Takim tytułem opatrzył swoje dzieło literackie Maciej Cuske. Ten filmowiec, reportażysta zadebiutował jako prozaik - reporter. Jego dzieło pod wymienionym tytułem wywiera duże wrażenie, choć ja bym do tytułu dopisał: <oraz z ginącego świata>. Opisał w swej książce życie na końcu świata – w Czukotce. Ten kraniec Rosji i Azji nie jest jednak całkiem bezludny. Czukocki Okręg Autonomiczny zamieszkuje raptem około 50 tys. ludzi a obszar to ponad dwie Polski! Ta garstka ludzi prowadzi tam stałe życie w skrajnych warunkach. Czukcze zamieszkują te tereny od wieki wieków, podobnie jak Eskimosi na Grenlandii i Inuici na północy Kanady.
Bezludne, nieciekawe tereny, bieda, zacofanie; o czym tu pisać?, zdawałoby się. Jednak autor potrafił uchwycić tętno życia i walkę mieszkańców o przetrwanie. Dzieło autora czyta się jednym tchem, mimo, że tematyka wydawałaby się mało atrakcyjna. To nie palmy kokosowe, wakacje gdzieś na Południu, to nie Paryż czy Wenecja. Zatem można podziwiać autora, że tak pozornie mało atrakcyjną tematykę potrafił przekuć w swoiste piękno.
Co Macieja Cuske pognało na koniec świata? Ano, chęć poznania ginącego już, niestety, świata a także częściowo choćby poznania wielorybów.
Zacznijmy od tych morskich zwierząt. Te największe ssaki świata. Latem podpływają pod brzegi Czukotki za ławicami kryla – ich ulubionej potrawy. Tam sycą się co niemiara, by po solidnej wyżerce, powrócić ku półwyspowi Kalifornijskiemu, przy Meksyku, na przezimowanie w ciepłych wodach oraz na rozmnażanie. Ta odyseja trwa od milionów lat. Podobnie jest na półkuli południowej – od Australii po Antarktydę.
Ludy Północy wiekami całymi żyły z polowania na te bezbronne zwierzęta. Wokół polowań na nie koncentrowało się całe ich życie. Podczas krótkiego lata musiano tyle ich upolować aby przetrwać ciemne i mroźne miesiące zimowe. Wieloryb swym mięsiwem dawał pożywienie; jego skóra, kości służyły także jako budulec. Natomiast nam, Europejczykom jeszcze do niedawna, tłuszcz służył jako medium dla oświetlania ulic i domów. Ponadto wykorzystywany był do produkcji mydła, atramentu, maści, świec i leczniczego tranu. Tran to cenne źródło witamin; doskonały jest na zapobieganie krzywicy; ja sam zmuszany byłem w dzieciństwie do codziennego picia tego płynu, którego smak wspominam jak najgorzej. Właśnie tłuszcz i tenże tran stanowiły przyczynę wybicia i prawie całkowitą zagładę tych wspaniałych zwierząt; mięso często wyrzucano. Wyprawy wielorybnicze organizowane głównie przez Japończyków, Rosjan, Duńczyków, Islandczyków i Norwegów siały spustoszenie na wodach całej Północy. Dopiero niedawno wzięto wieloryby pod ochronę. Całe szczęście, że ludzkość się opamiętała. Wyznaczono limity połowów; ustalono pewną pulę dla rdzennych ludzi z Północy. One bez wielorybów skazane byłyby na wymarcie. Jednak Japończycy i Norwegowie dalej polują na wieloryby, a mienią się apostołami ochrony środowiska. Nawet Rosja zaprzestała mordować wieloryby choć do tychże apostołów zaliczyć ją trudno.
Autor był świadkiem polowania na tego ssaka. Bardzo smutna to przygoda, żal mu było patrzeć na konające zwierzę. Na szczęście Czukczom wyznaczono roczny limit odłowów w ilości 150 osobników i jest on surowo przestrzegany. To kropla w morzu porównując do dawnych polowań; szacuje się, że w XX wielu wybito ponad trzy miliony tych wspaniałych ssaków! To wszystko jest bardzo smutne – ludzkość niszczyła przyrodę (i dalej niszczy), w tym przypadku wieloryby. Zwierzę to jest lokatorem na naszej Ziemi od około 30 milionów lat; dostojny to wiek. My zaś w najlepszym wypadku istniejemy około 2,5 miliona lat. Przeto wieloryby nie wytworzyły w sobie odruchów obronnych; ich bronią była zawsze wielkość ciała. W obronie wielorybów stanął cały świat. Ich przyszłość napawa optymizmem
Natomiast całkowity brak jest optymizmu dotyczącego świata ludów Północy. Maciej Cuske precyzyjnie opisał ten problem. To niestety ginący świat przygnieciony współczesną cywilizacją. Do XVIII wieku nikt tam nie widział europejskiej cywilizacji. Rosyjscy carowie dążyli do zajęcia całej Syberii; wobec czego wchłonęli Czukotkę. Ba, nawet zaczęli kolonizować Alaskę, którą potem w roku 1867 odprzedali Amerykanom za raptem 7,2 miliona dolarów jako...bezużyteczne pustkowia. Swoją drogą jak oni kolonizowali Syberię w czasach zaprzęgów konnych! To niebywałe; nie mieli żadnej formy komunikacji jak obecnie, żadnych telegrafów, telefonów, satelitów, linii kolejowych a potrafili podbić olbrzymie terytoria!
Władcy Rosji zadowalali się ogromną ilością skór zwierzęcych. Czukcze w miarę żyli spokojnie korzystając z tego co natura im dawała. Sytuacja zmieniła się po rewolucji bolszewickiej. Maciej Cuske pisze:
Wielu podróżników, badaczy naukowców a także zesłańców potwierdzało obecność na terytorium Czukotki złóż diamentów, rzadkich metali jak cyna, wolfram, złoto, uran oraz pokładów węgla. Józef Stalin zapragnął za wszelką cenę te bogactwa wygarnąć z ziemi. Na półwysep sprowadzono maszyny, sprzęt, statki, tysiące budowniczych i inżynierów. Wysokimi zarobkami zachęcano Rosjan z głębi lądu do zamieszkania w tej surowej krainie. Mieszkańców wybrzeża nie można było wyniszczyć jak to robiono ze wszystkimi wrogami. Byli zbyt cenni. To oni, zahartowani od tysiąca lat, wiedzieli jak przeżyć w ekstremalnych warunkach… Radzieccy komisarze uświadamiali Czukczów, że świat pognał do przodu a oni zatrzymali się w miejscu… Czukcze słysząc o cudach nowoczesnej cywilizacji, uwierzyli, że żyją w zacofaniu, że świat o nich zapomniał i stracili setki lat rozwoju… Tam gdzie ideologia nie znalazła poklasku, wprowadzano ją siłą...Dewastowano wszystko co przypominało dawna tradycję i kulturę...w przeciągu dwudziestu lat czukocki świat zmienił się niewyobrażalnie a dawni mieszkańcy przenieśli się z prędkością światłą z epoki kamiennej do cywilizacji XX wieku...Dzielnych morskich myśliwych przemieniono w krótkim czasie w słabych, mało przydatnych robotników. Ci ludzie nigdy nie obsługiwali żadnych maszyn, od pokoleń nie byki nauczeni chodzić codziennie do pracy o wyznaczonej porze. To było życie wbrew ich naturze bowiem rytm pracy wyznaczała przyroda. Dano im bilet w jedna stronę. Nie można już było zawrócić zmian.
Dalej autor ciągnie:
Odtąd na wieloryby polowały duże radzieckie kutry zwane wielobotami, obsługiwane przez Rosjan. Czukczów zepchnięto do prac na lądzie. No i dano im wódkę – stary, sprawdzony sposób na wyniszczenie dziewiczego świata. Rdzenni mieszkańcy pozbawieni naturalnych nawyków wykształconych przez wieki, stali się karykaturami cywilizacji. Odtąd można było wykonać pracę byle jak albo nie wykonać jej wcale...Panoszyła się bylejakość i marnotrawstwo...Po wytępieniu szamanów zapomnieli jak rozmawiać z duchami...Osamotnieni, pozbawieni ochronnego pancerza sił nadprzyrodzonych, pocieszali się w alkoholu. Na własnej ziemi, wśród napływowych Rosjan, stali się ludźmi drugiej kategorii.
Ja od siebie dodam, że podobnie postępowali Anglosasi z pierwotnymi ludami i plemionami w swych koloniach. Ludzi pierwotnych nie można w krótkim czasie przenieść do nowoczesnej cywilizacji: jest to proces wielowiekowy.
Tymczasem na Czukotce nastąpiły same katastrofy: najpierw władze ZSRR uznały, że nie opłaca się na siłę cywilizować tej wielkiej krainy; kraj ma gdzie indziej potężne zasoby. Czukotka zamieniła się na gorsze; wszędzie walały się sterty złomu, niszczały kołchozy a drewniane domy zaczęły się rozpadać pod wpływem mrozów i wiatrów. I tak do dziś.
Następna klęska przyszłą z gorbaczowska pierestrojką.
Autor przytacza: Po upadku systemu wkradło się na tereny byłego ZSRR bezprawie, mafijne porządki, potworna bieda… O Czukotce zapomniano zupełnie…. nastąpiły lata głodu.
Potem zaświeciło na jakiś czas słońce. Do władzy na Czukotce, w roli gubernatora, dorwał się Roman Abramowicz (ur. 1966). W wyniku złodziejskiej prywatyzacji za czasów Borysa Jelcyna (1931 – 2007) uzyskał ogromny majątek. Same pieniądze to mało; pragnął wejść do elity kremlowskiej. I doszedł do niej zdobywszy głosy mieszkańców za pomocą...wódki! Tak. Tak! To doskonały patent na wygranie wyborów na Czukotce. Abramowicz wiele zrobił dobrego, rządził w latach 2000 – 2008. Rządził w swoisty sposób – rzadko tam przebywał; czynili to jego pełnomocnicy. On sam wolał brylować na salonach w Londynie; kupił klub piłkarski Chelsea i stał się niezmiernie popularny. Ale Czukotki nie zaniedbywał.
Dzisiaj, po latach ZSRR i następnych klęsk cywilizacyjnych wszystko zostało przewrócone do góry nogami. Maciej Cuske doskonale to opisał. Czukcze odeszli już od wielu dawnych praktyk ale pozostali przy polowaniach na wieloryby, morsy i foki. To mają we krwi. Niestety, nowoczesna cywilizacja przyszła do nich w marnej postaci. W sklepach pustki, towarów jak na lekarstwo, wiele artykułów żywnościowych przeterminowanych etc. Ktoś robi na tym świetny interes a mieszkańcy nie mają innego wyboru jak kupować co tylko przypłynie statkami. Wódki oczywiście nie brakuje. Młodzież jest już nowoczesna, tańczy i się bawi w rytm popularnej muzyki. Szkoły są zadbane, władze dbają o edukację. Tylko problem – co po szkole? Gdzie iść do pracy a może wyjechać w głąb Rosji? Ale gdzie tam się zaczepić nie mając krewnych? I jak żyć wśród Rosjan, którzy z wyższością wyrażają się o Czukczach i często kpią z nich? Sytuacja bez wyjścia. Dlatego nastąpiło smutne zjawisko – wiele ludzi popełnia samobójstwo. To prawdziwa plaga.
Maciej Cuske z ogromnym wyczuciem postępował w relacjach z Czukczami. Starał się widzieć wśród nich cechy pozytywne a nie tylko negatywne jak kolonizatorzy różnej maści, szczególnie Anglosasi. Starał się być przyjacielski, szukać nici porozumienia, potrafił dzielić się skromnym jedzeniem. Daleko mu do pychy wspomnianych kolonizatorów. Jakże inna jest jego postawa w porównaniu z innymi Europejczykami – Niemcami.
Notuje: Niedaleko brzegu ujrzeliśmy nowoczesny pasażerski statek. Wysiadło zeń kilkudziesięciu niemieckich turystów… ciekawscy fotografowali wszystko dookoła. Zostali zaproszeni do domu kultury...Gospodarze starali się zrobić na gościach z daleka, jak najlepsze wrażenie. Spotkanie rozpoczęli od tradycyjnych tańców przy dźwiękach bębnów...opowiadali, przy pomocy tłumacza o swej krainie, śpiewali. Na koniec zaproszono Niemców do stołu na skromny poczęstunek z możliwością zakupu pamiątek wykonanych ręcznie ze skór i kości morsa. Niemcy szczerzyli zęby w uśmiechu ale nic nie kupili i wrócili na statek.
Co za poruta dla biednych Czukczów! Jakże inaczej zachowywał się Maciej Cuske, bądź co bądź nasz reprezentant! Pozwoliło mu zdobyć w ten sposób przyjaciół, także dla Polski i mógł bez specjalnych trudności nakręcić dokument filmowy o nazwie Wieloryb z Lorino, który zdobył wiele nagród na poważnych festiwalach i konkursach filmowych.
Autor przyznaje: ze wszystkich nagród pozwolę sobie przypomnieć jedną: nagrodę wielki Złoty Kruk na Międzynarodowym Festiwalu Golden Raven w Anadyrze na Czukotce. Piękna statuetka wykonana z kła morsa przybyła do mnie na tydzień przed rozpoczęciem wojny (chodzi o wojnę z Ukrainą rozpoczęta 24 lutego 2022 – przyp. mój). Jest dla mnie ważna, świadczy o tym, że chyba nie skrzywdziłem swych bohaterów i że mieszkańcy Czukotki przyjęli moją wizję ich świata.
Ja ze swej strony dodam, że Czukotkę od Alaski dzielą raptem cztery kilometry na niewielkich wysepkach! Tak więc Rosja i USA są ...sąsiadami! Dzieli ich jednak bardzo wiele, łącznie z granicą czasu (południk 180). Kiedy na Czukotce jest już np. niedziela, to niedaleko na Alasce jest...sobota!
Maciej Cuske uraczył nas wspaniałą książką a także doskonałym filmem. Wiele można się nauczyć od niego a przede wszystkim odpowiedniej postawy wobec innych nacji.
Należy wspomnieć o dobrej inicjatywie Biblioteki Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki w Bydgoszczy. W jednej z jej filii, na tzw. Londynku zorganizowano spotkanie z autorem. To świetny pomysł pracujących tam pań: Anny Wilczyńskiej – Kubiak i Agnieszki Cesarz na ożywianie życia kulturalnego w zaniedbanej do niedawna dzielnicy. Biblioteki zaczynają być przybytkami kultury a nie tylko wypożyczalnią książek.
Gorąco zachęcam do lektury książki, podpartej świetnymi rysunkami Krzysztofa Gawronkiewicza.
Maciej Cuske, Wieloryb z Lorino. Zapiski z końca świata. Wydawnictwo kiolorOFFon Bydgoszcz 2022. ss. 74