Kazimierz Grochmalski to twórca eksperymentalnego Teatru MAYA (w latach 1976-1998 zrealizował 16 premier według własnych scenariuszy). Ostatnio wydał dwa tomy poezji: „Teatr, którego nie było” (2016) oraz „Traktat o marionetkach” (2018). Autor własnej metody teatralnej nazwanej „kompozycją komediową”, którą prezentował na kilkunastu uniwersytetach całego świata. Twórca legendarnego teatru, konkurującego z „Teatrem Ósmego Dnia” Lecha Raczaka. Po latach pracy w biznesie (między innymi współkreacja sieci sklepów „Żabka” na zlecenie „Elektromisu”) Kazimierz Grochmalski wraca w objęcia muz dwoma tomami poezji i ostatnio wydanym zbiorem 14 utworów prozatorskich pt. „Uśmiech”.
Hotele. Podróże. Lotniska. Ciągle nowe miejsca. Nowe sytuacje. Tak zaczyna swe opowieści Kazimierz Grochmalski. Bo świat tej prozy jest przebogaty, a jego bohater ciągle otwarty i nienasycony, głodny nowych spojrzeń, ludzi, doświadczeń. Ale nie wszystko, nie wszyscy są aż tak piękni… Oto tytułowy „Bohater miesiąca”, przysłowiowy „NIKTO”. W „Uśmiechu losu” galeria typów tandetnych, łatwych, karykaturalnie skreślonych: Los Fortunatus, Happiness, Duo Kurduplos, Los Duptas, Los Ślepos, Los Kretinos… Oszczędzone zostają kobiety. Najczęściej piękne, dobrze zbudowane, towarzyszące swym samcom. Żal mi uśmiechu Giuletty Masiny, którym kupczą niegodni. „La Stradę” ongi przeżyłem głęboko i do dziś… Może pomoże nam w egzystencjalnej szarpaninie „Humana Manekinoplex” – lek na wszystko według genialnej, autorskiej receptury? Może właśnie to panaceum z „Uśmiechu manekina” pomoże nam strawić świat zbyt bogaty, nieobjęty, niezrozumiały?
Ta podróż obejmowała wiele krajów, dziesiątki wielkich i małych portów, setki lotnisk i jeszcze więcej dworców kolejowych.
Trwała długo, może nawet zbyt długo, pochłaniała czas, ba, trwoniła go niemiłosiernie, nie dając żadnych szans na ponowne odzyskanie go (…).
Ileż to spektakli teatralnych, ileż popisów operowych, wirtuozerii sal koncertowych widział, przeżywał, ale i nudził się (…).
(„Zachwyt”)
Z opresji (bo już i zaczynamy nie lubić ludzi i autora), ratują nas tytułowi bohaterowie: konsjerż i osioł, postacie ciepłe, ludzkie, że do serca przyłóż… Także i bohaterowie świata sztucznego – sztuki, ludzie cyrku, karuzeli, sceny. Ten przebogaty świat, który sam siebie nie rozumie i nie wie po co jest – trwa, ratuje od zupełnej destrukcji postać z dzieciństwa – Maksymka („Zachwyt”), to on ratuje nas od przysłowiowej pętli Kierkegaarda i chociaż Obywatel świata jest Nikto, to jednak:
Dziecięca podróż i ten zachwyt przesuwającymi się perspektywami, w których kryło się tyle nowych miejsc, zapachów, tyle przedmiotów do tej pory nieznanych, ten zachwyt nauczył Maksymkę ogromnego pragnienia, aby ten stan gorączkowego podniecenia nigdy się nie skończył.
(„Zachwyt”)
Na ziemię sprowadza czytelnika wprawdzie Wódz, z opowieści „Świat bez uśmiechu”, ale już blisko postacie ze świata wyobraźni, sztuki, sceny – Długi i Mały.
Demiurg kurdupel i Długas kartofel – dwie skrajne formy śmiechu samego w sobie. Parodia z Groteską maszerują przez świat przedmieść! Ludzie patrzą i się śmieją. Ich śmiech jest dogłębny, sięgający dna trzewi, jakby tam, w tej pustce otchłani ludzkich kiszek, rodził się najczystszy, głęboki śmiech, co wybuchał nieskoordynowany, chaotyczny, pełen niszczącej siły życia! Samooczyszczącej się siły życia. Śmiech pusty, a jakże głęboki! Wesoły, a niszczący. Jakby chciał opróżnić się z czegoś, co można by nazwać CIĘŻAREM BYTU.
(„Na karuzeli”)
W tradycyjnej prozie, w owym lustrze przechadzającym się po drodze (cytując klasyka), autorzy posługują się często behawiorystyczną metodą analizy postaci, jej reakcją na bodziec. Tu inaczej. Rzeczywistość mimo, że jest jej „za dużo”, stwarzają kreatorzy. To świat sztuki, sceny, „zrobiony” przez klaunów, aktorów, ludzi estrady, wesołego miasteczka i osobnika kręcącego korbą karuzeli jak Rzecki w „Lalce”, starzec bawiący się ruchomymi figurkami. I nad tym wszystkim unosi się tytułowy uśmiech.
Uśmiech, który łączy, ale i uśmiech, który przerywa subtelnie tkane nici połączeń, struktury wspólnej konstrukcji chwil życia, które jest, dopóki trwa, ale kończy się nadspodziewanie szybko, kiedy nici te się przerywają. (…)
Czy obraz pogodnej, uśmiechniętej twarzy, która znalazła swoje miejsce w szeregu życia, wyraża zgodę na los, który jakikolwiek by był, jest jego losem. Ikoną tego, kim stał się.
Uśmiech może zmienić całe nasze życie. Odwrócić koleje (…).
(„Uśmiech losu”)
Brak w książce wątków metafizycznych, odniesień do sacrum. Ale to inna opowieść, inny narrator. Liczy się „tu i teraz” i wielokrotnie zaznaczane, powtarzane przez bohatera „Nigdy tu nie wrócę”:
Odcisk dwóch butów na ziemi to całe twoje imperium posiadania. Przemieszczane z miejsca na miejsce i tam, gdzie je postawisz, ustanawiasz swoje panowanie. Chociażby na jeden dzień, chociażby na chwilę i niech tak trwa, i niech tak będzie, chociaż na ten jeden moment…
(„Babka”)
Mimo to myślę, że czytelnik może znajdzie więcej w tej książce, niż obiecuje mu wydawca na 4 stronie okładki:
„Uśmiech” to próba czytania i interpretowania świata właśnie poprzez najróżniejsze formy śmiechu. To klucz do zrozumienia drugiego człowieka: jego szaleństw, kompleksów i marzeń. Uśmiech – zdaje się mówić autor – to twoja wizytówka. Można by zaryzykować twierdzenie, że zawiera się w nim niekontrolowana emanacja duszy.
Ta ksiązka jest jak film, pełna obrazów, których nie da się szybko zapomnieć. Jest jak podróż, która wciąż trwa i nie chcesz, aby kiedykolwiek się skończyła.
Czytając „Uśmiech” znalazłem trzy przysłowiowe „kotwice”, punkty oparcia – nadziei: w oczach portiera u wrót lokalu („Konsjerż”), w postaci babki – Kasandry („Babka”) i w sylwetce więźnia uratowanego z obozu koncentracyjnego („Miejsce”).