Na początek jeden z wierszy ze zbiorku – żeby wyjaśnić i uzasadnić podtytuł tych krótkich rozważań oraz aby je usprawiedliwić (pięknem ich przedmiotu zainteresowania):
a przecież
a przecież wszyscy jesteśmy jak ślepcy
w miłości
i daleko nam do wiary
tak wielkiej
jak ziarnko gorczycy
powiedziała mała dziewczynka
do małego chłopca
na uszko
Scenka jak ze słodkiej XIX-wiecznej pocztówki i jakby z tego też okresu przywołane w niej wartości: miłość i wiara. Zestawienie akcesoriów dziecięcego świata z ‘poważnym’ wymiarem szeptanych na uszko słów wywołuje uśmiech czytelnika z zabawnej wizji, ale też otwiera nowe perspektywy. Może te dzieci to my – wszak wszyscy jesteśmy jak dzieci – i może ci ślepcy bez cienia nawet wiary to też my w pozbawionym złudzeń współczesnym świecie?
A tymczasem poetka proponuje podjęcie tych wartości, dla jednych dawno niemodnych, dla innych ‘nawiedzonych’, z całą siłą naiwnego ich przyjęcia – z jednej strony, i z głębią dojrzałości – z drugiej.
Docelowa, ostateczna postawa, do której dochodzi ‘ja’ liryczne zgromadzonych w tomiku wierszy, może być podsumowana kilkoma wersami z kamyka przydrożnego:
kiedy idę ulicą
w pantofelkach
które tańczą
z pyłkiem i kamykiem przydrożnym
zatopiona w każdym kroku
jak w zachwycie
stąpam po królestwie niebieskim
czy ze świat ma twoje oczy:
właśnie budziło się słońce
stałam oparta o kolumnę drzewa
a moja twarz stawała się coraz jaśniejsza [...]
powiedziałam do siebie
jesteś piękna
nic nie musisz zmieniać
widzisz
świat ma twoje oczy
niebiesko-szare
z żółtymi promykami
i odrobiną zieleni
gdzieniegdzie
To postawa bezgranicznej akceptacji siebie, świata, innych, do której dochodzi się na chwilę, na olśnienie, by potem znowu podejmować pracę i trud ‘godzenia się z życiem’:
żeby tak pogodzić się z życiem
jeszcze zdążyć powiedzieć coś miłego
potrzymać za rękę
usiąść w progu
na trawie
przed sklepem
gdziekolwiek
i tak sobie
posiedzieć
(żeby)
Ale nawet takie krótkie chwile, a dokładniej: przywoływanie takich chwil, wydaje się cenne i potrzebne – jak uchylenie okna, by wpuścić słońce i wiatr do mrocznego pokoju.
Jednak droga do takiej postawy, by w niej p r a w d z i w i e być przez mgnienie, nie jest łatwa. Czyhają na niej liczne przeszkody – niezgoda na różne aspekty swojej osobowości (do siebie samej), oczekiwania i wyobrażenia, które stały się niemal naszą drugą naturą (nic sobie nie wyobrażam; i wszyscy święci) czy trudność sprostania wymogom dojrzałej postawy i (samo)świadomości (szukam matki; i wszyscy święci).
Dojrzałość polega na dostrzeżeniu i zaakceptowaniu faktu naszej samotności, bezdomności, niezrozumienia świata i bycia przez świat niezrozumianym, niedopasowania, oraz na znalezieniu rozwiązania – niełatwego i nie w pełni może satysfakcjonującego, ale jednak rozwiązania, poprzez stanie się ‘matką’ dla siebie samego, poprzez ‘rzucenie się sobie w ramiona’:
wszystko mnie dzieli [...]
straszy uwiera
płaczę jak dziecko
szukam matki która mnie pozbiera [...]
szukam matki
która wie kim jestem
szukam matki
którą jestem
(szukam matki)
a przecież nie ma przy mnie nikogo
kto mnie potrzyma za rękę
myślisz że mogę jak syn marnotrawny
rzucić się sobie w ramiona
i zostać tu
tak po prostu
(i wszyscy święci)
Wiersze, które mają w sobie wiele delikatności, uroku, humoru, kryją też szorstkie prawdy, będące dla człowieka wyzwaniem. Często pojawia się w nich motyw niewiernego mężczyzny, ograniczonej, płytkiej kobiecej miłości, nietolerancji ludzi przekonanych, że znają prawdę ostateczną czy marnotrawienia życia na skutek przyjęcia ‘nieludzkich’ ideałów. Konkluzje, do jakich te motywy prowadzą, są niebanalne dzięki psychologicznej wnikliwości lub humorowi. Na przykład jawi się nam przebłysk zrozumienia, że zdradzana przez męża kobieta tak naprawdę najpierw sama zdradziła siebie, upatrując sens swojego istnienia w byciu ‘czyjąś’ (dzień dobry pani grzegorzowo). Albo porusza groteskowa makabreska losu świętoszki ‘żyjącej bez śladów miłości na starannie wyprasowanej sukni’, którą ma teraz, po jej śmierci, ‘każdy robak i podobno dobrze jej robi ta rozwiązłość’ (kasztany).
Szeroka perspektywa przestrzenna i czasowa (wszech-świat, życie i po-życiu) pozwala na przyjrzenie się ludzkim postawom z pewnego dystansu. Nie ma więc łatwych ocen. Nie ma potępienia. Nie dopuszcza się ‘krojenia świata na zło i dobro’ (miłość niczego nie zmieni), co oznacza, że udaje się ‘ja’ lirycznemu osiągać niekiedy perspektywę poznawczą, o jakiej pisze teraz Olga Tokarczuk w „Czułym narratorze”. Tomik, tak pięknie wydany przez lubelskie Norbertinum, ze starannością i prostotą godną umieszczonych w nim wierszy, jest wypowiedzią c z u ł e g o, w tokarczukowskim znaczeniu, ‘ja’ lirycznego (albo raczej bywa taką wypowiedzią – bo nie dotyczy to, oczywiście, wszystkich utworów).
Dużo jeszcze w zbiorze „kobieta która gotuje rosół” wątków, blasków i cieni, łez i uśmiechów, szeptem nuconych prawd. Tutaj udało się dotknąć zaledwie paru z nich. Wspomnę jeszcze tylko, że na mnie szczególne wrażenie wywarło epitafium napisane po głośnej samobójczej śmierci gdańskiej gimnazjalistki w 2006 roku, z jego wizją człowieka-cudu; opis relacji między ja i nie-ja z nic sobie nie wyobrażam, w której j e d n o c z e ś n i e zachowujemy odrębność niezależnych, pełnych, samospełnionych bytów i silnie odczuwamy swoją wzajemną bliskość, a nawet – na pewnym poziomie – tożsamość; czy poruszające wezwanie z mocnego a jeśli się nie opamiętają do niezłomnego trwania przy sobie samym, tak aby oddana została sprawiedliwość należna każdemu istnieniu i zachowany oparty na miłości porządek świata.
Wiele wierszy zaprezentowanych w tomiku Hanki Bondarenko wydaje się potrzebnych (gdyby nie konieczna skromność wypowiedzi, chciałoby się dopowiedzieć: ‘potrzebnych polskiej ziemi’) jak ratujący życie deszcz. Należałoby je rozgłaszać, powtarzać, wyjaśniać, żeby wryły się w duszę czytelników (a może: ‘aby wryły się w polską duszę czytelników’), dodając jej lekkości, piękna, wiary i miłości:
kiedy modlisz się do swojego boga
nie mojego
a ja mówię że to bluźnierstwo
albo nie poznałeś dotąd żadnego
a ja mówię że to bluźnierstwo
to cię nie widzę
i mogłabym cię nadepnąć
jak kartkę papieru
szkoda że już się nie bawimy
jak dawniej
kiedy nie wiedzieliśmy nic
na pewno
i wołając pomidor
tarzaliśmy się ze śmiechu
znanego kilku mistykom
i może paru poetom
(pomidor)
Hanna Bondarenko, Kobieta, która gotuje rosół, Lublin 2018, Wydawnictwo Norbertinum, ss. 62