Gdy w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku byłem piękny i młody, a dziś już tylko z tego wrażliwość na piękno pozostała, bawiłem się namiętnie w układanie i rozwiązywanie ka-lamburów, homonimów, anagramów, palindromów, szarad, ariad i wszelkich innych literackich łamigłówek umysłowych.
. Wychodziło wtedy ambitne pismo „Szaradzista", wydające m.in. „Kalendarz Szaradzisty", którego egzemplarz z datą 1982 i pieczątką „OCENZUROWANE" na kopercie, wysłany przez Komisarza Zawieszonego (w stanie wojennym) Związku Dziennikarzy Polskich na Foksal, przechowuję do dziś jako znak czasów oby minionych. Przypomniała mi się z tamtych lat rymowanka homonimowa jednego z pisujących pod pseudonimem współautorów „Szaradzisty":
Chociaż ma b a r o m e t r,
na wszelki wypadek
spogląda na b a r o m e t r,
idąc na obiadek.
Ale nie o tym miało być, a o pogodzie dla Juliusza Wątroby. Ukazał się tylko co pięknie ilu-strowany średnio-grubą dynamiczną kreską Michała Jakubca wybór jego wierszy z lat 2000-2006 pod intrygującym tytułem Bar-o-metr, Bielsko-Biała 2009. Intrygujący - wcale nie zna-czy, że autor wydanej w 2001 roku (B)łaźni publicznej ma zamiar intrygować według sejmo-wo-politycznych wzorów, choć nic co polskie nie jest mu obce. Nic podobnego! Pozbierał wszelkie niepodobieństwa niepoczciwego żywota Polaków, posegregował na prawie stu stro-nach i wydrukował w Drukarni AZTEK ku przestrodze oraz nauce wg maksymy Jana z Czar-nolasu:
Nową przypowieść Polak sobie kupi,
Że i przed szkodą, i po szkodzie głupi.
Szkoda gadać? Szkoda pisać?? Nie powiedziałbym! Dopowiedzmy też gwoli statystyki, że wszystkich wierszy jest 70, a po nich o sztuce Juliusza z Rudzicy wypowiada się pełnym gło-sem 11 znawców przedmiotu: od redaktora i wydawcy antologii, satyryka – podróżnika Józefa Bułatowicza, przez wieloletniego redaktora „Szpilek" i dyrektora warszawskiej „Syreny" – Witolda Fillera, poetę Wilhelma Przeczka po wytrawnego krytyka – Leszka Żulińskiego. A jest o czym mówić, bo Bar-o-metr to już 28 tom w dorobku rudzickiego poety i satyryka. Robimy więc głęboki wdech i Norwidowską pauzę na zastanowienie, by „odpowiednie dać rzeczy sło-wo" oraz odpowiedź na pytanie: dlaczego śródsłownie pauzuje i czym łamie się autor Niebo-skłonu. Chlebem poezji – to pewne, ale chleb ów miewa gorzki smak, bo wyrastał na kwasach nie dla wszystkich najsłodszej rzeczywistości naszej. Mimo wstępnej zapowiedzi:
Koniec poezji
Nie będzie wierszy
Słów nie dowieźli
z datą 05.2000 pcha nadal syzyfowe taczki z ironicznym napędem na zapędy wszelkiej maści spowalniaczy, rozwadniaczy i spulchniaczy. Nie „bylejaczy" literackiej roboty, że posłużę się określeniem ursynowskiego poety wszystkich naszych dziennych spraw – Czesława Mirosława Szczepaniaka. Stąd w wierszu Z życia Polaków 04.2005, s. 8 zgodny song białych murzynów Europy. Wszędzie serialowo: i tam gdzie jesteśmy i tam gdzie nas nie ma (Ale…, s.6) w glo-balnym domu wariatów (Za górami, 06.2000, s. 8). Na świadków p r z e s t a w i o n e j rze-czywistości przywołuje Wątroba z żywych - Wojciecha Młynarskiego z umarłych: ks. Józefa Tischnera, Piotra Skrzyneckiego, bardów Gruzji i Rosji: Bułata Okudżawę oraz Włodzimierza Wysockiego (Zaduszki, 11.2000, s.14).
Współpracując raz z Witoldem Fillerem innym razem z Januszem Kohutem nad pro-jektowanymi musicalami poeta wyostrzył słuch do granic. Równie sprawnie tańczy na poin-tach. Dla przykładu parę takich point skocznych i zaskakujących z jakże polskim pierścieniem na początek:
W ciekawych czasach przyszło żyć
W ciekawych czasach wódkę pić
„Ciekawe czasy" 01.2005, s. 80
A teraz uniwersalny klucz do kręcenia:
Co tam głupi elektorat
Głupi i naiwny ludek
Ja gnam
ze mną wilków sfora
w zyski w dziwki i w obłudę
„Wyznanie polityka" 04.2004, s. 67.
Choć warto pamiętać, że
trzeźwe życie ubogaca
bo choć nudne to bez kaca
„Trzeźwa rada" 01.2005, s.75
i jeszcze to:
Bo gdyś prawdziwy jest artysta
to cię w dniu śmierci sam Bóg kupi
„Sprzedaż" 12. 2003, s. 54.
Teraz zestawmy obok powyższego stwierdzenia poniższe dopowiedzenie:
Pytacie jaka wiersza pointa
co przędzie słowa jak kołowrotek:
na prostą wyjdziesz po zakrętach
a z polityka na idiotę
„Słowolenie" 01.2007, s. 88
A na finał pointa point:
Lecz dość
W sen już puka
zła jawa kosmata
ale ty nie zwątpij, lecz zatańcz
„Zatańcz", brak daty, s. 90
Nie wątpię! Irytuje mnie tylko owo graficzne centrowanie wierszy w tomiku, dodające być może nieco powabu jedynie trafiającym się tu i ówdzie erotykom w kształcie Wenus z Milo al-bo i Wenus z Laussel. Może zbyt natarczywie wytyka Wątroba głupotę bliźnim, ale ile jej jest dookoła – każdy widzi.
Znamienną cecha stylu jest też zmienna melodyka frazy, dynamizująca obraz albo bu-dująca nastrój, bo trafiają się piękne krople liryczne jak ta:
Poprzez witraż skrzydeł ważki
żaba staje się królewną
z bożej oraz z ludzkiej łaski
„Pytanie" 04.2001, s.16
albo inna:
tylko kamień jest skrzydlaty
roześmiany
gdy z nim idę ,
„Przyjaciel" 03.2005, s. 83,
jak cała przepiękna Widokówka z nieba 04.2001, s. 18.
Czasem bywa balladowo i Stachurowo, bo
Życie to teatr.
Teatr wariatów
co się przygląda
sobie i światu
„Teatrzyk" 02.2002 s. 33,
a
Nie rozdziobią nas kruki ni wrony
bo my sami siebie rozdziobiemy
„Spadek" 08.2001, s.25.
Czasem – Norwidowo i ironicznie, jak w Najpiękniejszej (wierszyku miłosnopatriotycznym)
04.2002, s. 36:
i o drogę się nie pytać
która dawno wytyczona
a
Na huśtawce los nas huśta.
Zdarzają i takie Przypadki 01.2004, s. 60 :
ja się wściekam ty się wściekasz
on się wścieka ona wściekła
w tym burdelu prosto z piekła…
Może z powodu, że nie tyle my weszliśmy do Europy, co Europa w nas weszła („Wejście smoczka" 04.2004, s.71)? A może dlatego, że kumpel wypił mózgojeba („Trzeźwa rada" 01.2005, s.75)? Albo że
… się u nas chłop powiesił
(ponoć czytał dużo książek)
bies nawrócił się ksiądz zbiesił
a kucharka zaszła w ciążę
„Ciekawe czasy" 01.2005, s.80 ?
Są pytania zasadnicze:
Jak do rządu ma się nierząd
Skąd i dokąd rządy bieżą
„Koka Kola" 12. 2003, s. 58.
Tu poeta błyśnie oryginalnym rymem mintaj – z gwinta albo batem – „riwingate",
ówdzie zachwyci antyalkoholową na Jachowiczowy strój skrojoną balladką O chorym kotku,
s. 57. Anaforami sypnie w Będziesz mógł 11. 2002, s. 44, nim dopowie:
Będziesz bracie mógł do woli
śmiać się brykać i swawolić
jeśli… Unia ci pozwoli
Mimo wszystko Wątroba kocha życie, zatem przekornie podsumujmy razem z nim:
Pieskie życie
Módl się bracie o to żebyś
głupszy i mądrzejszy nie był
tylko uśredniony taki
szary letni bylejaki
byś nikomu nie przeszkadzał
w normie kochał kradł i zdradzał
byś się nie wychylał w tłumie
lecz pokornie żył bo umiesz
byś głosował zawsze słusznie
i mył ząbki zanim uśniesz
byś spał słodko zanim wstaniesz
wszak na mordce masz kaganiec.
01.2005, s.79
I niech to będzie dobranocka na dzień dobry.
Juliusz Wątroba: Bar-o-metr. Urząd Gminy Bielsko - Biała 2009, ss. 100