Wieś Wierzba leży nad jeziorem Bełdany na szlaku Ruciane Nida - Mikołajki. Część tego szlaku trzeba przebyć promem. Gdy promu akurat nie było, to trzeba było uderzać w gong i krzyczeć.
Jeździłem wraz z ojcem na wakacje do Wierzby w latach 1949-1957. Gospodarze, którzy nas gościli to byli starowierzy.
Najbliższy wiekiem tacie był Joachim, chłopak około dwudziestoletni, który z mamą mówił albo po niemiecku albo po polsku. Wydaje się jednak, że niemiecki był mu bliższy, prawdopodobnie po tacie, który był rdzennym Niemcem, a jako żołnierz Wehrmachtu zginął na wschodnim froncie.
Oprócz Joachima, mieszkali wspólnie na gospodarstwie, jego matka oraz babcia i dziadek. Utrzymywali się z młyna, który prowadził dziadek. Dziadek i babcia rozmawiali między sobą po rosyjsku, gwarą i po polsku. Niemiecki znali, ale nie używali. Ich córka, mama Joachima rozmawiała z nimi po polsku, ale rosyjskiego chyba już dobrze nie znała, chociaż rozumiała, co rodzice między sobą mówią.
Starowierców było w tej miejscowości więcej. W niedzielę zbierali się w jakiejś chacie, ale nie molennie na, modły.
Niestety, z towarzyszy tych wypraw mazurskich nikt nie żyje. Pozostał tata, ale pamięć już bardzo u niego wybiórcza, więc ciężko coś więcej od taty wyciągnąć.
Na zdjęciu: Klasztor fiedosiejewski pw. Zbawiciela i Świętej Trójcy w mazurskim Wojnowie. Obecnie gospodarstwo agroturystyczne Ludwikowskich.
Fot. Stefan Pastuszewski