W kwietniu 2015 roku odbyła się kolejna wyprawa Bractwa Inflanckiego, tym razem na Białoruś. Ponownie mieliśmy okazję przyjrzeć się temu krajowi i bliżej zapoznać się z mieszkańcami, kulturą, historią i zabytkami. Białoruś to powierzchniowo obszar 2/3 terytorium Polski przy zaludnieniu zaledwie 9,5 miliona mieszkańców. Proporcjonalnie do tego obszaru Polaków powinno być niespełna 15 milionów. Jest to zatem kraj słabo zaludniony. Kraj lasów, bagien, zadbanych pól rolnych. Niewiele jest miast, liczne są osady wiejskie.
Białoruś jest krajem specyficznym, wyrosłym głównie z tradycji chłopskiej, pańszczyźnianej. Nigdy nie było tam wielkiego przemysłu. W miastach dominowali Żydzi, którzy opanowali handel. Stosunki społeczne tworzyły proste zależności szlachta – chłopi, natomiast stosunki religijne były skomplikowane. Ludność od wieków była zchrystianizowana, podzielona na dwa Kościoły – katolicki i prawosławny. Na Unii Brzeskiej część hierarchów prawosławnych utworzyła Kościół grekokatolicki uznający zwierzchnictwo papieża, co zostało bardzo przychylnie przyjęte przez ówczesne polskie władze. Hierarchowie prawosławni zawsze nieprzyjaźnie patrzyli na poczynania katolików, oskarżając ich o tzw. prozelityzm czyli podbieranie sobie wiernych. Jezuita ks. Andrzej Bobola (1591-1657) był nadzwyczaj gorliwym realizatorem tej polityki. Został zamęczony w Janowie Poleskim. Do dziś jest on kością niezgody między dwoma Kościołami, zwłaszcza gdy został kanonizowany w roku 1938. Ta decyzja Watykanu zamiast wyciszać spory, wpłynęła na ich eskalację i to w czasie gdy Cerkiew rosyjska przeżywała hekatombę stalinowskich prześladowań. Podejrzewanie Kościoła katolickiego o prozelityzm było przyczyną niezaproszenia papieża Jana Pawła II do Rosji.
Dzisiaj po 70 latach ateizacji związki wyznaniowe na Białorusi cieszą się uznaniem władz i mają swobodę działania. Władze z prezydentem Łukaszenką uznały, że religia jest ostoją moralności i ma pozytywny wpływ na stabilizację kraju i stosunki społeczne. Pozwala zintegrować społeczeństwo i kultywować tradycje, co nie jest bez znaczenia dla żadnego narodu, a w przypadku Białorusi, poszukującej swojej tożsamości, ma szczególne znaczenie. Obiekty sakralne, licznie odwiedzane, przez wiernych są zadbane i sukcesywnie odnawiane.
W Pińsku odwiedziliśmy katedrę rzymskokatolicką p.w. Wniebowzięcia NMP i seminarium duchowne - znakomicie odrestaurowane. Miasto czci pamięć kardynała Kazimierza Świątka (1914-2011), którego imieniem nazwano jedną z głównych ulic. Położony w pobliżu katedry kościół katolicki zaadoptowano na cerkiew. Jest to częste zjawisko na Białorusi, wynikające z liczbowej przewagi wiernych Cerkwi prawosławnej. Obok odnowiono niewielką synagogę. Żydów jest dziś niewielu, jednak potrafią dbać o swoje tradycje. Rabin z Nowego Jorku został oddelegowany na „placówkę” wraz z całą rodziną i nikomu to nie przeszkadza.
W Mińsku kościół katolicki pod wezwaniem świętych Symeona i Heleny funkcjonuje w samym centrum stolicy obok gmachów rządowych. Jego fundatorem był zamożny ziemianin, Polak Edward Woyniłłowicz. Po wojnie bolszewickiej zamieszkał w Bydgoszczy, gdzie zmarł w roku 1928. Staraniem Bractwa Inflanckiego jego prochy zostały przewiezione do tegoż kościoła. Władze białoruskie nie czyniły w tym zakresie żadnych trudności. Prezydent A. Łukaszenka prowadzi bowiem roztropną politykę w tym zakresie uznając, że niesnaski religijne do niczego dobrego nie prowadzą.
Władze nie burzą pamięci historycznej, zarówno z okresu komunizmu jak i czasów wcześniejszych. Naród białoruski bowiem nie posiada szczególnej przeszłości historycznej. Białorusini nie mieli swojego państwa, zawsze byli pod czyimś panowaniem. Być może z tych powodów nie likwidują symboli tych czasów. Szukają swojej tożsamości.
W centralnych punktach miast nadal stoją pomniki Lenina. Roi się od ulic Lenina, Dzierżyńskiego, Tuchaczewskiego i innych. Są ulice takie jak Sowiecka, Komunistyczna, 17 Września 1939 itd. Nas Polaków ta ostatnia nazwa bardzo razi lecz cóż zrobić. Białorusini tkwią przy stalinowskiej wersji tych wydarzeń potraktowanych jako „zjednoczenie ziem białoruskich”.
Białoruś jest bardzo czysta i zadbana. Wyróżnia się na tle takich krajów jak Litwa, Łotwa, Ukraina a tym bardziej Rosja. Czystość jest wzorowa. W najmniejszej wiosce krawężniki i drzewa nie tylko owocowe są pobielone. Drzewa przy drogach także. Niedopałków papierosów nie dojrzysz. Chodniki wypucowane. Ludzie są spokojni i życzliwi. W Mińsku można spotkać wiele eleganckich i zadbanych kobiet – zupełnie niepodobnych do siermiężnych pań z epoki radzieckiej. Białorusini są narodem nam przyjaznym. Chętnie nawiązują kontakty. Cechuje ich słowiańska gościnność czego doświadczyliśmy nie jeden raz. Zupełnie inaczej niż na zachodzie Europy. Różnica jest wyraźna.
Białoruś jest bardzo bezpieczna. Milicja ma autorytet a ludność jest zdyscyplinowana. Nie widać pijaków ani burd w miejscach publicznych. W kodeksie karnym istnieje kara śmierci. To właśnie ona spędza sen z oczu naszym pięknoduchom i tzw. obrońcom praw człowieka. W Mińsku kilka lat temu w zamachu bombowym w metrze zginęło kilkanaście niewinnych osób. Dwóch młodych zamachowców złapano, osadzono i stracono. Jakiż to był krzyk w naszych mass- mediach. Rozpisywano się nad losem zamachowców, lecz nikt nie wspomniał o tragedii rodzin ofiar. Ciekawe, że naszym demokratom nie przeszkadzają egzekucje w USA, gdzie jest traconych kilkadziesiąt osób rocznie. Przypomnijmy, że w Polsce większość obywateli opowiada się za tą karą.
Gospodarka jest dziedziną decydującą o poziomie życia obywateli. Jest to materia skomplikowana i w dużym stopniu uzależniona od polityki.
Na Białorusi nie ma wolnej gospodarki za wyjątkiem drobnego handlu. Wszystkie gospodarstwa rolne są państwowe lub spółdzielcze. Zakłady przemysłowe także. Władza trzyma gospodarkę w ryzach urzędniczych i systemowych. Panuje przekonanie, iż „ nie należy wyprzedawać majątku narodowego w obce ręce”. Takie przekonanie jest nośne propagandowo (również w Polsce). Kapitał zachodni wchodzi bardzo ostrożnie, choć tylko stamtąd mogą płynąć pieniądze. Kapitał własny państwa i obywateli jest niewielki. Bo jakie fundusze może posiadać zwykły człowiek i deponować je w banku lub inwestować skoro ledwo wiąże koniec z końcem. Wobec tego banki są słabe kapitałowo i nie mogą wielu przedsięwzięć finansować. Wpuszczenie kapitału obcego byłoby ożywcze dla gospodarki lecz niebezpieczne dla władzy. Mogłoby doprowadzić do powstania niezależnych ośrodków władzy finansowej i pobudzić Białorusinów do przejmowania inicjatyw gospodarczych a następnie inicjatyw politycznych.
Białoruś w czasach radzieckich była znaczącym producentem traktorów, ciężkich pojazdów typu Biełaz, ciężarówek MAZ, czołgów itp. Była znaczącym producentem nawozów potasowych. Obecnie z uwagi na dużą konkurencję firm światowych, konieczność modernizacji wyrobów i wprowadzania nowych technologii przy braku środków finansowych, zmarginalizowało znaczenie przemysłu białoruskiego na rynkach światowych. Przemysł ten produkuje wyroby praktycznie tylko na rynek wewnętrzny i do Rosji. Przemysł jest niewydolny i nieefektywny, co przy braku surowców naturalnych prowadzi do załamania gospodarki. Pomimo tych argumentów władza nie popuszcza urzędniczego gorsetu. Strach przed nowym, przed utratą realnej władzy mocno tkwi w głowach decydentów.
Bezrobocie na Białorusi dziś praktycznie nie istnieje chociaż są osoby które unikają pracy. Prezydent wydał więc dekret, w którym nakazuje takim osobom przepracowanie minimum 183 dni w roku pod groźbą kary finansowej. Duża inflacja i tym samym mała stabilność rubla białoruskiego odstraszają inwestorów zagranicznych. Ziemia jest własnością państwa i możliwe jest jedynie jej wydzierżawienie na długi okres co funkcjonuje podobnie jak w Polsce „użytkowanie wieczyste”, ale w bardzo ograniczonym zakresie.
Zagadką jest dlaczego Białoruś nie może pójść drogą chińską czy wietnamską. Tam przecież też jest silna władza zwąca się komunistyczną, a jednak dająca gospodarce całkowitą swobodę. Efekty są zadziwiające. Chiny gonią świat w tempie expressowym. Ściągają technologie, budują fabryki, dają ludziom pracę. Są uznawane za kraj najskuteczniej zwalczający biedę. Chińczycy poprzez wykup obligacji finansują gigantyczny deficyt budżetowy Waszyngtonu. Gdyby Białoruś nas słuchała to byśmy im tak radzili. Problem jest także w tym czy naród białoruski byłby tak samo przedsiębiorczy, pomysłowy i pracowity jak naród chiński.
Rolnictwo, jak już wspomnieliśmy, jest w rękach państwa. Pola są zadbane, nie widać nieużytków. Słaby jest sektor ogrodniczy i sadowniczy. Przejechaliśmy wszerz i wzdłuż kraj i niewiele tego widzieliśmy. To domena prywatnej inicjatywy. Finansowo rolnictwo jest deficytowe. 80% gospodarstw nie daje zysków. Z tym jest problem na całym świecie jednak w znacznie mniejszym zakresie. Wiąże się to z tzw. bezpieczeństwem żywnościowym (pamiętamy problemy Wielkiej Brytanii podczas II wojny). Wspomaganie tej dziedziny gospodarki jest mniej lub bardziej ukryte. W Polsce rolnicy mają dużo różnych dopłat, nawet do ubezpieczeń upraw. Najwięcej państwo dopłaca do ubezpieczeń zdrowotnych, emerytalnych i rentowych. Jest to suma horrendalna – rocznie ok. 17 miliardów złotych!. Ile byśmy mogli nabudować nowoczesnych dróg i autostrad?. W Unii Europejskiej – podobnie. Prawie połowa budżetu idzie na tzw. Wspólną Politykę Rolną. Zatem Białoruś nie jest żadnym wyjątkiem.
Stosunki społeczne na Białorusi te z przed wieków jak i te z ostatnich dziesięcioleci zupełnie wykorzeniły inicjatywy społeczne. Przeciętny Białorusin, nawet młody, nie wykazuje przedsiębiorczości. Najczęściej nie był za granicą. Nie widział do czego można dążyć i co osiągnąć. Państwo białoruskie nie daje takiej motywacji i nie umożliwia takich działań. Szczególnie trudna jest sytuacja na wsi. Młodzi wyjeżdżają do miast i tam zostają. Wieś się wyludnia. Wiele domów jest opuszczonych. Nic nowego się nie buduje. Są wioski, które zamieszkuje kilkanaście osób lub nawet całkowicie opuszczone. Problem zatrzymania ludzi na wsi jest szczególnie ważny. Państwo nic w tym zakresie nie robi. Pracownik kołchozu zarabia ok. 100 dolarów miesięcznie – za 30 dni pracy. Innego zatrudnienia nie ma. Przeciętna wieku pracowników takich gospodarstw rośnie. Przyjdzie czas, że na wsi nie będzie miał kto pracować. Pamiętajmy że w Polsce zawsze, również w okresie socjalizmu istniało prywatne rolnictwo i rzemiosło. Były tradycje, inicjatywy i dążenia do lepszego życia. Tego nie ma na Białorusi. Tylko nieliczni z własnej inicjatywy podejmują działania mające na celu zatrzymanie ludzi na wsi. Walczą sami, bo państwo nie pomaga, a wręcz utrudnia takie działania.
Ciekawą postacią jest Edward Wojciechowicz. Polak, przedsiębiorca, społecznik. Założyciel Centrum Wspierania Małego Biznesu w Komarowie na dawnej Wileńszczyźnie. Właściciel pięknego gospodarstwa agroturystycznego. Gości wielu turystów z całego świata, przyjeżdżają tam całe zorganizowane grupy. Bractwo Inflanckie też tam niejednokrotnie gościło. Agroturystyka którą daje przykład innym ma być jedną z inicjatyw pozwalających uwierzyć Białorusinom w możliwość dobrego dostatniego życia na wsi, wykazania własnej inicjatywy i przedsiębiorczości.
Pan Edward jest z zawodu nauczycielem zawodów technicznych, ukończył uniwersytet w Mińsku. Wiele lat był dyrektorem Zawodowej Szkoły Rolniczej w Świrze. Za jego kadencji była to najlepsza szkoła w kraju. Uczęszczało tam ponad 600 uczniów. Z natury jest człowiekiem bardzo kontaktowym i przedsiębiorczym. Na początku lat 90-tych wygrał w swoim okręgu wybory do Parlamentu Białorusi. Dążył do uzdrowienia gospodarki i stosunków społecznych. Był zatem w opozycji do prezydenta A. Łukaszenki. Odrzucił nawet propozycję objęcia teki ministra edukacji. Po rozwiązaniu niepokornego parlamentu przez Prezydenta przestał zajmować się polityką.
Edward Wojciechowicz jest człowiekiem o ogromnej pasji społecznej. Sercem jest związany z Polską. Wychowany na Mickiewiczu i Sienkiewiczu, przejawia niebywałą inicjatywę. Założone przez niego Centrum Wspierania Małego Biznesu ma na celu pobudzenie ducha przedsiębiorczości w miejscowym, wiejskim społeczeństwie a tym samym zatrzymanie ludności wiejskiej na wsi. Młodzież ucieka do Mińska lub innych miast. Boją się własnego biznesu. Nie są gotowi podjąć ciężkiej pracy przy realizacji biznesu. Nie mają pomysłów, nie wiedzą jak to zrobić. Nauczenie twórczego podejścia do życia jest bardzo trudne. Edward Wojciechowicz podjął się tego zadania. Prowadzi edukację, podsuwa pomysły, pomaga w ich realizacji, daje przykład własną działalnością. Brak tradycji rzemiosła i prywatnego rolnictwa zbiera tam żniwo. Dodatkowym utrudnieniem jest niełatwy dostęp do kredytów i wysokie oprocentowanie – obecnie 60%. A zdolna młodzież istnieje. Dwóch chłopców z miejscowej szkoły zajęło pierwsze miejsca na olimpiadzie fizycznej w Londynie.
Pan Edward zwiedził cały świat. W podróżach uczy się, podpatruje dobre wzory i stara się przenieść je do swego kraju. Dla niego Polska jest wzorem małej przedsiębiorczości. Rzeczywiście, widać to po przekroczeniu granicy. Próbuje stworzyć na swoim terenie rynek usług i małej produkcji. Nawiązał współpracę z naszymi SKOK-ami, aby tworzyć u siebie unie kredytowe, czyli małe, społeczne banki będące pod kontrolą drobnych udziałowców. Idea taka narodziła się w USA. Brać najlepsze wzory i wcielać je w życie - to jego dewiza.
Wieś białoruska jest bierna. Budownictwo stanęło w miejscu. Domy na prowincji to skansen z epoki caratu. Drewniane domy walą się ze starości. Niestety, pokryte są nie jak dawniej słomą, lecz eternitem. Pan Edward ma swoją teorię dotycząca biernej postawy społeczeństwa – najlepszych wywieziono na Syberię, inni po wojnie wyjechali do Polski. Współczesna młodzież nie ma przykładu. Sytuacja państwa, które ma tylko jeden nowoczesny ośrodek – Mińsk jest szkodliwa. Rozwój kraju musi bowiem być harmonijny.
Przez Białoruś przewalały się wszelkie nieszczęścia współczesnych czasów. Przechodzili tędy na Moskwę Napoleon i Hitler. W latach 1937-38 szalał stalinowski terror. W Kuropatach pod Mińskiem wymordowano około 30 tysięcy osób, w tym wielu Polaków. Białoruś straciła najwięcej ludzi podczas II wojny światowej. Niemcy palili i mordowali całe wsie za współpracę z partyzantami. Symbolem jest Chatyń niedaleko Mińska – spalono tam żywcem kilkaset osób nie wyłączając niemowląt.
Na ziemi białoruskiej masowo ginęli żołnierze niemieccy, rosyjscy, radzieccy, francuscy. Słynna jest w historii tragiczna przeprawa Napoleona przez Berezynę na rogatkach Borysowa w listopadzie 1812 roku. Opisana jest w książkach i filmach. („Świat Inflant” ).
Nieszczęściami tego kraju można obdzielić całą zachodnią Europę. Dlatego naród jest szczęśliwy, że nadeszła era pokoju. Prezydent Aleksander cieszy się dużym poparciem narodu. Taka jest prawda.
Naród białoruski ze stoickim spokojem znosi wszelkie trudy. Pod rządami obecnego prezydenta w tym kraju jest o wiele lepiej niż na Ukrainie lub w Rosji. Nie ma bezprawnego rozkradania majątku narodowego. Zachód i niestety nasze mass-media ciągle krytykują władze Białorusi. Pouczają wszystkich naokoło, tylko dlaczego milczą na temat wyższego poziomu życia w tym kraju w stosunku do Rosji i Ukrainy. Dlaczego nie krytykują rządów oligarchów w tychże krajach. Międzynarodowy kapitał jest wściekły, iż nie przejął białoruskiej własności narodowej. Przecież ludzie, którzy bezczelnie okradli swe narody są… idolami na Zachodzie. Przykład? Proszę bardzo: Abramowicz, Chodorkowski, Kantor, Timoszenko, Poroszenko i wielu innych. Tych się nie czepiają. Pochodzenie ich fortun jest owiane tajemnicą – można tylko się domyślać kto za tym stoi. Nie wprowadzajmy na Białorusi demokracji na siłę. Naród Białoruski musi do tego dojrzeć i sam zdecydować o swojej przyszłości rozwiązując samodzielnie swoje problemy.
Dlatego nie wtrącajmy się do nich. Pomagajmy, ale nie decydujmy.