Swego czasu zbierałam... wspo-mnienia. Wydawało mi się, że nie ma nic bardziej niezawodnego niż ludzka pamięć. W wielu przypadkach nie miałam racji. Ale tę mroźną i słoneczną grudniową nie-dzielę wciąż mam przed oczami.
Na przełomie lat 70. i 80. XX wie-ku, często odwiedzałam mieszkanie Lilii i Walerego Sulimowych, znajdu-jące się na poddaszu przy ulicy Teatru 3 w Rydze. Pamiętam, że wchodziło się do nich po skrzypiących schodach. Prowadzili otwarty dom. Wielu ludzi łączyło to miejsce, a numer telefonu, 210030, znany był daleko poza gra-nicami Rygi. Walery telefonicznie przekazywał informacje na temat prześladowań dysydentów obrońcom praw człowieka w Moskwie i na Za-chodzie. Oczywiście telefon był na podsłuchu, ale fakt ten najwyraźniej nie wpłynął na zachowania właścicie-la domu - to była forma manifesta-cji wolności. Czasami Lilia częstowa-ła mnie kanapkami i kawą. Czasami przychodził Walery. W zimie jego rę-ce były zmrożone, aż sine. Wtedy nie wiedziałam, że piętro niżej w nie-ogrzewanym magazynie u teściowej, miał cale laboratorium fotograficzne.
Było południe, słuchaliśmy audycji w języku polskim. Głos w radio brzmiał sztucznie, nieszczerze, zwia-stował coś niedobrego! Służby zagłu-szające były w tym czasie szczególnie aktywne, dlatego z powodu trzasków i szumów nie dało się słuchać w języ-ku rosyjskim ani BBC, ani „Głosu Ameryki", ani „Radia Swoboda". Łatwiej było nastawić radio na rozgło-śnie nadające w obcych językach, w tym w języku polskim. Dodam, że nie uczono go wtedy w szkołach.
Bardzo nas interesowały wydarze-nia w Polsce. Podczas, gdy my żyliśmy w epoce stagnacji za rządów Breżnie-wa, w sąsiednim kraju zachodziły nie-samowite zmiany: władze uznały nie-zależny związek zawodowy „Solidarność", w czasopismach i ga-zetach pojawiały się wiadomości, do których my nie mieliśmy dostępu. Prasa podziemna, którą zdobywał dla nas mąż Lilii, informowała o straj-kach w różnych częściach kraju, bra-ku produktów w sklepach, głodują-cych rodzinach robotniczych.
Do niedawna w kioskach można było jeszcze kupić polską prasę. Na-kład był marny, wszystko trzeba by-ło „załatwiać" z kioskarzem. Stopnio-wo polska prasa znikała. Jesienią 1981 w ZSRR zrezygnowano z zama-wiania polskiej prasy na następny rok. Towarzyszyło nam przeczucie, że stanie się coś złego. I wtedy nadszedł 13 grudnia 1981!
Lilia spojrzała na mnie poważnie zza odbiornika.
- W nocy, w Polsce wprowadzo-no stan wojenny. Słyszysz, Wolna Eu-ropa nadaje przemówienie Jaruzel-skiego - powiedziała i poszła zadzwo-nić do męża, aby przekazać mu nie-pokojące wieści.
***
Okazało się, że lepiej nie polegać tylko na własnej pamięci! Nie pamię-tam tytułów wielu książek, które przeczytałam, odwiedzając Lilię i Wa-lerego. Dokładnie za to pamiętam re-gał wypełniony książkami w języku polskim. Nie mogłam ich wtedy czy-tać, bo nie znałam języka. Ale imio-na i nazwiska autorów zapadły mi w pamięć. Była tam polska klasyka, było dużo przekładów literatury hi-storycznej, popularno-naukowej i de-tektywistycznej. W przeważającej części zostały przetłumaczone z języ-ka angielskiego, a nawet - z rosyjskie-go. A na półce poniżej zwykle leżał stos gazet i czasopism w języku pol-skim. Nawiasem mówiąc, w czasie przeszukiwań, ta półka pozostała nietknięta.
* * *
Ostatnio w Dusseldorfie, zapyta-łam Walerego:
Pamiętasz, jak wszyscy ustawia-liśmy się w kolejce po dobre książki w języku rosyjskim lub jak zdobywa-liśmy je przez znajomych? Strasznie nam ich brakowało! Jak ci się udawa-ło zdobyć w Rydze tak piękną litera-turę w języku polskim?
Och, z literaturą obcą wtedy by-ło inaczej! - powiedział. - Po pierw-sze, do sklepu z literaturą zagranicz-ną „Globus" książki w języku polskim przychodziły raz na dwa miesiące. My, to znaczy stali klienci, wiedzie-liśmy o tym wcześniej. Raz w roku, zazwyczaj w czerwcu, odbywała się wystawa i sprzedaż literatury polskiej. Pamiętam, że reklamy wisiały już ty-dzień przed tym wydarzeniem. Wy-stawy otwierali przedstawiciele Mini-sterstwa Spraw Zagranicznych i Kul-tury. Przyjeżdżali też polscy pisarze.
- Kto w Rydze znał język polski?
- Przede wszystkim, oczywiście, byli to Polacy, ale nie tylko. Przycho-dzili też Łotysze i Rosjanie. Zaskaku-jąco wiele osób w Rydze czytało wte-dy w języku polskim! Mieli rozmaite zainteresowania. Książki też dotyczy-ły różnych dziedzin. Niektórzy zbie-rali literaturę na temat lotnictwa.
Niektórych interesowały książki przemyśle stoczniowym. W tym czasie Polacy nadal pamiętali o znisz-czenia polskich sił powietrznych i ma-rynarki podczas II wojny światowej; mnóstwo książek z tych dziedzin zo-stało opublikowanych. A jakie mie-liśmy bogate zbiory literatury popu-larno-naukowej ! Wszystko: od histo-rii do seksuologii! Oczywiście, ludzie kupowali literaturę piękną: polską oraz światową przetłumaczoną na ję-zyk polski.
Te coroczne wystawy były dla nas czymś więcej niż tylko okazją do ku-powania książek. Ludzie mogli tam spotkać się i poznać, a także wymie-nić literaturą i wiadomościami usły-szanymi w języku polskim w radiu.
***
Wieczorem 13 grudnia 1981 roku razem z artystą Nikołajem Uwarowem słuchaliśmy polskiej rozgłośni. Wydawało nam się wtedy, że decyzja generała nie była wcale najgorsza. Myśleliśmy, że w ten sposób ratuje swój kraj przed sowiecką inwazją. Skąd mogliśmy wiedzieć, że prawie każdego dnia w Polsce dochodzi do aresztowań działaczy opozycji, że zomowcy łapą ludzi nocą na ulicach miast, że biją ich i traktują jak zwie-rzęta? Ze zaczęła się wojna, w któ-rej wielu Polaków straci swoich bli-skich? I, że trzydzieści lat później, w Polsce nadal będzie trwała dysku-sja o stanie wojennym i o tym, czy za wszystkie zdarzenia należy winić ge-nerała?
** *
Trzydzieści lat temu myślałam, że jeśli nie cały świat, to przynajmniej moi znajomi na Łotwie, tak jak ja, in-teresują się zdarzeniami w Polsce. W tym roku zadzwoniłam do nich i okazało się, że niewielu miało świa-domość tego, co działo się w sąsied-nim kraju. Dlaczego? Po pierwsze, prasa sowiecka unikała wszystkiego, co dotyczyło wydarzeń w Polsce. A dostęp do prasy podziemnej w ZSSR miała tylko garstka ludzi. Nakłady były zwykle bardzo małe. Prasa trafiała przede wszystkim do tych, którzy byli uważani za „swoich". Surowe represje stosowano nawet wobec czytelników! Co prawda w 1981 roku nie wsadzano za czyta-nie prasy niezależnej do więzienia, ale zdarzały się przesłuchania, zwol-nienia z pracy lub wydalenia z uczel-ni! Na co dzień moi rodacy musieli przede wszystkim myśleć, jak zdobyć chleb. Nie było więc miejsca na zaj-mowanie się wydarzeniami, które nie dotyczyło ich życia bezpośrednio.
Tylko jeden z moich znajomych, Alnis Zandersons, znany na Łotwie reżyser i operator telewizyjny, powie-dział: - Gdy wprowadzono stan wo-jenny w Polsce, zdałem sobie sprawę, że doszło do katastrofy! Myślałem, że powtórzy się scenariusz z Czechosło-wacji, tyle że bez sowieckiej inwazji. Jaruzelski sam zrealizuje ten scena-riusz. Ale wydawało mi się też, tak jak i wam wtedy, że to może być sprytny ruch. Wiedziałem przecież z pierwszej ręki, czym były „czecho-słowackie wydarzenia". Dotknęły one moich przyjaciół, tyle, że w 1968 roku...
* * *
Kiedyś wydawało mi się, że choć nie mogę znać swojej przyszłości, to z pewnością wiem, co nie wydarzy się za kilka lat. Myliłam się. Znów je-stem w małym, ciemnym mieszkaniu w Dusseldorfie. Trzydzieści lat temu nie myślałam, że tu jeszcze wrócę. To-warzyszy mi dobry znajomy z Rygi. Przyjaźniłam się z nim i jego żoną. Ale nie mogłam wiedzieć, że w lecie 1995 roku Lilia umrze na atak serca w Olsztynie, że Walery na mocy de-kretu prezydenta dostanie obywatel-stwo Rzeczypospolitej Polskiej, że odnajdzie mnie w Niemczech i że w tym „drugim życiu" będziemy obchodzić rocznicę naszego ślubu.
W zeszłym roku pojechaliśmy na Łotwę. Cen-trum Rygi zmieniło się nie do pozna-nia! Dom na ulicy Teatru został cał-kowicie przebudowany. Najwyższego piętra już nie ma. Wspomnienia z poprzedniego życia zostały tylko w pamięci! Ale księgarnia, wokół której zbierali się miłośnicy literatu-ry polskiej, stoi na swoim miejscu! I te same kamienne Atlanty wspiera-jące kulę ziemską patrzą na prze-chodniów. Tylko literatury polskiej nie można już kupić ani w tym skle-pie, ani w żadnym innym. Nie ma też książek w językach obcych, oprócz li-teratury rosyjskiej. A polskiej prasy w Rydze w ogóle już nie sprzedają -jak mówią ci sami ludzie, którzy kie-dyś gromadzili się wokół księgarni!
Wydaje się, że wraz z wprowadze-niem stanu wojennego trzydzieści lat temu wszystko poszło w zapomnie-nie. I do dziś nie zdołało się już od-rodzić. Nowa rzeczywistość!
Przekład z rosyjskiego: Agata Zaremba