odsunąć się od krawędzi, to jak przestać żyć, powiedział jego brat z innej matki,
ta twoja miłość, to aids, a to między nami. to układ o braku odporności,
przy pierwszym poznaniu wymienimy chwyty niedozwolone podczas gry wstępnej;
będziemy udawać zakochanych, kraść słodycze spod lady i bardzo sobie nie poradzimy
z ostatnim pocałunkiem zawsze przed pierwszym świtem, który zastanie nas
rozebranych z gestów obronnych, znaczenia i jutra.
twoje usta jeszcze przed sobą wybrzmieją i spuchną na przedmieściach miasta,
zanim nasi dzicy święci bez kończyn zbiorą drobne do puszek, pogruchoczesz
sobie kości od miednicy, przechodząc przez bramkę usłyszę jeszcze śpiew
bezdomny wyrwany z gorzkiego wiersza, za który zapłacisz rzeczywistością,
bo cała jesteś poezją, mówi jego brat z innej matki, tak jak mówił mi tamten,
potem wychyla mnie za balustradę i każe nazywać strach i wiatr w bezsennych włosach.
jak się do ciebie zwracać, jeśli nie plecami,
przecież nawet nie wiem. jak masz na imię.