Był 22 listopada. Rano o 6, moja koleżanka Zuzia napisała do męża sms-a z pracy, takiej treści: "Jestem już na miejscu w pracy. On [Amerykanin] nastawił już kamerę. Aby mnie kontrolować. Robi jak mu każe matka. Moja podopieczna [trzyletnia Ania] jest dziś także pyskata. Nad wiek rozwinięta. Ale chora. Nie bardzo mogę sobie dać radę. Natomiast Marek [półroczny] jest bardziej związany z mamą." Wiem o tym, bo mi pokazała sms-a. Otrzymała zaraz odpowiedź męża "Kolejna choroba Ani? Zapewne angina ropna z przedszkola przeewoluowała. To już cały miesiąc choruje, pewnie na coraz to inne postaci. Wystąp o dodatek do pensji. Przecież się w końcu tak zarazisz przebywając w mieszkaniu."
Następnego dnia, a także w czasie późniejszych, Zuzia, która jest najbardziej dojrzałą moją znajomą, przedstawiła mi swoje przemyślenia, a ja je uporządkowałam w poniższej formie. Jej wypowiedzi, związane z obserwacją swej pracy przy dzieciach Amerykanina, różniły się od siebie, ale można je złożyć w całość.
"Wyznam, że ostatnio się zmieniłam wobec mężczyzn, pod wpływem wywiadów noblistki – chodziło jej o noblistkę z r. 2007 - feministki Doris Lessing, jej książki o kobietach pt. Szczelina. Jako już niemłoda czytelniczka pism kobiecych, matka jednego dziecka (syna), kierowałam się wcześniej tymi kolorowymi pismami. Jest ich cała masa - lakierowanych tytułów kobiecych pism, które leżą zawsze w każdej poczekalni. Byłam wręcz nastawiona źle do tych, z którymi, my kobiety, prowadzimy codzienną wojnę. Nie zdawałam sobie z tego wcześniej sprawy. Jest to nasza przemoc psychiczna, która wywołuje zrozumiałą reakcję i przemoc fizyczną, ponieważ mężczyźni nie są stworzeni do gadania o niczym, owego plotkowania i po pewnym czasie mają dość kopiowania. W ich komórkach nie ma kopii X. Zamiast drugiego X mają Y."
I dalej miałabym takie przemyślenia tej babysiter, w tym na temat zależności pracodawcy od jego matki, gdyby złożyć je razem do kupy:
"Prowadzimy wojnę z mężczyznami. Mój mężczyzna Y jest niby mamisynkiem, tak się teraz mówi, gdy nam coś nie pasuje. Ale nie chcę teraz tego poruszać, dopiero teraz widzę, że winę ponosi jego matka, gdyż przepędziła trajkotem swego męża i syn chował się bez ojca. Znamienne, że w pismach kobiecych zauważyłam, że mamisynek jest zawsze tworem kosmosu Y, spoza nas, męskim, prędzej swoim własnym, niż tworem kobiecego mózgu. Mamisynek jest skutkiem jakiegoś astralu, a nie jest tworem kobiety, czyli matki Y-ka. My jesteśmy niewinne i w naszych działaniach nie odbija się nasz mózg. Co to to nie. Matki i kobiecość nie mają nic wspólnego z wyśmiewanym w kobiecych mediach mamisynkowstwem. Kobiety narzekają na mamisynków, ale dla samego narzekania i nie obchodzi je to, że synowie często podlegają matkom."
Zuzia zwróciła mi uwagę na dalece asymetryczna sytuację, która nas kobiet wcale nie razi. W Akancie niedawno opublikowano świetny artykuł o wpływie teściowych (matek synów).
"Czy to nie jest rażące w kobiecym rozumieniu świata i czy nie świadczy o myśleniu emocjami, skoro narzekamy na mamisynków i nie widzimy w tym kobiecej ręki? Nie wiem zresztą o co my walczymy, ale na pewno walczymy z cywilizacją obiektywizmu, z mężczyznami. My kobiety prowadzimy agresywne działania we wszystkich programach telewizyjnych i na wielu naszych kobiecych kanałach telewizyjnych i w tysiącach artykułów w naszych polakierowanych pismach. Czy przypadkowo polakierowanych i kolorowanych? Chyba nie. My lubimy świecidełka. A dlaczego? Bo świecidełka podwajają odbijaniem. Jakby rodzą, jest to związane z naszym mózgiem nastawionym na prokreację."
Ja sama nigdy na to wszystko nie wpadłam. Zuzia jednak to wszystko po latach małżeństwa sama wykalkulowała. Uważałam, że tak ma być i że to dotyczy tak samo (parytet) kobiet jak i mężczyzn. Lecz zauważyłam, że do kobiet bardziej podobni są politycy i dziennikarze, aktorzy.
"Zawsze naśmiewamy się z mężczyzn i ciągle uważamy, że ma być parytet. Czy słusznie? - nie jestem do tego przekonana, że mamy takie same mózgi. Po co robimy ten parytet? – czasami się zastanawiam, ale odpowiedzi nie znajduję. Tak chcą media, że jest parytet, że nie ma różnicy. Chcą też, aby nie zastanawiać się. Media nami sterują. A my, jako maszyny prokreacyjne, to kupujemy i kopiujemy, niczym kserokopiarki. Kupować znaczy rodzić. Pomnażać. Kopiujemy to, co media nam podsuwają. Dlatego lubimy zakupy, gdyż one naśladują powtarzanie. Czymże jest powtarzanie, jak nie przebieraniem w sklepie?"
Dodam od siebie, że, aby wykazać jednakowość mózgów, mówimy zwykle, że nie ma różnicy, gdyż trudno jest tę różnicę wyrazić w języku codziennym, a można to uczynić dopiero w literaturze pięknej. Moja dojrzała koleżanka babysiter przedstawiła mi parę obrazków:
"Niepokoi mnie to, że często mam w sobie chyba ukrytą feministyczną, skutkiem kobiecej propagandy, wrogość do syna i inaczej bym się zachowywała wobec córki. Niedawno byłam na – w istocie przymusowych - robotach w Londynie. Pewnego dnia u mojej kuzynki zastałam towarzystwo. Weszłam i słyszę – opowiadała mi Zuzia – taki motyw wyemocjowany przez Barbarę Napier: ‘E, tam, niczego odkrywczego w matematyce to przecież nie ma. Wy mężczyźni mieliście łatwiejsze życie, więc powymyślaliście trochę twierdzeń. John Napier miał łatwe życie, był bogaty. Żył z majątku ziemskiego. On nie pracował, nie prał, więc mógł wymyślać te wasze twierdzenia’ - oświadczyła koleżanka mojej kuzynki, Barbara Napier, którą nazywam Winkiem, gdyż bardzo lubi piwko i winko, a do tego często polskie lub z byłego RWPG. O ile wiem, lekarz zalecił jej kąpiele siarkowe, ale ona woli odrobinkę siarki w winkach. Może ma rację?"
Ileż to razy ja sama słyszałam - "Po prostu jesteście leniami, czytacie gazetę, zamiast prać, odkurzać, sprzątać i dlatego robicie wynalazki". – Ba, dodała tak też jej koleżanka Ruda, która wychodziła z kusej spódniczki. Ruda od czasu, gdy nowy szampon „na blondynkę’ zamienił ją w rudą, zamiast w srebrną blondynkę.
Ten typowo kobiecy popis agresji, zresztą polegającej na negowaniu największych osiągnięć ludzkiej myśli, uprzytomnił mi, że nas stać na każdy pseudo-argument. Jakże dalece jesteśmy agresywne, aby tylko sprowadzić mężczyzn do parteru. A przecież oni są w rzeczywistości wspaniałomyślni, poświęcając nam czas, pracę, utwory poetyckie i pisząc o nas w kategoriach romantycznych, co bardzo przecież lubimy. Przypomniałam sobie lekcje z historii na temat bogatych rzymianek, arystokratek i służących u Pani Dulskiej i zrozumiałam naszą napastliwość. Czy doprawdy jest tak jak chciała Barbara Napier? – „Niczego odkrywczego w matematyce to nie ma"? – Chyba nie chcemy widzieć samej obiektywnej odkrywczości, aby nie wypaść zbyt marnie. Zbij termometr, nie będzie gorączki - mówi porzekadło. Więc negujemy obiektywizm.
Czy rzeczywiście brakowało kobiet, które miały czas w domu, ciepło, spokój, żebyśmy dziś miały mówić ot tak, jak zwykle: "Wy mężczyźni macie łatwiejsze życie, nie pierzecie, nie gotujecie, nie zmywacie, nie odkurzacie, więc wymyślacie twierdzenia." – Oto jeszcze jedna forma egoistycznego negowania osiągnięć rodzaju męskiego. Bo jakże ciężko jest nam włączyć pralkę, otworzyć półprodukt, a zresztą, czy my aż tyle gotujemy? Z własnego doświadczenia wiem, że mąż też się odchudza i jak wyskoczy do sklepu, to już nie chce nic gotowanego!
Czy tylko „John Napier miał łatwe życie, był bogaty"?, tzn., czy kobiet bogatych i zabezpieczonych to już nie było i dlatego nie podały twierdzeń? Dlaczego one nie widziały matematyki, zmiany, aby utworzyć teorię zmiany.
Na podstawie tego, co wiem z rozmów z kobietami, twierdzę, że my kobiety żądamy ciągle warunków dla siebie, dóbr. Oni zaś nie, i mają pracować na nas, najlepiej jak woły. Jeszcze tego samego dnia Zuza napisała sms-a, którego ja nie rozumiem, ale ona owszem, wie o co chodzi: „Śnił mi się boski jak wchodzi. Jestem w wannie i czynię dla ciebie grzyweczkę, żebyś się wpatrywał i tworzył, tworzył. Niech ci się jak najwięcej natworzę w twojej głowie."
Ja sama wiem, z obserwacji, to, co zauważyli Arystoteles i inni, że kobieta jest w istocie pasywna i myśli, że to samo (pasywnie) mężczyzna czyni, że tak jak ona. Że on jest wtedy w stanie spoczynku. Że to tak jak nadziewanie kurczaka na metalowy pręt. I na tej pasywności wyobrażenia polega istota kobiecości. Mężczyzna zaś wszystko musi wypenetrować. To jasne. Niczego nie może nadstawić, gdyż nie ma swej własnej pasywnej natury, nie ma tego rozwierania, otwierania. Ani kości. On musi wszystko dopiero wymyślić. Ona zaś da lub nie da - kieruje się zwykle wedle swego uznania, widzimisię, a to właśnie może rodzić napięcia. Nic dziwnego, że kobieta wyzwolona musi być singielką. Chyba, że rozumie, że jemu to samo nie idzie tak jak jej.
Nic też dziwnego, że chłop właściciel ziemski Napier budował takie ciągi liczb, że gdy jeden nabrzmiewał przez dodawanie to inny szedł mnożeniem. Logarytmami zajmowali się też prości zaharowani mężczyźni pracujący przy kasie, w handlu, administratorzy, księgowi. Wypenetrowali, a niczego nie otrzymywali, magazynier Stevin (liczne odkrycia w matematyce, w dodawaniu), wytyczający działki Decker (logarytmy, dodawanie), sierota Newton (teoria zmiany), urzędnik wręcz trzeciej najniższej rangi Einstein (następna, po 300 latach, teoria zmiany). Gdzie są te warunki im dane? Oni ich nie mieli. Mieli tylko prozaiczną pracę i ciężkie warunki życia.
Myślę podobnie jak Doris Lessing, że czas najwyższy uznać tzw. parytet w sposób właściwy, a więc w sposób dokładnie odwrotny do tego, który jest nam dziś tak wygodny. Przestańmy udawać, że nie zliczamy dzieci, dóbr, że nie widzimy narodzin, czyli zmiany i dlatego nie mamy twierdzeń w matematyce (brak dodawania) i w teorii zmiany (brak zmiany). Z rzadka, wyjątkowo, jak jeden do miliona, mamy osiągnięcia (twierdzenia) dotyczące dodawania czy zmiany.
31III. Ledwie mąż się na trochę oddalił, zaraz moja dojrzała koleżanka Zuzia napisała do niego sms-a i mi pokazała, a jakże: „Psytulanki. Mam wyrzuty, że byłam czasem okropna dla ciebie. Żałuję tego, ale aż taki jest nacisk feminizmu na nas kobiety. Narzucono już kobietom pewien asymetryczny język, w ramach języka polskiego." 3 IV. "Zauważyłam po naszej córeczce, że w fazie niemowlęcej, w 5-7-9 tygodniu, ujawnia się faza przedszkolna dzieci starszych. Podczas snu się to zjawia. A mam porównanie z dojrzałą Anią. Już wcześniej zauważyłam to wobec Marka, że on ma w sobie fazy starszej siostry Ani, a teraz się to powtarza u naszej Lusi." 5IV. "Dumna jestem z naszej córeczki. Wypadła super na wizycie. Wszyscy podziwiali skąd takie dojrzałe niemowlę w 8 tygodniu. Wpatruje się w usta i chce mówić, więc porusza tak samo wargami." 6 IV. "Umrzesz tak pracując i się martwię. Lusia też się na pewno martwi." 6 IV. "Nie chcę cię stracić. A lekceważysz sobie zdrowie. To jest nieodpowiedzialne. Obiecujesz, że będziesz żył sto lat, a wkrótce umrzesz z przepracowania. Na własne poniekąd życzenie. Masz mniej pracować. Martwimy się. Lusia chce mieć tatusia." Zuzia po pewnym czasie wszystko zrozumiała. Dodam jednak, że odbiorca jej sms-ów zmarł po czterdziestu kilku dniach, odkąd zauważyłam, że Zuzia zmieniła się o 180 stopni. Z przepracowania zmarł ten prosty człowiek, który nigdy nie odpoczywał, a nawet nie studiował, bo i po co mężczyzna w kapitalizmie ma studiować? Dziś - mówił, wszyscy mają dyplomy. Tak dalece spadł poziom studiowania, gdyż studentom, a zwłaszcza studentkom, trzeba zaliczać. Ten trzeźwo myślący człowiek był zawsze w robocie. I tam zmarł. Na zawał. Prowadząc tira. Gruby zjechał z trasy, na parking. I tak tam pozostał. Ciągle za kółkiem, zero ruchu, brudna praca mechanika, z kluczami w ręku. Pracował, aby zabezpieczyć przyszłość Zuzi i rodziny, lecz pokonał go nowy system świętej własności. Człowiek nie jest święty - mawiał. On miał tego świadomość. Świętego Człowieka wyparła święta własność...
- Marta Szczepańska
- "Akant" 2010, nr 10
Marta Szczepańska - Trajkot i biologiczne maszyny prokreacyjne
0
0