkcję pełniły tu siedemnastowieczne obrazy Guercino i Poussina, na których pasterze, pośród wspaniałej przyrody, spotykają ludzką czaszkę leżącą na skale lub na grobowcu z inskrypcją „Et in Arcadia ego”. W powszechnym wówczas odbiorze napis ten rozumiano jako: „I ja żyłem w Arkadii”, co przenosiło akcent z bukolicznego, błogiego życia na przemijalność i utratę, o czym nieboszczyk zaświadczał indywidualnie, niejako osobiście, poprzez swój grób i własną czaszkę w pojedynczym egzemplarzu.
- Geothe
Pod koniec osiemnastego wieku, w początkach romantyzmu, za sprawą Goethego memento mori straciło dominujący wpływ na Arkadię. W listach i notatkach z podróży z 1787 roku, opublikowanych zbiorczo jako Italienische Reise1, Goethe odwrócił wzrok czytelnika od widoku śmierci i własną podróżą zaświadczał, że ziemski raj nadal istnieje na południu Włoch i nawet człowiek z Północy może poczuć się tam szczęśliwy. To skierowanie wzroku na zalety Arkadii było celowym zabiegiem, skoro obu częściom pierwszego wydania Goethe dał motto: „Auch ich in Arkadien!”.
Takie motto pod zapiskami z podróży było jednoznacznym opowiedzeniem się po stronie życia. Pełen witalnych i twórczych sił autor odbierał głos zarówno śmierci, jak i nieboszczykowi. Co więcej, zdanie to – inaczej niż w łacińskim oryginale - kończy się wykrzyknikiem, w tym jednym znaku kumulując radość i werwę zadowolonego z siebie człowieka. Tak też został uwieczniony na najsłynniejszym płótnie Tischbeina, który towarzyszył mu w podróży do Neapolu i sportretował na tle krajobrazu Kampanii, przy rzymskich ruinach. Nie było na nich czaszki, ani inskrypcji ostrzegającej przed śmiercią, lecz płaskorzeźba nawiązująca do pisanego wówczas dramatu Ifigenia w Taurydze.
Według Goethego włoska Arkadia to miejsce, gdzie ludzie żyli pełnią życia, którego - dzięki szczególnemu połączeniu piękna krajobrazów, klimatu, sztuki i obyczajów – z przyjemnością używali. Miejsce, w którym przybysze, zwłaszcza przybysze z Północy, a szczególnie z Niemiec, odchodzą od zmysłów, przestają być sobą, odżywają lub wręcz rodzą się na nowo. W szczycie euforii Goethe notował:
1 Tytuł Italinische Reise znalazł się dopiero w wydaniu zbiorowym w 1829r., a wcześniej opublikowano w dwóch częściach jako „Moje życie. Poezja i prawda.”. Przekład polski: Goethe, Podróż włoska, PIW, Warszawa 1980. Cytaty w tekście oznaczone są jako [G/nr strony]. W tekście posługuję się tytułem oryginału Italienische Reise, by zachować spójność z cytatami z Dzienników S.Marai.
1
Wybaczam wszystkim, którzy w Neapolu odchodzą od zmysłów” [G/168-169]. Neapol jest rajem. Wszyscy żyją tu w jakimś stanie upojonego samozapomnienia. Nie inaczej dzieje się ze mną. Z trudem siebie poznaję; wydaje mi się, że jestem odmienionym człowiekiem. Wczoraj pomyślałem sobie, że albo dotąd byłem wariatem, albo jestem nim teraz. (…) W Rzymie chętnie poświęcałem czas studiom, a tu chciałbym tylko żyć. Zapomniałem o sobie i o świecie. Czuję się niezwykle, przebywając wyłącznie wśród ludzi, którzy nic nie robią, tylko używają życia. [G/187-188]
W Neapolu żyłem jak neapolitańczyk. O pracowitości mowy nie było. (…) Podczas tej podróży na pewno nauczę się podróżować, ale czy nauczę się żyć? Ci, którzy żyć umieją, za bardzo różnią się ode mnie naturą i sposobem bycia, bym mógł rościć sobie pretensje do takiego właśnie talentu [G/200-201].
Goethe zachwycony używaniem życia, tak obcego naturze zapracowanego człowieka Północy, ze szczególnym upodobaniem przyglądał się próżniakom, słynnym lazzarone, których w Neapolu miało być wówczas nawet do czterdziestu tysięcy. Podejmował nawet coś na kształt wypraw etnograficznych:
Zacząłem dopytywać wśród przyjaciół o owe niezliczone rzesze próżniaków, by wreszcie zobaczyć ich na własne oczy, ale nie umiano mi ich pokazać, sam więc wyruszyłem na łowy. [G/292] Niesłusznie uważa się, że żyli oni w nędzy, albowiem ich dewizie obywania się bez wszystkiego znakomicie sprzyjał klimat, którym im wszystkiego użyczał (…) Nie byłoby więc nic dziwnego, gdyby tak zwany żebrak neapolitański wzgardził stanowiskiem wicekróla w Norwegii [G/295].
Warto jeszcze odnotować, że w późniejszych wydaniach Goethe usunął motto „Auch ich in Arkadien!”. W tej decyzji można widzieć wpływ postępującejstarości i coraz większej nostalgii za szczęśliwymi chwilami spędzonymi na południu Włoch. Być może powolne, dzień za dniem, zbliżanie się ku śmierci, by nieuchronnie przyjąć, wcześniej odrzuconą, maskę nieboszczyka i ostatecznie przemówić jego głosem, odebrało Goethemu pewność niezbędną, by wychwalać swoją obecność w Arkadii. Najwyraźniej z czasem, który jak mała myszka z obrazu Guercino podgryza wszystko, afirmacja życia coraz trudniej przechodziła autorowi przez gardło, a euforyczny okrzyk stawał się jawnie groteskowy. Usunięcie motta, nie zmieniło jednak tego, że Italienische Reise stała się dla kolejnych pokoleń czytelników pasjonującym, pełnym życia świadectwem podtrzymującym mit istnienia Arkadii, gdzie warto podróżować nie tylko dla przyrody i sztuki, ale przede wszystkim, by na własne oczy, przytłoczone zgoła niearkadyjskim doświadczeniami Północy, zobaczyć ludzi praktykujących odmienny styl życia, dokąd należy udać się, by odnowić nadwyrężone siły duchowe.
Przyglądając się z perspektywy czasu podróży Goethego zaskakuje, że mimo, iż jak sam przyznaje znalazł ziemski raj, to nawet przez chwilę nie miał zamiaru w nim pozostać. Po kilku tygodniach, choć z żalem, jednak wyruszył dalej na Sycylię, gdyż dusza ludzka nie da się poskromić [G/196], co ujawnia niezdolność człowieka twórczego z Północy do dłuższego życia w Arkadii – najwyraźniej do jego natury przynależy bycie poza rajem, w ciągłym poszukiwaniu wyzwań, zmaganie się z przeciwnościami losu, bez radości używania pełni życia, w stanie nawracającego nieszczęścia, przed którym ratuje jedynie wspomnienie Neapolu.
- Różewicz
Różewicz uważanie czytał Goethego. Ocalony z pożogi wojennej, spustoszony i rozbity na fragmenty przez traumy ściganego i walczącego człowieka, brutalnie pozbawiony wiary w wartości humanistyczne, być może pokładał jakieś nadzieje na odrodzenie, gdy w maju 1960 roku jechał pierwszy raz do Włoch. Być może naprawdę wierzył, że dozna tam wrażeń zmysłowych, których nie odda żadna książka i żaden obraz, że dzięki tej podróży świat znowu stanie się interesujący [G/23]. Lektura Italienische Reise musiała być intensywna, a nadzieje
2
niemałe, o czym świadczy napisany po powrocie poemat Et in Arcadia ego2, będący ostrą polemiką z mitotwórczym świadectwem Goethego. Polemiką, w której można wyczuć zawód tego, który w coś głęboko chciał wierzyć, a doznał równie głębokiego rozczarowania.
W poemacie Et in Arcadia ego związek z Italienische Reise występuje już na poziomie tytułu i motta. Różewicz na tytuł poematu wybrał łaciński pierwowzór zdania, które u Goethego było mottem, a z kolei na motto wybrał nieznacznie przez siebie zmieniony fragment z Italienische Reise, ale tylko po to, by obnażyć jak fałszywie brzęczy w zderzeniu z aktualną rzeczywistością ujawniającą w poemacie swoją prawdziwą postać. Motto pochodzi z zapisu z dnia 27 lutego 1787:
Przypominam sobie ze wzruszeniem mego ojca, który zachował na zawsze niezatarte wrażenie po obejrzeniu tego wszystkiego, co dziś widziałem po raz pierwszy. Mówią, że człowiek, który widział ducha, nigdy już nie będzie wesoły. O moim ojcu można by powiedzieć coś wręcz przeciwnego: nigdy nie poddawał się bez reszty panującym nastrojom, bo zawsze mógł wspominać Neapol. [G/169]3
W zakończeniu poematu można znaleźć odpowiedź, czy również dla Różewicza podróż włoska stała się źródłem radosnych wspomnień, talizmanem chroniącym od depresyjnych myśli:
Opowiedz mi o
włoskiej podróży
Nie wstydzę się
płakałem w tym kraju
piękno dotknęło mnie
byłem znów dzieckiem
w łonie tego kraju
płakałem
nie wstydzę się
Próbowałem wrócić do raju
[R/32]
Ta końcowa deklaracja brzmi niejednoznacznie, ale lektura całego poematu nie pozostawia złudzeń, że próba powrotu do raju zakończyła się fiaskiem. Bycie na powrót dzieckiem oznacza sprowadzenie istoty ludzkiej przez zdziecinniałą współczesną cywilizację do samego ciała, z którego wywędrowała dusza lub skurczyła się do malutkich rozmiarów, mieszczących się na końcu języka portowej dziewki [R/16], a wspomniany w zakończeniu poematu płacz wynikał z dotknięcia pięknem piekła namalowanego na ścianach bazyliki w Torcello [por. R/28]. Dlatego prawdę zawiera wyznanie: czy myślałaś / że wrócę zupełnie odmieniony / nie trzeba udawać [R/23].
We Włoszech Różewicz nie znalazł tego, co znalazł tam Goethe. W Arkadii wszędzie była już śmierć. Pozostały tylko stare dekoracje raju i piekła [R/15], duch znalazł schronienie / w Banco di Santo Spirito / i osamotnione ciała / wędrują po wielkim mieście / pod bielmem nieba [R/16]. Ludzie, pozbawieni pamięci, ze skarlałą duszą, w zgiełku i chaosie zmechanizowanego świata
zajmowali się zabawą, konsumpcją i defiladą, szykując sobie kolejne kataklizmy (ktoś nakręcił pojazdy i ludzi / rozwija się defilada / w słońcu nad niebieską zatoką / biegnie śliczne kolorowe wojsko [R/30]). Tytuł poematu, niczym ostateczna pieczęć, przyznaje śmierci pełne władztwo
2 T. Różewicz, Głos anonima, Wydawnictwo „Śląsk”, Katowice 1961. Cytaty w tekście oznaczone są jako [R/nr strony]. 3 Różewicz zmienił ten fragment następująco [w tłumaczeniu A.Kuli, Tadeusza Różewicza podróż do Arkadii, Prace Polonistyczne 58/2003]: „Mówi się, że ktoś, komu ukazał się duch, nigdy nie będzie radosny, lecz można by powiedzieć o nim, że nigdy nie będzie nieszczęśliwy, bo ciągle będzie mógł wracać myślą do Neapolu”.
3
nad Arkadią, bo nie można mieć wątpliwości, że to właśnie ona triumfalnie ogłasza: „Ja, śmierć, jestem nawet w Arkadii”.4
O polemicznych charakterze poematu Et in Arcadia ego świadczy nie tylko tytuł i motto, ani nawet kolejne dwa cytaty z Italienische Reise wplecione w jego tekst5, ale przede wszystkim liczne nawiązania do tego, co opisał Goethe, a co ujawniło dla Różewicza inne oblicze. Dlatego wiele można zyskać dzięki łącznemu czytaniu obu tych książek.
Przykładowo, w Italienische Reise Goethe informuje:
Neapolitańczyk cieszy się nie tylko jedzeniem, ale jeszcze domaga się, by wszystkie towary wystawione na sprzedaż ładnie wyglądały. Na Santa Lucia ryby układa się na zielonych liściach, w czystych, ładnie wyplatanych koszach (…) Cieszą oko przybrane zielenią pomarańcze i cytryny we wszystkich gatunkach. Najstaranniej jednak wystawione są mięsa, na które lud wygłodzony ciągłymi postami spogląda ze szczególną pożądliwością. W jatkach wiszą ćwiartki wołowiny, cielęciny i baraniny. Chude części boków i udźców są zawsze grubo pozłacane (…) Nie dość, że to wszystko zostaje zjedzone, to jeszcze co roku urzędnik policji w towarzystwie trębacza objeżdża miasto i na każdym placu i skrzyżowaniu ulic ogłasza, ile wołów, cieląt, baranów, świń, itd. spożyli neapolitańczycy. Ludek słucha uważnie, cieszy się nieskromnie, że liczby są tak olbrzymie, i każdy przypomina sobie z satysfakcją, jaki był jego udział w tym używaniu [G/298].
W poemacie Et in Arcadia ego konsumpcja, zwłaszcza mięsa, zdominowała całkowicie ludzką egzystencję, stając się – poza nieustannym przemieszczaniem się – głównym zajęciem, a sztuka pięknego wystawiania towarów stała się dekoracją, spod której w szyderczej formie wychodzi rozpad i przemijanie:
wisiały grona cytryn
z liściem sztywnym lakierowanym
leżały banany wygięte
pokryte czarnymi plamami
brunatne figi
różowe melony księżyce
z wody i światła w skórze nosorożca
z szeregami pesteczek w ustach
[R/9]
mięso trawi mięso
kryzys współczesnej cywilizacji
trwa tak długo
lecz podejrzewam że nie ma kryzysu
jestem mięsożerny
czy pan życzy nogę czy pierś
czy podać tatara
jesteśmy przedmurzem
proszę tatara
[R/23- 24]
Inny przykład, to opisywane na początku poematu trzy pomniki, z czego tylko jeden to rzeźba głowy nieznanego bohatera, a dwa pozostałe to bezdomni – jeden karmiący gołębie, które okrywają rzeźbę siwym ptasim pomiotem, drugi leżący na ławce z gazetą na twarzy i w kolorowych skarpetkach [R/8]. Nasuwa się tu tradycja „żywych obrazów”, o której pisał Goethe
4 E. Panofsky, Et in Arcadia ego. Poussin i tradycja elegijna. [w:] Studia z historii sztuki, oprac. I wybór J. Białostocki, Warszawa 1971, s. 330. To prawidłowe tłumaczenie zostało ustalone dopiero w 1938, wcześniej tłumaczono to zdanie nie jako wypowiedź śmierci, lecz nieboszczyka: „I ja żyłem w Arkadii”.
5 W tłumaczeniu A.Kuli, op.cit.: „W Wenecji zna mnie tylko może jeden człowiek, i on mnie w najbliższym czasie (wkrótce) nie spotka” oraz „Neapolitańczyk wierzy, że jest w posiadaniu raju i ma o krajach Północy bardzo smutne wyobrażenie: zawsze śnieg, drewniane domy, wielka niewiedza…”
4
jako jednej z duchowych rozrywek wykształconych elit, a która u Różewicza uległa zbrukaniu razem ze sztuką wysoką:
Przy okazji wspomnę jeszcze o wielkiej pasji neapolitańczyków. (…) zabawa w żywe obrazy, zaczerpnięte z historii lub poezji, będące teraz jedną z głównych wieczornych rozrywek w pałacach arystokracji i ludzi bogatych (…) Hamilton zaprowadził nas do swych piwnicznych schowków (…) Zaintrygowało mnie stojące pionowo pudło, otwarte z przodu, pomalowane w środku na czarno i ujęte we wspaniałe złocone ramy. Było dość duże, by pomieścić postać ludzką, i jak się potem dowiedziałem, takie właśnie miało przeznaczenie. Naszemu miłośnikowi sztuki i dziewcząt nie wystarczało, że ogląda piękny wizerunek w postaci żywego posągu; chciał ponadto
podziwiać pannę Hart jako barwny nieprześcigniony obraz. Stojąc na czarnym tle w swych kolorowych szatach, naśladowała ona niekiedy starożytne malowidła z Pompei, a także nowe arcydzieła (…) [G/291].
Przykłady związków poematu z zapiskami podróżnymi Goethego można byłoby mnożyć, dostarczają bowiem wspaniałej czytelniczej satysfakcji, ale trzeba wrócić do głównego wątku tych rozważań, czyli kto i co na przestrzeni dziejów mówi słowami „Et in Arcadia ego”.
Różewicz podważył mit Arkadii. W poetyckim sprawozdaniu ze swojej podróży donosił, że ziemski raj stracił szczególny status w świecie i stał się domeną śmierci, zwłaszcza w duchowym wymiarze. Śmierć w Arkadii była oczywiście obecna też w XVIII wieku, w czasie pobytu Goethego, ale miała wymiar jednostkowy, ciągle bowiem istniała dusza, żywi ludzie, duch kultury, który pobudzał wyobraźnię, twórcze źródło sztuki. XX wiek przyniósł radykalną zmianę i nie chodzi wyłącznie o wielką liczbę ofiar obu wojen światowych, ale również o przeludnienie, które nie ominęło Arkadii. Wszędzie pojawił się tłum, masy ludzi, a wraz z nimi śmierć na przemysłową skalę. Wystarczy porównać pojedynczą czaszkę z obrazu Guercino, ze stosami głów z poniższego fragmentu poematu:
obok tej głowy leżała druga głowa
głowa na głowie i głowa przy głowie
piramida głów wznosiła się
do zbielałego nieba
ślepe głowy kokosowych orzechów
pokryte brunatnym włosem
rozłupane z śliną w białym wnętrzu [R/9]
Różnica z krajami Północy może sprowadza się tylko do tego, że na południu Włoch archeolodzy jeszcze odkopują głównie zabytkowe przedmioty, podczas gdy
Wykopaliska w moim kraju mają małe czarne
głowy zaklejone gipsem okrutne uśmiechy [R/29]
Różewicz nie tylko zburzył romantyczny mit włoskiej Arkadii, oddając słowa „Et in Arcadia ego” śmierci jako prawowitej właścicielce, ale dodatkowo rozpoznał, że jej władza tymczasem sięgnęła zdecydowanie dalej niż można byłoby sądzić na podstawie obrazów Guercino i Poussina. Nie jest już tą oswojoną i dobrze znaną panią, przychodzącą z ociąganiem, gdy czas wykona swoją pracę, by zakończyć szczęśliwe życie w świecie, w którym jednostkowa śmierć wciąż jest wydarzeniem. Nie ma już indywidualnego oblicza konkretnego nieboszczyka, lecz stała się zmechanizowana, masowa i anonimowa. Dzięki technologicznie przemienionej wojnie, jednej z najpopularniejszych ludzkich rozrywek, jej żniwa nie zależą już od upływu czasu, który wymuszał pewien porządek, lecz od przypadku – to z nim zawarła nowy pakt na rzecz chaosu i weszła bezpośrednio do Arkadii, przejmując sferę życia, dotychczas dla niej niedostępną. Z małego punktu kończącego życie rozprzestrzeniła się na całą jego długość, wydrążając je od środka, pod starymi dekoracjami. A wraz z przyrostem demograficznym osiągnęła efekt skali i zamiast jednostkowych grobowców również w ziemskim raju leży głowa przy głowie, głowa na głowie, piramida głów do zbielałego nieba.
5
Taka diagnoza współczesności wyłania się z poematu Et in Arcadia ego, a jego bohater wraz z innymi poddaje się procesowi rozpadu i duchowego regresu: leży przykryty białym prześcieradłem / myśli osypują się / pęka nić która go łączy / pęka nić która wiąże / obrazy i słowa [R/11]. Za cenę utraty wszelkiej nadziei, destrukcyjnej dla twórczego ducha, chce znać prawdę, chce patrzeć rzeczywistości prosto w podgardle, nie zostawić ani jednego miejsca / ani jednego białego pola / dla wyobraźni [R/25]
- Marai
Sandor Marai jest jednym z tych, o których mówi przytoczone wyżej motto poematu Et in Arcadia ego, gdyż po tragicznym spotkaniu z duchem (dziejów) od całkowitego samounicestwienia uratował go pobyt na południu Włoch, gdzie w latach 1948-1951 odbudował siły po wojennej tułaczce.
Wtedy Włochy przypominały jeszcze miejsce opisane przez Goethego w Italienische Reise. Jednakże z powodów ekonomicznych musiał wyjechać do Ameryki (Nowy Jork), by wrócił w pobliże Neapolu w 1967 roku. Niestety, w międzyczasie wszystko uległo zmianie i po trzynastu latach rozczarowany ponownie wyemigrował za ocean, tym razem do San Diego w Kalifornii.
Jest więc Marai tym szczególnym przypadkiem, który doświadczył Arkadii najpierw jako najlepszego miejsca na Ziemi (Goethe), a następnie jako raju upadłego, zdegradowanego (Różewicz), mostem łączącym oba brzegi.
Sięgnięcie do wspomnień Sandora Marai jest uzasadnione również tym, że szczegółowo dokumentował oba doświadczenia w prowadzonych niemal przez całe życie Dziennikach.6Jest to więc kolejny – po notatkach z podróży Goethego i poemacie Różewicza - autobiograficzny utwór, w którym można śledzić ewolucję mitu Arkadii.
Zwłaszcza zapiski w Dziennikach z lat siedemdziesiątych potwierdzają wiele spostrzeżeń wyrażonych wcześniej przez Różewicza i dowodzą, jak czułymi obaj byli obserwatorami przemian dopiero wyłaniającej się nowoczesności:
1971: Szkoda Europy, bo to, co zajęło miejsce mądrych proporcji – rozpad zasad ludzkiego współżycia, skłębiona, spazmatyczna, trująca cywilizacja techniczna – pokazuje już początek końca czegoś, co się dopiero zaczęło. (…) Z Religii, ze Sztuki, z Miłości wyparowała magia. (…) człowiek na Ziemi nie czuje już nic, kiedy patrzy na niebo lub księżyc [M/4/158-159].
1974: Całe chmary ludzi, na ulicy, w lokalach, w pojazdach, wszędzie. Nie ma już miejsca dla człowieka z powodu tych wszystkich ludzi na terenach zamieszkanych – a ten tłum potrzebuje żywności, mieszkań, ubrać, rozrywki, kultury. Dwa objawy groźniejsze od bomby atomowej: przeludnienie i zanieczyszczenie środowiska. Człowiek zmienia w pomyje i kupę gnoju własne środowisko. W tłumie podróżnych już bardzo niewielu ludzi ma własną twarz. Młodzi i starzy noszą w większości maski narzucone przez innych, wszyscy mówią to samo i tak samo się zachowują. Rewolucja techniczna i superuprzemysłowiony świat pewnie jest w stanie dać tym tłumom żywność i dach nad głową: ale wydaje się prawie niemożliwe wychowanie ich na ludzi myślących. Ta straszna przemiana nastąpiła w ciągu kilku dziesięcioleci [M/4/188-189].
1975: Przed 27 laty, kiedy tu przyjechaliśmy, przyjęło nas ciche Posillipio. I cztery lata, które przeżyliśmy na tym wzgórzu, były może najlepszym okresem mego życia. Italia stawała na nogi po wojnie; nie było jeszcze śladu parweniuszowskiej chełpliwości dolce vita. (…) W latach sześćdziesiątych wybuchł miracolo economico. (…) urządzili sobie teraz pogański karnawał. Nędzę, bez żadnego okresu przejściowego, zamienili na obnoszone z dumą marnotrawstwo. (…) zataczające się w ekstazie, uciekające w najrozmaitsze odmiany samozniszczenia i
6 S.Marai Dziennik t. 1 1943-48, t. 2 1949-56, t.3 1957-66, t.4 1967-76, t.5 1977-89 Wydawnictwo Czytelnik 2016-2020. Cytaty w tekście oznaczone są jako [M/nr tomu/nr strony].
6
oszołomienia społeczeństwo (…) Dolce vita zmieniło się w groszową, masową narkozę, jak sportowe szaleństwo czy uliczne demonstracje połączone z rzucaniem bomb [M/4/366].
Finalnie niewiele zostało z ziemskiego raju, a gorycz przysłoniła tych kilka szczęśliwych lat z pierwszego pobytu we Włoszech. Tym co trwale ratowało autora Żaru w najtrudniejszych momentach życia przed całkowitym załamaniem ducha, nie była jednak Arkadia rzeczywista, lecz wykreowana w romantycznym opisie Goethego. To do niej Marai nieustannie wracał. Konkretna książka, Italienische Reise, była z nim przez całe zagmatwane życie, w ojczyźnie i na emigracji, wbrew niszczycielskiej historii:
na Węgrzech w 1919 w czasie komunistycznego przewrotu i na wsi w 1944, gdy nieopodal bombardowano Budapeszt:
1944: Dniem i nocą czytam Italienische Reise Goethego. Może ta lektura jest ostatnią podróżą mojego życia? Po raz ostatni – i pierwszy – czytałem tę książkę w czerwcu 1919 w miesiącach węgierskiego komunistycznego eksperymentu, w małym kąpielisku nad Balatonem. Te dwa momenty mego życia prywatnego i sytuacji światowej wykazują przerażające podobieństwo. [M/1/102]
w 1945 gdy wyciągał resztki prywatnej biblioteki z kopca gruzu i śmieci pozostałego na miejscu mieszkania przy ulicy Miko:
1945: W Budzie. Furką wywożę na wieś wszystkie książki i ubrania, które udało mi się uratować z gruzowiska. Siedzę wśród zniszczonych tomów Goethego, na górze tobołów powiązanych z prześcieradeł przypalonych ogniem granatów. Mojego Goethego zniszczył odłamek granatu. Ale kto mógł ukraść połowę tomów Prousta? [M/1/208-210]
w 1948 w pierwszych dniach biednej emigracji w Posilipio pod Neapolem:
1948: Rozpakowałem przywiezione tu książki – tych pięć, które zabraliśmy ze sobą na bezludną wyspę: włoski dziennik Goethego (…) [M/1/457] Przed snem czytam włoski dziennik Goethego, fragment neapolitański (…) Goethe opisuje człowieka południa, krajobraz, klimat, jak ktoś, kto rodzi się na nowo (…) właśnie znów po raz szósty czytam jego zapiski podróżne [M/1/482-483]
w 1954 w szpitalu:
1954: Lektura w szpitalu: Goethe, Italienische Reise. Strony o Neapolu. Jest coś w Neapolu, w Goethem i w Europie, czego tu, w Ameryce dramatycznie brakuje: ludzka wielkość. [M/2/373]
znów w pobliżu Neapolu (Salerno):
1971: Goethe, Italienische Reise, każdego dnia po maleńkiej łyżeczce. Z wielkiego działa życia dla mnie ten utwór zachował najwięcej żywotności [M/4/185] 1979: Jak alkoholik, który w końcu pije już tylko czysty spirytus, tak i ja mam ochotę już tylko na Goethego, Aranya, Plutarcha, Krudego i Wergiliusza. [M/5/121]
i w późnych latach, gdy starość już niemal odebrała mu wzrok:
1981: Lektury: Italienische Reise Goethego. [M/5/172]
Niezwykle rzadki przypadek tak intensywnej lektury i w efekcie Dzienniki zrodzone są z tego samego szlachetnego kruszcu, co Italienische Reise. Obaj autorzy niosą tę samą pochodnię, choć Marai miał trudniej, gdyż szedł przez spustoszoną już przez śmierć krainę. W przeciwieństwie jednak do Różewicza, z którym łączyło go równie pesymistyczne rozpoznanie prawdy o współczesności, swoim życiem dawał nadzieję, że nadal można trwać do późnej starości po stronie ducha (innego niż religijny), nie zamykając oczu na prawdę o rzeczywistości. Niezbędna w tym celu jest nawracająca lektura Italienische Reise, by nie poddać się bez reszty i zawsze móc wspominać Neapol, choćby to było cudze wspomnienie. Najważniejsze, by pozostawić białe pole dla wyobraźni.